Służyć im rozkazawszy o samej decymie; Wy zaś opak, bo wioski wolicie niż żony. Czemuż zakon przez swoje znosicie kanony? Więc już snopków nie bierzcie, żony też nikt nie da Wytykać. Sama słuszność za was odpowieda. Tam przy decymach z bydeł, po które do jatki Wy musicie posyłać, księżej szły łopatki; A tu, choć drugi pleban przymawia się szczerze, Ledwie za rok gomółkę weźmie przy ofierze. Nie wiem po tym, ale dziś nic was to nie szpeci: Macie wsi, dziesięciny; żon nie masz, są dzieci, Choć się ich trzeba podczas zapierać wizyty; Żeście wszytkim ojcami, macie nad lewity
Służyć im rozkazawszy o samej decymie; Wy zaś opak, bo wioski wolicie niż żony. Czemuż zakon przez swoje znosicie kanony? Więc już snopków nie bierzcie, żony też nikt nie da Wytykać. Sama słuszność za was odpowieda. Tam przy decymach z bydeł, po które do jatki Wy musicie posyłać, księżej szły łopatki; A tu, choć drugi pleban przymawia się szczerze, Ledwie za rok gomółkę weźmie przy ofierze. Nie wiem po tym, ale dziś nic was to nie szpeci: Macie wsi, dziesięciny; żon nie masz, są dzieci, Choć się ich trzeba podczas zapierać wizyty; Żeście wszytkim ojcami, macie nad lewity
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 292
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
.
ZIele z którego Sok Cyrenaiski bywa/ jako Teofrast^o^ w 6. księgach o Ziołach w 3. Rozdziale pisze/ Sylphium Grekowie/ albo Laserpitium zowią. To ma korzeń wielki i miąższy/ równie Zapalicza/ który Grekowie Maguderim, a kłącze i z liściemMaspetum zowią/ Liścia Opichowego. Nasienia szerokiego/ jako liście albo łopatki jakie/ Korzeń tylko bywa doroczny jako i u Zapaliczki. Na Wiosnę zaraz liście z siebie puszcza/ którym się bydło purguje i czyści/ i z którego barzo tyje. A mięśo z takiej pasze smaku znamienitego bywa. Kłącze też/ ile młode przychodzi ludziom do stołowego używania/ jakimkolwiek sposobem przyprawione/ bądź warzone/ albo
.
ZIele z ktore^o^ Sok Cyrenáiski bywa/ iáko Theophrast^o^ w 6. kśięgách o Ziołách w 3. Rozdźiále pisze/ Sylphium Grekowie/ álbo Laserpitium zowią. To ma korzeń wielki y miąższy/ rownie Zápaliczá/ ktory Grekowie Maguderim, á kłącże y z liśćiemMaspetum zowią/ Liśćia Opichowe^o^. Naśienia szerokiego/ iáko liśćie álbo łopátki iákie/ Korzeń tylko bywa doroczny iáko y v Zápaliczki. Ná Wiosnę záraz liśćie z śiebie puscza/ ktorym sie bydło purguie y czyśći/ y z ktorego bárzo tyie. A mięśo z tákiey pasze smáku známienitego bywa. Kłącze też/ ile młode przychodźi ludźiom do stołowego vżywánia/ iákimkolwiek sposobem przypráwione/ bądź wárzone/ álbo
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 187
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
wzrok ledwie ugodzi; Wali się mur potężny sztukami wielkiemi, Kruszy, psuje, cokolwiek namaca przy ziemi: Tak Rugier i Marfiza razem przypadają, Razem śmierci i rany śmiertelne zadają.
XXV.
Wzdłuż, poprzek, jak się trafi, bohatyr surowy Piersi szerokie począł rozwalać i głowy: Lecą łokcie z rękami, lecą i łopatki, Konie noszą swych panów przeciętych ostatki. Widział kto, kiedy wicher w zaburzone czasy Rzuca się z jadem wściekłem na wyniosłe lasy, Gdzie przejdzie, z ozdób swoich zdarte zostawuje, Żadna góra, stoletni dąb go nie hamuje. PIEŚŃ XXVII.
XXVI.
Wiele tych, co gniewowi Rodomontowemu Szczęściem uszli, wiele tych,
wzrok ledwie ugodzi; Wali się mur potężny sztukami wielkiemi, Kruszy, psuje, cokolwiek namaca przy ziemi: Tak Rugier i Marfiza razem przypadają, Razem śmierci i rany śmiertelne zadają.
XXV.
Wzdłuż, poprzek, jak się trafi, bohatyr surowy Piersi szerokie począł rozwalać i głowy: Lecą łokcie z rękami, lecą i łopatki, Konie noszą swych panów przeciętych ostatki. Widział kto, kiedy wicher w zaburzone czasy Rzuca się z jadem wściekłem na wyniosłe lasy, Gdzie przejdzie, z ozdób swoich zdarte zostawuje, Żadna góra, stoletni dąb go nie hamuje. PIEŚŃ XXVII.
XXVI.
Wiele tych, co gniewowi Rodomontowemu Szczęściem uszli, wiele tych,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 326
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905