Ale pość musi: takim Magnes czynem/ Mknie za żelażem/ zdziebło za burztynem. Acz się pierwszej lęka proby/ Gdy Panieństwa zbyć ozdoby.
Leć ty Królowa/ chciej się wstawić za nią/ Tyś jest w tym razie kochających Panią. Dzisiaj grzeczny Kawalerze/ Twe staranie skutek bierze.
Gdy z tą Dziewoją jak zgaszą pochodnie/ Noc tę szczęśliwą przepędzicie zgodnie. Tyś jej głową. A zaś ona Luba głowie twej Korona.
I co się mocą Sakramentu stało/ Luboście dwoje/ przecię jedno ciało. Więc wszedszy wligę społeczną/ Trzymajcie przyjaśń stateczną.
Żeby z was późni Potomkowie pośli/ Z cnego cnotliwe pniaka latorośli
Ale pość muśi: tákim Mágnes czynem/ Mknie zá żeláżem/ zdźiebło zá burztynęm. Acz się pierwszey lęka proby/ Gdy Pánieństwá zbydź ozdoby.
Leć ty Krolowá/ chćiey się wstáwić zá nią/ Tyś iest w tym raźie kocháiących Pánią. Dźiśiay grzeczny Kawálerze/ Twe staranie skutek bierze.
Gdy z tą Dźiewoią iák zgaszą pochodnie/ Noc tę szczęśliwą przepędźićie zgodnie. Tyś iey głową. A záś oná Luba głowie twey Koroná.
Y co się mocą Sákrámentu stało/ Lubośćie dwoie/ przećię iedno ćiáło. Więc wszedszy wligę społeczną/ Trzymayćie przyiaśń státeczną.
Zeby z was poźni Potomkowie pośli/ Z cnego cnotliwe pniaká látorosli
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 165
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Szafuje dobry Wszytko dając Jagnie/ A ona duszka: Datku Staruszka Takiego niepragnie. Co jej po Wioskach? Gdy żywot wtroskach Ma wieść i wkłopocie/ Stary kochanku/ Niechcę Przywianku Fraszka dożywocie. Nic tu nie będzie Choć Orland gędzie/ I Balcerek nuci/ Dać stary musi Pokoj Jagusi/ Swe zgasiwszy chuci. Leć niech odnoszę Odpowiedz proszę/ Wzgarda z której miary. Iże niedragnie/ Przy młodej Jagnie/ Kiedy siędzie Stary. A nasze tąny I Marcypany/ I słuzebnym dary. Choć szumne były Nic niesprawiły Daremne ofiary. Wsiadajciesz w drogę Biorąc przestrogę Ze zle ciągnie w pługu. Wół karku mdłego Konia starego/
Száfuie dobry Wszytko daiąc Iágnie/ A oná duszká: Datku Stáruszká Tákiego nieprágnie. Co iey po Wioskách? Gdy zywot wtroskách Ma wieść y wkłopoćie/ Stáry kochánku/ Niechcę Przywianku Frászká dożywoćie. Nic tu nie będźie Choć Orlánd gędźie/ Y Bálcerek nući/ Dáć stáry muśi Pokoy Iágusi/ Swe zgáśiwszy chući. Leć niech odnoszę Odpowiedz proszę/ Wzgárdá z ktorey miáry. Iże niedrágnie/ Przy młodey Iágnie/ Kiedy śiędźie Stáry. A násze tąny Y Márcypany/ Y słuzebnym dáry. Choć szumne były Nic niespráwiły Dáremne offiáry. Wśiadayćiesz w drogę Biorąc przestrogę Ze zle ćiągnie w pługu. Woł kárku mdłego Koniá stárego/
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 172
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
, a jeśli nie pojrzysz wesołym Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem płomieniem przez okna wybucha (Próżno wtenczas gospodarz na ratunek woła, Cała gromada zgasić pożaru nie zdoła), Tak we mnie miłość długo potajemnie tlała, Teraz na wierzch przez obie oczy, okna ciała,
Łzami się pokazuje; wewnętrzne zapały Ten wilgotny dym pędzą i ten perz zetlaly. Próżno wołać ratunku, rozum nie pomoże, Twoja to sama łaska, Kasiu, zalać może. BOGINIE
Słusznie mówimy,
, a jeśli nie pojrzysz wesołem Okiem, w małej się chwili rozsypię popiołem; I jako kiedy lecie zajmie się przędziwo W piekarni lub w świetlicy, kiedy śpi co żywo, Samo się w sobie dusi, niż się ściana sucha Zajmie, potem płomieniem przez okna wybucha (Próżno wtenczas gospodarz na ratunek woła, Cała gromada zgasić pożaru nie zdoła), Tak we mnie miłość długo potajemnie tlała, Teraz na wierzch przez obie oczy, okna ciała,
Łzami się pokazuje; wewnętrzne zapały Ten wilgotny dym pędzą i ten perz zetlaly. Próżno wołać ratunku, rozum nie pomoże, Twoja to sama łaska, Kasiu, zalać może. BOGINIE
Słusznie mówimy,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
te kolory, Które tak zwiędło jak kwiat późnej pory; Ani cię mogę oczerstwić i łzami, Bo i te płyną zmieszane z ogniami. Pokaż mej pannie twe zbiedniałe liście, Że widząc, jako gładkość oczywiście Ginie, i że to trwałość klejnot rzadki, Da mi i owoc, a nie tylko kwiatki. DO KUPIDYNA
Zgasiłeś świecę, Kupido zuchwały, W sercu u Kasie-— ach, strach to niemały! Chcesz-li wetować, zaszedszy ją z boku Możesz zapalić pochodnią z jej wzroku; A gdy cię stamtąd odpędzą strażnicy, Wstyd i Poczciwość, do mnie po próżnicy Nie chodź, bo z serca wyniesiesz knot goły: Już tam
te kolory, Które tak zwiędło jak kwiat późnej pory; Ani cię mogę oczerstwić i łzami, Bo i te płyną zmieszane z ogniami. Pokaż mej pannie twe zbiedniałe liście, Że widząc, jako gładkość oczywiście Ginie, i że to trwałość klejnot rzadki, Da mi i owoc, a nie tylko kwiatki. DO KUPIDYNA
Zgasiłeś świecę, Kupido zuchwały, W sercu u Kasie-— ach, strach to niemały! Chcesz-li wetować, zaszedszy ją z boku Możesz zapalić pochodnią z jej wzroku; A gdy cię stamtąd odpędzą strażnicy, Wstyd i Poczciwość, do mnie po próżnicy Nie chodź, bo z serca wyniesiesz knot goły: Już tam
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 35
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
spalił w piaszczyste popioły. Świadczy i teraz piasek niestateczny, Że kto się kocha, ma niepokój wieczny. MIŁOŚĆ ZERWANA
Włos złoty, czarne oko, śmiech różany Już mię w powtórne nie wprawią trudności,
Kiedym szczęśliwie z pęt twych rozwiązany I miłość nowej pozwala wolności. Tyś węzeł twardo zerwała związany, Jam zgasił ogień, co mi suszył kości; Tak dla twej złości i z rozumu rady Już w doświadczone nie zapadnę zdrady.
Kochałem, prawda, i byłem stateczny, Póki-ć usługi moje wdzięczne były, I byłby był ten ogień pewnie wieczny, Gdybym ci sam był pojedynkiem miły; Ale że afekt
spalił w piaszczyste popioły. Świadczy i teraz piasek niestateczny, Że kto się kocha, ma niepokój wieczny. MIŁOŚĆ ZERWANA
Włos złoty, czarne oko, śmiech różany Już mię w powtórne nie wprawią trudności,
Kiedym szczęśliwie z pęt twych rozwiązany I miłość nowej pozwala wolności. Tyś węzeł twardo zerwała związany, Jam zgasił ogień, co mi suszył kości; Tak dla twej złości i z rozumu rady Już w doświadczone nie zapadnę zdrady.
Kochałem, prawda, i byłem stateczny, Póki-ć usługi moje wdzięczne były, I byłby był ten ogień pewnie wieczny, Gdybym ci sam był pojedynkiem miły; Ale że afekt
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 102
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przysiężonej tęczy Brew zacerklona za pogodę ręczy. Do tych wód jako jeleń upragniony Bieżał Kupido i kołczan złocony Złożywszy, strzałki hartował w tym zdroju I chwytał gębą krople w przykrym znoju. Potem zaś jako ptak przed niepogodą Kąpał się, płucząc skrzydełka tą wodą; I gdy się myje, gdy się nurza pod nią, Nieobyczajnie zgasił w niej pochodnią, Stąd w twoim płaczu takie są zapały, Żeby mógł spalić okrąg świata cały Albo piorunem straszyć, albo domy Siarką wywracać bezbożnej Sodomy. Kto widział, jako deszcze więc spadają, Które z błyskaniem złączone bywają, Kto doznał, jako, choć za szyję ciecze, Samymi dżdżami kanikuła piecze, Ten i
przysiężonej tęczy Brew zacerklona za pogodę ręczy. Do tych wód jako jeleń upragniony Bieżał Kupido i kołczan złocony Złożywszy, strzałki hartował w tym zdroju I chwytał gębą krople w przykrym znoju. Potem zaś jako ptak przed niepogodą Kąpał się, płucząc skrzydełka tą wodą; I gdy się myje, gdy się nurza pod nią, Nieobyczajnie zgasił w niej pochodnią, Stąd w twoim płaczu takie są zapały, Żeby mógł spalić okrąg świata cały Albo piorunem straszyć, albo domy Siarką wywracać bezbożnej Sodomy. Kto widział, jako deszcze więc spadają, Które z błyskaniem złączone bywają, Kto doznał, jako, choć za szyję ciecze, Samymi dżdżami kanikuła piecze, Ten i
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 179
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się wsteczą I wydałaś się, jak i ja, z swą rzeczą: Ociągasz się, to chcąc widzieć, jeżeli Jaśniej się Jaga niźli ty zabieli. Ach, ustąp, głupia, i jeżeli przydzie, Uchroń się własnej hańbie i ohydzie! Nie tak od słońca miesiąc, od księżyca Ty giniesz, jak cię zgasi ma dziewica. Ale nie wierzysz, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba.
się wsteczą I wydałaś się, jak i ja, z swą rzeczą: Ociągasz się, to chcąc widzieć, jeżeli Jaśniej się Jaga niźli ty zabieli. Ach, ustąp, głupia, i jeżeli przydzie, Uchroń się własnej hańbie i ohydzie! Nie tak od słońca miesiąc, od księżyca Ty giniesz, jak cię zgasi ma dziewica. Ale nie wierzysz, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba.
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 253
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, I rany, które jednaż daje i zawiera! Jam nie był na tych godach i końca nie chciano Słuchać, a cóż mi myślić o lekarstwie miano: Łacniej bym był dwóch dębów przychylił ku ziemi I, nowy Aleksander, rozdarł Bessa niemi, Niźli tej dziewki srogość schylił ku swej stronie Albo swój zapał zgasił w jej rozdartym łonie, Jak Bałkan jaki śnieżny albo skamieniała Niobe, tak była na me prośby zatwardziała. Wszytkie zawody na ten pożytek mi wyszły, Jako gdybym był posiał pszenicę wśród Wisły I na piasku nielekką zbudował fabrykę Lub zalotną do skały prawił retorykę; I obojeśmy prawie sobie stateczności
Dotrzymali: w niełasce ona
, I rany, które jednaż daje i zawiera! Jam nie był na tych godach i końca nie chciano Słuchać, a cóż mi myślić o lekarstwie miano: Łacniej bym był dwóch dębów przychylił ku ziemi I, nowy Aleksander, rozdarł Bessa niemi, Niźli tej dziewki srogość schylił ku swej stronie Albo swój zapał zgasił w jej rozdartym łonie, Jak Bałkan jaki śnieżny albo skamieniała Niobe, tak była na me prośby zatwardziała. Wszytkie zawody na ten pożytek mi wyszły, Jako gdybym był posiał pszenicę wśród Wisły I na piasku nielekką zbudował fabrykę Lub zalotną do skały prawił retorykę; I obojeśmy prawie sobie stateczności
Dotrzymali: w niełasce ona
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 324
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
a potem nakielskie Konferował starostwo, toż na przyjacielskie Wylawszy się usługi, żadnych jednak nigdy Publik nie omieszkając, na ślepe Charybdy Śmierci napadł okrutnej, a (w czem gwałt człowieku) W niedojrzałym i ledwie połowicy wieku. Ale jeszcze niewcześniej i daleko raniej Trzeciego z nich Rachfała taż Awernu pani Nieużyta, tylko co zażgnąwszy zgasiła. Jemu wiosna dopiero piętnasta roniła Hiacynty na głowę, róże i fiołki, Czem między się świetnemi Febowemi pułki Udać miał Pierydomi (kto się spodzieje Kiedy zdrady!), w wysokie zatem rość nadzieje. Taki wschodzi Lucyfer, niż szumne swe konie Tytan z morza ochynie, taka twarz i skronie, Po których się gdy
a potem nakielskie Konferował starostwo, toż na przyjacielskie Wylawszy się usługi, żadnych jednak nigdy Publik nie omieszkając, na ślepe Charybdy Śmierci napadł okrutnej, a (w czem gwałt człowieku) W niedojrzałym i ledwie połowicy wieku. Ale jeszcze niewcześniej i daleko raniej Trzeciego z nich Rachfała taż Awernu pani Nieużyta, tylko co zażgnąwszy zgasiła. Jemu wiosna dopiero piętnasta roniła Hyacynty na głowę, róże i fiołki, Czem między się świetnemi Febowemi pułki Udać miał Pierydomi (kto się spodzieje Kiedy zdrady!), w wysokie zatem rość nadzieje. Taki wschodzi Lucyfer, niż szumne swe konie Tytan z morza ochynie, taka twarz i skronie, Po których się gdy
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 114
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
białegłowy: Nie dajcie się uwodzić miłośnikom słowy! By tylko taki dostał tego, czego żąda, Na Boga się, co wszytko widzi, nie ogląda, Przysięga, obietnice utwierdza klątwami, Które się po powietrzu roznoszą wiatrami.
VI.
Obietnice, przysięgi wszytkie uczynione Od wiatrów po powietrzu lecą rozprószone, Skoro swe miłośnicy pragnienie zgasili, Którem byli zagrzane żądze zapalili. Niechaj płaczą, niech proszą: wy nie dowierzajcie I ostrożniejsze z tego przykładu bywajcie. Szczęśliwy to, o piękna biała płci, co szkody Może się własnej ustrzec z inszego przygody!
VII.
Strzeżcie się - napominam - strzeżcie gładkiej młodzi, Której wiek z pierwszych kwiatów dopiero wychodzi:
białegłowy: Nie dajcie się uwodzić miłośnikom słowy! By tylko taki dostał tego, czego żąda, Na Boga się, co wszytko widzi, nie ogląda, Przysięga, obietnice utwierdza klątwami, Które się po powietrzu roznoszą wiatrami.
VI.
Obietnice, przysięgi wszytkie uczynione Od wiatrów po powietrzu lecą rozprószone, Skoro swe miłośnicy pragnienie zgasili, Którem byli zagrzane żądze zapalili. Niechaj płaczą, niech proszą: wy nie dowierzajcie I ostrożniejsze z tego przykładu bywajcie. Szczęśliwy to, o piękna biała płci, co szkody Może się własnej ustrzedz z inszego przygody!
VII.
Strzeżcie się - napominam - strzeżcie gładkiej młodzi, Której wiek z pierwszych kwiatów dopiero wychodzi:
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 198
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905