Filozofko! O Świata Mądryni! O jakie głupstwo tego/ co cię mądrą czyni! Kto się może od płaczu wpuł z śmiechem ukoić; Gdy Moda w sprosną nagość każe Damy stroić! Chodzi druga jak mamka/ piersi pokazała: Jakoby ustawicznie dziecię karmić miała. Aleć karmi tym ścierwem kruki niewstydliwe; Na co obumierają źrzenice poczciwe. Nie wiesz mizerna Mamko jak wielkie zgorszenie Ciągnie z sobą/ wszeteczne twoje ustrojenie. Kto tylko okiem na cię wejrzy nieostrożnym/ Ubior nie Chrześcijański czyni go niezbożnym. Mniema/ że to bezwstydnej statua Wenery: Skąd różne w sercu swoim mieć musi Chimery Na które/ zdrowy rozum jeżeli pozwoli; Alić natychmiast jęczy
Filozofko! O Swiátá Mądryni! O iákie głupstwo tego/ co ćię mądrą czyni! Kto się moze od płáczu wpuł z śmiechem vkoić; Gdy Modá w sprosną nágość każe Damy stroić! Chodźi druga iák mámká/ pierśi pokazáłá: Iákoby vstáwicznie dźiećię karmić miáłá. Aleć karmi tym śćierwem kruki niewstydliwe; Ná co obumieráią źrzenice poczćiwe. Nie wiesz mizerná Mámko iák wielkie zgorszęnie Ciągnie z sobą/ wszeteczne twoie vstroięnie. Kto tylko okiem ná ćię weyrzy nieostrożnym/ Vbior nie Chrześćiáński czyni go niezbożnym. Mniema/ że to bezwstydney státua Wenery: Zkąd rożne w sercu swoim mieć muśi Chimery Ná ktore/ zdrowy rozum ieżeli pozwoli; Alić nátychmiast ięczy
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: A4
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
/ na wszytkim tym szkodujemy nie za wiarę Prawosławną/ ale za złowierstwo Heretyckie. Nie za wiarę Przodków naszych/ ale za błędy i Herezje Zyzaniów/ Filaletów/ Ortologów/ Kleryków/ i tym podobnych/ Mistrzów i Doktorów naszych. Na przeciwo których bluźnierstwom tymi dniami rozumnemu człowiekowi rzec co/ jest u nas/ jakoby też źrzenice oka samej Cerkwie tknąć się. Oby ci Mistrze i Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ i zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby się byli na tę Cerkiew nie rzucili/ którą według starożytnego SS. Przodków swoich zwyczaju/ i teazniejszy nasz Patriarcha/ jakośmy słyszeli/ matką nazywa. Nie wykrzykaliby tak hardo niż Syonem/
/ ná wszytkim tym szkoduiemy nie zá wiárę Práwosławną/ ále zá złowierstwo Hęretyckie. Nie zá wiárę Przodkow nászych/ ále zá błędy y Hęrezye Zyzániow/ Philáletow/ Ortologow/ Klerikow/ y tym podobnych/ Mistrzow y Doktorow nászych. Ná przećiwo ktorych bluźnierstwom tymi dniámi rozumne^v^ człowiekowi rzec co/ iest v nas/ iákoby też źrzenice oká sámey Cerkwie tknąć sie. Oby ći Mistrze y Doktorowie zdrowego dusze wzroku/ y zupełnego Duchownego rozumu byli/ nigdyby sie byli ná tę Cerkiew nie rzućili/ ktorą według stárożytnego SS. Przodkow swoich zwycżáiu/ y teáznieyszy nász Pátryárchá/ iákosmy słyszeli/ mátką názywa. Nie wykrzykaliby ták hárdo niż Syonem/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 190
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Coraz ją czem wesołym w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądź nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co miało w późny wiek przyść, przepowiadała.
LVI.
„O moja przewodniczko droga! - tak do onej Bradamanta mówiła wiedmy nauczonej - Jakoś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym rada wiedziała, jeśli
Coraz ją czem wesołem w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądz nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co miało w późny wiek przyść, przepowiadała.
LVI.
„O moja przewodniczko droga! - tak do onej Bradamanta mówiła wiedmy nauczonej - Jakoś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym rada wiedziała, jeśli
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 287
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
boleści, dla mnóstw w mym ciele chorób nie dojdzie tej wieści. Na tak stan mój mizerny muszę lamentować, że mię i sam Galenus już nie chce kurować. Wejrzy na twarz, jakom się już srodze zmieniła, ledwie uznasz, jeślim ta, któram pierwej była. Oczy moje już wpadły, mgłą zaszły źrzenice, wielką klęskę ponosi, i rumiane lice. Żaden nie mógł tej złości uskromić żelazem, by mi nie zaraziło głowy z twarzą razem. A cóż, kiedy przypomnię ciemnockliwe łoże i rany, których tknienia ból znosić nie może? Pewnie tych – ach, niestetyż! – rozjątrzenia nowe nie zaleczą już zioła i Machaonowe
boleści, dla mnóstw w mym ciele chorób nie dojdzie tej wieści. Na tak stan mój mizerny muszę lamentować, że mię i sam Galenus już nie chce kurować. Wejrzy na twarz, jakom się już srodze zmieniła, ledwie uznasz, jeślim ta, któram pierwej była. Oczy moje już wpadły, mgłą zaszły źrzenice, wielką klęskę ponosi, i rumiane lice. Żaden nie mógł tej złości uskromić żelazem, by mi nie zaraziło głowy z twarzą razem. A cóż, kiedy przypomnię ciemnockliwe łoże i rany, których tknienia ból znosić nie może? Pewnie tych – ach, niestetyż! – rozjątrzenia nowe nie zaleczą już zioła i Machaonowe
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 36
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
żem zamknionymi ustami mówiła; powiedzcie, żem nie rzekła słowa do was, zaczem nieszczęścia mego wyrok był moim tłumaczem. Gdy jednak zechce dociec mej twarzy odmiany, możecie mu serdeczne opowiedzieć rany i oraz wytłumaczyć, co początkiem było, że mię tak wynędzniałej cery nabawiło. Powiedzcie, że mi ciemną mgłą zaszły źrzenice i już lecę do ziemie, zemdlona, na lice. Oczy moje w słup poszły, śmierć mię zwyciężyła, lecą ręce zemdlone, jakbym już nie żyła; w jagodach róża, w wargach koral nie zostaje, puls ledwo znak żywota tknionym palcom daje. Trudno uznać czym żywa, czylim też już w grobie
żem zamknionymi ustami mówiła; powiedzcie, żem nie rzekła słowa do was, zaczem nieszczęścia mego wyrok był moim tłumaczem. Gdy jednak zechce dociec mej twarzy odmiany, możecie mu serdeczne opowiedzieć rany i oraz wytłumaczyć, co początkiem było, że mię tak wynędzniałej cery nabawiło. Powiedzcie, że mi ciemną mgłą zaszły źrzenice i już lecę do ziemie, zemdlona, na lice. Oczy moje w słup poszły, śmierć mię zwyciężyła, lecą ręce zemdlone, jakbym już nie żyła; w jagodach róża, w wargach koral nie zostaje, puls ledwo znak żywota tknionym palcom daje. Trudno uznać czym żywa, czylim też już w grobie
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 127
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
co mi dobrze uczynił, cóżem ja Tobie, o hojne źrzódło dobroci, powinien, któryś mię z niszczego uczynił, któryś mi rodzice dał, obraz swój na mię włożył, wszystko dla mnie na ziemi i na niebie stworzył, mnie krwią i zdrowiem swoim zapłacił, przez wszystek żywot mój karmił i żywił, jako źrzenice oka swego pilnował, na ręku swoich i anielskich piastował, wieczne i niewypowiedziane mi w niebie rozkoszy zgotował i insze wielkie, nieoszacowane, a mianowicie mnie nieznajome, dobrodziejstwa pokazał? Cóż Ci za to dam, o Boska dobroci? Jakoć to odwdzięczę? Dziękujęć, jako tylko mogę. A żeć słusznie podziękować nie
co mi dobrze uczynił, cóżem ja Tobie, o hojne źrzódło dobroci, powinien, któryś mię z niszczego uczynił, któryś mi rodzice dał, obraz swój na mię włożył, wszystko dla mnie na ziemi i na niebie stworzył, mnie krwią i zdrowiem swoim zapłacił, przez wszystek żywot mój karmił i żywił, jako źrzenice oka swego pilnował, na ręku swoich i anielskich piastował, wieczne i niewypowiedziane mi w niebie rozkoszy zgotował i insze wielkie, nieoszacowane, a mianowicie mnie nieznajome, dobrodziejstwa pokazał? Cóż Ci za to dam, o Boska dobroci? Jakoć to odwdzięczę? Dziękujęć, jako tylko mogę. A żeć słusznie podziękować nie
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 141
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
tak dziwna u ciebie, Ze podejźrzenie masz stąd jakieś do mnie? Ona: dość że tu nie pytasz się o mnie. 21. Dawnom ja tego doszła nieomylnie, Ze się twe serce czymsiś alteruje. Ale niesteteż uważając pilnie: Uznałam, że się nie dla mnie turbuje. To mówiąc, ciężkie starszy źrzenice; W przyległą Mirtów uda się ulicę. 22. Tu już w Królewskiej zostając ozdobie Klimene, swego w jak największej Syna Fortunie widzieć: wielce życzy sobie; I na to różne sposoby zaczyna. Nie wprzody jednak przystąpi do czego, Aż Proteusza radzi się wieszczego. 23. Gdzie w Karpackiego morza pływa łonie Apollinowym kolossem
ták dźiwna u ćiebie, Ze podeyźrzenie masz ztąd iákieś do mnie? Oná: dość że tu nie pytasz się o mnie. 21. Dawnom ia tego doszłá nieomylnie, Ze się twe serce czymśiś álteruie. Ale niesteteż uważáiąc pilnie: Vznáłám, że się nie dla mnie turbuie. To mowiąc, ćięszkie stárszy źrzenice; W przyległą Mirtow uda się ulicę. 22. Tu iuż w Krolewskiey zostáiąc ozdobie Klimene, swego w iák naywiększey Syná Fortunie widźieć: wielce życzy sobie; Y ná to rożne sposoby záczyna. Nie wprzody iednák przystąpi do czego, Aż Proteuszá rádźi sie wieszczego. 23. Gdźie w Kárpáckiego morzá pływa łonie Apollinowym kolossem
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 68
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
ma i Wenus (rzekli prawdę zgoła) Pani wszytkiej gładkości: Nie jest ani czoła Od niej bezpieczniejszego/ ani żywszych oczu/ Ono jako bezpieczniejszego/ ani żywszych oczu/ Ono jako w obfitym przebija warkoczu Płeć niebieska/ i mleko z Liliowej szyje/ Płynie szczero: Jaki ząb gdy we krwi zmyje. Patrz jako niestateczne źrzenice biegają/ Roże z ust/ i purpury żywe wyszczerkają/ Jaki w twarzy majestat/ jaka wdzięczność pała: Wzrost nad strzałę/ a ręka niepodobnie biała/ Prócz Weny lazurowe/ które żywot rodzą/ Subtelniejsze nad nici zewnątrz to przechodzą. On jakie alabastry/ sercu gdzie Stolica/ Stworzone jaśnieją: aż póki granica Im wstydliwa
ma y Wenus (rzekli prawdę zgołá) Páni wszytkiey głádkości: Nie iest áni czołá Od niey beśpiecznieyszego/ áni żywszych oczu/ Ono iáko beśpiecznieyszego/ áni żywszych oczu/ Ono iáko w obfitym przebiia wárkoczu Płeć niebieska/ y mleko z Liliowey szyie/ Płynie szczero: Iáki ząb gdy we krwi zmyie. Pátrz iáko niestáteczne źrzenice biegáią/ Roże z vst/ y purpury żywe wyszczerkáią/ Iáki w twarzy máiestat/ iáka wdzięczność pała: Wzrost nád strzáłę/ á ręká niepodobnie biała/ Procz Weny lázurowe/ ktore żywot rodzą/ Subtelnieysze nad nici zewnątrz to przechodzą. On iákie álábástry/ sercu gdzie Stolicá/ Stworzone iáśnieią: áż poki gránicá Im wstydliwa
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 12
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
fortuna/ i niestateczności Jej doznali/ jako to w pierzchliwej młodości Nie jest żadną nowiną/ nieomylnie z toni Każdej ich złej wyważę. I niech będą oni Ziemią/ morzem trapieni. Ja im port mój zdarzę Nadewszytko klejnotem przednim je obdarzę/ Sławą dobrą. Co rzekszy nakształt błyskawice/ Której dosiąć nie mogą śmiertelne źrzenice/ Także i ta zniknęła. A tu już ocknąwszy Po tych snach Andronia/ i przed się je wziąwszy/ W pół nadzieje i strachu z Mężem uważała. I stało się jako jej Wenus powiedziała/ Ciebie i Polizmana urodziła brata/ A tylkoż co was widząc zeszła sama z świata/ W boleściach przyrodzonych. Ociec
fortuná/ y niestáteczności Iey doználi/ iáko to w pierzchliwey młodości Nie iest żadną nowiną/ nieomylnie z toni Káżdey ich złey wyważę. Y niech będą oni Ziemią/ morzem trapieni. Ia im port moy zdárzę Nádewszytko kleynotem przednim ie obdárzę/ Sławą dobrą. Co rzekszy nákształt błyskáwice/ Ktorey dosiąć nie mogą smiertelne źrzenice/ Tákże y tá zniknęłá. A tu iuż ocknąwszy Po tych snách Andronia/ y przed się ie wziąwszy/ W puł nádzieie y stráchu z Mężem vważáłá. Y stáło się iáko iey Wenus powiedziáłá/ Ciebie y Polizmáná vrodziłá brátá/ A tylkoż co was widząc zeszłá samá z swiátá/ W boleściách przyrodzonych. Ociec
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 19
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
Gdy się kilkakroć sobie odzywało. Cóż w ludziach widzieć! Jakie gotowości W sercach pałały, jakie ich nowości Polskich kompleksjej widzieć podżegały -— Świadczą okryte zewsząd miejskie wały Ludem i gminem i okna zatkane Ludzkim prospektem, w których przyczesane Córki i matki pospołu patrzały, A swą twarz lubo wszytkie zakrywały Wellami, jednak bystre ich źrzenice Pnęły się na wierzch wskroś przez jedwabnice Chcąc się napatrzyć cudzych obyczajów I ludzi z obcych — w swojej stronie — krajów. Wtym kilka radnych panów miasta tego Strojnych stanęło, humoru pięknego, Przed kamienicą, do której wjeżdżali Goście i w której swą stancyją mieli. Co tam za kredens, co za mowy były, Tego
Gdy się kilkakroć sobie odzywało. Cóż w ludziach widzieć! Jakie gotowości W sercach pałały, jakie ich nowości Polskich kompleksjej widzieć podżegały -— Świadczą okryte zewsząd miejskie wały Ludem i gminem i okna zatkane Ludzkim prospektem, w których przyczesane Córki i matki pospołu patrzały, A swą twarz lubo wszytkie zakrywały Wellami, jednak bystre ich źrzenice Pnęły się na wierzch wskroś przez jedwabnice Chcąc się napatrzyć cudzych obyczajów I ludzi z obcych — w swojej stronie — krajów. Wtym kilka radnych panów miasta tego Strojnych stanęło, humoru pięknego, Przed kamienicą, do której wjeżdżali Goście i w której swą stancyją mieli. Co tam za kredens, co za mowy były, Tego
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 149
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971