em, będę teraz mówił jako rodząca, rozproszę i połknę zaraz. Niesłyszeliście niedawno mowy jego okrutnicy, gdy do was mówił mową inną, i językiem innym, nierozumieliście po polsku, zrozumiewajcież po tatarsku, nietak słowa są, jako dzieła pańskie nad wami. Jako Egipczykowie za staraniem pańskiem, jednym łańcuchem ciemnościej byli powiązani (o czem mędrzec) tak i wy jednym powrozem niewoli z poddanymi swoimi skrępowani śliście w niewolę obrzydliwą. Dla czego? abowiem nieczyniliście sprawiedliwości z poddanymi waszymi, owszem czyniliście wielkie im krzywdy, łupiąc ich ledwie nie ze skóry, rozbijając ich z majętnostek ich, tak jako Tatarowie,
em, będę teraz mówił jako rodząca, rozproszę i połknę zaraz. Niesłyszeliście niedawno mowy jego okrutnicy, gdy do was mówił mową inną, i językiem innym, nierozumieliście po polsku, zrozumiewajcież po tatarsku, nietak słowa są, jako dzieła pańskie nad wami. Jako Egyptczykowie za staraniem pańskiem, jednym łańcuchem ciemnościej byli powiązani (o czem mędrzec) tak i wy jednym powrozem niewoli z poddanymi swoimi skrępowani śliście w niewolę obrzydliwą. Dla czego? abowiem nieczyniliście sprawiedliwości z poddanymi waszymi, owszem czyniliście wielkie im krzywdy, łupiąc ich ledwie nie ze skóry, rozbijając ich z majętnostek ich, tak jako Tatarowie,
Skrót tekstu: BirkBaszaKoniec
Strona: 267
Tytuł:
Kantymir Basza Porażony albo o zwycięstwie z Tatar, przez Jego M. Pana/ P. Stanisława Koniecpolskiego, Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Fabian Birkowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
niestatkiem.” Aż drugi: „Bo się sama nie ozowie z zadkiem, Który gdy we zwierciedle obaczyć się nie da, Nie masz dziwu, że co raz o sobie powieda.” 71 (F). POWRÓZ A KIEŁBASA NIEDALEKO SIEBIE
Przywiedziono złodzieja do mnie z wielkim brzuchem. Każę go w poły mocnym opasać łańcuchem. Lecz gdy żyje dyjetą, nie to je, co kradnie, Wyłacniał, że za sadłem łańcuch z niego spadnie. Toż pozbierawszy z żerdzi nad piecem kiełbasy, Żeby się zaś poprawił, poszedł w dutepasy. Mógł ci wytrwać do jutra, usłyszawszy, powiem, Bo się pewnie otruje i przypłaci zdrowiem, Wszak
niestatkiem.” Aż drugi: „Bo się sama nie ozowie z zadkiem, Który gdy we zwierciedle obaczyć się nie da, Nie masz dziwu, że co raz o sobie powieda.” 71 (F). POWRÓZ A KIEŁBASA NIEDALEKO SIEBIE
Przywiedziono złodzieja do mnie z wielkim brzuchem. Każę go w poły mocnym opasać łańcuchem. Lecz gdy żyje dyjetą, nie to je, co kradnie, Wyłacniał, że za sadłem łańcuch z niego spadnie. Toż pozbierawszy z żerdzi nad piecem kiełbasy, Żeby się zaś poprawił, poszedł w dutepasy. Mógł ci wytrwać do jutra, usłyszawszy, powiem, Bo się pewnie otruje i przypłaci zdrowiem, Wszak
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 40
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dudzie Puściwszy cug; i tego, za suknią przy udzie Ująwszy, wilk zatrzyma, bo tak sobie myśli, Że jego tu odejdą, gdyby inszy wyszli. Więc kiedy się zawodzą darmo razów kilka,
Przyszło naprzód wyciągać z owej studnie wilka; I z owym, baraniną obetkanym, brzuchem, Zadziergnąwszy za szyję, windują łańcuchem. Podnosi za nim w górę ksiądz i duda oczy, Kiedy wilk ładowane burdziuki roztroczy: Ledwie w pół głębokiego dojechawszy dołu, Osrał księdza straszliwie i z dudą pospołu, W samę twarz prawie obom, źle strawionym skopem Trznąwszy, jakoby wrzącym sparzył ich ukropem. Dał ci też za to skórę, ale nie nagrodzi,
dudzie Puściwszy cug; i tego, za suknią przy udzie Ująwszy, wilk zatrzyma, bo tak sobie myśli, Że jego tu odejdą, gdyby inszy wyszli. Więc kiedy się zawodzą darmo razów kilka,
Przyszło naprzód wyciągać z owej studnie wilka; I z owym, baraniną obetkanym, brzuchem, Zadziergnąwszy za szyję, windują łańcuchem. Podnosi za nim w górę ksiądz i duda oczy, Kiedy wilk ładowane burdziuki roztroczy: Ledwie w pół głębokiego dojechawszy dołu, Osrał księdza straszliwie i z dudą pospołu, W samę twarz prawie obom, źle strawionym skopem Trznąwszy, jakoby wrzącym sparzył ich ukropem. Dał ci też za to skórę, ale nie nagrodzi,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 224
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, który zostawiony W dalekim kraju: o nieutulony Żalu! o trosko! o ciężki kłopocie, Śmierć mi w tęskliwym przynosisz żywocie. Wiatry życzliwe użyczcie usługi Swojej a przez ten kraju przeciąg długi Donieście panu moje narzekanie, Które i dniowe napierwsze zaranie I nocne słyszą niewidome cienie: Jako nieznośne cierpi utrapienie Związane serce miłości łańcuchem.
Samem odjechał, ale całym duchem Jestem tam przecię, gdzie być zawsze miło. Cóż jakby się to biednemu przyśniło? Gdy cię nie widzę, panie mój kochany, Ach choć mię za świat pieniste bałwany, Choć orle skrzydła pod obroty słońca Zaniosą, żalu memu niemasz końca. Żegnam cię, żegnam,
, ktory zostawiony W dalekim kraju: o nieutulony Żalu! o trosko! o ciężki kłopocie, Śmierć mi w teskliwym przynosisz żywocie. Wiatry życzliwe użyczcie usługi Swojej a przez ten kraju przeciąg długi Donieście panu moje narzekanie, Ktore i dniowe napierwsze zaranie I nocne słyszą niewidome cienie: Jako nieznośne cierpi utrapienie Związane serce miłości łańcuchem.
Samem odjechał, ale całym duchem Jestem tam przecię, gdzie być zawsze miło. Coż jakby się to biednemu przyśniło? Gdy cię nie widzę, panie moj kochany, Ach choć mię za świat pieniste bałwany, Choć orle skrzydła pod obroty słońca Zaniosą, żalu memu niemasz końca. Żegnam cię, żegnam,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 375
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Węgle na mądrą twą głowę zgromadzić, Niż z takim drugich kochankiem się wadzić. Na wszytko tedy, coć która winszuje Z sióstr mych, i ja się chętnie podpisuję. Talia.
Rozpływa mi się serce od radości, Niezwykłe jakieś mara rozweselenie, Gdy wychowaniec mój, ćwiczenie moje, Ow co to złotym słodkich Słów łańcuchem Wiązał i serca i za obie uszy Trzymał i senat i izbę poselską, W którego ustach hyblejskiej słodyczy Plastry robiły pczołki pracowite, Ow co i w boju nieoszczędną ręką Szczęśliwej szable gasił więc pragnienie
We krwi pogańskiej, co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej
Węgle na mądrą twą głowę zgromadzić, Niż z takim drugich kochankiem się wadzić. Na wszytko tedy, coć ktora winszuje Z siostr mych, i ja się chętnie podpisuję. Thalia.
Rozpływa mi się serce od radości, Niezwykłe jakieś mara rozweselenie, Gdy wychowaniec moj, ćwiczenie moje, Ow co to złotym słodkich słow łańcuchem Wiązał i serca i za obie uszy Trzymał i senat i izbę poselską, W ktorego ustach hyblejskiej słodyczy Plastry robiły pczołki pracowite, Ow co i w boju nieoszczędną ręką Szczęśliwej szable gasił więc pragnienie
We krwi pogańskiej, co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 468
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
jam też zabity, Ty — strzałą śmierci, ja — strzałą miłości, Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości, Ty jawne świece, ja mam płomień skryty,
Tyś na twarz suknem żałobnym nakryły, Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności, Ty masz związane ręce, ja wolności Zbywszy mam rozum łańcuchem powity.
Ty jednak milczysz, a mój język kwili, Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze, Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.
Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili, Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem. NA KRZYŻYK NA PIERSIACH
jam też zabity, Ty — strzałą śmierci, ja — strzałą miłości, Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości, Ty jawne świece, ja mam płomień skryty,
Tyś na twarz suknem żałobnym nakryły, Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności, Ty masz związane ręce, ja wolności Zbywszy mam rozum łańcuchem powity.
Ty jednak milczysz, a mój język kwili, Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze, Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.
Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili, Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem. NA KRZYŻYK NA PIERSIACH
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 105
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
tak szkodzi, Poległ ogarów, jak Akteon, zgraje. Nie próżny mój gniew, nie to mię obchodzi,
Że w zwierz wesołe pustoszeją gaje, Że owsa siła w osypkę odchodzi, Ale że rano mąż ode mnie wstaje. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Szydzisz z mych wierszów, grzeczny Władysławie, A raczej z tego, że łańcuchem krętem Piszę związany i miłości pętem I w Kupidowym tracę wolność prawie;
Tak więc gdy huczne miecą niełaskawic Wały wydanym na morze okrętem, Śmieje się oracz i w pokoju świętem Złorzeczy z brzegu niebezpiecznej sprawie.
Poczekaj mało, wnet i ty w te wniki Wpadszy, w niewoli będziesz u podwiki I w równej ze mną spłoniesz
tak szkodzi, Poległ ogarów, jak Akteon, zgraje. Nie próżny mój gniew, nie to mię obchodzi,
Że w zwierz wesołe pustoszeją gaje, Że owsa siła w osypkę odchodzi, Ale że rano mąż ode mnie wstaje. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Szydzisz z mych wierszów, grzeczny Władysławie, A raczej z tego, że łańcuchem krętem Piszę związany i miłości pętem I w Kupidowym tracę wolność prawie;
Tak więc gdy huczne miecą niełaskawic Wały wydanym na morze okrętem, Śmieje się oracz i w pokoju świętem Złorzeczy z brzegu niebezpiecznej sprawie.
Poczekaj mało, wnet i ty w te wniki Wpadszy, w niewoli będziesz u podwiki I w równej ze mną spłoniesz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 109
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
q, dalszego: promień bq, minie T, a strzeli na Q. Zaczym napewniejszy Cel odległy od oka taki, jaki pokazuje figura 1. Karty 108. Piąte requisitum: Przemierzanie odległości jednej stacyj od drugiej pilne. Które na tym prawie należy, aby nie było ani sznurem, bo ten nie statkuje: ani łańcuchem długim, bo się załemuje po nierównym polu: ani krótkim, bo wczęstym przestawianiu miarę gubi. Ale miarą 50 abo 100 łokciową, zlasek 10 abo 20 wkupę związanych, według Nauki 4. Zabawy 7. Wozka: wrowninie, i gdzie wyśmienitej Mapy nie potrzeba, dla prędkiego wymierzania możesz użyć. Po zagonach
q, dálszego: promień bq, minie T, á strzeli ná Q. Zaczym napewnieyszy Cel odległy od oká táki, iáki pokázuie figurá 1. Kárty 108. Piąte requisitum: Przemierzánie odległośći iedney stácyi od drugiey pilne. Ktore ná tym práwie należy, áby nie było áni sznurem, bo ten nie státkuie: ani łáńcuchem długim, bo się załemuie po nierownym polu: ani krotkim, bo wczęstym przestawiániu miárę gubi. Ale miárą 50 ábo 100 łokćiową, zlasek 10 ábo 20 wkupę związanych, według Náuki 4. Zábáwy 7. Wozka: wrowninie, y gdźie wyśmięnitey Máppy nie potrzebá, dla prędkiego wymierzánia możesz vżyć. Po zagonach
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 96
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
zaślepieni ludzie rozumieli, Żeby jakiego grofa z nieba widzieć mieli, Czyniąc mu uczciwości przed ludźmi dogodne,
Sławiący jego górno godności niegodne. Nawet i wodę, w której płokał swoje ciało, Pospólstwo jak lekarstwo drogie wypijało. I aby wszeteczeństwu dogodził swojemu, Uczył nago ślub dawać i wolno każdemu Związać się i przed ludźmi cielesnym łańcuchem, Twierdząc, że na to patrzy rad Bóg ocznym duchem. Którego się nauki chwycili Fryzowie, Turyndzi, Niderlandzi i głupi Czechowie. I jeszcze do tych czasów w Czechach ten rząd mają, Gdy daje ślub minister, tedy stadłu dają Całować pendent z jądry, mówiąc słowa takie: - ,,Mnóżcie się jak bestyje
zaślepieni ludzie rozumieli, Żeby jakiego grofa z nieba widzieć mieli, Czyniąc mu uczciwości przed ludźmi dogodne,
Sławiący jego górno godności niegodne. Nawet i wodę, w której płokał swoje ciało, Pospólstwo jak lekarstwo drogie wypijało. I aby wszeteczeństwu dogodził swojemu, Uczył nago ślub dawać i wolno każdemu Związać się i przed ludźmi cielesnym łańcuchem, Twierdząc, że na to patrzy rad Bóg ocznym duchem. Którego się nauki chwycili Fryzowie, Turyndzi, Niderlandzi i głupi Czechowie. I jeszcze do tych czasów w Czechach ten rząd mają, Gdy daje ślub minister, tedy stadłu dają Całować pendent z jądry, mówiąc słowa takie: - ,,Mnóżcie się jak bestyje
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 366
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
wieki, równego dzisiejsze nie miały W rozumie i wymowie, toż i wieszcze owe W Delfie gdzieś oracula ożywszy Febowe, Rachfał Leszczyński wojewoda bełski, hrubieszowski starosta.
Przyznałyby, co niegdy potkało Solona. Wnim i żyzność dowcipu, i płynąca ona Mowy wolność, co była? Jedno samym duchem Trąby Apolinowej a złotym łańcuchem Dużego Alcydesa, którym animusze Ludzkie wiązał i owe po awernach dusze Wodził gdzie chciał. Słyszały wielokroć to sejmy, Interregna słyszały, gdzie z chęci uprzejmej, I z tej, którą ojczyźnie winien żarliwości, O! jako starożytnych praw jej i wolności Nad oka strzegł źrenicę; przy tym murze stała Strona słabsza, gdy fakcyj
wieki, równego dzisiejsze nie miały W rozumie i wymowie, toż i wieszcze owe W Delfie gdzieś oracula ożywszy Febowe, Rachfał Leszczyński wojewoda bełski, hrubieszowski starosta.
Przyznałyby, co niegdy potkało Solona. Wnim i żyzność dowcipu, i płynąca ona Mowy wolność, co była? Jedno samym duchem Trąby Apolinowej a złotym łańcuchem Dużego Alcydesa, którym animusze Ludzkie wiązał i owe po awernach dusze Wodził gdzie chciał. Słyszały wielokroć to sejmy, Interregna słyszały, gdzie z chęci uprzejmej, I z tej, którą ojczyznie winien żarliwości, O! jako starożytnych praw jej i wolności Nad oka strzegł źrenicę; przy tym murze stała Strona słabsza, gdy fakcyj
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 118
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861