cały czerwonych złotych pieniędzy, odpowiedział: „generale mój, niech cię Bóg sekunduje, a dla mnie milsze życie, niż te pieniądze.” A tym czasem umknął żołnierz, a generała wzięto, którego zaraz poznano, że musi być osoba godna, wraz nazad do wezyra odesłano, którego tamże zaraz dwoma okowano za szyję łańcuchami przed samym namiotem wezyra wielkiego. Vide infra, co się z nim stało. I gdy szczęście turkom posłużyło, atakując onych, gdy posłyszano w obozie cesarskim o ustawicznem się strzelaniu, wraz gdy do batalii już była wszelka gotowość, dał książę Eugeniusz generałowi grafowi Palfiemu ordynans, który natione węgrzyn, i wielkiej familii, i
cały czerwonych złotych pieniędzy, odpowiedział: „generale mój, niech cię Bóg sekunduje, a dla mnie milsze życie, niż te pieniądze.” A tym czasem umknął żołnierz, a generała wzięto, którego zaraz poznano, że musi być osoba godna, wraz nazad do wezyra odesłano, którego tamże zaraz dwoma okowano za szyję łańcuchami przed samym namiotem wezyra wielkiego. Vide infra, co się z nim stało. I gdy szczęście turkom posłużyło, atakując onych, gdy posłyszano w obozie cesarskim o ustawiczném się strzelaniu, wraz gdy do batalii już była wszelka gotowość, dał książę Eugeniusz generałowi grafowi Palfiemu ordynans, który natione węgrzyn, i wielkiéj familii, i
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 379
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
, niech także mają kołka żelazne, cale okrągłe, aby się nimi rozciągać mogła miara, na gwożdżyach żelaznych MN, w ziemie zatknionych na początku, i w końcu łokci 50. Gwożdzie MN niech będą cienkie, długie na łokieć, sposobne do zatykania w ziemię. Panowie Mierniczy eks oficjo, którzy po zagonach mierzą pola łańcuchami żelaznymi długimi, niech się rekoligują, wiele mogą przyczynić gruntu, i jako omylne Mapy rysować, gdy się łańcuch nie da słusznie wyciągać, ale się łamie po brozdach. Sznury Konopne, gubią miarę gdy namokną, i słabym ciągnieniem: przyczyniają miary gdy uschną, albo gwałtowny ciągnieniem. Przeto nie radzę ich używać. W
, niech tákże máią kołká żelázne, cálé okrągłe, áby się nimi rozćiągáć mogłá miárá, ná gwożdżiách żeláznych MN, w źiemie zátknionych ná początku, y w końcu łokći 50. Gwożdźie MN niech będą ćienkie, długie ná łokieć, sposobne do zátykánia w żiemię. Pánowie Mierniczy ex officio, ktorzy po zagonách mierzą polá łáńcuchámi żeláznymi długimi, niech się rekoliguią, wiele mogą przyczynić gruntu, y iáko omylne Máppy rysowáć, gdy się łáńcuch nie da słusznie wyćiągáć, ále się łamie po brozdách. Sznury Konopne, gubią miárę gdy námokną, y słábym ćiągnięniem: przyczyniáią miáry gdy vschną, álbo gwałtowny ciągnięniem. Przeto nie rádzę ich vżywáć. W
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 6
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
ukłonem. Tedy wraz po Trionach Zagrzmiały w triumfie działa, Grom i echo po stronach, Z gór pobliższych się ozwała. Zapala ognie, uderzą do kwatrów, Dźwięk, huk i tumult pochop weżmie z wiatrów, Porywa się strwożony Nieprzyjaciel tą nowiną; Razem imprezie onej Dziwuje się co przyczyną, Co jest: Czy Wołga łańcuchami spięta, Złupiony Mozajsk, czy stolica wzięta? Nie pierwej się wyzwoli, Że usłyszy co w tem było, O jako go zaboli, Jako to i utrapiło. Wolałby słyszeć Scyllę rozdrażnioną, Wolałby widzieć Cyncją zaćmioną, Przecię jako żubr, który Od psów wielkich wparowany W cieśnią i przykre góry, Na miecze
ukłonem. Tedy wraz po Tryonach Zagrzmiały w tryumfie działa, Grom i echo po stronach, Z gór pobliższych się ozwała. Zapala ognie, uderzą do kwatrów, Dźwięk, huk i tumult pochop weżmie z wiatrów, Porywa się strwożony Nieprzyjaciel tą nowiną; Razem imprezie onej Dziwuje się co przyczyną, Co jest: Czy Wołga łańcuchami spięta, Złupiony Mozajsk, czy stolica wzięta? Nie pierwej się wyzwoli, Że usłyszy co w tem było, O jako go zaboli, Jako to i utrapiło. Wolałby słyszeć Scyllę rozdrażnioną, Wolałby widzieć Cyntyą zaćmioną, Przecię jako żubr, który Od psów wielkich wparowany W cieśnią i przykre góry, Na miecze
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 23
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
: Śpiewa więzień okowany, Tając na czas wnętrznej rany. godne Człowieka godnego rymy/ abowiem jako lepem porwane ptaszątko/ i w klatkę wrzucone/ lubo się lepiej dla pilnego doglądania nie bujając tuczy/ przecię utraconej szukając wolności/ każdą tysiącami razów obleci w klatce kratę/ do ujścia zhożego upatrując miejsca/ tak i więzień spętany łańcuchami/ nie mówię nie mając się dobrze/ lecz codziennie uchlustany więzieniem/ głodem/ robotą udręczony/ tysiąca sposobów szuka/ jakoby na złotą ujść świebodę. Z tych naprzedniejszy/ mądra Pani/ nędzna Izmaelczyków niewolnica Eudokia Butowiczowa Wojska Kijowska/ obira sobie/ gdy o wyszciu swym taką notę/ jakową śpiewali nad rzeką Babilońską Izraelite
: Spiewa więźień okowány, Táiąc ná czás wnętrzney rány. godne Człowieká godnego rymy/ ábowiem iáko lepem porwáne ptaszątko/ y w klatkę wrzucone/ lubo się lepiey dla pilnego doglądánia nie buiáiąc tuczy/ przecię vtráconey szukáiąc wolnośći/ káżdą tyśiącámi rázow obleći w klatce kratę/ do vyścia zhożego vpátruiąc mieyscá/ ták y więźień spętány łáncuchámi/ nie mowię nie máiąc się dobrze/ lecz codźiennie vchlustány więźieniem/ głodem/ robotą vdręczony/ tyśiącá sposobow szuka/ iákoby ná złotą vyść świebodę. Z tych naprzednieyszy/ mądra Páni/ nędzna Izmáelczykow niewolnicá Eudokia Butowiczowa Woyska Kiiowska/ obira sobie/ gdy o wyszciu swym táką notę/ iákową śpiewáli nád rzeką Bábilońską Izráelitae
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 173.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ani żadnej inszej męki Powiązał alabastry twojej pięknej ręki?” Na te słowa na twarzy tak się zawstydziła, Jako gdyby się krwią kość słoniowa skropiła, Widząc nieszczęsna nagle części swego ciała, Co, choć są piękne, skryte sromota mieć chciała.
XCIX.
I twarzby była sobie zakryła rękami, Jedno że przywiązane beły łańcuchami. To, co mogła, łzami ją gęstemi skropiła I z oczami do ziemie nisko ją schyliła I trzęsąc się od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nią wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C
ani żadnej inszej męki Powiązał alabastry twojej pięknej ręki?” Na te słowa na twarzy tak się zawstydziła, Jako gdyby się krwią kość słoniowa skropiła, Widząc nieszczęsna nagle części swego ciała, Co, choć są piękne, skryte sromota mieć chciała.
XCIX.
I twarzby była sobie zakryła rękami, Jedno że przywiązane beły łańcuchami. To, co mogła, łzami ją gęstemi skropiła I z oczami do ziemie nizko ją schyliła I trzęsąc się od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nię wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 221
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miasta, co mu w tył leżały, Aż do granic hiszpańskich wszytkie go słuchały.
CVI.
Gdzie jedno mur zastąpił, cesarz z każdej strony Nakoło wszędzie mocne porobił obrony, Brzegi u wielkich grobel dobrze umocniwszy I w nich gęste dla strzelby okna poczyniwszy; Gdzie w miasto wpada i gdzie wypada wodami, Poprzeciągał miąższemi rzekę łańcuchami, Ale nawięcej twierdził tam, kędy snadniejsze Przystępy być rozumiał i niebezpieczniejsze.
CVII.
Dobrze przedtem cesarz się opatrzny domyślił, Z której strony dać szturm król Agramant umyślił; I ledwie co brać przed się poczęli poganie, Czemuby nie zabiegli przedtem chrześcijanie. W polu został Marsyli król uszykowany Z wojskami hiszpańskiemi; przy niem
miasta, co mu w tył leżały, Aż do granic hiszpańskich wszytkie go słuchały.
CVI.
Gdzie jedno mur zastąpił, cesarz z każdej strony Nakoło wszędzie mocne porobił obrony, Brzegi u wielkich grobel dobrze umocniwszy I w nich gęste dla strzelby okna poczyniwszy; Gdzie w miasto wpada i gdzie wypada wodami, Poprzeciągał miąższemi rzekę łańcuchami, Ale nawięcej twierdził tam, kędy snadniejsze Przystępy być rozumiał i niebezpieczniejsze.
CVII.
Dobrze przedtem cesarz się opatrzny domyślił, Z której strony dać szturm król Agramant umyślił; I ledwie co brać przed się poczęli poganie, Czemuby nie zabiegli przedtem chrześcijanie. W polu został Marsyli król uszykowany Z wojskami hiszpańskiemi; przy niem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 322
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wieże do góry drabiny sturmowe W-ziemi, darnem, i gliną trojako przesuty. Z-obrostów zaś Baterie do Dział i Reduty Nakształt gór powynosił. Skąd nie tylko chybić Ale mógł był policzyć, i do jednej wybić Dusze żywej, a zwłaszcza za takim zbliżeniem, Kiedy jeden drugiego dorzucał kamieniem. Nawet się łańcuchami, baki, i oseki Kradli z-Wałów. O które Awernowe meki Mogą być potepionym ludziom tak nieznośne, Jako tyry i owe urągania głośne Tym niewinnym, czemu się dotąd nie poddają? Krukom strawy, i łupu Tatarom mieszkają? Próżno im drą Kontusze po Wałach szarając, I na noc się przynamniej z-nich nie
wieże do gory drabiny sturmowe W-źiemi, darnem, i gliną troiako przesuty. Z-obrostow záś Batterye do Dziáł i Reduty Nákształt gor powynośił. Zkąd nie tylko chybić Ale mogł był policzyć, i do iedney wybić Dusze zywey, á zwłaszcza za takim zbliżeniem, Kiedy ieden drugiego dorzucał kamieniem. Nawet sie łańcuchámi, baki, i oseki Kradli z-Wáłow. O ktore Awernowe meki Mogą bydź potepionym ludźiom tak nieznośne, Iáko tyry i owe urągania głośne Tym niewinnym, czemu sie dotąd nie poddaią? Krukom strawy, i łupu Tátárom mieszkaią? Prożno im drą Kontusze po Wałach száraiąc, I na noc sie przynamniey z-nich nie
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 74
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, me Światło, widzę Cię, już Cię znam, kochanie! Żadna bowiem wątpliwość w oczach nie postanie, gdym Cię z twarzy i z głosu już słusznie poznała, będę Cię, Oblubieńcze, czujniej pilnowała. Już Cię teraz dotrzymam, po wsiach nie szukając i wartom do pośmiewisk przyczyny nie dając. Choćby mi łańcuchami barki skrępowano, choćby ręce i nogi kajdany skowano, przecię by Cię ujęły mocno palce moje, ściślej, niż gdy krępują winny list powoje. Ale niech Cię, Kochanku, barki nie ściskają, ani Twej szyje błędne ręce obciążają! Wspomnij sobie, żem Cię już dawno nie widziała, trzeba, bym długość
, me Światło, widzę Cię, już Cię znam, kochanie! Żadna bowiem wątpliwość w oczach nie postanie, gdym Cię z twarzy i z głosu już słusznie poznała, będę Cię, Oblubieńcze, czujniej pilnowała. Już Cię teraz dotrzymam, po wsiach nie szukając i wartom do pośmiewisk przyczyny nie dając. Choćby mi łańcuchami barki skrępowano, choćby ręce i nogi kajdany skowano, przecię by Cię ujęły mocno palce moje, ściślej, niż gdy krępują winny list powoje. Ale niech Cię, Kochanku, barki nie ściskają, ani Twej szyje błędne ręce obciążają! Wspomnij sobie, żem Cię już dawno nie widziała, trzeba, bym długość
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 113
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
, na kracie rozpalonej mocno przykowane. Nieprzeliczeni czarci ognie podpalają, dmąc miechami, pod kratą płomienie wzniecają. Tak wiele czartów i dusz więźnia otoczyło, iż zda się niepodobno, aby kiedy było tak wiele dusz od ludzi początku stworzonych, nie żeby ich miało być tak wiele zgubionych.
Za wszytkie członków stawy smoka przywiązano, łańcuchami miąższymi z spiże przykowano. A gdy na roście onym zostaje pieczony, gniewając się okrutnie, od jadu wścieczony, coraz to się obraca na bok zawsze drugi, a wtym na dusze, czarty jak na swoje sługi ściąga ręce i one, nimi napełnione, ściska, że jak jagody bywają stłoczone. Tu, wzdychając,
, na kracie rozpalonej mocno przykowane. Nieprzeliczeni czarci ognie podpalają, dmąc miechami, pod kratą płomienie wzniecają. Tak wiele czartów i dusz więźnia otoczyło, iż zda się niepodobno, aby kiedy było tak wiele dusz od ludzi początku stworzonych, nie żeby ich miało być tak wiele zgubionych.
Za wszytkie członków stawy smoka przywiązano, łańcuchami miąższymi z spiże przykowano. A gdy na roście onym zostaje pieczony, gniewając się okrutnie, od jadu wścieczony, coraz to się obraca na bok zawsze drugi, a wtym na dusze, czarty jak na swoje sługi ściąga ręce i one, nimi napełnione, ściska, że jak jagody bywają stłoczone. Tu, wzdychając,
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 100
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
nich powyciągał jadowite wszytkie żmije/ a strawił je wszytkie ogniem miłości swojej. Ściągnął dziś rękę swoję/ po Jana obtoczonego gadziną grzechu pierworódnego/ i potężnie go wyrwał/ na stronę oddaliwszy grzech/ a prawie gwałtem oderwawszy. Patrz jako teraz tańcuje niemowlątko w żywocie matki swej; znać że pasy wężowe porwane/ któremi był jako łańcuchami od grzechu przedtym powiązany? Skoczy na przyszcie Mesjaszowe/ mówi Prorok/ chramy jako jeleń/ na przyszcie niebieskiego tego Jelenia. wyskoczył dzisia jelonek ten młody/ aby był przesłańcem gotowym na torowanie drogi Pańskiej/ na łamanir pierwszych lodów/ które mróz grzechowy narobił/ a pagórek wyskoczył jako baranek/ przy owieczce pokornej/
nich powyćiągał iádowite wszytkie żmiie/ á strawił ie wszytkie ogniem miłośći swoiey. Sćiągnął dźiś rękę swoię/ po Iáná obtoczonego gádźiną grzechu pierworodnego/ y potężnie go wyrwał/ ná stronę oddaliwszy grzech/ á práwie gwałtem oderwawszy. Pátrz iáko teraz táńcuie niemowlątko w żywoćie mátki swey; znáć że pásy wężowe porwáne/ ktoremi był iáko łáńcuchámi od grzechu przedtym powiązány? Skoczy na przyszćie Messyaszowe/ mowi Prorok/ chramy iáko ieleń/ ná przyszćie niebieskiego tego Ieleniá. wyskoczył dźiśia ielonek ten młody/ áby był przesłáńcem gotowym ná torowánie drogi Páńskiey/ ná łamánir pierwszych lodow/ które mroz grzechowy nárobił/ á págorek wyskoczył iáko báránek/ przy owieczce pokorney/
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 22
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623