była, żem Twej szaty tknęła, calem się z ręką chciwą do szyje pomknęła, aliści chytra miłość tak mię omamiła, żem miasto Twej postaci sam wiatr obłapiła, a luboś był na kilka palcy oddalony, zdało mi się, żeś odbiegł już w podziemne strony. Tak jako więc Tantalus, lub zmierzcha, lub świta, zawsze jabłka otwartą gębą w Stygu chwyta, które żądze tym barziej onego zdradzają, im bliższe gęby będąc, nazad odpływają. Chytra miłość, drugich i siebie rada zdradza, ale tę zdradę często karaniem opłaca. Zwiedzieni miłośnicy, co kochaniem gorą, niejawny przykład ze mnie w zdradach swoich biorą, i
była, żem Twej szaty tknęła, calem się z ręką chciwą do szyje pomknęła, aliści chytra miłość tak mię omamiła, żem miasto Twej postaci sam wiatr obłapiła, a luboś był na kilka palcy oddalony, zdało mi się, żeś odbiegł już w podziemne strony. Tak jako więc Tantalus, lub zmierzcha, lub świta, zawsze jabłka otwartą gębą w Stygu chwyta, które żądze tym barziej onego zdradzają, im bliższe gęby będąc, nazad odpływają. Chytra miłość, drugich i siebie rada zdradza, ale tę zdradę często karaniem opłaca. Zwiedzieni miłośnicy, co kochaniem gorą, niejawny przykład ze mnie w zdradach swoich biorą, i
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 154
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A potem kosztowny fejerwerk, co wszystko po wieczerzy bywa, a po fejerwerku następują tańce i aż do dnia trwają. A tak nic nie śpiąc powracają wszyscy do Białegostoku i tam aż do obiadu śpią, a nazajutrz po tym czwartym dniu niektórzy się
od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A potem kosztowny fejerwerk, co wszystko po wieczerzy bywa, a po fejerwerku następują tańce i aż do dnia trwają. A tak nic nie śpiąc powracają wszyscy do Białegostoku i tam aż do obiadu śpią, a nazajutrz po tym czwartym dniu niektórzy się
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 662
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
ty prowadź zieloną pod wiechą twe tańce. Niechaj Juno zgniewana wiatrów w skałę ruszy, rychlej twój chmiel u naszych i kopiją skruszy, i pałasza dobędzie, a nie masz li broni, tedy sobie po gębie wytną wzajem dłoni i czupryny pojeżą, aż sierść z głowy pierzcha, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy mózgowcy rozumem kierują, kiedy z sobą za stołem pod hełmem żerują. Tam rokosz, tam usłyszysz o królu nowinę
ty prowadź zieloną pod wiechą twe tańce. Niechaj Juno zgniewana wiatrów w skałę ruszy, rychlej twój chmiel u naszych i kopiją skruszy, i pałasza dobędzie, a nie masz li broni, tedy sobie po gębie wytną wzajem dłoni i czupryny pojeżą, aż sierść z głowy pierzcha, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy mózgowcy rozumem kierują, kiedy z sobą za stołem pod hełmem żerują. Tam rokosz, tam usłyszysz o królu nowinę
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 340
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995
szkaradnego, mieszkać mi przyszło!”
Rzekła potem wronie: — „Gdyby to być mogło, aby między mną a tobą taka odległość była, jaka jest od wschodu słońca do zachodu, barzobym wesoła była; gdyż ktokolwiek na twarz twoję rano pojrzy, już u niego, choć u ludzi dopiero dzień, zmierzcha się.”
Gdy kto na twą twarz pojrzy, choć najraniej wstanie, Najjaśniejszy dzień nocą czarną się mu stanie.
Słyszano potem i wronę narzekającą i rzewno płaczącą i mówiącą: — „Boże, coś na mię dopuścił! i co to za szczęście moje? już koniec żywota swego przeglądać muszę. Gdzie one
szkaradnego, mieszkać mi przyszło!”
Rzekła potém wronie: — „Gdyby to być mogło, aby między mną a tobą taka odległość była, jaka jest od wschodu słońca do zachodu, barzobym wesoła była; gdyż ktokolwiek na twarz twoję rano pojrzy, już u niego, choć u ludzi dopiero dzień, zmierzcha się.”
Gdy kto na twą twarz pojrzy, choć najraniéj wstanie, Najjaśniejszy dzień nocą czarną się mu stanie.
Słyszano potém i wronę narzekającą i rzewno płaczącą i mówiącą: — „Boże, coś na mię dopuścił! i co to za szczęście moje? już koniec żywota swego przeglądać muszę. Gdzie one
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 177
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879