obiecanej z panną młodą ciotki; Ale ta, odstawiwszy na igrzysko wschodki, Nie mając weścia, nie chce szturmem brać fortece; Ten też, żeby mu darmo nie gorzały świece, Że już chłopcy spać poszli i czeladź się kładzie, Chce którego zawołać, nie myśląc o zdradzie; Aż skoro z najwyższego stopnia na łeb zmierzy, Żeby miał być skrzydlaty Kupido, nie wierzy. Księdza woła, wielką mdłość czując koło serca; Gdy mu ten przenosiny do nieba z kobierca Smakuje, a pan młody: Bale to na nice, Wszak przed przenosinami chodzą do łożnice. Dopieroż gdy mądrego doktora przywiozą, Wszytko pójdzie swym trybem i zwyczajną fozą.
obiecanej z panną młodą ciotki; Ale ta, odstawiwszy na igrzysko wschodki, Nie mając weścia, nie chce szturmem brać fortece; Ten też, żeby mu darmo nie gorzały świece, Że już chłopcy spać poszli i czeladź się kładzie, Chce którego zawołać, nie myśląc o zdradzie; Aż skoro z najwyższego stopnia na łeb zmierzy, Żeby miał być skrzydlaty Kupido, nie wierzy. Księdza woła, wielką mdłość czując koło serca; Gdy mu ten przenosiny do nieba z kobierca Smakuje, a pan młody: Bale to na nice, Wszak przed przenosinami chodzą do łożnice. Dopieroż gdy mądrego doktora przywiozą, Wszytko pójdzie swym trybem i zwyczajną fozą.
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 58
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zwyczaj, i łączyć broni Natura z jeleńmi koni; Lecz i zwyczaj, i natura Z miłością pewnie nie wskóra. 442. NA TOŻ
Nie wolno bić nikomu, prócz króla, jeleni. Dlaczegóż dzisia w Polsce ten statut odmieni, Samże bywszy praw naszych stróżem, podkanclerzy, Kiedy z królem zarówno do jelenia zmierzy? Wierę, jeszcze się tak nikt z panem swym nie bracił. Dlatego i Cikowski Cikowice stracił, Niepotrzebny był w kniejach królewskich myśliwiec, Więc i ciebie tak barzo niech nie mierzi Żywiec. Szkoda z orłem, Korwinie, w te się wdawać łowy. Aż jeleń herbem, jako rzeki i podkowy. Już tamte z
zwyczaj, i łączyć broni Natura z jeleńmi koni; Lecz i zwyczaj, i natura Z miłością pewnie nie wskóra. 442. NA TOŻ
Nie wolno bić nikomu, prócz króla, jeleni. Dlaczegóż dzisia w Polszczę ten statut odmieni, Samże bywszy praw naszych stróżem, podkanclerzy, Kiedy z królem zarówno do jelenia zmierzy? Wierę, jeszcze się tak nikt z panem swym nie bracił. Dlatego i Cikowski Cikowice stracił, Niepotrzebny był w kniejach królewskich myśliwiec, Więc i ciebie tak barzo niech nie mierzi Żywiec. Szkoda z orłem, Korwinie, w te się wdawać łowy. Aż jeleń herbem, jako rzeki i podkowy. Już tamte z
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 194
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
teraz jako cię oddzielą Fata, tak będziesz żył bez wątpienia, Żebyć ni wałów, ni fortec, ni szańców Nie trzeba, ale dobrego sumnienia Miasto tych, miasto żołdatów, wybrańców, Murem miedzianym i straży okryty Bądź, a na wieki będziesz niedobyty. Clio.
Niechaj kto sznurem świat jako szeroki I jako długi zmierzy do paznokcia, Niechaj i morza niezmierne zatoki Zrachuje, żeby nie uchybił łokcia. To u mnie ze wszech najlepszy mierniczy, Który choć gruntu cudzego kamieniem Dociśnie, choć z nim o zagon graniczy Sąsiad, a przecię cudzym dobrym mieniem Nie psują mu się oczy zazdrościwe I tak się swoim spłachciem kontentuje, Jak gdyby posiadł insuly
teraz jako cię oddzielą Fata, tak będziesz żył bez wątpienia, Żebyć ni wałow, ni fortec, ni szańcow Nie trzeba, ale dobrego sumnienia Miasto tych, miasto żołdatow, wybrańcow, Murem miedzianym i straży okryty Bądź, a na wieki będziesz niedobyty. Clio.
Niechaj kto sznurem świat jako szyroki I jako długi zmierzy do paznokcia, Niechaj i morza niezmierne zatoki Zrachuje, żeby nie uchybił łokcia. To u mnie ze wszech najlepszy mierniczy, Ktory choć gruntu cudzego kamieniem Dociśnie, choć z nim o zagon graniczy Sąsiad, a przecię cudzym dobrym mieniem Nie psują mu się oczy zazdrościwe I tak się swoim spłachciem kontentuje, Jak gdyby posiadł insuly
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 471
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się od Obraza Naśw: Panny/ i ściągnąwszy rękę/ te chce odbierać/ których nie nadał klejnoty; na co gdy się męży/ i gwałtem ku Obrazowi się przybliża/ ali moc i siła Przeczystej Bogarodzice aż za ambon rzuci bezbożnika; gdzie poleżawszy rzecze: daremny to postrach i przywidzenie; atak znowu do tegoż zmierzy obraza; lecz znowu jeszcze dalej cisniony padszy dobrze wytchnął drapieżnozłodziejskiej śmiałości/ toż i trzeci raz gwałtem fając się do Świętej Icony odniósł co i pierwej. Wstaje potym/ i mówi: zły to Obraz/ i idze minąwszy go do Offertorium, tam świecę zapali/ srebrne czarki weźmie/ i puści się dla łupu obfitszego do
się od Obrázá Naśw: Pánny/ y śćiągnąwszy rękę/ te chce odbieráć/ ktorych nie nádał kleynoty; ná co gdy się męży/ y gwałtem ku Obrázowi się przybliża/ áli moc y śiłá Przeczystey Bogárodzice áż zá ámbon rzući bezbożniká; gdźie poleżawszy rzecze: dáremny to postrách y przywidzenie; áták znowu do tegoż zmierzy obráza; lecz znowu ieszcze dáley ćisniony padszy dobrze wytchnął drapieznozłodźieyskiey smiáłości/ toż y trzeci raz gwałtem pháiąc się do Swiętey Icony odniosł co y pierwey. Wstáie potym/ y mowi: zły to Obraz/ y idze minąwszy go do Offertorium, tám świecę zápali/ srebrne czárki wezmie/ y puśći się dla łupu obfitszego do
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 121.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
umie I że się na tem, jako ćwiczony, rozumie.
XLVI.
Obadwa uderzeniem równi sobie byli, Bo tak, jako mierzyli, w głowy się trafili, Ale bardzo nierówni męstwem i żelazem. Tamten przebił przez szyszak, a ten zdechł zarazem. Nie po tem męstwa poznać, kiedy kto w poskoku Dobrze zmierzy i kształtnie drzewo niesie w toku, Ale i szczęścia trzeba; bo nic nie pomoże I nic męstwo bez niego albo mało może.
XLVII.
Zabiwszy Puliana Rynald z temże drzewem Na króla orańskiego bieży z wielkiem gniewem, Który w serce ubogi i barzo beł mały, W kości i w mięso wielki i zbyt okazały
umie I że się na tem, jako ćwiczony, rozumie.
XLVI.
Obadwa uderzeniem równi sobie byli, Bo tak, jako mierzyli, w głowy się trafili, Ale bardzo nierówni męstwem i żelazem. Tamten przebił przez szyszak, a ten zdechł zarazem. Nie po tem męstwa poznać, kiedy kto w poskoku Dobrze zmierzy i kształtnie drzewo niesie w toku, Ale i szczęścia trzeba; bo nic nie pomoże I nic męstwo bez niego albo mało może.
XLVII.
Zabiwszy Puliana Rynald z temże drzewem Na króla orańskiego bieży z wielkiem gniewem, Który w serce ubogi i barzo beł mały, W kości i w mięso wielki i zbyt okazały
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 369
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Ruszenie Pospolite co za frukty nosi Część TRZECIA
Którym czasem, gdy się tam Nieprzyjaciel bawi Na tych mordach i łupach. Król na pretce stawi Wojsko tu przeprawione. Prawe Podolskiemu Z sobą tu Wojewodzie. A Lubomierskiemu Lewe Skrzydło poruczy. Korecki na czele Stał swym znowu, że zaraz dawszy coś nie wiele Czasu rekollokcjej, Nieprzyjaciel zmierzy, I ze wszytką potęgą ciężko nań uderzy. Nakształt góry zwalonej, albo w-puł obłoku Urwanego na Niebie. Długo niechciał kroku Mąż serdeczny ustąpić. Ale gdy nawału Nie mógł strzymać srogiego, pod Zbrojnych pomału I Króla się podmyka. A tu widzieć było, (O czym komu doczytać bodaj się darzyło)
Ruszenie Pospolite co za frukty nośi CZESC TRZECIA
Ktorym czasem, gdy sie tam Nieprzyiaćiel bawi Na tych mordach i łupach. Krol na pretce stawi Woysko tu przeprawione. Práwe Podolskiemu Z sobą tu Woiewodźie. A Lubomierskiemu Lewe Skrzydło poruczy. Korecki na czele Stał swym znowu, że zaraz dáwszy coś nie wiele Czásu rekollokcyey, Nieprzyiaćiel zmierzy, I ze wszytką potegą ćieszko nań uderzy. Nakształt gory zwáloney, álbo w-puł obłoku Urwánego na Niebie. Długo niechćiał kroku Mąż serdeczny ustąpić. Ale gdy nawału Nie mogł strzymać srogiego, pod Zbroynych pomáłu I Krola sie podmyka. A tu widźieć było, (O czym komu doczytać boday sie darzyło)
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 85
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Więc, aby stanął na czas naznaczony, Daje mu sposób ten Górny Profeta — Człekiem, jak słońce kompasem, kieruje, Gdy widzi, że mu z południa, skazuje. 7
Niech się ktokolwiek w swej rozpuści myśli I w swym umyśle lustr świata wymierzy, Ten niech w swej głowie Afrykę określi, Drugi nogami Amerykę zmierzy. By nie zbłądzili, jeśli dawno wyśli, Zbiegać im trzeba do ojczyzny z wieży. Do dna się ciągnie, co ma centrum na dnie, Kamień rzucony w górę, na dół padnie. 8
Nie jest to nasza wierzyć umysłowi Rzecz, ni światowej podufać chytrości, Ani pochlebiać bardzo umysłowi. Owszem, go trzymać
Więc, aby stanął na czas naznaczony, Daje mu sposób ten Górny Profeta — Człekiem, jak słońce kompasem, kieruje, Gdy widzi, że mu z południa, skazuje. 7
Niech się ktokolwiek w swej rozpuści myśli I w swym umyśle lustr świata wymierzy, Ten niech w swej głowie Afrykę okryśli, Drugi nogami Amerykę zmierzy. By nie zbłądzili, jeśli dawno wyśli, Zbiegać im trzeba do ojczyzny z wieży. Do dna się ciągnie, co ma centrum na dnie, Kamień rzucony w górę, na dół padnie. 8
Nie jest to nasza wierzyć umysłowi Rzecz, ni światowej podufać chytrości, Ani pochlebiać bardzo umysłowi. Owszem, go trzymać
Skrót tekstu: KolBar_II
Strona: 679
Tytuł:
Kolędy
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
kolędy i pastorałki
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1721
Data wydania (nie wcześniej niż):
1721
Data wydania (nie później niż):
1721
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
urodzony Szybko barzo poleci. Tedy zabawiony Mars gdzieś był w Ameryce/ rumując świat nowy Bitnym Portugalczykom. Tam wóz piorunowy/ I siły/ i armaty wszytkie posprowadzał/ A sam z Ingeniery tarany zasadzał Pod Miasta niedobyte/ sam burzył minami/ I między uwiłając szczero się ogniami Brodził we krwi po boki. Gdy Kupido zmierzy Strzałą swoją do niego/ które prócz uderzy W dużą go karacynę/ nic nie obraziwszy/ Wprawdzie coś się sturbuje. Ale domyśliwszy Tego zaraz co było Podź na stronę sobie Marna (rzecze) obłudo. nie teraz w tej dobie Param się ja miłością/ kiedy w tym obrocie/ I trojakim opływam czoła swego pocie/
vrodzony Szybko bárzo poleci. Tedy zábáwiony Márs gdzieś był w Ameryce/ rumuiąc świát nowy Bitnym Portugálczykom. Tám woz piorunowy/ Y siły/ y ármaty wszytkie posprowadzał/ A sam z Ingeniery tárány zásadzał Pod Miástá niedobyte/ sam burzył minámi/ Y między vwiłáiąc szczero się ogniámi Brodził we krwi po boki. Gdy Kupido zmierzy Strzáłą swoią do niego/ ktore procz vderzy W dużą go kárácynę/ nic nie obráziwszy/ Wprawdzie cos się sturbuie. Ale domyśliwszy Tego záraz co było Podź ná stronę sobie Márna (rzecze) obłudo. nie teraz w tey dobie Param się ia miłością/ kiedy w tym obrocie/ Y troiákim opływam czołá swego pocie/
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 93
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
możecie Brać mię zimie dla ciepła/ a dla chłodu lecie. Czara.
LUbo Auszpurskim dziłem/ mistrz mnie doskonały/ Wystawił Archiczarą: w ten pożor wspaniały. Większą jednak pochwałę/ stąd ja miewąm swoję/ Kto mi aż do dna zajrzy/ każdego upoję. O Forbassie.
Nie tak wiele ciekawy Ogar/ boru zmierzy/ Jako Forbas bankietu/ śledząc i wieczerzy. Nabożna rzecz/ wlot idzie gdzie odpust w Kościele/ Rozmawia w Formie z tymi co siedzą na czele. Poidzie i do Sukiennic/ na Ratusz/ do Grobu/ Na Kleparz/ na Kazimierz/ niezałuje chodu. Stoi kto pod Jaszczurką/ albo pod Barany/ Szedłszy
możećie Bráć mię źimie dla ćiepłá/ á dla chłodu lećie. Czárá.
LVbo Auszpurskim dźiłem/ mistrz mie doskonáły/ Wystáwił Archiczarą: w ten pożor wspaniáły. Większą iednák pochwałę/ ztąd ia miewąm swoię/ Kto mi ász do dná záyrzy/ káżdego vpoię. O Phorbássie.
Nie ták wiele ćiekáwy Ogar/ boru zmierzy/ Iáko Phorbás bánkietu/ śledząc y wieczerzy. Nabożna rzecz/ wlot idźie gdźie odpust w Kośćiele/ Rozmáwia w Formie z tymi co śiedzą ná czele. Poidźie y do Sukiennic/ ná Ratusz/ do Grobu/ Ná Kleparz/ ná Káźimierz/ niezáłuie chodu. Stoi kto pod Iászczurką/ álbo pod Bárány/ Szedszy
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 43
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Żadna Minera DUCHOWNE
Proch! to proch właśnie Jakby dym gaśnie Zanic ta cera
O! jako mile Tam krotofile Trwają swobodnie,
Bez trosk i strachu W prześlicznym gmachu Wiecznie wygodnie.
Burżliwe wiatry I przykre tatry Już tam nieszkodzą,
Słodki Fawoni Sprzyja, gdy w toni Miłości brodzą.
Miłość się szerzy, Ani się zmierzy, W wielkości sile,
Rzekłbyś że morze, DUCHOWNE
W miłym pozorze W tysiączne mile;
W tym się nurzają Gdy opływają W Dziwnej rozkoszy,
A z tej Erytry Zaden kunszt chytry Nigdy niespłoszy.
Tam, tam Syreny Śliczne Heleny W Najmilszej cerze,
W czystym kandorze, W też lecą morze Przez swe
Zadna Minerá DVCHOWNE
Proch! to proch właśnie Iákby dym gáśnie Zanic tá cerá
O! iáko mile Tám krotofile Trwáią swobodnie,
Bez trosk y stráchu W prześlicznym gmáchu Wiecznie wygodnie.
Burżliwe wiátry Y przykre tátry Iuż tám nieszkodzą,
Słodki Fawoni Sprzyia, gdy w toni Miłośći brodzą.
Miłość się szerzy, Ani się zmierzy, W wielkośći śile,
Rzekłbyś że morze, DUCHOWNE
W miłym pozorze W tyśiączne mile;
W tym się nurzáią Gdy opływáią W Dźiwney roskoszy,
A z tey Erytry Zaden kunszt chytry Nigdy niespłoszy.
Tám, tám Syreny Sliczne Heleny W Naymilszey cerze,
W czystym kándorze, W też lecą morze Przez swe
Skrót tekstu: JunRef
Strona: 112
Tytuł:
Refleksje duchowne na mądry króla Salomona sentyment
Autor:
Mikołaj Karol Juniewicz
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731