też prowiantują. Moskwa partiami pod komendami generałów: Szeremeta, Galiczyna, Baura, Rencella stawa pod Rygą 15^go^ novembris, i wszędzie z Litwy ustąpiła.
Blokowana Ryga 27^go^ novembris; car imć sam pierwszą bombę rzucił do miasta cum effectu.
Ipan Pociej hetman, odbiera wojsko pod Brześciem. Oddaje one ip. Sapieha generał; zwija chorągwie wszystkie sub titulo Sapiehów i ich przyjaciół będące. Nowe dyspozycje czyni. Ipanowie Sapiehowie malkontenci, ile gdy im malevoli i starostwa nawet zajeżdżać i odejmować poczęli.
Wojsk moskiewskich inundatio magna. Po całej Litwie na zimowe kwatery rozłożeni porcje ciężkie wybierają i szlachtę traktują durius. Po dworach szlacheckich stoją, a wojsku litewskiemu starostwa i
téż prowiantują. Moskwa partyami pod komendami generałów: Szeremeta, Galiczyna, Baura, Rencella stawa pod Rygą 15^go^ novembris, i wszędzie z Litwy ustąpiła.
Blokowana Ryga 27^go^ novembris; car imć sam pierwszą bombę rzucił do miasta cum effectu.
Jpan Pociej hetman, odbiera wojsko pod Brześciem. Oddaje one jp. Sapieha generał; zwija chorągwie wszystkie sub titulo Sapiehów i ich przyjaciół będące. Nowe dyspozycye czyni. Jpanowie Sapiehowie malkontenci, ile gdy im malevoli i starostwa nawet zajeżdżać i odejmować poczęli.
Wojsk moskiewskich inundatio magna. Po całéj Litwie na zimowe kwatery rozłożeni porcye ciężkie wybierają i szlachtę traktują durius. Po dworach szlacheckich stoją, a wojsku litewskiemu starostwa i
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 275
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
miał swywolnych chłopców, Co mi przez noc po sieni nasypali kopców. Milczę, a choć nie moda rano w piątek śniadać, Domyśli się, rozumiem, jadłszy, piwszy, wsiadać. Aż ów, wstawszy od stołu, pisze ściany krętą: Notabene naprawić koło pod karetą. Zrazu śmieszno, wnet mi się na żołądku zwija, Nie pachnie-li zniewagą ta konfidencja; Potem widząc, że głupstwem, nie czym inszym grzeszy, Niż rozgniewa, więcej mię prostak ów rozśmieszy: Mój panie, czemużeście, że nie rzekę dalej, Naprawić tego wozu doma nie kazali; Jedźcie — dosyć, że sadła dano, miasto smoły — Na takich
miał swywolnych chłopców, Co mi przez noc po sieni nasypali kopców. Milczę, a choć nie moda rano w piątek śniadać, Domyśli się, rozumiem, jadszy, piwszy, wsiadać. Aż ów, wstawszy od stołu, pisze ściany krętą: Notabene naprawić koło pod karetą. Zrazu śmieszno, wnet mi się na żołądku zwija, Nie pachnie-li zniewagą ta konfidencyja; Potem widząc, że głupstwem, nie czym inszym grzeszy, Niż rozgniewa, więcej mię prostak ów rozśmieszy: Mój panie, czemużeście, że nie rzekę dalej, Naprawić tego wozu doma nie kazali; Jedźcie — dosyć, że sadła dano, miasto smoły — Na takich
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 222
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Których beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy cudzej żenie Dźwigasz wrzeciono i zwijasz osnowy Herkules nowy.
Choć kędykolwiek muzyka krzyknęła, Choć piękna para wprzody się wymknęła, Choć za nią orszak zaczyna wesoło Taneczne koło,
Ty barziej wina, miłością spojony Wzrok w pięknym ciele trzymasz utopiony A cicho puszczasz w ucho ulubione Słówka pieszczone.
Wtym zacny brodus, czeladka życzliwa, Panny służbiste i baba złośliwa, Wszyscy
, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Ktorych beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy cudzej żenie Dźwigasz wrzeciono i zwijasz osnowy Herkules nowy.
Choć kędykolwiek muzyka krzyknęła, Choć piękna para wprzody się wymknęła, Choć za nią orszak zaczyna wesoło Taneczne koło,
Ty barziej wina, miłością spojony Wzrok w pięknym ciele trzymasz utopiony A cicho puszczasz w ucho ulubione Słowka pieszczone.
Wtym zacny brodus, czeladka życzliwa, Panny służbiste i baba złośliwa, Wszyscy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 356
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
choć mizerną Dolą swoję czuję Choć mam żałość niezmierną, Choć nie upatruję Końca niewoli, Choć serce boli.
Śpiewam ci, lecz śpiewanie Takie, które rodzi Lamenty, narzekanie, Krwawych łez powodzi W tak gorzkiej chwili Barziej rozkwili.
Ja śpiewam, a me kości Skorą powleczone Już wyschły od żałości; Gdy Parki łakome Nici zwijają, Wiek mój skracają.
Śpiewam ci, lecz połykam Łzy, jak więc troskliwy Lamentuje pelikan, Kiedy mu myśliwy W zdradliwe sieci Pozbiera dzieci.
Ja śpiewam, choć mej głowie Za lada przyczynę Wisi na nitce zdrowie Na każdą godzinę
W każdym momencie W tymem odmęcie.
Śpiewam ci jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica
choć mizerną Dolą swoję czuję Choć mam żałość niezmierną, Choć nie upatruję Końca niewoli, Choć serce boli.
Śpiewam ci, lecz śpiewanie Takie, ktore rodzi Lamenty, narzekanie, Krwawych łez powodzi W tak gorzkiej chwili Barziej rozkwili.
Ja śpiewam, a me kości Skorą powleczone Już wyschły od żałości; Gdy Parki łakome Nici zwijają, Wiek moj skracają.
Śpiewam ci, lecz połykam Łzy, jak więc troskliwy Lamentuje pelikan, Kiedy mu myśliwy W zdradliwe sieci Pozbiera dzieci.
Ja śpiewam, choć mej głowie Za lada przyczynę Wisi na nitce zdrowie Na każdą godzinę
W każdym momencie W tymem odmęcie.
Śpiewam ci jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 371
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
” OGIEŃ I WODA
Jak tylko pojrzę, Jago, w oczy twoje, Wzrok mi przytępia zbytnie oświecenie; Jeśli zaś indziej odwrócić chcę swoje, W osieroceniu toczą łez strumienie.
Wkrótce mię tedy oślepi to dwoje: Twych oczu ogień, moich słone zdroje. PRAKTYKA
Ledwie mię pierwsze okryło powicie, Ledwie mi prządka niełaskawe życie Zwijać poczęła, kiedy spadszy lotem Kupido wygnał Parki z kołowrotem: „Ja sam — powiada — przy życia zaczęciu Wieszczbę nowemu zaśpiewam dziecięciu. Dziecię, niż usta twoje przejdzie strawa, Słuchaj swej doli, ucz się mego prawa! Jeszcze-ć mech jagód nie osiedli nowy, Kiedy-ć przybiorę niezbyte okowy I w takie
” OGIEŃ I WODA
Jak tylko pojrzę, Jago, w oczy twoje, Wzrok mi przytępia zbytnie oświecenie; Jeśli zaś indziej odwrócić chcę swoje, W osieroceniu toczą łez strumienie.
Wkrótce mię tedy oślepi to dwoje: Twych oczu ogień, moich słone zdroje. PRAKTYKA
Ledwie mię pierwsze okryło powicie, Ledwie mi prządka niełaskawe życie Zwijać poczęła, kiedy spadszy lotem Kupido wygnał Parki z kołowrotem: „Ja sam — powiada — przy życia zaczęciu Wieszczbę nowemu zaśpiewam dziecięciu. Dziecię, niż usta twoje przejdzie strawa, Słuchaj swej doli, ucz się mego prawa! Jeszcze-ć mech jagód nie osiedli nowy, Kiedy-ć przybiorę niezbyte okowy I w takie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 260
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, wszakże pewniej każdą Studnię pomierzysz po prostu sznurem; ciężar na końcu uwiązawszy, i on przemierzywszy. Kiedy na kołowrócie, którym wyciągają wodę, trafi się linka: rozumiałby kto że bez inszego cienkiego sznurka wymierzy Studnie głębokość, policzywszy zawinienia linki, przed wyciągnieniem wiadra, a przemierzywszy obwód kołowrotu abo walca, który linkę zwija. Gdyż przez tę miarę zmultyplikowawszy zawinienia linki, miałaby wyniść głębokość studnie, przydawszy wiadra długość. Lecz to błąd wielki. Ponieważ im grubsza jest linka na Walcu, tym miara Walca nitką zmierzana, więcej traci miary głębokości prawdziwej. Gdyż obwinionej linki około Walca, miarę brać trzeba srzodkiem jej, nie wierzchem, ani
, wszákże pewniey káżdą Studnię pomierzysz po prostu sznurem; ćiężar ná końcu vwiązawszy, y on przemierzywszy. Kiedy ná kołowroćie, ktorym wyćiągáią wodę, tráfi się linká: rozumiałby kto że bez inszego ćienkiego sznurká wymierzy Studnié głębokość, policzywszy záwinięnia linki, przed wyćiągnieniem wiádrá, á przemierzywszy obwod kołowrotu ábo wálcá, ktory linkę zwiia. Gdyż przez tę miárę zmultyplikowawszy záwinięnia linki, miáłáby wyniść głębokość studnie, przydawszy wiádrá długość. Lecz to błąd wielki. Ponieważ im grubsza iest linká ná Wálcu, tym miárá Wálcá nitką zmierzána, więcey tráći miáry głębokośći prawdźiwey. Gdyż obwinioney linki około Wálcá, miárę bráć trzebá srzodkiem iey, nie wierzchem, áni
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 51
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
czerwoności wody deszczowej jest krew, albo humor czerwony motylów. Wiadomo jak płodne są gąsienice. To robactwo, osobliwie w krainach ciepłych, tak się lat niektórych mnoży, iż nie tylko w ogrodach jarzyny, ale też w polach zioła zjada. Po niejakim czasie okarmiwszy się, i utuczywszy, wpadają niby W konwulsie, a zwijając się w kłąb, i rozciągając, wypuszczają z siebie materią kleistą, od której, gdy subtelniejsze części na powietrze podniósłszy się oddzielą, grubsze części pozostałe sklejają się, twardnieją, i zasklepiają gąsienicę. W tym grobie przetrwawszy czas niejaki zmartwychwstają zamienione w robaki skrzydlate, to jest: w motyle, które, nim oschną,
czerwoności wody deszczowey iest krew, albo humor czerwony motylow. Wiadomo iak płodne są gąsienice. To robactwo, osobliwie w krainach ciepłych, tak się lat niektorych mnoży, iż nie tylko w ogrodach iarzyny, ale też w polach zioła ziada. Po nieiakim czasie okarmiwszy się, y utuczywszy, wpadaią niby W konwulsie, a zwiiaiąc się w kłąb, y rozciągaiąc, wypuszczaią z siebie materyą kleistą, od ktorey, gdy subtelnieysze części na powietrze podniosłszy się oddzielą, grubsze części pozostałe skleiaią się, twardnieią, y zasklepiaią gąsienicę. W tym grobie przetrwawszy czas nieiaki zmartwychwstaią zamienione w robaki skrzydlate, to iest: w motyle, ktore, nim oschną,
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 253
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
swoję miłującą. A nato miejsce Tatarskie, i Wołoskie zaciągneli. Czemu ochota wzgardzona tych, którzy dwie Ćwierci darmo służyć chcieli Snadź innego Wojska było trzeba dla interesów Dworskich, bo to było sprzeczne ich intencji, osobliwie Elekcji, a przytym życzliwe Panu Marszałkowi. Wina tedy rozproszonego Wojska jest przy tych, którzy Chorągwie zwijali, na co są dowodne, (nad Polskie najdawniejszych wieków przykłady) Cudzoziemskim trybem, zwinionym Chorągwiom dane abschajty, podpisane ręką, i zapieczętowane pieczęcią P. Kojewody Krakowskiego z rozkaazania Króla Jego Mości, i rady przyniem będącej Tomto ja od Ekspedycjej z Królem Jego Mością, Wojsko odrywał, tom ja temu winien,
swoię miłuiącą. A náto mieysce Tátárskie, y Wołoskie záćiągneli. Czemu ochotá wzgárdzona tych, ktorzy dwie Cwierći dármo służyć chćieli Snadź inne^o^ Woyská było trzebá dla interessow Dworskich, bo to było sprzeczne ich intencyey, osobliwie Elekcyey, á przytym życzliwe Pánu Márszałkowi. Winá tedy rosproszonego Woyská iest przy tych, ktorzy Chorągwie zwijáli, ná co są dowodne, (nád Polskie náydawnieyszych wiekow przykłády) Cudzoźiemskim trybem, zwinionym Chorągwiom dáne abscháyty, podpisáne ręką, y zápieczętowáne pieczęćią P. Koiewody Krákowskiego z roskaazánia Krolá Iego Mośći, y rády przyniem będącey Tomto ia od Expedicyey z Krolem Ie^o^ Mośćią, Woysko odrywał, tom ia temu winien,
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 107
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
, w-wysokie podniesie nadzieje: Drzewa, liście, rozwiną, i od srebrnej rosy, Ziemia wilga rozplecie śliczne swoje włosy: Tak za jego przybyciem, wszyscy którzy byli Prócz cieniami w-Obożye, jakoby ożyli, Serca od tąd podniósłszy porzucone wzgóre: I Fortuna wrócona, i swywola w-sfore Swą ujeta. I co już zwijać drudzy chcieli, Albo z-checi, albo się koniecznie musieli Wracać nazad. Owo znać zarazem to było, lako wiele nim jednym w-Obozie przybyło! Książęcia Panowie Wodzowiez sobą do Obozu proszą. I proszą tandem. Część WTÓRA Czym jako erecti są wszyscy.
Toż straszliwa Sobota skoro rozświeciła, A ta jako z-
, w-wysokie podniesie nádźieie: Drzewá, liśćie, rozwiną, i od srebrney rosy, Ziemia wilga rosplećie śliczne swoie włosy: Ták zá iego przybyćiem, wszyscy ktorzy byli Procz ćieniami w-Obożie, iákoby ożyli, Sercá od tąd podnioższy porzucone wzgore: I Fortuná wrocona, i swywola w-sfore Swą uietá. I co iuż zwiiać drudzy chćieli, Albo z-cheći, álbo sie koniecznie musieli Wracáć názad. Owo znáć zárázem to było, láko wiele nim iednym w-Oboźie przybyło! Xiążecia Panowie Wodzowiez sobą do Obozu proszą. I proszą tandem. CZESC WTORA Czym iako erecti są wszyscy.
Toż strászliwa Sobotá skoro rozświeciłá, A tá iáko z-
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 57
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
być z Chrystusem. Do Filipian 1
Mając dwoją ponętą zapalone chęci, nie wiem, niebo czy ziemię mieć w większej pamięci? Ziemia mię zatrzymywa, nieba zapraszają i już członki mój umysł cale zatłumiają, ale dalej z powabem pędem nałóg srogi przerwać trzeba i wyrwać z ciężkich oków nogi. Spieszcie się tedy, Parki, zwijać kłąb żywota, a otwórzcie do Stygu na me przyście wrota. Patrz, me Światło, na silnych ramion prace moje, ledwie mię nie rozerwą już członki na dwoje! Ale niech rwą, bylem serce z Tobą złączyła i choć jedną cząsteczką zjednoczona była. Śmiejesz się, żem w mych żądzach skutku nie
być z Chrystusem. Do Filipian 1
Mając dwoją ponętą zapalone chęci, nie wiem, niebo czy ziemię mieć w większej pamięci? Ziemia mię zatrzymywa, nieba zapraszają i już członki mój umysł cale zatłumiają, ale dalej z powabem pędem nałóg srogi przerwać trzeba i wyrwać z ciężkich oków nogi. Spieszcie się tedy, Parki, zwijać kłąb żywota, a otwórzcie do Stygu na me przyście wrota. Patrz, me Światło, na silnych ramion prace moje, ledwie mię nie rozerwą już członki na dwoje! Ale niech rwą, bylem serce z Tobą złączyła i choć jedną cząsteczką zjednoczona była. Śmiejesz się, żem w mych żądzach skutku nie
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 154
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997