trzęsawisk/ i dołów/ powietrze tam jest niezdrowe/ i prawie jakby zaraźliwe; jednak za osobliwym i potrzebnym miejscem/ więc też za dostatkiem żywności/ jest jedna z tych/ gdzie się wiodą wielkie handle/ i kędy są sławniejsze składy tamtego Oceanu: ma też ta Insułka osadę na jednym końcu: od którego miejsca brzeg Afrycki poczyna się nakłaniać ku wschodowi: i dla tegoż Floty/ które z Ulisbony idą do Indii/ jeśli się nie spodziewają/ żeby mogli dokończyć drogi latem/ jeżdżą na zimę do Mozambiche. Ale tamci co przybywają z Indyj ku Europie/ muszą też koniecznie tam przybywać/ coby się żywnością opatrzyli. Po tych krainach
trzęsáwisk/ y dołow/ powietrze tám iest niezdrowe/ y práwie iákby záráźliwe; iednák zá osobliwym y potrzebnym mieyscem/ więc też zá dostátkiem żywnośći/ iest iedná z tych/ gdźie się wiodą wielkie hándle/ y kędy są sławnieysze skłády támtego Oceanu: ma też tá Insułká osádę ná iednym końcu: od ktorego mieyscá brzeg Afrycki poczyna się nákłániáć ku wschodowi: y dla tegoż Flotty/ ktore z Vlisbony idą do Indiey/ iesli się nie spodźiewáią/ żeby mogli dokończyć drogi látem/ ieżdżą ná źimę do Mozámbiche. Ale támći co przybywáią z Indiy ku Europie/ muszą też koniecznie tám przybywáć/ coby się żywnośćią opátrzyli. Po tych kráinách
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 234
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
zachodowi, Sakrypant łupież smoczą wdział Rodomontowi, Który olbrzyma członków dużością przemaga, A tej pracej naśmielszej Ferat mu pomaga. W tem zaś, co na wschód słońca bokiem właśnie stoi, Mandrykarda król Gradas w twardą zbroję stroi Z Falzyronem pospołu i tarcz serdecznego Hektora kładzie zaraz na ramieniu jego. PIEŚŃ XXVII.
L.
Król afrycki na krześle pięknem i wysokiem Siedział, wspaniałem patrząc po swych wojskach okiem; Z niem Hiszpan i Stordylan, przedniejszy panowie, Których czczą, ważą wszyscy pogańscy wodzowie. Szczęśliwy, kto pagórku dość może jakiego Albo drzewa, żeby mógł wszytko widzieć z niego; Tak wielki lud tak wielką ciżbę widząc wszędzie, Łamią porządek ci
zachodowi, Sakrypant łupież smoczą wdział Rodomontowi, Który olbrzyma członków dużością przemaga, A tej pracej naśmielszej Ferat mu pomaga. W tem zaś, co na wschód słońca bokiem właśnie stoi, Mandrykarda król Gradas w twardą zbroję stroi Z Falzyronem pospołu i tarcz serdecznego Hektora kładzie zaraz na ramieniu jego. PIEŚŃ XXVII.
L.
Król afrycki na krześle pięknem i wysokiem Siedział, wspaniałem patrząc po swych wojskach okiem; Z niem Hiszpan i Stordylan, przedniejszy panowie, Których czczą, ważą wszyscy pogańscy wodzowie. Szczęśliwy, kto pagórku dość może jakiego Albo drzewa, żeby mógł wszytko widzieć z niego; Tak wielki lud tak wielką ciżbę widząc wszędzie, Łamią porządek ci
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 333
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
oddawał szczere jej posługi Wprzód dobrze, niż Mandrykard, przez czas dosyć długi, Wzajem ona zawsze mu chęć pokazowała, Póki uczciwość zacnej panny pozwalała, Rozumie, iż ten śrzodek będzie z lepszem jego I uczyni go już, już, jak chciał, szczęśliwego. A nie tylko on temu sam wierzy tak snadnie, Ale afrycki wszystek lud, którem on władnie. PIEŚŃ XXVII.
CVI.
Wiedzieli o tem wszyscy, jako trudów wiele Podjął, kwoli niej w szrankach czyniąc często śmiele; Więc i w różnych potrzebach różne on ochoty Pokazował, chcąc ją mieć swej zapłatą cnoty. I gdyby na to przypadł Mandrykard, mniemali Iż go postanowieniem tem już
oddawał szczere jej posługi Wprzód dobrze, niż Mandrykard, przez czas dosyć długi, Wzajem ona zawsze mu chęć pokazowała, Póki uczciwość zacnej panny pozwalała, Rozumie, iż ten śrzodek będzie z lepszem jego I uczyni go już, już, jak chciał, szczęśliwego. A nie tylko on temu sam wierzy tak snadnie, Ale afrycki wszystek lud, którem on władnie. PIEŚŃ XXVII.
CVI.
Wiedzieli o tem wszyscy, jako trudów wiele Podjął, kwoli niej w szrankach czyniąc często śmiele; Więc i w różnych potrzebach różne on ochoty Pokazował, chcąc ją mieć swej zapłatą cnoty. I gdyby na to przypadł Mandrykard, mniemali Iż go postanowieniem tem już
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 346
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miedzy niższe nieba. Co cięższa, i dobrego nie widzi Sobryna, W żywe oczy gdzieś zgubił z Bulardem Gradyna. Zaczem go blada bojaźń zrze, a ci już byli Do Arle dla złamanej wiary powrócili.
XVII.
Uciekł i sam Marsyli, śluby niestrzymane Krają mu do żywego serce utroskane. Dopiero swe upory król afrycki wini, Dopiero mu w sercu ból płochość głupia czyni. Tem czasem jadą na niem roty odważone Z Niemców, z Włochów, z Anglików, Francuzów skupione. Miedzy temi przedniejszych grabiów samo czoło Świecą, jak tkana szata diamenty wkoło.
XVIII.
Kto wychwalić będzie mógł serce niestrwożone Gwidona, kto odwagi, sławą zapalone,
miedzy niższe nieba. Co cięższa, i dobrego nie widzi Sobryna, W żywe oczy gdzieś zgubił z Bulardem Gradyna. Zaczem go blada bojaźń zrze, a ci już byli Do Arle dla złamanej wiary powrócili.
XVII.
Uciekł i sam Marsyli, śluby niestrzymane Krają mu do żywego serce utroskane. Dopiero swe upory król afrycki wini, Dopiero mu w sercu ból płochość głupia czyni. Tem czasem jadą na niem roty odważone Z Niemców, z Włochów, z Anglików, Francuzów skupione. Miedzy temi przedniejszych grabiów samo czoło Świecą, jak tkana szata dyamenty wkoło.
XVIII.
Kto wychwalić będzie mógł serce niestrwożone Gwidona, kto odwagi, sławą zapalone,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 187
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
u portu z więźniami, Co ich miedzy gęstemi wiązano śmierciami.
Kto te haniebne ognie i śmierci bladawe, Kto wyroki złych losów widział niełaskawe, Które się naszych domów popalonych mściły, Gdy z ciał zimnych z jelity dusze się toczyły, Może snadno swą objąć myślą i ten twardy Stos, co go wziął na morzu król afrycki hardy, Kiedy Dudon serdeczny, Dudon zapalczywy We krwi jego chciał gasić swój gniew, pomsty chciwy.
Noc była nazbyt czarna, tak, iż dla brudnego Cienia nie widział jeden w okręcie drugiego. Ale kiedy się srogie zabijania wszczęły, A ognie siarką, smołą przyprawione, jęły, Płomień żartki wybuchnął, w popiół i
u portu z więźniami, Co ich miedzy gęstemi wiązano śmierciami.
Kto te haniebne ognie i śmierci bladawe, Kto wyroki złych losów widział niełaskawe, Które się naszych domów popalonych mściły, Gdy z ciał zimnych z jelity dusze się toczyły, Może snadno swą objąć myślą i ten twardy Stos, co go wziął na morzu król afrycki hardy, Kiedy Dudon serdeczny, Dudon zapalczywy We krwi jego chciał gasić swój gniew, pomsty chciwy.
Noc była nazbyt czarna, tak, iż dla brudnego Cienia nie widział jeden w okręcie drugiego. Ale kiedy się srogie zabijania wszczęły, A ognie siarką, smołą przyprawione, jęły, Płomień żartki wybuchnął, w popiół i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 207
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905