, Już pałasz do pochew kładł, jako po wygranej. Lecz więcej się trzeba strzec zguby nienadzianej, Jako i nieboraka jego tam potkało, Bo gdy z ziemie chciał dźwignąć Kastorowe ciało, Z tyłu Polluks oszczepem, gdzie żebro przyległo, Przebił go, aż na wylot żelazo przebiegło. Padł tamże na Kastorze, śmierć go zamroczyła. Wtym Idas i z nim jego drużyna skoczyła Do Polluksa i wnet go mieczmi okrywali; A słudzy Polluksowi odpór im dawali Za panem swym. Z obu stron wielkie zamieszanie Poczęło być i rany, i krwie rozlewanie. Aż Jupiter dekret swój uczynił na niebie I natychmiast musiał być koniec tej potrzebie. Bo zaraz deszczem na
, Już pałasz do pochew kładł, jako po wygranej. Lecz więcej się trzeba strzec zguby nienadzianej, Jako i nieboraka jego tam potkało, Bo gdy z ziemie chciał dźwignąć Kastorowe ciało, Z tyłu Polluks oszczepem, gdzie żebro przyległo, Przebił go, aż na wylot żelazo przebiegło. Padł tamże na Kastorze, śmierć go zamroczyła. Wtym Idas i z nim jego drużyna skoczyła Do Polluksa i wnet go mieczmi okrywali; A słudzy Polluksowi odpór im dawali Za panem swym. Z obu stron wielkie zamieszanie Poczęło być i rany, i krwie rozlewanie. Aż Iupiter dekret swój uczynił na niebie I natychmiast musiał być koniec tej potrzebie. Bo zaraz deszczem na
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 56
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
i mnie tu ku wzgardzie Znowu się ufunduje. Słuchaj ty bastardzie/ Nie już więcej Syny mój/ marny/ niecnotliwy/ Idź/ dowiedz się przynamniej co to tam za dziwy/ Bo jeśli tak/ jako być niepochybnie tuszę; Ale się niepokazuj i ty mi na oczy. Co wyrzekszy/ na niego srogo się zamroczy/ I gniew w twarzy pokaże. A on tej godziny Wzbiwszy się pod obłoki. Jako Paskwaliny, Zajźrzy w oknie siedzącej. Ona się monstruje/ I przed wszytkim zgarnionym miastem prezentuje Z jego ową armatą przez się zwojowaną/ I łukiem/ i cięciwą na troje spadaną/ Niezmiernie się żasmuci. A Matce nieśmiejąc Tego
y mnie tu ku wzgárdzie Znowu się vfunduie. Słuchay ty bástárdzie/ Nie iuż więcey Syny moy/ márny/ niecnotliwy/ Idź/ dowiedz się przynamniey co to tám zá dziwy/ Bo ieżli ták/ iáko bydź niepochybnie tuszę; Ale się niepokázuy y ty mi ná oczy. Co wyrzekszy/ ná niego srogo się zámroczy/ Y gniew w twarzy pokaże. A on tey godziny Wzbiwszy się pod obłoki. Iáko Pásquáliny, Zayźrzy w oknie siedzącey. Oná się monstruie/ Y przed wszytkim zgárnionym miástem prezentuie Z iego ową ármatą przez się zwoiowáną/ Y łukiem/ y cięciwą ná troie spádáną/ Niezmiernie się żásmuci. A Mátce nieśmieiąc Tego
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 121
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
Telemachus nie wyrosły z dzieci. Z którym i niewiem, co się dotąd dzieje, I bodaj kędy w zdradne nie wpadł knieje, Gdy do Pylonu, bez naszej się woli Z uporem wszystkich wybrał tobie gwoli. Jemu Bogowie niech żyć poty dadzą, Aby gdy Parki, nas oboje zgładzą, I śmiertelności wyrok się zamroczy, I tobie, i mnie współ pozwierał oczy. Tego i skotak, tego Ochmistrzyni, I pastuch życzy, co pilnuje świni, Bo stary Ociec, co go trzyma łoże, Wpuł nieprzyjaznych, rządu mieć nie zmoże. Syn Telemachus, byle pożył, snadnie Temu wszystkiemu bez pochyby zwładnie; Teraz go było trzeba
Telemáchus nie wyrosły z dźieći. Z ktorym y niewiem, co się dotąd dźieie, Y bodáy kędy w zdradne nie wpádł knieie, Gdy do Pylonu, bez nászey się woli Z uporem wszystkich wybrał tobie gwoli. Iemu Bogowie niech żyć poty dádzą, Aby gdy Parki, nas oboie zgłádzą, Y śmiertelnośći wyrok się zámroczy, Y tobie, y mnie wspoł pozwierał oczy. Tego y skotak, tego Ochmistrzyni, Y pástuch życzy, co pilnuie świni, Bo stáry Oćiec, co go trzyma łoże, Wpuł nieprzyjaznych, rządu mieć nie zmoże. Syn Telemáchus, byle pożył, snádnie Temu wszystkiemu bez pochyby zwładnie; Teraz go było trzebá
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 10
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Acz doznać jego niechcę wszechmocności, Żebym stłumiony nie był od wielkości. Dar łaski jego niech mi będzie dany, A sprawa moja przyjdzie do wygrany, Bo choć do Słońca, obrócę się wschodu, Nieznajdę szladu, ani jego chodu, Choć też na zachód wykieruję oczy, W pojęciu jego zmysł mię mój zamroczy. Jeżeli udam, ku lewej się stronie, Dopieroż moje nie ujrżą go skronie, Jeźli na prawą obejrżę się kolej, I tam go według mej nieścignę wolej. A on z tym wszytkim zna moje załogi, Zna ścieżki, szlaki, przechody, i drogi; Wie, co zac moja na świecie robota
Acz doznáć iego niechcę wszechmocnośći, Zebym ztłumiony nie był od wielkośći. Dar łaski iego niech mi będźie dany, A spráwa moiá przyidźie do wygrány, Bo choć do Słońcá, obrocę się wschodu, Nieznaydę szladu, ani iego chodu, Choć też ná zachod wykieruię oczy, W poięćiu iego zmysł mię moy zamroczy. Ieżeli udam, ku lewey się stronie, Dopieroż moie nie uyrżą go skronie, Ieźli ná práwą obeyrżę się koley, I tám go według mey nieśćignę woley. A on z tym wszytkim zna moie załogi, Zna śćieszki, szlaki, przechody, i drogi; Wie, co zac moiá ná świećie robotá
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 85
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
twoja suknia Królu na dżdżu stąpi, Niżeli BÓG DAWIDA opuści, odstąpi. Nagłym ciągnieniem żołnierz, niewczasem przejęty Śpi, dopadszy Sałaszu, jak Baran zarznięty. Nie pytaj: czy straż gęsta Pana swego strzeże, Dobrze że kto w Namiocie Króla niezarzeże. Który o swoję czujność zakładał się targiem Z różnemi, sam najpierwej zamroczon letargiem. Przegrał zakład, sam sobie słowa nie dotrzymał,
Bo siedząc w Krześle, a już snem zmorzony drzmymał. Wszedł DAWID śmiele w Namiot, z Abizaim sługą Swoim, stał nad Królewskim łóżkiem chwilę długą. Wszyscy śpią, żaden nie da do ocknienia znaku, Czy im kto dał Opium, czy dał najeść maku
twoia suknia Krolu ná dżdżu stąpi, Niżeli BOG DAWIDA opuści, odstąpi. Nágłym ciągnieniem żołnierz, niewczasem przeięty Spi, dopádszy Sałaszu, iák Báran zárznięty. Nie pytay: czy straż gęsta Pana swego strzeże, Dobrze że kto w Námiocie Krola niezarzeże. Ktory o swoię czuyność zákłádał się tárgiem Z rożnemi, sám náypierwey zámroczon letárgiem. Przegrał zákład, sam sobie słowa nie dotrzymał,
Bo siedząc w Krześle, á już snem zmorzony drzmymał. Wszedł DAWID śmiele w Námiot, z Abizáim sługą Swoim, stał nád Krolewskim łożkiem chwilę długą. Wszyscy śpią, żaden nie da do ocknięnia znáku, Czy im kto dał Opium, czy dał naieść maku
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 55
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
drugiemi zabójcy na gardło w sekwestrze. Otoż wskórał nowiniarz, tanio przedał mydło, Lepiej było paść w polu nierogate bydło. Rozumiał że podchlebstwem, i tym co nakłamał, Przysłuży się, aż on Bik, kwantytatem złamał. Bo Saul pełen ran będąc z śmiercią wojnę toczył. Gdy mu czas siłę odjął oczy mgłą zamroczył. Nieczekając do końca miecz wziąwszy po cichu, Uprzedził śmierć, bo zginął z własnej ręki sztychu. Któż opowie ustami, kto piórem opisze Zal DAWIDÓW, kto serce Jego pokołysze. Rozkwilone, jak małej dzieciny pierś sącej, Głosem żałosnym rzewno i długo płaczącej. Szaty podarł na sobie, twarz do krwie podrapał,
drugiemi záboycy ná gárdło w sekwestrze. Otoż wskorał nowiniarz, tánio przedał mydło, Lepiey było paść w polu nierogáte bydło. Rozumiał że podchlebstwem, y tym co nákłamał, Przysłuży się, aż on Bik, kwantytatem złámał. Bo Saul pełen ran będąc z śmiercią woynę toczył. Gdy mu czas siłę odiął oczy mgłą zámroczył. Nieczekaiąc do końca miecz wziąwszy po cichu, Uprzedził śmierć, bo zginął z włásney ręki sztychu. Ktoż opowie ustámi, kto piorem opisze Zál DAWIDOW, kto serce Jego pokołysze. Rozkwilone, iák máłey dzieciny pierś sącey, Głosem żałosnym rzewno y długo płáczącey. Sżáty podárł ná sobie, twárz do krwie podrápał,
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 75
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
fortuna potura, W Bogu i w szabli polskiej ufa, że się dopnie, Skąd wypadł, i dziadowskie odziedziczy stopnie. Widząc, że bez nadzieje powrotu nie tonie Co dzień w morzu głębokim ogniogrzywe słonie; Bo skoro noc zwyczajnej dopędzi koleje, Znowu świeci i skryte wyjawia złodzieje, I nie tak go grubych chmur zamroczą kałduny, Gdy śród dnia ciągną na świat, grom, grad, lić, pioruny, Żeby się zaś z burego wydarszy ołowu, Nie miało złotą lampą pałać jako znowu. Nie zawsze się ćmi ani płomieniste puchy Zawsze mu czarny księżyc zarzuca makuchy, Wydrze się zaraz siostrze, a po sferze modrej Pędzi w zupełnym
fortuna potura, W Bogu i w szabli polskiej ufa, że się dopnie, Skąd wypadł, i dziadowskie odziedziczy stopnie. Widząc, że bez nadzieje powrotu nie tonie Co dzień w morzu głębokim ogniogrzywe słonie; Bo skoro noc zwyczajnej dopędzi koleje, Znowu świeci i skryte wyjawia złodzieje, I nie tak go grubych chmur zamroczą kałduny, Gdy śród dnia ciągną na świat, grom, grad, lić, pioruny, Żeby się zaś z burego wydarszy ołowu, Nie miało złotą lampą pałać jako znowu. Nie zawsze się ćmi ani płomieniste puchy Zawsze mu czarny księżyc zarzuca makuchy, Wydrze się zaraz siestrze, a po sferze modréj Pędzi w zupełnym
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 75
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
Umilknąwszy oboje, kto przemówi wprzódy, Ten drzwi zamknie. Pachołek w owym czesie, młody, A drogi niewiadomy, imo ich dom bieży; Chcąc pytać, wnidzie, ali dwoje ludzi leży I gdy na nich dowołać nie może się słowa, Pomaca piersi ręką; aż tam białagłowa Nieszpetna, bo się jeszcze nie barzo zamroczy. Cóż, kiedy mu potuszy, chyżo się roztroczy I odprawiwszy wzajem z nią swe komplementy, Wsiada na koń, pilnując drogi przedsięwziętej. Tu żona, jako kura po zniesionym jaju, Pocznie męża waszmościać: „Ty psie, ty hultaju, Dać sobie żonę zgwałcić, ani wiedzieć komu, A co gorsza, że
Umilknąwszy oboje, kto przemówi wprzódy, Ten drzwi zamknie. Pachołek w owym czesie, młody, A drogi niewiadomy, imo ich dom bieży; Chcąc pytać, wnidzie, ali dwoje ludzi leży I gdy na nich dowołać nie może się słowa, Pomaca piersi ręką; aż tam białagłowa Nieszpetna, bo się jeszcze nie barzo zamroczy. Cóż, kiedy mu potuszy, chyżo się roztroczy I odprawiwszy wzajem z nią swe komplementy, Wsiada na koń, pilnując drogi przedsięwziętej. Tu żona, jako kura po zniesionym jaju, Pocznie męża waszmościać: „Ty psie, ty hultaju, Dać sobie żonę zgwałcić, ani wiedzieć komu, A co gorsza, że
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 350
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987