Krótką chwilę szalonej wesołości mojej Cały rok uspokoił, jeśli uspokoi. 20 (N). TREFUNEK
Przyjechał do szlachcica młodzieniec w zaloty; Igrając z panną, w gębę włożył łańcuch złoty, I gdy jej coś za sekret chce szeptać do ucha, Trefunkiem mu się wemknął łańcuszek do brzucha. Więc skoro czas odjazdu i rydwan zaprzęgą, Prosi ociec o klejnot i żeby się wstęgą Kontentował: „Bo nie mam księżną — rzecze — córki, Żeby miała łańcuchy dawać na faworki. Mają uczciwe żarty swe miejsce bez szkody, Złoto brać i u większych panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać
Krótką chwilę szalonej wesołości mojej Cały rok uspokoił, jeśli uspokoi. 20 (N). TREFUNEK
Przyjechał do szlachcica młodzieniec w zaloty; Igrając z panną, w gębę włożył łańcuch złoty, I gdy jej coś za sekret chce szeptać do ucha, Trefunkiem mu się wemknął łańcuszek do brzucha. Więc skoro czas odjazdu i rydwan zaprzęgą, Prosi ociec o klejnot i żeby się wstęgą Kontentował: „Bo nie mam księżną — rzecze — corki, Żeby miała łańcuchy dawać na faworki. Mają uczciwe żarty swe miejsce bez szkody, Złoto brać i u większych panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 20
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, bo jej krzywda będzie.” „Moja — rzecze — niech czeka tyle lat bez mała, Aza się jej dostanie, ile ta czekała.” Nazajutrz on, co wszytkie białegłowy straszył, Jakoby go okarał, jakby owałaszył, Siedzi niezwyczajnymi strudzony niewczasy; A pani wstawszy prosi, żeby do kolasy Na bliski jarmark zaprząc swoich kazał koni: „Przedam — rzecze — tę drugą, kiedy wam nic po niej.” „Moja — odpowie chyżo — po dzisiejszej próbie, Jeśli się kupiec trafi, przedajcież i obie.” 401. KSIĄDZ DOKTOR
Pan odjechał, a pani, chora paraliżem, Prosi, żeby do niej ksiądz w
, bo jej krzywda będzie.” „Moja — rzecze — niech czeka tyle lat bez mała, Aza się jej dostanie, ile ta czekała.” Nazajutrz on, co wszytkie białegłowy straszył, Jakoby go okarał, jakby owałaszył, Siedzi niezwyczajnymi strudzony niewczasy; A pani wstawszy prosi, żeby do kolasy Na bliski jarmark zaprząc swoich kazał koni: „Przedam — rzecze — tę drugą, kiedy wam nic po niej.” „Moja — odpowie chyżo — po dzisiejszej próbie, Jeśli się kupiec trafi, przedajcież i obie.” 401. KSIĄDZ DOKTOR
Pan odjechał, a pani, chora paraliżem, Prosi, żeby do niej ksiądz w
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 358
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, wziął w areszt konie jego i samego politycznie kazał pilnować. Ten doktor barzo
sobie przykrzył te bawienie się i polityczny areszt. Na resztę zwierzył mi się, że chce uciekać. Miałem nad nim kompasją i tak, gdy konie jego do wody dla napojenia prowadził człek jego, on zaraz do kolaski swojej kazał je zaprząc i wsiadłszy wyjeżdżał nad wieczór. Dogonił go podkoniuszy książęcy piechotą, porwał za lejce, tymczasem ja umyślnie nadjechałem, że podkoniuszy, zawstydziwszy się mnie, puścił go. Zabiegł jeszcze doktor do Żyda Szymona, faworyta książęcego, dla pożegnania go i ja tamże jechałem. Żyd zmięszawszy się, a nie śmiejąc go przy
, wziął w areszt konie jego i samego politycznie kazał pilnować. Ten doktor barzo
sobie przykrzył te bawienie się i polityczny areszt. Na resztę zwierzył mi się, że chce uciekać. Miałem nad nim kompasją i tak, gdy konie jego do wody dla napojenia prowadził człek jego, on zaraz do kolaski swojej kazał je zaprząc i wsiadłszy wyjeżdżał nad wieczór. Dogonił go podkoniuszy książęcy piechotą, porwał za lejce, tymczasem ja umyślnie nadjechałem, że podkoniuszy, zawstydziwszy się mnie, puścił go. Zabiegł jeszcze doktor do Żyda Szymona, faworyta książęcego, dla pożegnania go i ja tamże jechałem. Żyd zmięszawszy się, a nie śmiejąc go przy
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 252
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
swojej, aby ognia dawali. Deputaci —przyjaciele księcia kanclerza — w ostatnim strachu byli. Chcieli oknami uciekać, ale ich nie puszczono.
W tym tumulcie Wojciech Paszkowski, trzeźwy zawsze, dekret mój ze stołu wziąwszy schował. Potem deputaci zaczęli do nóg padać księciu, suplikując, aby im pozwolił odjechać. Książę tedy kazał zaprząc karetę swoję sześcią ogierami izabelowymi, dziwnie złymi, tak dalece, że niektórym koniom kagańce żelazne na gęby kładli, ażeby się nie gryźli. Gdy zatem czterech czy piąciu deputatów — przyjaciół księcia kanclerza — wsiadło do karety, książę kazał stangretowi i forysiowi zsieść, a konie, tak złośliwe ogiery, puścić wolno, biczami trzaskać
swojej, aby ognia dawali. Deputaci —przyjaciele księcia kanclerza — w ostatnim strachu byli. Chcieli oknami uciekać, ale ich nie puszczono.
W tym tumulcie Wojciech Paszkowski, trzeźwy zawsze, dekret mój ze stołu wziąwszy schował. Potem deputaci zaczęli do nóg padać księciu, suplikując, aby im pozwolił odjechać. Książę tedy kazał zaprząc karetę swoję sześcią ogierami izabelowymi, dziwnie złymi, tak dalece, że niektórym koniom kagańce żelazne na gęby kładli, ażeby się nie gryźli. Gdy zatem czterech czy piąciu deputatów — przyjaciół księcia kanclerza — wsiadło do karety, książę kazał stangretowi i forysiowi zsieść, a konie, tak złośliwe ogiery, puścić wolno, biczami trzaskać
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 598
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
tedy Szelutta, cześnik rzeczycki, marszałek dworu księcia kanclerza, i wyraźnie kazał mu do nas do Garbowa jechać, i zapraszać na wieczerzę; że nas dobrze zna, gdyż jest Brześcianin, Laskowski nazywający się. Nie mogliśmy pojąć tej tajemnicy. Z tym wszystkim rezolwowaliśmy się jechać na tę wieczerzę i kazawszy prędko kolaskę zaprząc, pojechaliśmy.
Gdy przyjechaliśmy do Przybysławic i weszliśmy na pokoje, zastaliśmy, że już stoły z sali wynoszą po wieczerzy. Wyszedł do nas z pokoju księżnej Sosnowski i powiedział, że towarzysz omylił się, że po niego był posłany, a on nas zaprosił. Opowiedaliśmy, jak tego towarzysza egzaminowali
tedy Szelutta, cześnik rzeczycki, marszałek dworu księcia kanclerza, i wyraźnie kazał mu do nas do Garbowa jechać, i zapraszać na wieczerzę; że nas dobrze zna, gdyż jest Brześcianin, Laskowski nazywający się. Nie mogliśmy pojąć tej tajemnicy. Z tym wszystkim rezolwowaliśmy się jechać na tę wieczerzę i kazawszy prędko kolaskę zaprząc, pojechaliśmy.
Gdy przyjechaliśmy do Przybysławic i weszliśmy na pokoje, zastaliśmy, że już stoły z sali wynoszą po wieczerzy. Wyszedł do nas z pokoju księżnej Sosnowski i powiedział, że towarzysz omylił się, że po niego był posłany, a on nas zaprosił. Opowiedaliśmy, jak tego towarzysza egzaminowali
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 705
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
im. kanclerzowi, o które serio instabat, nie podpisze, udał się do królowej im. Za tą instancyją zaraz król im. uczynił cum ea conditione, że z większych wakansów ma nadgrodzić j.k.m. pierwszym godnych respektu instancjom. Die 29 maji
I dziś król im. rano wstał, kolaskę sobie zaprząc kazał parą koni do łasa, tam sam chodził z budowniczym upatrując drzewa do budowania sposobnego. Tak długo bawił się, póki słońce nie dokuczało, potem trochę po ogrodzie chodził. Obiad zjadłszy w pole pojachał z królewiczami ichm. i do samego wieczora onym się zabawiał objeżdżając przy tym różne folwarki.
Lipków piąciu przyprowadzono tych,
jm. kanclerzowi, o które serio instabat, nie podpisze, udał się do królowej jm. Za tą instancyją zaraz król jm. uczynił cum ea conditione, że z większych wakansów ma nadgrodzić j.k.m. pierwszym godnych respektu instancyjom. Die 29 maii
I dziś król jm. rano wstał, kolaskę sobie zaprząc kazał parą koni do łasa, tam sam chodził z budowniczym upatrując drzewa do budowania sposobnego. Tak długo bawił się, póki słońce nie dokuczało, potem trochę po ogrodzie chodził. Obiad zjadłszy w pole pojachał z królewicami ichm. i do samego wieczora onym się zabawiał objeżdżając przy tym różne folwarki.
Lipków piąciu przyprowadzono tych,
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 133
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
łeb uderzywszy pojechał na stronę Recordatio Probitatis Electus Michael
Wprowadzilismy go tedy do koła szczęśliwie tam dopiro Gratulationes tam dopiro pociecha dobrych a smutek złych.
Czynił ci Arcybiskup te Ceremonie co do jego Urzędu należały i jako to Circa Inaugurationem, i winszych gratiarum actionis po kościołach Cyrkumstancjach ale ziakim sercem ziaką ochotą! Właśnie kiedy owo Wilka zaprzęgą do pługa i kazą mu gwałtem orać Co wybuchnęło potym in Publicum co z dobrym Panem robili zadziwy, Otym się niżej napisze.
Nazajutrz zaraz był król kilką Milionów droższy, tak wiele mu nadano podarunków karet, Cugów, Obiciów, Sreber, i różnych splendorów. Nawet sami posłowie tych Książąt którzy o koronę konkurowali dawali
łeb uderzywszy poiechał na stronę Recordatio Probitatis Electus Michael
Wprowadzilismy go tedy do koła szczęsliwie tam dopiro Gratulationes tam dopiro pociecha dobrych a smutek złych.
Czynił ci Arcybiskup te Ceremonie co do iego Urzędu nalezały y iako to Circa Inaugurationem, y winszych gratiarum actionis po kosciołach Cyrkumstancyiach ale ziakim sercem ziaką ochotą! Własnie kiedy owo Wilka zaprzęgą do pługa y kazą mu gwałtem orać Co wybuchnęło potym in Publicum co z dobrym Panem robili zadziwy, Otym się nizey napisze.
Nazaiutrz zaraz był krol kilką Millionow droszszy, tak wiele mu nadano podarunkow karet, Cugow, Obiciow, Sreber, y roznych splendorow. Nawet sami posłowie tych Xiąząt ktorzy o koronę konkurrowali dawali
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 233v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
; A on ledwie arendą wyżywi z czeladzią. Toż skoro z cudzej wioski przyszło czynić rugi, Co gorsza, nie masz za co arendować drugiej, Ba, jeszcze dłużen ludziom, bo te aksamity I te splendece więcej bierał na kredyty — Aż śnieg za przesileniem pocznie tajać mrozu: Nie do karoce, nie masz co zaprząc do wozu. Frezów połowa zdechło, połowa, jak haki, Ledwie by szor uniosły, uciągnęły taki. Poszły diamentowe do Hebreów spinki, Z nóg portki aksamitne, z grzbietu rysie cynki; I one pon di veni, one pon di pary Poszły z żony do Żydów kamienice szarej. Aż mój znowu do frochtu,
; A on ledwie arendą wyżywi z czeladzią. Toż skoro z cudzej wioski przyszło czynić rugi, Co gorsza, nie masz za co arendować drugiej, Ba, jeszcze dłużen ludziom, bo te aksamity I te splendece więcej bierał na kredyty — Aż śnieg za przesileniem pocznie tajać mrozu: Nie do karoce, nie masz co zaprząc do wozu. Frezów połowa zdechło, połowa, jak haki, Ledwie by szor uniosły, uciągnęły taki. Poszły dyjamentowe do Hebreów spinki, Z nóg portki aksamitne, z grzbietu rysie cynki; I one pon di veni, one pon di pary Poszły z żony do Żydów kamienice szarej. Aż mój znowu do frochtu,
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 57
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
swoim, skoro jedno powódź przyszła i ten był naprawdziwszy nurek. Kiedy mu stara żona umarła, pożądał sobie drugiej młodej we zborze w małżeństwo i oddał się z nią. Ta iż młoda była białagłowa, do tego w dostatku, kiedy się jej trafiło jechać do miasta, zwłaszcza we złą drogę, to jej pan kazał zaprząc parę wołów do woza, awo jakoby ją wstyd było patrząc, ano drugie końmi wiozą, a onę jako knój na pole wołmi. Nie mogła wytrwać, wymówiła to mężowi swemu, że żadna chrystyjanka wołmi nie jeździ do zboru, tylko ja. Na to jej odpowiedział: - ,,Nie wiedzą o Piśmie, mieła
swoim, skoro jedno powódź przyszła i ten był naprawdziwszy nurek. Kiedy mu stara żona umarła, pożądał sobie drugiej młodej we zborze w małżeństwo i oddał sie z nią. Ta iż młoda była białagłowa, do tego w dostatku, kiedy sie jej trafiło jechać do miasta, zwłaszcza we złą drogę, to jej pan kazał zaprząc parę wołów do woza, awo jakoby ją wstyd było patrząc, ano drugie końmi wiozą, a onę jako knój na pole wołmi. Nie mogła wytrwać, wymówiła to mężowi swemu, że żadna chrystyjanka wołmi nie jeździ do zboru, tylko ja. Na to jej odpowiedział: - ,,Nie wiedzą o Piśmie, mieła
Skrót tekstu: ApenZawKontr
Strona: 334
Tytuł:
Apendix albo zawieszenie
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1615
Data wydania (nie wcześniej niż):
1615
Data wydania (nie później niż):
1615
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968