SATYR STĘSKNIONY Z PUSTYNI W JASNE WYCHODZI POLE, 1670
Dziki Satyr, wychodzę z mych pustyniów leśnych. Szukam w moich niewczasach austeryjów wcześnych. Gdziekolwiek się udałem, repulsą odnoszę, Stać mi przyszło, sub dio zwykły niewczas znoszę. Aż gdy Auster, Boreas, Akwilon północny Zmacał skóry Satyra oraz Eurus mocny, Już mi też ciężko było. Idę do Warszawy Na ów czas elekcyji, aż tam pełno wrzawy. Gwardiany wielmożnych zastąpiły panów Fakcjalnych; nie umiem traktować peanów, Galii cantum nieświadom leśny mój Aryjon, Ptactwa tylko samego cieszy mię Amfijon. Więc jeśli dziki Satyr, brat wasz,
SATYR STĘSKNIONY Z PUSTYNI W JASNE WYCHODZI POLE, 1670
Dziki Satyr, wychodzę z mych pustyniów leśnych. Szukam w moich niewczasach austeryjów wcześnych. Gdziekolwiek się udałem, repulsą odnoszę, Stać mi przyszło, sub dio zwykły niewczas znoszę. Aż gdy Auster, Boreas, Akwilon północny Zmacał skóry Satyra oraz Eurus mocny, Już mi też ciężko było. Idę do Warszawy Na ów czas elekcyji, aż tam pełno wrzawy. Gwardyjany wielmożnych zastąpiły panów Fakcyjalnych; nie umiem traktować peanów, Galii cantum nieświadom leśny mój Aryjon, Ptactwa tylko samego cieszy mię Amfijon. Więc jeśli dziki Satyr, brat wasz,
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 725
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
tam go jednak psiej żądze niesyta Fedra przywita.
Wita bezecna i dla przyrodzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej przeklęta nieczystej nadzieje Patrz jak łzy leje.
Jakieś miał zato z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Aż je, co za nim na smyczy chodzili, Psi pozwłoczyli.
A gdy akwilon niepohamowany Powstanie, gdy świat z śniegiem pomieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony,
Wtenczas się lepiej zagrzać w miękkie puchy Niżeli jechać w wojsku na podsłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawą jedyną Złe chwile miną.
tam go jednak psiej żądze niesyta Fedra przywita.
Wita bezecna i dla przyrodzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej przeklęta nieczystej nadzieje Patrz jak łzy leje.
Jakieś miał zato z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Aż je, co za nim na smyczy chodzili, Psi pozwłoczyli.
A gdy akwilon niepohamowany Powstanie, gdy świat z śniegiem pomieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony,
Wtenczas się lepiej zagrzać w miękkie puchy Niżeli jechać w wojsku na podsłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasow Bied i niewczasow.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawą jedyną Złe chwile miną.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 351
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
do miłego mego, a on do mnie obrócony. Cant. 2, 16.
Nie wsiądzie w okręt żeglarz odważony, Aż weźmie kompas z magnesu zrobiony, Którego to jest natury i mocy, Że się obraca zawsze na północy, W największe szturmy i najsroższe burze On przecię w swojej zostaje posturze. Ale okropny iż akwilon wieje Z północnych krain, a Dobrej Nadzieje Portem sławne są południowe strony, Tam łódki mojej bieg jest obrócony; Tam słodki JEZUS, Słońce południowe, Wesołe brzegi oświeca portowe, Tam jest mój magnes, tam wszelkiego czasu Serce me, indeks wiernego kompasu, Do niego tąży, tani wiatry życzliwe Pędzą me żagle, tam
do miłego mego, a on do mnie obrocony. Cant. 2, 16.
Nie wsiędzie w okręt żeglarz odważony, Aż weźmie kompas z magnesu zrobiony, Którego to jest natury i mocy, Że się obraca zawsze na północy, W największe szturmy i najsroższe burze On przecię w swojej zostaje posturze. Ale okropny iż akwilon wieje Z północnych krain, a Dobrej Nadzieje Portem sławne są południowe strony, Tam łódki mojej bieg jest obrócony; Tam słodki JEZUS, Słońce południowe, Wesołe brzegi oświeca portowe, Tam jest mój magnes, tam wszelkiego czasu Serce me, indeks wiernego kompasu, Do niego tąży, tani wiatry życzliwe Pędzą me żagle, tam
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 314
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
żądze niesyta Fedra przywita.
Wita bezecna i dla przywiedzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej nieczystej, przeklętej nadzieje, Patrz, jak łzy leje.
Jakież miał za to z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Że je, co za nim na smyczy chodzili, Psi powłóczyli.
A gdy akwilon nie pohamowany Powstanie, kiedy świat z śniegiem zmieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony.
W ten czas się lepiej w miękkie zagrześć puchy Niżeli w wojsku jechać na posłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż ona moją zabawką
żądze niesyta Fedra przywita.
Wita bezecna i dla przywiedzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej nieczystej, przeklętej nadzieje, Patrz, jak łzy leje.
Jakież miał za to z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Że je, co za nim na smyczy chodzili, Psi powłóczyli.
A gdy akwilon nie pohamowany Powstanie, kiedy świat z śniegiem zmieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony.
W ten czas się lepiej w miękkie zagrześć puchy Niżeli w wojsku jechać na posłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawką
Skrót tekstu: MorszZWybór
Strona: 127
Tytuł:
Wybór wierszy
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975