kędy mu się zdało, A te nie wiedzą, co się z nimi stało, On wzrusza ziemie, kiedy chce, trzęsieniem Ze jej kolumny grożą obaleniem. On gdy zakaże Słońcu, to nie świeci, Gwiazdy pod znakiem trzyma swej pieczeci Sam rozprzestrzenia, sam rozciąga Nieba, Po grzbiecie morskich wód chodzi jak trzeba. Arktury stwarza, robi Oriony Hiady przezeń, i Auster stworżony, Rachunkiem nie są dzieła jego śpięte, A wszytkie wielkie, dziwne, niepojęte. Przyjdzieli do mnie, nie ujrzę go okiem Zniknie? ja oschnę w rozumie głębokiem Spyta, nikt mu się pewnie nie ozowie Dopieroż, czemu tak czynisz? nie powie
kędy mu się zdáło, A te nie wiedzą, co się z nimi stáło, On wzrusza źiemie, kiedy chce, trzęśieniem Ze iey kolumny grożą obaleniem. On gdy zakaże Słońcu, to nie świeci, Gwiazdy pod znákiem trzyma swey pieczeci Sam rosprzestrzenia, sam rosćiąga Niebá, Po grzbiećie morskich wod chodźi iák trzebá. Arktury stwarza, robi Oryony Hyády przezeń, i Auster stworżony, Ráchunkiem nie są dźieła iego śpięte, A wszytkie wielkie, dźiwne, niepoięte. Przyidźieli do mnie, nie uyrzę go okiem Zniknie? iá oschnę w rozumie głębokiem Spyta, nikt mu się pewnie nie ozowie Dopieroż, czemu ták czynisz? nie powie
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 36
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
się czuć żyjącem, Wiatr zły, i dobry, zimno i z góracem? W marmury twarde, i skaliste głazy Krzepna się często żywych wód obrazy, I wierżch przepaści za mroźnym porostem, Bez żadnych podpor ukrżepcza się mostem. Z swej rozstrzelone po Niebie gromady Będzieszli w jedność złączyć mógł Plejady? Albo rozsypać z uszczerbkiem Arktury? Twejli to głowy zabawa przezorna, Ze porankowa gwiazda i wieczorna, I gdy dzień gaśnie, i kiedy się rodzi Dla Synów ludzkich bezprzestannie wschodzi? Porżądku Niebios, obrotu, i biegu Dociekłżeś? jako snują w szeregu? I możesz o nich tak bezpiecznie prawić? Żebyś w czym nie miał zbłądzić i pokawić?
się czuć żyiącem, Wiatr zły, i dobry, źimno i z goracem? W marmury twarde, i skaliste głazy Krzepna sie często żywych wod obrázy, I wierżch przepaśći zá mroźnym porostem, Bez żadnych podpor ukrżepcza się mostem. Z swey rozstrzelone po Niebie gromady Będźieszli w iedność złączyć mogł Pleiady? Albo rozsypáć z uszczerbkiem Arktury? Tweyli to głowy zabáwa przezorna, Ze porankowa gwiázda i wieczorna, I gdy dźień gaśnie, i kiedy się rodźi Dla Synow ludzkich bezprzestannie wschodźi? Porżądku Niebios, obrotu, i biegu Doćiekłżeś? iáko snuią w szeregu? I możesz o nich ták beśpiecznie práwić? Zebyś w czym nie miał zbłądźić i pokawić?
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 151
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
wyniosą Świętego Ambrożego księża hymn wesoły: „Ciebie Boże chwalimy, żeś nieprzyjacioły Nasze stłumił i zepchnął z nadzieje zawziętej, Trzykroć błogosławiony, trzykroć Panie święty!” Toż psalmy Dawidowe, który dosiadł stolca Królewskiego od owiec, że w nos zawlókł kolca Osmanowi i musiał z zronionymi pióry Z wieczną lecieć sromotą pod swoje Arktury. Śpiewało tam co żywo, choć różnymi głosy, Różną notą, wysokie głuszyli niebiosy; Wszytkich jakby rozgrzeszył; już skorą nadzieją Widzą domy, rodzice, krewne; już łzy leją, Wesołego witania skołoźrywe znaki, Trudy, prace i pot już żegnają trojaki. Kto ochoczy, kto rzeźwy, i konni, i pieszy
wyniosą Świętego Ambrożego księża hymn wesoły: „Ciebie Boże chwalimy, żeś nieprzyjacioły Nasze stłumił i zepchnął z nadzieje zawziętéj, Trzykroć błogosławiony, trzykroć Panie święty!” Toż psalmy Dawidowe, który dosiadł stolca Królewskiego od owiec, że w nos zawlókł kolca Osmanowi i musiał z zronionymi pióry Z wieczną lecieć sromotą pod swoje Arktury. Śpiewało tam co żywo, choć różnymi głosy, Różną notą, wysokie głuszyli niebiosy; Wszytkich jakby rozgrzeszył; już skorą nadzieją Widzą domy, rodzice, krewne; już łzy leją, Wesołego witania skołoźrywe znaki, Trudy, prace i pot już żegnają trojaki. Kto ochoczy, kto rzeźwy, i konni, i pieszy
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 335
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924