, iż nie miał przy sobie zwyczajnej ciężkości, i sposobnego rządźce, nie tym gościńcem szedł, którym było iść potrzeba. F Sam się strwożony boi. Faeton. G Zimne niebieskie wozy rozgrzały się/ i daremnie chciały się maczać w morzu zakazanym. Jupiter obciążył był płodem Kalisto Likaonowę córkę, co gdy obaczyła Juno, gniewała się barzo, i karała ją: potym po urodzeniu dziecięcia, w niedźwiedzicę onę przemieniła. Jupiter jednak, z dawnej łaski, one Niedźwiedzicę, i z synem jej Arkasem w gwiazdy obrócił, i na niebo pownosił, dawszy im plac u przyośka górnego. Te gwiazdy od Greków bywają rzeczone Arcti, to jest, Niedźwiedzie
, iż nie miał przy sobie zwyczáyney ćięszkośći, y sposobnego rządźce, nie tym gośćińcem szedł, ktorym było iść potrzebá. F Sam się strwożony boi. Pháeton. G Zimne niebieskie wozy rozgrzały się/ y dáremnie chćiáły się maczáć w morzu zákazánym. Iupiter obćiążył był płodem Kálisto Likáonowę corkę, co gdy obaczyła Iuno, gniewałá się bárzo, y karáłá ią: potym po vrodzeniu dźiećięćia, w niedźwiedźicę onę przemieniłá. Iupiter iednák, z dawney łaski, one Niedźwiedźicę, y z synem iey Arkásem w gwiazdy obroćił, y ná niebo pownośił, dawszy im plac v przyośká gornego. Te gwiazdy od Grekow bywáią rzeczone Arcti, to iest, Niedźwiedźie
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 65
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
, że sama nie zgorzała. Budynek się spalił. Przysłała do Wilna i tego pastucha dwornego, którego pleban namówił i podpoił, ażeby w dach ogień w pakuły zawiniony wetknął. Mnie tedy kazała w trybunale o to intentować proceder. Ruszczyca naówczas w Wilnie nie było. Ja, obawiając się, aby matka moja, jak się gniewała na plebana stokliskiego, nie egzaminowawszy ściśle rzeczy plotkom nie wierzyła, a potem osławiwszy księdza w trybunale, a nie dowiódłszy tej subordynacji, ażeby się w niepotrzebny nie wplątać kłopot; z drugiej zaś strony, ażeby nie pełniąc rozkazu matki mojej, nie urazić jej, rezolwowałem się pójść do Ziółkowskiego, oficjała wileńskiego, na
, że sama nie zgorzała. Budynek się spalił. Przysłała do Wilna i tego pastucha dwornego, którego pleban namówił i podpoił, ażeby w dach ogień w pakuły zawiniony wetknął. Mnie tedy kazała w trybunale o to intentować proceder. Ruszczyca naówczas w Wilnie nie było. Ja, obawiając się, aby matka moja, jak się gniewała na plebana stokliskiego, nie egzaminowawszy ściśle rzeczy plotkom nie wierzyła, a potem osławiwszy księdza w trybunale, a nie dowiódłszy tej subordynacji, ażeby się w niepotrzebny nie wplątać kłopot; z drugiej zaś strony, ażeby nie pełniąc rozkazu matki mojej, nie urazić jej, rezolwowałem się pójść do Ziółkowskiego, oficjała wileńskiego, na
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 195
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
a oraz prosiłem, iż ochraniając charakteru duchownego,
gdy do trybunału ilacji nie czynię, ażeby kazał w konsystorzu wiegzaminować tegoż przysłanego pastucha i egzamen jego mi wydać.
Uczynił to oficjał. Zeznawał pastuch egzaminowany, że od księdza namówiony i podpojony podpalił budynek. A tymczasem skończył się trybunał. Przyjechałem do Stokliszek. Gniewała się matka moja, żem nie intentował w trybunale o to z plebanem procederu, a że roczki septembrowe naówczas sądziły się w Kownie, więc dogadzając rozkazowi matki mojej, pojechałem z tym pastuchem na roczki do Kowna. Była taka rada patronów kowieńskich, aby tego pastucha dać na korporalne konfesaty, na których jeżeli toż samo
a oraz prosiłem, iż ochraniając charakteru duchownego,
gdy do trybunału ilacji nie czynię, ażeby kazał w konsystorzu wyegzaminować tegoż przysłanego pastucha i egzamen jego mi wydać.
Uczynił to oficjał. Zeznawał pastuch egzaminowany, że od księdza namówiony i podpojony podpalił budynek. A tymczasem skończył się trybunał. Przyjechałem do Stokliszek. Gniewała się matka moja, żem nie intentował w trybunale o to z plebanem procederu, a że roczki septembrowe naówczas sądziły się w Kownie, więc dogadzając rozkazowi matki mojej, pojechałem z tym pastuchem na roczki do Kowna. Była taka rada patronów kowieńskich, aby tego pastucha dać na korporalne konfesaty, na których jeżeli toż samo
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 196
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
to Zony świergodliwe/ jako o nich rozumiecie: prędzej pod czas między wami znajdzie takiego/ co jak morze wszytko na wierzch wyrzuci/ ile po pijanu; Jest i między wami gwałt plotków/ nie macie nam czego wymawiać. Przyjaciół możesz mieć by najwięcej/ i nie wiem żeby tak głupia Zona być miała/ coby się gniewała o to. Miej ty przyjaciół ile na dobre nie na picie samo/ nie na zbytki/ miej (mowię) przyjaciół: byleś przyjaciółek/ podwyrzanych nie miał: bo w tym sadniste bywają Zony/ jako i wy z swojej strony. Ani bardzo młodo/ ani bardzo staro żeń się: Medium tenuere beati:
to Zony świergodliwe/ iáko o nich rozumiećie: prędzey pod czas między wámi znaydźie tákiego/ co iák morze wszytko ná wierzch wyrzući/ ile po piiánu; Iest y między wámi gwałt plotkow/ nie maćie nám czego wymawiáć. Przyiacioł możesz mieć by náywięcey/ y nie wiem żeby ták głupia Zona bydź miałá/ coby się gniewáłá o to. Miey ty przyiaćioł ile ná dobre nie ná pićie sámo/ nie ná zbytki/ miey (mowię) przyiácioł: byleś przyiaćiołek/ podwyrzánych nie miał: bo w tym sadniste bywáią Zony/ iáko y wy z swoiey strony. Ani bárdzo młodo/ áni bárdzo stáro żeń się: Medium tenuere beati:
Skrót tekstu: GorzWol
Strona: 42
Tytuł:
Gorzka wolność młodzieńska
Autor:
Andrzej Żydowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1670 a 1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1700
trzeba mu się strzec, bo mu w ten rok grożą Aspekty jego własne wielką kaźnią Bożą. Merkury, wszech złodziejów i też łgarzów wiara, I Wenus, dożywotnych jego rządców para, W jeden się z sobą stopień zeszli tego roku, Przeto Merkury siedząc Wenerze przy boku, Pokradł jej grosze z wacka - o to się gniewała, I siła drugich bogiń nań pobuntowała. Co mu ja tak wykładam: że wileńskie saski Będą nań tego roku okrutnej niełaski, Dlatego, że im wacki rad często nawiedzi, Ile ich jedno razy słucha więc spowiedzi. Przeto mało nie wnidą nań w tajemną radę, Pewnie mu upominki zgotują szkarade. Jaka
trzeba mu się strzec, bo mu w ten rok grożą Aspekty jego własne wielką kaźnią Bożą. Merkury, wszech złodziejów i też łgarzów wiara, I Wenus, dożywotnych jego rządców para, W jeden się z sobą stopień zeszli tego roku, Przeto Merkury siedząc Wenerze przy boku, Pokradł jej grosze z wacka - o to się gniewała, I siła drugich bogiń nań pobuntowała. Co mu ja tak wykładam: że wileńskie saski Będą nań tego roku okrutnej niełaski, Dlatego, że im wacki rad często nawiedzi, Ile ich jedno razy słucha więc spowiedzi. Przeto mało nie wnidą nań w tajemną radę, Pewnie mu upominki zgotują szkarade. Jaka
Skrót tekstu: ChądzJRelKontr
Strona: 303
Tytuł:
Relacja
Autor:
Jan Chądzyński
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
poczekac z szlubem. Im się omawiąm że już List przyszedł po szlubie i pierwszy i teraźniejszy darmo Czemus do nas niewstąpił tu Jadąc gniew. Sam ci zaś przecię już nieuwazał apodpiwszy sobie był węsoł Zonie tez swojej mówił. Już to temu dać pokoj znać że to wola Boska niech mu Bóg Błogosławi. Ale sama Gniewała się Jeść Niechciała przymawiała i wtaniec nie poszła az nazajutrz amy postaremu weseli byli Itak się musiało stać jako się Bogu podobało niejako Ludziom Niech jemu będzie wieczna część i chwała bo pewnie bym był kontent z tego ozenienia gdy by mi Pan Bóg dał Chłopa jednego z Nią. Ale i tego nie masz i kłopoty
poczekac z szlubem. Im się omawiąm że iuz List przyszedł po szlubie y pierwszy y teraznieyszy darmo Czemus do nas niewstąpił tu Iadąc gniew. Sąm ci zas przecię iuz nieuwazał apodpiwszy sobie był węsoł Zonie tez swoiey mowił. Iuz to temu dac pokoy znac że to wola Boska niech mu Bog Błogosławi. Ale sama Gniewała się Ieść Niechciała przymawiała y wtaniec nie poszła az nazaiutrz amy postaremu weseli byli Itak się musiało ztac iako się Bogu podobało nieiako Ludziom Niech ięmu będzie wieczna część y chwała bo pewnie bym był kontent z tego ozęnienia gdy by mi Pan Bog dał Chłopa iednego z Nią. Ale y tego nie masz y kłopoty
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 225v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
mil pali Wć serce moje, a za zbliżeniem się nie tylko ziębnieje, ale się w lód obraca. Przyznam się Wci mojej duszy, że podczas już sam siebie chcę oszukać; ale żem nie dziecię i mający też jakąkolwiek w tym praktykę i z samej Wci mojej duszy doświadczenie (gdy owo votre famille gniewała się, żeś za mnie poszła, a jam tylko był jedynakiem w łasce i miłości Wci serca mego), i na jedną tedy minutę godziny w tym się uspokoić nie mogę, co jest jaśniejszego i dowodniejszego nad słońce, żem jest najnieszczęśliwszym z okazji tylko samej niemiłości Wci serca mego człowiekiem. -
mil pali Wć serce moje, a za zbliżeniem się nie tylko ziębnieje, ale się w lód obraca. Przyznam się Wci mojej duszy, że podczas już sam siebie chcę oszukać; ale żem nie dziecię i mający też jakąkolwiek w tym praktykę i z samej Wci mojej duszy doświadczenie (gdy owo votre famille gniewała się, żeś za mnie poszła, a jam tylko był jedynakiem w łasce i miłości Wci serca mego), i na jedną tedy minutę godziny w tym się uspokoić nie mogę, co jest jaśniejszego i dowodniejszego nad słońce, żem jest najnieszczęśliwszym z okazji tylko samej niemiłości Wci serca mego człowiekiem. -
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 361
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
posła prowadzili, Aby probę na dworze francuskiem czynili, Próbę męstwa i siły, za której pomocą, Przysięgli, iż się z tarczą do wyspy nawrócą; A iż swych raźno koni po bokach wzbierali, Prędko do Bradamanty zacnej przyjechali.
LXXII.
Ta im dłużej na zimnie przed zamkiem czekała, Serce ostrząc dzielnością, barziej się gniewała. Więc głodna i gwałtownem deszczem umoczona, Nie chce, aby na dworze była zostawiona. Ci zatem, co w pośrzodku fortece zostali, Chciwie na sławne z okien potkanie patrzali Po miesiącu, który się powolej dobywał Z gęstych chmur, gdy po niebie wiatr ich rozpędzywał.
LXXIII.
Nie tak się więc raduje młodzian urodziwy
posła prowadzili, Aby probę na dworze francuskiem czynili, Próbę męstwa i siły, za której pomocą, Przysięgli, iż się z tarczą do wyspy nawrócą; A iż swych raźno koni po bokach wzbierali, Prędko do Bradamanty zacnej przyjechali.
LXXII.
Ta im dłużej na zimnie przed zamkiem czekała, Serce ostrząc dzielnością, barziej się gniewała. Więc głodna i gwałtownem deszczem umoczona, Nie chce, aby na dworze była zostawiona. Ci zatem, co w pośrzodku fortece zostali, Chciwie na sławne z okien potkanie patrzali Po miesiącu, który się powolej dobywał Z gęstych chmur, gdy po niebie wiatr ich rozpędzywał.
LXXIII.
Nie tak się więc raduje młodzian urodziwy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 19
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
/ a potym Siostra Zakonna zaleciła. Narodziwszy się w Domu Szlacheckim dostatnim/ dał jej był Bóg taką urodę i piękność na twarzy; iż wszytkie białegłowy przechodziła w tym/ tak iż dla jej widzenia/ wiele Panów umyślnie przyjeżdżało do Swewiej/ i do jej rezydencji. Była tak w tym szczęśliwa/ iż się sama na się gniewała/ że ją tak piękną Bóg zrodził/ i przeto wielce Bogu swemu oddawała modlitwy/ prosząc aby od niej Pan Bóg odjął tę piękność/ bojąc się żeby komu okazją do grzechów i zgorszenia nie była. Gdy tedy jednego czasu/ z płaczem prosiła o to Zbawiciela swego/ wysłuchał ją Pan Bóg/ i dopuścił trąd/
/ á potym Siostrá Zakonna zálećiłá. Národźiwszy się w Domu Szlácheckim dostátnim/ dał iey był Bog táką vrodę y piękność ná twarzy; iż wszytkie białegłowy przechodźiłá w tym/ ták iż dla iey widzenia/ wiele Pánow vmyslnie przyieżdżáło do Swewiey/ y do iey residencyey. Byłá ták w tym szczęśliwa/ iż się sámá ná się gniewáłá/ że ią ták piękną Bog zrodźił/ y przeto wielce Bogu swemu oddawáłá modlitwy/ prosząc áby od niey Pan Bog odiął tę piękność/ boiąc się żeby komu okázyą do grzechow y zgorszenia nie byłá. Gdy tedy iednego czásu/ z płáczem prośiłá o to Zbáwićielá swego/ wysłuchał ią Pan Bog/ y dopuśćił trąd/
Skrót tekstu: OkolNiebo
Strona: 41
Tytuł:
Niebo ziemskie aniołów w ciele
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Okolski
Drukarnia:
Drukarnia Jezuitów
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1644
Data wydania (nie wcześniej niż):
1644
Data wydania (nie później niż):
1644