Snadź Wiedma smoczym określiwszy zębem/ Dom mój/ przez czary była Dziewosłębem. Snadź Tyzyfona nie stułą lecz pętem/ Umotała mię związkiem tym przeklętem. Ja dziś na żywą młodź gdy rzucę oczy Nieraz hojna łza/ smutną twarz omoczy. I nieraz rzekę; którysz szyb tak szpory Podziemny? śliczne krył w sobie Marmory? Gdzie Alabastry wdzięczne zatajone Były? dopiero oczom mym Zjawione? Ach głupia ręko? co kwapiąc się marnie Mijasz winniki i smaczne bitarnie: A biorąc chucią zbyt łapczywą z słomy Grdułę/ gasisz nią Apetyt łakomy P. Och. Już ci po prawdzie mówiący w tej mierze: Nie ochoczy Pan jakoś ku Wenerze. Gdy Jastrząb głodny/
Snadź Wiedmá smoczym określiwszy zębem/ Dom moy/ przez czáry byłá Dźiewosłębem. Snadź Tyzyphoná nie stułą lecz pętem/ Vmotáłá mię związkiem tym przeklętem. Ia dźiś ná żywą młodź gdy rzucę oczy Nieraz hoyna łzá/ smutną twarz omoczy. Y nieraz rzekę; ktorysz szyb ták szpory Podźiemny? śliczne krył w sobie Mármory? Gdźie Alábástry wdźięczne zátáione Były? dopiero oczom mym ziáwione? Ach głupia ręko? co kwápiąc się márnie Miiasz winniki y smáczne bitárnie: A biorąc chućią zbyt łápczywą z słomy Grdułę/ gáśisz nią Appetyt łákomy P. Och. Iuż ći po prawdźie mowiący w tey mierze: Nie ochoczy Pąn iákoś ku Wenerze. Gdy Iastrząb głodny/
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 187
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Wenus pokazała W swojej ślicznej postawie, że mogę rzec śmiele, Jeśli ją w tak ozdobnym w onczas widział ciele, Idejski młody pasterz, zaprawdę nie miały Drugie się o co gniewać, że jabłko przegrały, Z ramion śnieżnych spływały kosy rozpuszczone, W złotokręte pierścienie śliczne potrafione. Oczy gwiazdom równały a zaś w twarzy białej Alabastry z purpurą wdzięcznie się mieszały. Członki bielsze nad papier, zasłony nie miały, Szyję mleczną kosztowne perły otaczały, Jakie kiedyś królestwy płacił Egipt dawny, Które wsławił ow bankiet Kleopatry sławny. Ręce pieszczone drogie manele okuły, Z których żywe ciskały ognie karbunkuły. W stanie taśmą subtelną przepasana, która Tam się kończy, gdzie
Wenus pokazała W swojej ślicznej postawie, że mogę rzec śmiele, Jeśli ją w tak ozdobnym w onczas widział ciele, Idejski młody pasterz, zaprawdę nie miały Drugie się o co gniewać, że jabłko przegrały, Z ramion śnieżnych spływały kosy rozpuszczone, W złotokręte pierścienie śliczne potrafione. Oczy gwiazdom rownały a zaś w twarzy białej Alabastry z purpurą wdzięcznie się mieszały. Członki bielsze nad papier, zasłony nie miały, Szyję mleczną kosztowne perły otaczały, Jakie kiedyś krolestwy płacił Egipt dawny, Ktore wsławił ow bankiet Kleopatry sławny. Ręce pieszczone drogie manele okuły, Z ktorych żywe ciskały ognie karbunkuły. W stanie taśmą subtelną przepasana, ktora Tam się kończy, gdzie
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 252
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Stoły, Nagrobki, Antependia właśnie jakoby z marmuru floryzowanego, i farb różnych figurami ozdobionego wystawić.
Dwóch osobliwie na to zażywają rzeczy. Skajolij i gipsu. Skajole jest to kamień na kształt Moskiewskiego lśnący się/ ale nie przezroczysty. pamiętam że się znajduje nie daleko Kamieńca. Ale i tamby miał być gdzie się biorą Alabastry. Tę stajolę suszą w piecu/ (po wyjętym naprzykład chlebie) aż zbieleje i kruszyć się albo łamać da łatwo. Potym na miałką mąkę stłuką/ i przez gęste sitka przesieją. Więc że w dostawaniu jej trudność być zwykła u nas/ przestaniemy na samym gipsie/ którego więcej. Jeżeli tedy chcesz stół na
Stoły, Nagrobki, Antependia właśnie iakoby z mármuru floryzowánego, i farb rożnych figurámi ozdobionego wystáwić.
DWoch osobliwie ná to záżywáią rzeczy. Skáioliy i gipsu. Skáiole iest to kámień ná kształt Moskiewskiego lśnący się/ ále nie przezroczysty. pámiętám że się znayduie nie dáleko Kámieńca. Ale i támby miał bydź gdźie się biorą Alabástry. Tę stáiolę suszą w piecu/ (po wyiętym náprzykłád chlebie) aż zbieleie i kruszyć się albo łámáć da łatwo. Potym ná miałką mąkę stłuką/ i przez gęste śitká prześieią. Więc że w dostawániu iey trudność bydź zwykłá u nas/ przestániemy ná sámym gipśie/ ktorego więcey. Ieżeli tedy chcesz stoł ná
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 130
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
Płynie szczero: Jaki ząb gdy we krwi zmyje. Patrz jako niestateczne źrzenice biegają/ Roże z ust/ i purpury żywe wyszczerkają/ Jaki w twarzy majestat/ jaka wdzięczność pała: Wzrost nad strzałę/ a ręka niepodobnie biała/ Prócz Weny lazurowe/ które żywot rodzą/ Subtelniejsze nad nici zewnątrz to przechodzą. On jakie alabastry/ sercu gdzie Stolica/ Stworzone jaśnieją: aż póki granica Im wstydliwa. Owo tą pięknością/ i cerą/ I wszytką swą ozdobą porówna z Wenerą. Nadobnej Paskwaliny,
O czym rozprawowała ona gdy drużyna/ O jako się cieszyła z tego Paskwalina! Jakich Helen/ i jakich sobie nie stawiała Przed oczyma Meluzyn którym porównała
Płynie szczero: Iáki ząb gdy we krwi zmyie. Pátrz iáko niestáteczne źrzenice biegáią/ Roże z vst/ y purpury żywe wyszczerkáią/ Iáki w twarzy máiestat/ iáka wdzięczność pała: Wzrost nád strzáłę/ á ręká niepodobnie biała/ Procz Weny lázurowe/ ktore żywot rodzą/ Subtelnieysze nad nici zewnątrz to przechodzą. On iákie álábástry/ sercu gdzie Stolicá/ Stworzone iáśnieią: áż poki gránicá Im wstydliwa. Owo tą pięknością/ y cerą/ Y wszytką swą ozdobą porowna z Wenerą. Nadobney Pasqualiny,
O czym rospráwowáłá oná gdy drużyná/ O iáko się cieszyłá z tego Pasqualina! Iákich Helen/ y iákich sobie nie stáwiáłá Przed oczymá Meluzyn ktorym porownáłá
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 12
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
przeniknęło; Z czegoby/ i gdzieby Rozkosz swoję odniosło. A tuby dopiero Widząc tak obnażoną/ i w ozdobie szczero Własnej swojej/ Malarz ją który mógł malować/ (Jeżliby się wszytkim jej członkom przypatrować Okiem czystym godziło) jako piękna była/ Jako szyja/ jako piers na wierzch się dobyła: Cóż dalsze Alabastry: Cóż gdzie warowała Wstydem ją swym natura/ i uformowała Obeliszki tak śliczne. Więc się domyśliwszy/ Ze to ona zrobiła. A nic nie sprawiwszy/ Jeszcze tak zwojowanym do Matki się wróci/ Co ma czynić: i w którą stronę się obróci/ Biedny niewie: Tu lubo chciałby ją pojmać/ Abo
przeniknęło; Z czegoby/ y gdzieby Roskosz swoię odniosło. A tuby dopiero Widząc ták obnáżoną/ y w ozdobie szczero Własney swoiey/ Málarz ią ktory mogł málowáć/ (Ieżliby się wszytkim iey członkom przypátrowáć Okiem czystym godziło) iáko piękna byłá/ Iáko szyiá/ iáko piers ná wierzch się dobyłá: Coż dalsze Alábástry: Coż gdzie wárowáłá Wstydem ią swym naturá/ y vformowáłá Obeliszki ták śliczne. Więc się domysliwszy/ Ze to oná zrobiłá. A nic nie spráwiwszy/ Ieszcze tak zwoiowánym do Mátki się wroci/ Co ma czynić: y w ktorą stronę się obroci/ Biedny niewie: Tu lubo chciałby ią poimáć/ Abo
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 98
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
kto go ma ścinać atym czasem wpadli tam do sklepu w którym były prochy w beczkach pobrawszy insze rzeczy biorą tez i prochy w czapki w chustki kto w co ma. Dragon zdrajca przyszedł złontem zapalonym bierze tez proch jakos iskra dopadła o Boże wszechmągący kiedy to huknie impet kiedy się mury poczną trzaskać kiedy owe marmury Alabastry latać a była tam wierza na samym rogu zamku nad morzem na której wierzchu dachu niebyło tylko płasko Cyną wszystka pokryta tak jako w izbie posadza rynny dla spływania wód mosięzne złociste a wokoło tego balassy i statuj także na rogach takież z Mosiądzu a grubo złociste miejscem tez osoby z białego Marmuru takie właśnie jakoby żywe bo
kto go ma scinać atym czasęm wpadli tam do sklepu w ktorym były prochy w beczkach pobrawszy insze rzeczy biorą tez y prochy w czapki w chustki kto w co ma. Dragon zdrayca przyszedł zlontem zapalonym bierze tez proch iakos iskra dopadła o Boże wszechmągący kiedy to huknie impet kiedy się mury poczną trzaskać kiedy owe marmury Alabastry latać a była tam wierza na samym rogu zamku nad morzęm na ktorey wierzchu dachu niebyło tylko płasko Cyną wszystka pokryta tak iako w izbie posadza rynny dla spływania wod mosięzne złociste a wokoło tego balassy y statuy takze na rogach takiesz z Mosiądzu a grubo złociste mieyscem tez osoby z białego Marmuru takie własnie iakoby zywe bo
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 60
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
Z Tymotem, co jest jasną świecą miedzy swemi, Iż dźwiękiem słodkich luteń, usiadszy na brzegu Ady, oba jej nieraz zahamują biegu.
LXXXVIII.
Między tą, a ostatnią, Borgiej podobną, Widać twarz najwdzięczniejszą, twarz bardzo nadobną Serdecznej białej głowy z marmuru białego, Kształtnych nad podziw członków, oka poważnego; Bieluchne alabastry czarną zakrywała Szatą, pereł, kamieni, złota nic nie miała. Nie tak Wenus przechodzi gwiazdy swą jasnością, Jako ta piękne panie niebieską gładkością.
LXXXIX.
Nie rozeznać, choćbyś dzień na twarz patrzał cały, Jeśli powagi więcej oczy będą miały, Oczy gwiazdom podobne, czyli wspaniałości Majestatu pańskiego, wdzięcznej wesołości:
Z Tymotem, co jest jasną świecą miedzy swemi, Iż dźwiękiem słodkich luteń, usiadszy na brzegu Ady, oba jej nieraz zahamują biegu.
LXXXVIII.
Między tą, a ostatnią, Borgiej podobną, Widać twarz najwdzięczniejszą, twarz bardzo nadobną Serdecznej białej głowy z marmuru białego, Kształtnych nad podziw członków, oka poważnego; Bieluchne alabastry czarną zakrywała Szatą, pereł, kamieni, złota nic nie miała. Nie tak Wenus przechodzi gwiazdy swą jasnością, Jako ta piękne panie niebieską gładkością.
LXXXIX.
Nie rozeznać, choćbyś dzień na twarz patrzał cały, Jeśli powagi więcej oczy będą miały, Oczy gwiazdom podobne, czyli wspaniałości Majestatu pańskiego, wdzięcznej wesołości:
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 275
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905