: W Gniewie. Wiem ja, co za przystęp król rozgniewany miewa; Choć mam potrzebę, minę, aże się odgniewa. Bodajże cię z omyłką, wiele razy nas to Błaźni nie tylko afekt: jest też i Gniew miasto. Żaden o tym filozof nie wiedział i nie wie, Że król polski może być łaskawym i w Gniewie. 33. NA WESELE JEGOMOŚCI PANA WĘŻYKA Z JEJMOŚCIĄ PANNĄ JABŁONOWSKĄ
Nie wierzą, ale szaleją ci księża, Znowu na jabłoń sadzający węża. Dosycze pierwszy narobił nam licha, Na które dotąd naród ludzki wzdycha. Insza tu moda węża i jabłoni: Rajski częstował, a ten jej zaś broni; Samemu tylko
: W Gniewie. Wiem ja, co za przystęp król rozgniewany miewa; Choć mam potrzebę, minę, aże się odgniewa. Bodajże cię z omyłką, wiele razy nas to Błaźni nie tylko afekt: jest też i Gniew miasto. Żaden o tym filozof nie wiedział i nie wie, Że król polski może być łaskawym i w Gniewie. 33. NA WESELE JEGOMOŚCI PANA WĘŻYKA Z JEJMOŚCIĄ PANNĄ JABŁONOWSKĄ
Nie wierzą, ale szaleją ci księża, Znowu na jabłoń sadzający węża. Dosyćże pierwszy narobił nam licha, Na które dotąd naród ludzki wzdycha. Insza tu moda węża i jabłoni: Rajski częstował, a ten jej zaś broni; Samemu tylko
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 25
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. Poszły barzo na żaby. Wej, rzecze, nagroda, Zawsze płaci pobożność, puszczać się jej szkoda. Toż jedne do gardzielą drobnym tka kawałkiem, Drugie dzieciom na gniazdo w sponach niesie całkiem. W kilka dni potem, skoro onąż potka sowę: „A także to, braciszku, trzymają umowę? Łaskawymeś się wszytkim ptaszym matkom stawił, Mnieś jednej nieszczęśliwej siostrze serce skrwawił, Kiedyś mi pożarł dziatki kochane, niestoty.” „Któż temu winien — jastrząb odpowie — tylko ty. Przyszłoć by mi od głodu za dzień zdechnąć trzeci, Gdybym piękniejszych nie jadł niźli twoje dzieci. Dosyciem długo głodu przymierał
. Poszły barzo na żaby. Wej, rzecze, nagroda, Zawsze płaci pobożność, puszczać się jej szkoda. Toż jedne do gardzielą drobnym tka kawałkiem, Drugie dzieciom na gniazdo w sponach niesie całkiem. W kilka dni potem, skoro onęż potka sowę: „A także to, braciszku, trzymają umowę? Łaskawymeś się wszytkim ptaszym matkom stawił, Mnieś jednej nieszczęśliwej siestrze serce skrwawił, Kiedyś mi pożarł dziatki kochane, niestoty.” „Któż temu winien — jastrząb odpowie — tylko ty. Przyszłoć by mi od głodu za dzień zdechnąć trzeci, Gdybym piękniejszych nie jadł niźli twoje dzieci. Dosyciem długo głodu przymierał
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 82
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę, szczerze myśliwy i w sierci Sobaczej kochać będziesz się do śmierci. Stąd i niebieski piesek do twej psiarnie Jak na pieszczoty z ochotą się
Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę, szczerze myśliwy i w sierci Sobaczej kochać będziesz się do śmierci. Stąd i niebieski piesek do twej psiarnie Jak na pieszczoty z ochotą się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 151
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie z-starości, ale z-nieupodobania trzęsą, bo by taka głowa, Chrystusowi nieprzystała. Będzie drugi jako oko, jako w-słońce w-Boga wlepiony, w-Niebo się zapatrujący, wszystek Bogo-widz Bogomyślny, to oko Chrystusowe, ale gdyby patrzało, raz na ziemię, drugi raz na niebo: nikomu łaskawym się nie chciało pokazać: do niczego dojrzeć, i takie oko nie byłoby Chrystusowi sposobne. Będzie pasterz jako ręka, karność trzyma, w-klubę bierze, ubogim dodaje, Budynki Kościelne buduje, Ręka to Chrystusowa, ale gdyby ta ręka nazbyt ściskać miała, wszystko wyżymać, o nie byłaby to ręka ciała
nie z-starośći, ále z-nieupodobánia trzęsą, bo by táka głowá, Chrystusowi nieprzystałá. Będźie drugi iáko oko, iáko w-słońce w-Bogá wlepiony, w-Niebo się zapátruiący, wszystek Bogo-widz Bogomyślny, to oko Chrystusowe, ále gdyby pátrzáło, ráz ná źiemię, drugi raz ná niebo: nikomu łáskáwym się nie chćiáło pokazáć: do niczego doyrzeć, i tákie oko nie byłoby Chrystusowi sposobne. Będźie pásterz iáko ręká, karność trzyma, w-klubę bierze, vbogim dodáie, Budynki Kośćielne buduie, Ręká to Chrystusowa, ále gdyby ta ręká názbyt ściskáć miáłá, wszystko wyżymáć, o nie byłáby to ręká ćiáłá
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 62
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
/ i kiedy animi sunt exacerbati injuriis które przedtym od nich podejmowali.
Lecz nie dla tego to mówię/ aby kiedy do tego/ w-naszej Rzeczyp:/ przychodzić miało/ uchowaj tego Panie Boże/ ale raczej dla tego abym pokazał/ iż tych zapałów Rzeczyp: teraźniejszych znosić się tymi sposobami okrutnymi nie godzi/ tylko łaskawym i ludzkim. Do którego przyść inaczej nie możemy/ tylko zapłatą/ którą wyciąga od nas/ ze krótko powiem/ Sprawiedliwość/ Ojczyzna/ Niebezpieczeństwo Rzeczyp. Bo chociaż znajdują się niektórzy tak audaces, którzy śmieją trąbić na wojnę/ jednak obawiam się/ aby to Męstwo/ i ten animusz tak wielki w-nogi potym
/ i kiedy animi sunt exacerbati injuriis ktore przedtym od nich podeymowáli.
Lecz nie dla tego to mowię/ aby kiedy do tego/ w-nászey Rzeczyp:/ przychodźić miało/ uchoway tego Pánie Boże/ ale raczey dla tego abym pokazał/ iż tych zapáłow Rzeczyp: teráznieyszych znośić się tymi sposobami okrutnymi nie godźi/ tylko łáskawym i ludzkim. Do ktorego przyść ináczey nie możemy/ tylko zapłátą/ ktorą wyciąga od nas/ ze krotko powiem/ Spráwiedliwość/ Oyczyzná/ Niebeśpieczenstwo Rzeczyp. Bo choćiaż znáyduią się niektorzy tak audaces, ktorzy śmieią trąbić ná woynę/ iednák obawiam się/ áby to Męstwo/ i ten animusz ták wielki w-nogi potym
Skrót tekstu: PisMów_II
Strona: 88
Tytuł:
Mówca polski, t. 2
Autor:
Jan Pisarski
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
przypatrzy się tobie I krom zazdrości, kiedy w zwyczajną godzinę Z twojej pieszczonej ręki odbiera jużynę. Tylko odemnie czemuś tak fortuna stroni, Że czego z dusze pragnę, tego gwałtem broni. Lecz dufam, że stateczność złe szczęście przemoże. A ty mię sam pocieszysz wrychle, o mój Boże! I sam będąc łaskawym wodzem mojej drogi, Dasz szczęśliwie odwiedzić pożądane progi. A ty śliczny aniele, celu moich żalów, Przyczyno trosk tajemnych i serca postrżałów, Bądź łaskawa, gdziekolwiek szczęśliwie się bawisz. Szczęść o Boże to wszytko, nad czym czasy trawisz. Moję zaś chęć ku sobie znając niepokrytą, Racz mi wzajem nagradzać łaską swą sowitą
przypatrzy się tobie I krom zazdrości, kiedy w zwyczajną godzinę Z twojej pieszczonej ręki odbiera jużynę. Tylko odemnie czemuś tak fortuna stroni, Że czego z dusze pragnę, tego gwałtem broni. Lecz dufam, że stateczność złe szczęście przemoże. A ty mię sam pocieszysz wrychle, o moj Boże! I sam będąc łaskawym wodzem mojej drogi, Dasz szczęśliwie odwiedzić pożądane progi. A ty śliczny aniele, celu moich żalow, Przyczyno trosk tajemnych i serca postrżałow, Bądź łaskawa, gdziekolwiek szczęśliwie się bawisz. Szczęść o Boże to wszytko, nad czym czasy trawisz. Moję zaś chęć ku sobie znając niepokrytą, Racz mi wzajem nagradzać łaską swą sowitą
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 227
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
poważali sobie. Kontenci Sąsiedzi i Postronni, bo wszystek tej wolności cel był: całości jej własnej przestrzegać, z obcych każdemu przyjaźni statecznie dotrzymać, na żaden z okolicznych Narodów Stan nie następować. Zatym szło, że opływała Polska pokojem, opływała obfitością wszystkich fortun. Była sama w sobie cała i zgodna. Widziała Poddanych, łaskawym Ojcowskiem, sprawiedliwym Panów swoich rządem kontentujących si i szczycących. Nie słychać było o przyciśnionym Szlachcicu, o zrujnowanym Senatorze, o niesprawiedliwych Dekretach, i niewinności mimo słuszność, krzywowykrętnym Sądem podeptanej. Lecz do jakichesmy przyszli czasów! z tych wszystkich wyżuta teraz Ojczyzna ozdób! wszytekiej Stan pomieszany! z fundamentu ruszone prawa i eolności!
poważáli sobie. Kontenći Sąśiedźi y Postronni, bo wszystek tey wolnośći cel był: cáłośći iey własney przestrzegáć, z obcych káżdemu przyiáźńi státecznie dotrzymáć, ná żaden z okolicznych Narodow Stan nie nástępowáć. Zátym szło, że opływáłá Polská pokoiem, opływáłá obfitośćią wszystkich fortun. Byłá sámá w sobie cáła y zgodna. Widźiáłá Poddánych, łáskáwym Oycowskiem, spráwiedliwym Pánow swoich rządem kontentuiących si y szczycących. Nie słychać było o przyćiśńionym Szláchćicu, o zruinowánym Senatorze, o niespráwiedliwych Decretách, y niewinnośći mimo słuszność, krzywowykrętnym Sądem podeptáney. Lecz do iákichesmy przyszli czásow! z tych wszystkich wyżuta teraz Oyczyzná ozdob! wszytekiey Stan pomieszány! z fundámentu ruszone práwá y eolnośći!
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 3
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
super bonos, et malos, i często non exoratus exoriris. Szafarzem jesteś i Skarbem, w którym nie ubywa nigdy, choć nam przybywa ustawnie z niego. Prawdziwy BÓG jesteś, bo dare Beneficja zwykłeś, non accipere Ty Niebieskich Luminarzów do tego kierujesz influxus, Sfer Niebieskich na to nakręcasz obroty, Zefirom każesz wiać łaskawym, aby Obraz Twój Człowiek pożądanych partycypował aspektów, swoje ad votum dyrygował biegi, Twoim Najświętszym tchnął Duchem: In quo vivimus, movemur, et sumus: Niech kto chce ciekawym po świecie rzuci okiem, uzna, iż świat ten jest Księgą, Twojej Boże OPARZNOŚCI; w której co kreatura, to trabális litera, i
super bonos, et malos, y często non exoratus exoriris. Szafarzem iesteś y Skarbem, w ktorym nie ubywa nigdy, choć nam przybywa ustawnie z niego. Prawdziwy BOG iesteś, bo dare Beneficia zwykłeś, non accipere Ty Niebieskich Luminarzow do tego kieruiesz influxus, Sfer Niebieskich ná to nakręcasz obroty, Zefirom każesz wiać łaskawym, aby Obraz Twoy Człowiek pożądanych partycypował aspektow, swoie ad votum dyrigował biegi, Twoim Nayświętszym tchnął Duchem: In quo vivimus, movemur, et sumus: Niech kto chce ciekawym po świecie rzuci okiem, uzna, iż świat ten iest Księgą, Twoiey BOZE OPARZNOSCI; w ktorey co kreatura, to trabális litera, y
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 4
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
sprawiona, i dobrym zasiana nasieniem. Musiałbyś wielkie przewracać Volumina, skupować Biblioteki, a tu masz bez pracy multa Scienda, które gotowe czytając, zważ, że non jacet in molli, veneranda Scientia lecto; a tak nie bądź krwawego potu mego i wiele koszt ującego Cenzorein, ale Jubilerem i Aprecjatorem; tudzież łaskawym Mecenasem. Choćbym na iską zasłużył cenzurę, powinienem być excusabilis, bo non inter Doctorum Collegia, non in Orbis Capite, nie w Aleksandryjskiej, Carogrodzkiej, Watykańskiej siedzę Bibliotece, ale w domu moim, w lesie Firlejowskim, jak w beczce Diogenes; gdzie jak Jedwabniczek dum operor, operior. Samych umarłych,
sprawiona, y dobrym zasiana nasieniem. Musiáłbyś wielkie przewracáć Volumina, skupować Biblioteki, a tu mász bez pracy multa Scienda, ktore gotowe czytáiąc, zważ, że non jácet in molli, veneranda Scientia lecto; a tak nie bądź krwawego potu mego y wiele koszt uiącego Censorein, ale Jubilerem y Apprecyatorem; tudziesz łaskawym Mecenasem. Choćbym na iską zasłużył censurę, powinienem bydź excusabilis, bo non inter Doctorum Collegia, non in Orbis Capite, nie w Alexandryiskiey, Carogrodzkiey, Wátykańskiey siedzę Bibliotece, ale w domu moim, w lesie Firlejowskim, iak w beczce Diogenes; gdzie iák Iedwabniczek dum operor, operior. Sámych umarłych,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 7
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
i jak dobrego pana, już był nieco skłonił do ubłagania dla mnie. Zawołano mię do pokoju. Przyszedłem, padłem do nóg kanclerzowi i eksplikując moje nieszczęście i plotliwe oskarżenia, zacząłem barzo płakać, tak dalece, że sama kanclerzyna płacz mój usłyszała. Już się był kanclerz płaczem moim zmiękczył, już był łaskawym, ale księżna Sapieżyna kanclerzyna, żona jego, wpadła do pokoju z wielką furią, a jak była i zawziętości wielkiej, i przygrubych manier, zaczęła mię ostatnimi słowami łajać, wrzeszczyć na mnie, tak dalece, że kanclerz, gdy się wtenczas ubierał i zapinał kontusz, ręce mu drżeć poczęły. A tak ja to
i jak dobrego pana, już był nieco skłonił do ubłagania dla mnie. Zawołano mię do pokoju. Przyszedłem, padłem do nóg kanclerzowi i eksplikując moje nieszczęście i plotliwe oskarżenia, zacząłem barzo płakać, tak dalece, że sama kanclerzyna płacz mój usłyszała. Już się był kanclerz płaczem moim zmiękczył, już był łaskawym, ale księżna Sapieżyna kanclerzyna, żona jego, wpadła do pokoju z wielką furią, a jak była i zawziętości wielkiej, i przygrubych manier, zaczęła mię ostatnimi słowami łajać, wrzeszczyć na mnie, tak dalece, że kanclerz, gdy się wtenczas ubierał i zapinał kontusz, ręce mu drżeć poczęły. A tak ja to
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 237
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986