boty, których odbyt u człowieka prędki. Na sam glanc powierzchownej tylko patrząc skóry, Żonę bierzesz, szaleńcze? Obuwasz bot, który, Chociaż już zażywany, choć dziura ze spodu, Choć pełno sztuk plugawych i z tyłu, i z przodu, Nie wetknąwszy weń pierwej nogi ani ręki? Niech tam nie tylko zmarski, ale będą sęki, Niech cię trze, niech cię ciśnie, niech cię jak chce wierci, Musisz, nieboże, musisz chodzić w nim do śmierci, Choćbyć wrzody i dziury porobił na ciele, Choćby się skrzywił jako najbrzydsze kurpiele; Musisz szorować, łatać, musisz go chędożyć, Gdyś się, błaźnie
boty, których odbyt u człowieka prędki. Na sam glanc powierzchownej tylko patrząc skóry, Żonę bierzesz, szaleńcze? Obuwasz bot, który, Chociaż już zażywany, choć dziura ze spodu, Choć pełno sztuk plugawych i z tyłu, i z przodu, Nie wetknąwszy weń pierwej nogi ani ręki? Niech tam nie tylko zmarski, ale będą sęki, Niech cię trze, niech cię ciśnie, niech cię jak chce wierci, Musisz, nieboże, musisz chodzić w nim do śmierci, Choćbyć wrzody i dziury porobił na ciele, Choćby się skrzywił jako najbrzydsze kurpiele; Musisz szorować, łatać, musisz go chędożyć, Gdyś się, błaźnie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 97
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
miły Marcinie? Alboś nigdy nie widział szpakowatej świnie? Jednak żebym w tej mierze dogodził Waszeci, Nazwę koniem po włosie, a wieprzem po szczeci. 398 (N). STARY GOLEC W KOMENDY
Biorąc się na zaloty jeden stary wdowiec, Goli brodę; jakby też z twarzy zdjął pokrowiec, Który dotąd krył zmarski i jagody sine. Wzgardziła też nim młoda wdowa, mając inne. Więc ją znowu zapuści, ale nim oaroście,
To było w mięsopusty, umarł dziadek w poście. I nierychło postrzeże chudak, że pobrydził, Bo śmierci nie oszukał, wdowie się ohydził. Ach, trudnoż się to z grzybka przetworzyć na golca
miły Marcinie? Alboś nigdy nie widział szpakowatej świnie? Jednak żebym w tej mierze dogodził Waszeci, Nazwę koniem po włosie, a wieprzem po szczeci. 398 (N). STARY GOLEC W KOMENDY
Biorąc się na zaloty jeden stary wdowiec, Goli brodę; jakby też z twarzy zdjął pokrowiec, Który dotąd krył zmarski i jagody sine. Wzgardziła też nim młoda wdowa, mając ine. Więc ją znowu zapuści, ale nim oaroście,
To było w mięsopusty, umarł dziadek w poście. I nierychło postrzeże chudak, że pobrydził, Bo śmierci nie oszukał, wdowie się ohydził. Ach, trudnoż się to z grzybka przetworzyć na golca
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 170
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tylko dziś w pamięci była. Teraz na nią nie pomnisz, lecz przyjdzie czas taki, Któryć przypomni i mnie i mej chęci znaki. Przyjdzie a choćbyś z twardej stali serce miała, Przezdzięki będziesz na się zapłakać musiała. Kiedy ta, w którą dufasz, kwitnąca uroda Za laty skwapliwymi upłynie jak woda. Kiedy zmarski jak na nić zbiorą twarz zgrzybiałą, Kiedy i skronie srzeżą osypią się białą.
Kiedy ci, którym kwoli dzisia twoje chęci Kierują się, wypuszczą cię z płochej pamięci, Których to wszytkie myśli na tym zasadzone, Żeby tylko ich żądze były nasycone. Czego gdy dopną, miasto wdzięczności powinnej Doznasz po nich, upewniam,
tylko dziś w pamięci była. Teraz na nię nie pomnisz, lecz przyjdzie czas taki, Ktoryć przypomni i mnie i mej chęci znaki. Przyjdzie a choćbyś z twardej stali serce miała, Przezdzięki będziesz na się zapłakać musiała. Kiedy ta, w ktorą dufasz, kwitnąca uroda Za laty skwapliwymi upłynie jak woda. Kiedy zmarski jak na nić zbiorą twarz zgrzybiałą, Kiedy i skronie srzeżą osypią się białą.
Kiedy ci, ktorym kwoli dzisia twoje chęci Kierują się, wypuszczą cię z płochej pamięci, Ktorych to wszytkie myśli na tym zasadzone, Żeby tylko ich żądze były nasycone. Czego gdy dopną, miasto wdzięczności powinnej Doznasz po nich, upewniam,
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 250
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Białością przechodziły śniegi nieruszane, Miękkością świeże woski, ogniem rozgrzewane; Okrągłe piersi beły podobne do mleka, Które dopiero piękna wydoiła ręka, A wąskie zstępowało pole między niemi, Równie, jako doliny więc między małemi Pagórkami widziemy, pięknie położone, Śniegami, co dopiero spadły, napełnione.
LXIX.
Bok wydatny i żywot bez zmarski pięknemu Źwierciadłu beł podobien polerowanemu; Nogi białe zdały się, że były toczone Albo Fidiaszową ręką urobione. Milczę o innych członkach jej pięknego ciała, Które w on czas przed niemi darmo zakrywała; To samo tylko powiem, że w niej zgoła była Wszytkie doskonałości piękność zgromadziła.
LXX.
I by ją beł frygijski widział pasterz
Białością przechodziły śniegi nieruszane, Miękkością świeże woski, ogniem rozgrzewane; Okrągłe piersi beły podobne do mleka, Które dopiero piękna wydoiła ręka, A wązkie zstępowało pole między niemi, Równie, jako doliny więc między małemi Pagórkami widziemy, pięknie położone, Śniegami, co dopiero spadły, napełnione.
LXIX.
Bok wydatny i żywot bez zmarski pięknemu Źwierciadłu beł podobien polerowanemu; Nogi białe zdały się, że były toczone Albo Fidyaszową ręką urobione. Milczę o innych członkach jej pięknego ciała, Które w on czas przed niemi darmo zakrywała; To samo tylko powiem, że w niej zgoła była Wszytkie doskonałości piękność zgromadziła.
LXX.
I by ją beł frygijski widział pasterz
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 243
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, Właśnie tak, jakoby go żywo połknąć miało; Żaden, byle się tylko mógł wymknąć z ciasnego Boju, na przyjaciela nie czeka miłego. Jeznych strach opanował, w pieszych wielka trwoga, Nikt nie pyta, jeśli zła, jeśli dobra droga.
LXXXII.
Męstwo swoje w zwierciadło wszędzie wystawuje, Które każdą na duszy zmarskę ukazuje. Nikt się w niem nie chce przejźrzeć krom starca jednego, Któremu wiek krwie ujął, nie serca śmiałego. Ten w niem widział, że lepiej beło iść ochotnie Na śmierć uczciwą, niżli uciekać sromotnie. Król to beł z Norycjej, który z wielkiem gniewem Biegł przeciw Orlandowi z wymierzonem drzewem.
LXXXIII.
Prawda
, Właśnie tak, jakoby go żywo połknąć miało; Żaden, byle się tylko mógł wymknąć z ciasnego Boju, na przyjaciela nie czeka miłego. Jeznych strach opanował, w pieszych wielka trwoga, Nikt nie pyta, jeśli zła, jeśli dobra droga.
LXXXII.
Męstwo swoje w zwierciadło wszędzie wystawuje, Które każdą na duszy zmarskę ukazuje. Nikt się w niem nie chce przejźrzeć krom starca jednego, Któremu wiek krwie ujął, nie serca śmiałego. Ten w niem widział, że lepiej beło iść ochotnie Na śmierć uczciwą, niżli uciekać sromotnie. Król to beł z Norycyej, który z wielkiem gniewem Biegł przeciw Orlandowi z wymierzonem drzewem.
LXXXIII.
Prawda
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 269
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, póki wam maj służy I póki słońce oka w morze nie zamruży, Niech darmo satyrowie nie stoją pocześni: Jedne do instrumentów, a drugie do pieśni! I wam, i wam, żebyście wiedziały, panienki, Zbieżą lata, podrą się czerwone sukienki, Spadnie krasa, młodzieńskich w której oczu wabię, Aż zmarski, a bielidło nie pomoże babie. Dziś, przy wjeździe nowego starosty do Sącza, Sama nam materyją natura nastrąca. Ptaszęta się po kniejach wdzięcznym wabią pieniem, Wierę by szkoda trawić tego dnia milczeniem. TERPSICHORE
Kukułkem usłyszała, niedaleko kuka, Wabi samczyk samiczkę, ale ją oszuka. Znam cię, ptaszku, nie kukaj
, póki wam maj służy I póki słońce oka w morze nie zamruży, Niech darmo satyrowie nie stoją pocześni: Jedne do instrumentów, a drugie do pieśni! I wam, i wam, żebyście wiedziały, panienki, Zbieżą lata, podrą się czerwone sukienki, Spadnie krasa, młodzieńskich w której oczu wabię, Aż zmarski, a bielidło nie pomoże babie. Dziś, przy wjeździe nowego starosty do Sącza, Sama nam materyją natura nastrąca. Ptaszęta się po kniejach wdzięcznym wabią pieniem, Wierę by szkoda trawić tego dnia milczeniem. TERPSICHORE
Kukułkęm usłyszała, niedaleko kuka, Wabi samczyk samiczkę, ale ją oszuka. Znam cię, ptaszku, nie kukaj
Skrót tekstu: PotSielKuk_I
Strona: 113
Tytuł:
Sielanka
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, pomnieć o zlej sprawie.
Nasroższego zwierzęcia zrozumiesz naturę, Białejgłowie czart w sercu, drugi wlazł za skórę. Feminae naturam regere, omnino desperare est. Seneca. Zawsze radzę, dla pokus ba i dla obmowy, Każdy się strzeż w rozmowach starej białejgłowy.
Baby dżdżownice chłodzą czyli chłoszczą z szablą Oriona. Picze Helena zmarski w zwierciedle rachując. U rozkosznych białychgłów pan zawsze na leży.
Baron. An. Christi 1034. n. 4. Zoe, będąc ąoną Romana, cesarza pobożnego, rozmiłowała się Michała Złotniczka i, z nim grzesząc, męża otruła i zamordowała; a potym Złotniczka onego, za męża wziąwszy, cesarzem uczyniła.
Dociekł
, pomnieć o zlej sprawie.
Nasroższego zwierzęcia zrozumiesz naturę, Białejgłowie czart w sercu, drugi wlazł za skórę. Feminae naturam regere, omnino desperare est. Seneca. Zawsze radzę, dla pokus ba i dla obmowy, Każdy się strzeż w rozmowach starej białejgłowy.
Baby dżdżownice chłodzą czyli chłoszczą z szablą Oriona. Picze Helena zmarski w zwierciedle rachując. U rozkosznych białychgłów pan zawsze na lezy.
Baron. An. Christi 1034. n. 4. Zoe, będąc ąoną Romana, cesarza pobożnego, rozmiłowała się Michała Złotniczka i, z nim grzesząc, męża otruła i zamordowała; a potym Złotniczka onego, za męża wziąwszy, cesarzem uczyniła.
Dociekł
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 189
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
A małżeństwo nie barzo smaczne, gdy wiek słaby. Alkon Co mówisz? Musiałeś jej nie widzieć w tym czasie, Gdy suknią z aksamitem, gdy podwijkę na się Cienką, gdy pas szeroki weźmie z zanklem złotym. Perot Gdy ona sześć dziesiątków lat ma - a cóż po tym? Widziałem, gdy i zmarski z lica wymuskała, I z siwych włosów czarną głowę udziałała, A przedsię baba babą. Aż mi jej żal bywa: Naśmieszniejsza, gdy owo sobą pochutnywa, Gdy się otrząsa, właśnie by mucha z ukropu. Acz się ja nie mniej muszę dziwować i chłopu: Czym się to pęta, co w tym za smak
A małżeństwo nie barzo smaczne, gdy wiek słaby. Alkon Co mówisz? Musiałeś jej nie widzieć w tym czasie, Gdy suknią z aksamitem, gdy podwijkę na się Cienką, gdy pas szeroki weźmie z zanklem złotym. Perot Gdy ona sześć dziesiątków lat ma - a cóż po tym? Widziałem, gdy i zmarski z lica wymuskała, I z siwych włosów czarną głowę udziałała, A przedsię baba babą. Aż mi jej żal bywa: Naśmieszniejsza, gdy owo sobą pochutnywa, Gdy się otrząsa, właśnie by mucha z ukropu. Acz się ja nie mniej muszę dziwować i chłopu: Czym się to pęta, co w tym za smak
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 36
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
Pan, a wierzyć mu wszyscy winni wierni, Ze człek włosa białego sobie nie uczerni. Przeciwisz się Pańskiemu, przyjacielu, słowu, Czerniąc siwą czuprynę grzebieniem z ołowu. Aleć pomoże grzywa farbowana kata, Kiedy skrzywią starego szkapę długie lata: Choć mu łeb u tragarza wisi na warkoczu, Maluj głowę, wydają zmarski koło oczu. Kiedyby tym śmierć odrwić! lecz nie dba na farby, Bardziej patrzy na zęby i na nasze karby. Czemuż się, będąc stary, farbowanym włosem W oczach ludzkich udajesz, panie, żeś młokosem? 159. ŁYSY
Golił się na warsztacie u balwierza łysy; Że mój dobry przyjaciel,
Pan, a wierzyć mu wszyscy winni wierni, Ze człek włosa białego sobie nie uczerni. Przeciwisz się Pańskiemu, przyjacielu, słowu, Czerniąc siwą czuprynę grzebieniem z ołowu. Aleć pomoże grzywa farbowana kata, Kiedy skrzywią starego szkapę długie lata: Choć mu łeb u tragarza wisi na warkoczu, Maluj głowę, wydają zmarski koło oczu. Kiedyby tym śmierć odrwić! lecz nie dba na farby, Bardziej patrzy na zęby i na nasze karby. Czemuż się, będąc stary, farbowanym włosem W oczach ludzkich udajesz, panie, żeś młokosem? 159. ŁYSY
Golił się na warsztacie u balwierza łysy; Że mój dobry przyjaciel,
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 612
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, W pół one drwa przetlały, nim płomień posłuży; Zgasł, potem garść popiołu zostało na glinie. Maluj, pomyślę sobie, ludzi, drwa w kominie. Biega, cieką, kopci się, dziesiąty pot kapie, Nim się onego chleba z ubóstwa dochrapie; Nim płomieniem zaświeci, w poły miną lata: Czoło zmarski pokryśią, głowa szpakowata; Ba, drugi jako gołąb we czterdziestym roku Osiwieje, a mało znać na nim obroku. Aż śmierć, aż ogień gaśnie, aż łyżka popiołu, Aż wszytko razem z drewnem zginęło pospołu. Jeśli iskierka sławy sadzy się gdzie trzyma, I tę z pamięci ludzkiej czas wiatrem wydyma, Abo więc
, W pół one drwa przetlały, nim płomień posłuży; Zgasł, potem garść popiołu zostało na glinie. Maluj, pomyślę sobie, ludzi, drwa w kominie. Biega, cieką, kopci się, dziesiąty pot kapie, Nim się onego chleba z ubóstwa dochrapie; Nim płomieniem zaświeci, w poły miną lata: Czoło zmarski pokryśią, głowa szpakowata; Ba, drugi jako gołąb we czterdziestym roku Osiwieje, a mało znać na nim obroku. Aż śmierć, aż ogień gaśnie, aż łyżka popiołu, Aż wszytko razem z drewnem zginęło pospołu. Jeśli iskierka sławy sadzy się gdzie trzyma, I tę z pamięci ludzkiej czas wiatrem wydyma, Abo więc
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 657
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987