Błazen — rzecze — niźli ja i cieszę się z tego, Bom rozumiał, że nad mię już nie masz większego.” „On to czynił dla dziwu naszego” — odpowie. A błazen: „Toście wszyscy z nim wespół błaznowie.
Większać rzecz, niż do liny nogi przysposobić, Tysiąc błaznów jednemu błaznowi urobić; A w jednego głupiego, niechaj się założą Ze mną, że tysiąc mędrców rozumu nie włożą.” 271. TACE SWARLIWEJ ŻENIE
Ustawne wiodąc z żoną szlachcic jeden swary, Kupił jej na jarmarku szklanych tac trzy pary. Tyleż kupił na drugim, jechawszy do miasta, Tyleż na trzecim. Łaje swarliwa niewiasta,
Błazen — rzecze — niźli ja i cieszę się z tego, Bom rozumiał, że nad mię już nie masz większego.” „On to czynił dla dziwu naszego” — odpowie. A błazen: „Toście wszyscy z nim wespół błaznowie.
Większać rzecz, niż do liny nogi przysposobić, Tysiąc błaznów jednemu błaznowi urobić; A w jednego głupiego, niechaj się założą Ze mną, że tysiąc mędrców rozumu nie włożą.” 271. TACE SWARLIWEJ ŻENIE
Ustawne wiodąc z żoną szlachcic jeden swary, Kupił jej na jarmarku szklanych tac trzy pary. Tyleż kupił na drugim, jechawszy do miasta, Tyleż na trzecim. Łaje swarliwa niewiasta,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 120
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, W niedobytą częstokroć zaprowadzą tonią. Gdyby się z nimi liszki rodziły, nie tuszę, Żeby ich futra były tak gęste kontusze: W większej by zostawały cenie, widzi mi się, Niźli teraz sobole zostają i rysie. Tak zwykła i fortuna pieniędzmi posażyć: Temu nie da, co by ich umiał dobrze zażyć; Błaznowi, co nim karli albo rządzą Żydzi, Minąwszy godniejszego, dać się ich nie wstydzi. Co złoto u głupiego człeka, to z natury U rysia cierpią cynki i ostre pazury. 490 (P). OPIEKA STRYJOWSKA ABO OJCZYMOWSKA
Bóg zapłać za opiekę, Mości panie stryju, Kiedy muszę psy drażnić, chodzący o kiju
, W niedobytą częstokroć zaprowadzą tonią. Gdyby się z nimi liszki rodziły, nie tuszę, Żeby ich futra były tak gęste kontusze: W większej by zostawały cenie, widzi mi się, Niźli teraz sobole zostają i rysie. Tak zwykła i fortuna pieniądzmi posażyć: Temu nie da, co by ich umiał dobrze zażyć; Błaznowi, co nim karli albo rządzą Żydzi, Minąwszy godniejszego, dać się ich nie wstydzi. Co złoto u głupiego człeka, to z natury U rysia cierpią cynki i ostre pazury. 490 (P). OPIEKA STRYJOWSKA ABO OJCZYMOWSKA
Bóg zapłać za opiekę, Mości panie stryju, Kiedy muszę psy drażnić, chodzący o kiju
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 402
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Cent. 16. n. 99. DO CZYTELNIKA
Póty synod luderski, w którym ani głowy, Ani ogona nie masz z wytwornymi słowy. Więc choć w nim z Hanusami muterki wotują, Przecie o więtszych rzeczach nad swój stan rokują. I boję się z tej schadzki przyjdzie iks Szwanowi Zamyślać o swych rzeczach jako nie błaznowi. Nie pół rzeczy to bowiem zgubić dobre mienie, Za tą radą i stracić wszystko pożywienie. Kalwinem go widzicie niewiasty ochrzciły, Lutra z gęby wydarszy, na śmierć osądziły. Ja mu jednak folguję, aza k rozumowi Przyszedszy, pokój wszytek wypowie Lutrowi. A jeśli chce wizerunk nabożeństwa swego Obaczyć, podaje mu koniec wiersza
Cent. 16. n. 99. DO CZYTELNIKA
Póty synod luderski, w którym ani głowy, Ani ogona nie masz z wytwornymi słowy. Więc choć w nim z Hanusami muterki wotują, Przecie o więtszych rzeczach nad swój stan rokują. I boję się z tej schadzki przyjdzie iks Szwanowi Zamyślać o swych rzeczach jako nie błaznowi. Nie pół rzeczy to bowiem zgubić dobre mienie, Za tą radą i stracić wszystko pożywienie. Kalwinem go widzicie niewiasty ochrzciły, Lutra z gęby wydarszy, na śmierć osądziły. Ja mu jednak folguję, aza k rozumowi Przyszedszy, pokój wszytek wypowie Lutrowi. A jeśli chce wizerunk nabożeństwa swego Obaczyć, podaje mu koniec wiersza
Skrót tekstu: TajRadKontr
Strona: 288
Tytuł:
Tajemna rada
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
jejmości co żywo, a jegomość w śmieci. Blisko tego, że ojcem nie będą zwać dzieci. Przezwiskiem a tytułem tylko żoną, bo go Nie mogła sama na się kupić, choć tak drogo; Dalej niczym. Nie rzekłby żaden, że mężatka, Gdyby nie kupa dzieci stanęła za świadka. Lepiej by się błaznowi do końca zasklepić, Zapuściwszy warkocze, samemu oczepić. Lepiej nim być, zruciwszy męską z siebie postać, Gdy nie chce czy nie może żeninemu sprostać. Widziałem, że ogierom wykalają oczy, Snadź sprawniejszy i do klacz bywają ochoczy; Temuć wżdy wolno patrzyć, ale z łóżka wara: Jest nań kawecan,
jejmości co żywo, a jegomość w śmieci. Blisko tego, że ojcem nie będą zwać dzieci. Przezwiskiem a tytułem tylko żoną, bo go Nie mogła sama na się kupić, choć tak drogo; Dalej niczym. Nie rzekłby żaden, że mężatka, Gdyby nie kupa dzieci stanęła za świadka. Lepiej by się błaznowi do końca zasklepić, Zapuściwszy warkocze, samemu oczepić. Lepiej nim być, zruciwszy męską z siebie postać, Gdy nie chce czy nie może żeninemu sprostać. Widziałem, że ogierom wykalają oczy, Snadź sprawniejszy i do klacz bywają ochoczy; Temuć wżdy wolno patrzyć, ale z łóżka wara: Jest nań kawecan,
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 321
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Szata moja, ma być wygotowana, wpuł z Turka, wpuł z Husarska, wpuł z Węgierska, wpuł z Kozacka, Tatarska, Pereorska, Moskiewska, podszyta przeciwnemi opiniami, sznurek do koła, z takich i owakich zamysłów i fantasij, pętlice z interesu roszczącego się o całość Rzeczypospolitej. B. Szata moja nie należy Błaznowi, który raz ustrojony w bogatą Ferezją Pana swego, od wielu, za samego był przywitany Pana. Błaznowi należy suknia pstrokata, z kapturem na łbie, że dwiema oślemi uszema, u których mają być dzwonki. A tak poznasz iż mój następuje Trefniczek. T. Podoba mi się to zdanie Wmści, lepiej
Szátá moiá, ma być wygotowána, wpuł z Turká, wpuł z Husárská, wpuł z Węgierská, wpuł z Kozácka, Tátárská, Pereorská, Moskiewská, podszyta przećiwnemi opiniámi, sznurek do kołá, z tákich y owákich zamysłow y phántásiy, pętlice z interessu roszczącego się o cáłość Rzeczypospolitey. B. Szátá moiá nie należy Błaznowi, ktory raz vstroiony w bogátą Ferezyą Páná swego, od wielu, zá sámego był przywitány Páná. Błaznowi należy suknia pstrokáta, z kápturem ná łbie, że dwiemá oślemi vszemá, v ktorych máią być dzwonki. A ták poznasz iż moy nástępuie Trefniczek. T. Podoba mi się to zdánie Wmśći, lepiey
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 135
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
z Kozacka, Tatarska, Pereorska, Moskiewska, podszyta przeciwnemi opiniami, sznurek do koła, z takich i owakich zamysłów i fantasij, pętlice z interesu roszczącego się o całość Rzeczypospolitej. B. Szata moja nie należy Błaznowi, który raz ustrojony w bogatą Ferezją Pana swego, od wielu, za samego był przywitany Pana. Błaznowi należy suknia pstrokata, z kapturem na łbie, że dwiema oślemi uszema, u których mają być dzwonki. A tak poznasz iż mój następuje Trefniczek. T. Podoba mi się to zdanie Wmści, lepiej żeby to weszło wzwyczaj na zawsze. B. Takci, skoro jedna owca pocznie podskakiwac, to już
z Kozácka, Tátárská, Pereorská, Moskiewská, podszyta przećiwnemi opiniámi, sznurek do kołá, z tákich y owákich zamysłow y phántásiy, pętlice z interessu roszczącego się o cáłość Rzeczypospolitey. B. Szátá moiá nie należy Błaznowi, ktory raz vstroiony w bogátą Ferezyą Páná swego, od wielu, zá sámego był przywitány Páná. Błaznowi należy suknia pstrokáta, z kápturem ná łbie, że dwiemá oślemi vszemá, v ktorych máią być dzwonki. A ták poznasz iż moy nástępuie Trefniczek. T. Podoba mi się to zdánie Wmśći, lepiey żeby to weszło wzwyczay ná záwsze. B. Tákći, skoro iedná owcá pocznie podskákiwác, to iuż
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 135
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
/ tu się załby wodzą/ gdzie zaś piszą o Wojnie/ tam spokojem siedzą. Jużby mi temu nie żal/ gdyby to trafili/ Co będzie na tym miejscu/ gdzie w Niebo patrzyli. Patrzcie pilno/ a trafcie nad samym krakowem/ O zakład że chybicie i to jednym słowem. Nie dziwuj się Błaznowi/ bądź ty przybaczeniu/ Bo mądremu głupiem być/ przeciw przyrodzeniu. Z pustej stodoły Sowa/ lub diabeł wyleci/ Miejciesz wy lepszy rozum/ wszakieście nie dzieci. Sfera Sowizrzalska
PRzypatrzże się tu jedno/ a pilnie tej Sferze/ Co też są w niej za sztuki/ kiedy się ubierze. Jest tu sztuk
/ tu się záłby wodzą/ gdźie záś piszą o Woynie/ tám spokoiem śiedzą. Iużby mi temu nie żal/ gdyby to tráfili/ Co będźie ná tym mieyscu/ gdźie w Niebo pátrzyli. Pátrzcie pilno/ á trafćie nád sámym krákowem/ O zákład że chybićie y to iednym słowem. Nie dziwuy się Błaznowi/ bądź ty przybaczeniu/ Bo mądremu głupiem być/ przeciw przyrodzeniu. Z pustey stodoły Sowá/ lub dyabeł wyleći/ Mieyćiesz wy lepszy rozum/ wszákieśćie nie dzieći. Spherá Sowizrzálska
PRzypátrzże się tu iedno/ á pilnie tey Spherze/ Co też są w niey zá sztuki/ kiedy się vbierze. Iest tu sztuk
Skrót tekstu: NowSow
Strona: Bv
Tytuł:
Nowy Sowiźrzał abo raczej Nowyźrzał
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
i głów pozbywają.
Nie darmo-ć mądrzy powiedzieli: „Panu w twarz patrzyć pilno potrzeba, która gdy się odmieni, wystrzegaj się, abyś jednem ukłonieniem jego nie rozgniewał i niełaski nie odniósł.” Bywa i to, że za nałajaniem podarek odnosisz. Więc dawna mowa jest: „Bezpieczny żart mądremu wstydem, a błaznowi zabawą i rzemiosłem jest.”
Statku i uczciwości przestrzegaj, swej głowy, Żartów grubych zaniechaj i bezpiecznej mowy. POWIEŚĆ XVII.
Jeden z moich zachowałych przyjaciół uskarżał się przedemną na swoje opaczne szczęście, narzekając i mówiąc: — „Mały dochód mam, a rozchód wielki, dzieci siła mam, już też ciężkości ubóztwa
i głów pozbywają.
Nie darmo-ć mądrzy powiedzieli: „Panu w twarz patrzyć pilno potrzeba, która gdy się odmieni, wystrzegaj się, abyś jedném ukłonieniem jego nie rozgniewał i niełaski nie odniósł.” Bywa i to, że za nałajaniem podarek odnosisz. Więc dawna mowa jest: „Bezpieczny żart mądremu wstydem, a błaznowi zabawą i rzemiosłem jest.”
Statku i uczciwości przestrzegaj, swéj głowy, Żartów grubych zaniechaj i bezpiecznéj mowy. POWIEŚĆ XVII.
Jeden z moich zachowałych przyjaciół uskarżał się przedemną na swoje opaczne szczęście, narzekając i mówiąc: — „Mały dochód mam, a rozchód wielki, dzieci siła mam, już też ciężkości ubóztwa
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 38
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879
łoża w grób i tu mnie, Tu moje śmierć triumfy w małej zawrze trumnie. 68. RAKOCEMU
Dopędziwszy krótkiego żywota zawodu, Tu leży on Rakocy, książę Siedmigrodu. Objeżdżając folwarki i swoje stodoły, Widząc świń pełne chlewy, widząc karmne woły, Czosnku gwałt, a kiedy stąd wielkość swoję waży, Królestwa się Polskiego błaznowi zabaży. Mierział go pokój, bowiem, nie patrzając końca, Porwał się, jako mówią, z motyką do słońca. Aż skoro żywot złotem Polakom okupi, Przyzna, że lepsza wojna z Wołochami, głupi. Dobrzeż tobie, Węgrzynku, było wino sadzić Niżeli się z dawnymi sąsiadami wadzić. 69. GENERAŁOWI ŻEBROWSKIEMU
łoża w grób i tu mnie, Tu moje śmierć tryumfy w małej zawrze trumnie. 68. RAKOCEMU
Dopędziwszy krótkiego żywota zawodu, Tu leży on Rakocy, książę Siedmigrodu. Objeżdżając folwarki i swoje stodoły, Widząc świń pełne chlewy, widząc karmne woły, Czosnku gwałt, a kiedy stąd wielkość swoję waży, Królestwa się Polskiego błaznowi zabaży. Mierział go pokój, bowiem, nie patrzając końca, Porwał się, jako mówią, z motyką do słońca. Aż skoro żywot złotem Polakom okupi, Przyzna, że lepsza wojna z Wołochami, głupi. Dobrzeż tobie, Węgrzynku, było wino sadzić Niżeli się z dawnymi sąsiadami wadzić. 69. GENERAŁOWI ŻEBROWSKIEMU
Skrót tekstu: PotNagKuk_I
Strona: 457
Tytuł:
Nagrobki
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
treny, lamenty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tym jeden Teolog mówiąc: Ze podziśdzień szpiczaste rogate i na przodku kończate ludzie buczni trzewiki noszą: poszło to od jednego Błazna dworskiego/ któremu Książę i inni Dworzanie chcąc drugich śmiechu nabawić/ gdy z nim rozmawiali/ nogą na palce następowali/ także Błazen drugdy zawrzasknął/ i od bólu zakrzyknął; i owszem wszelaką złość onemu Błaznowi wyrządzając laską okowaną w palce go kłoli. Lecz najdowali się niektórzy Dworzanie tak litościwi/ którzy w takim onego Błazna trapieniu upodobania nie mieli; a widząc/ że mu palce u nóg sine i opuchłe były/ poszli do Szewca/ i rozkazali mu/ że napotym Błaznowi pomienionemu trzewiki dłuższe/ a do tego na przodku kończate
tym jeden Teolog mowiąc: Ze podźiśdźień szpiczáste rogáte y ná przodku kończáte ludźie buczni trzewiki noszą: poszło to od jednego Błazná dworskiego/ ktoremu Xiążę y inni Dworzánie chcąc drugich śmiechu nábáwić/ gdy z nim rozmawiáli/ nogą ná pálce nástępowáli/ tákże Błazen drugdy záwrzasknął/ y od bolu zákrzyknął; y owszem wszeláką złość onemu Błaznowi wyrządzájąc laską okowáną w pálce go kłoli. Lecz naydowáli śię niektorzy Dworzánie ták litośćiwi/ ktorzy w tákim onego Błazná trapieniu upodobánia nie mieli; á widząc/ że mu pálce u nog śine y opuchłe były/ poszli do Szewcá/ y roskazáli mu/ że nápotym Błaznowi pomienionemu trzewiki dłuższe/ á do tego ná przodku kończáte
Skrót tekstu: GdacPrzyd
Strona: 30.
Tytuł:
Appendiks t.j. przydatek do dyszkursu o pańskim i szlacheckim albo rycerskim stanie
Autor:
Adam Gdacjusz
Drukarnia:
Jan Krzysztof Jakub
Miejsce wydania:
Brzeg
Region:
Śląsk
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1680
Data wydania (nie później niż):
1680