pisze, to przyjaciół, to księżą naprawia; Jeśli nie dba na statut, grzechem mu przegraża. Ów po staremu jeździ, namniej nie uważa; Chłopi klną, sąsiad płacze, nie masz zboża lechy, Żeby jej nie stratował dla onej uciechy. Nieszczęśliwa uciecha, co człek krwawym potem Zapracował, nadzieję pomieszać mu z błotem, Skąd powinien królowi, panu, księdzu, dzieciom, Choć sam głodu przymiera, to ubogim kmieciom, Ubogim zagrodniczkom, co z kilku zagonów Dzień w dzień robi, wydzierać dla onych psich gonów, Dla onego zajączka, coć i uciec może, A choć nie, psy i końmi deptać ludziom zboże. Nie
pisze, to przyjaciół, to księżą naprawia; Jeśli nie dba na statut, grzechem mu przegraża. Ów po staremu jeździ, namniej nie uważa; Chłopi klną, sąsiad płacze, nie masz zboża lechy, Żeby jej nie stratował dla onej uciechy. Nieszczęśliwa uciecha, co człek krwawym potem Zapracował, nadzieję pomieszać mu z błotem, Skąd powinien królowi, panu, księdzu, dzieciom, Choć sam głodu przymiera, to ubogim kmieciom, Ubogim zagrodniczkom, co z kilku zagonów Dzień w dzień robi, wydzierać dla onych psich gonów, Dla onego zajączka, coć i uciec może, A choć nie, psy i końmi deptać ludziom zboże. Nie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 207
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
.
Postąpim dalej, aż rycerz z obuchem Kołpak puszysty zakrzywił nad uchem. „Ustąpmy — rzekę — temu panu z drogi. Widzisz, jak dźwiga Punkt Honoru srogi Na ramionach swych. By go bies nie skusił! Uciekać by nas sromotnie przymusił.”
Roztocz na ów czas była w mieście sroga, Tak że się błotem zawaliła droga. Wtem cudzoziemca w przystojnym ubierze, Chłopek za szóstak na barana bierze I tak przez błoto niesie dobrodzieja, A golec z boku krzyknie: „Patrz złodzieja, Jak-ci na afront właśnie narodowi Dźwigać się każe szołdra Polakowi!” Niewiele myśląc wyrwie kańczug kręty I nim po pludrach mierzy spore pręty. Chłopek
.
Postąpim dalej, aż rycerz z obuchem Kołpak puszysty zakrzywił nad uchem. „Ustąpmy — rzekę — temu panu z drogi. Widzisz, jak dźwiga Punkt Honoru srogi Na ramionach swych. By go bies nie skusił! Uciekać by nas sromotnie przymusił.”
Roztocz na ów czas była w mieście sroga, Tak że się błotem zawaliła droga. Wtem cudzoziemca w przystojnym ubierze, Chłopek za szóstak na barana bierze I tak przez błoto niesie dobrodzieja, A golec z boku krzyknie: „Patrz złodzieja, Jak-ci na afront właśnie narodowi Dźwigać się każe szołdra Polakowi!” Niewiele myśląc wyrwie kańczug kręty I nim po pludrach mierzy spore pręty. Chłopek
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 483
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
.
Nic cymerejskie cienie ich nie straszą, Nie wody czarne pragnienia ugaszą, Ale poboje, i sprosnej posoki. Wbród wytarzane konie ich po boki. A wielki Andrzej wojewoda w radzie Krajów wołyńskich, na stos silny kładzie Ciężkie ich łupy, kołem gdzie sieczone, Głów bisurmańskich pale tkwią natknione. Nigdy żyzniejszy drogiem Nilus błotem, Ani bogatszy swojem Tagus złotem, Jako co rzadko mieszkane gdzie beły, Bracławskie dzicze za niego kwitnęły. Póżniej już widzieć w Wołoszech Michała: O która kiedy śmałość porównała! Które i serce podobne i siły, O taki drugi szaniec się ważyły? On dzięcznej żony krwią uwiedzion miłą Najeżdża Jassy z Hieremim Mogiłą, I
.
Nic cymmerejskie cienie ich nie straszą, Nie wody czarne pragnienia ugaszą, Ale poboje, i sprosnej posoki. Wbród wytarzane konie ich po boki. A wielki Andrzej wojewoda w radzie Krajów wołyńskich, na stos silny kładzie Ciężkie ich łupy, kołem gdzie sieczone, Głów bisurmańskich pale tkwią natknione. Nigdy żyzniejszy drogiem Nilus błotem, Ani bogatszy swojem Tagus złotem, Jako co rzadko mieszkane gdzie beły, Bracławskie dzicze za niego kwitnęły. Póżniej już widzieć w Wołoszech Michała: O która kiedy śmałość porównała! Które i serce podobne i siły, O taki drugi szaniec się ważyły? On dzięcznej żony krwią uwiedzion miłą Najeżdża Jassy z Hieremim Mogiłą, I
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 53
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furią i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc wiele. Jeśli niegdy Orfeusz, o zakład swój drogi Lutnią ujął
przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furyą i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc wiele. Jeżli niegdy Orfeusz, o zakład swój drogi Lutnią ujął
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 130
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
dołem, i górą, bylem gdzie ujść przez knieje mogła z całą skórą. Zaczym ogień pragnienia zaraził me kości i z lekka w arteriach giną wilgotności. Nie mając źrzódła, biegam na różne rozłoje, lecz żadna nie ugasi woda ognie moje. Tak żołnierz w upragnieniu Marsem spracowany pije trunek, przypadszy w pół z błotem zmieszany. Mniemałam, wykopanym zdrojem upalenie że uśmierzę, alić mam z wód większe pragnienie, właśnie jak gdy Tantalus w morzu garłem łyka, gębą wodę chwytając, która się umyka, i gdy już tylko połknąć jest nadzieja bliska, wiatr połyka, a woda upływa mu śliska. W takich rzekach i moje pragnienia pływają
dołem, i górą, bylem gdzie ujść przez knieje mogła z całą skórą. Zaczym ogień pragnienia zaraził me kości i z lekka w arteryjach giną wilgotności. Nie mając źrzódła, biegam na różne rozłoje, lecz żadna nie ugasi woda ognie moje. Tak żołnierz w upragnieniu Marsem spracowany pije trunek, przypadszy w pół z błotem zmieszany. Mniemałam, wykopanym zdrojem upalenie że uśmierzę, alić mam z wód większe pragnienie, właśnie jak gdy Tantalus w morzu garłem łyka, gębą wodę chwytając, która się umyka, i gdy już tylko połknąć jest nadzieja bliska, wiatr połyka, a woda upływa mu śliska. W takich rzekach i moje pragnienia pływają
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 163
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
I żonie wolno, i mężowi wzajem, Ile kiedy gust wietrzeje zwyczajem, Poprawić sobie słusznym prawem braku I od lochuka, i od czopa smaku. Zawsze smaczniejszy, minąwszy swój stawek, Z sąsiedzkich karaś albo karp sadzawek. Z własnych, choć słuszność szepce nie tak o tem, Zda się, że trąci wodą albo błotem. A za cóż łowić ustawicznie w takiem, Kiedy gdzie indziej wolno z długim sakiemLada jak, mówią, ze swojego żyje, Kto więc cudzego mogąc nie zażyje.
Jakoż prawdziwie ta jest teraz życia reguła i manijera. Nie to, co się godzi, ale raczej podoba, bywa w u silnym pragnieniu i zażywaniu
I żonie wolno, i mężowi wzajem, Ile kiedy gust wietrzeje zwyczajem, Poprawić sobie słusznym prawem braku I od lochuka, i od czopa smaku. Zawsze smaczniejszy, minąwszy swój stawek, Z sąsiedzkich karaś albo karp sadzawek. Z własnych, choć słuszność szepce nie tak o tem, Zda się, że trąci wodą albo błotem. A za cóż łowić ustawicznie w takiem, Kiedy gdzie indziej wolno z długim sakiemLada jak, mówią, ze swojego żyje, Kto więc cudzego mogąc nie zażyje.
Jakoż prawdziwie ta jest teraz życia reguła i manijera. Nie to, co się godzi, ale raczej podoba, bywa w u silnym pragnieniu i zażywaniu
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 221
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
świat na trzech palcach zawiesiła, piękności kształtu dodała każdemu stworzeniu swemu. Ta też stołeczne Miasto wystawiła Królowi królów i tam zostawiła, cokolwiek może znaleźć się pięknego i kosztownego. Złoto i kruszce w ziemi zakopała, ale tu skarby wszytkie pokazała: niepoliczone, nieoszacowane i niewidane.
Floty indyjskie, jużeście staniały, bogactwa wasze błotem tu zostały, pereł, kamieni takich wy nie macie ani ich znacie. Królów, cesarzów bogate falery, drogie obicia, kosztowne szpalery nie zostają tu żadną ozdobnością, owszem – brzydkością. § III Majestat i dwór niebieski, o jako wspaniały!
Obróćcie w jeden, o ziemscy bogowie, swe majestaty, wszyscy monarchowie –
świat na trzech palcach zawiesiła, piękności kształtu dodała każdemu stworzeniu swemu. Ta też stołeczne Miasto wystawiła Królowi królów i tam zostawiła, cokolwiek może znaleźć się pięknego i kosztownego. Złoto i kruszce w ziemi zakopała, ale tu skarby wszytkie pokazała: niepoliczone, nieoszacowane i niewidane.
Floty indyjskie, jużeście staniały, bogactwa wasze błotem tu zostały, pereł, kamieni takich wy nie macie ani ich znacie. Królów, cesarzów bogate falery, drogie obicia, kosztowne szpalery nie zostają tu żadną ozdobnością, owszem – brzydkością. § III Majestat i dwór niebieski, o jako wspaniały!
Obróćcie w jeden, o ziemscy bogowie, swe majestaty, wszyscy monarchowie –
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 109
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
dosyć za grzechy czynili, siebie winili. Ci, którzy cnoty jak źrzódła pragnyli, sprawiedliwości każdemu życzyli, świętobliwości ślad pokazowali, przykład dawali. Co nigdy suchym okiem nie patrzali na nędzę ludzką, lecz się litowali nad utrapionym i potrzebującym, biedę cierpiącym. Ci, co się w czystym sumnieniu kochali, serc swych grzechowym błotem nie mazali, ale gospody z nich Bogu czynili, one zdobili. Ci, którzy pokój na ziemi czynili, w gniewliwych ludziach niezgody gasili, Mat. 7, Mat. 11, Mat. 5, Mat. 5,
przyjaźń i miłość w ludziach sprawowali i podniecali. Ci, co cierpieli wiele przeciwności od niezbożników
dosyć za grzechy czynili, siebie winili. Ci, którzy cnoty jak źrzódła pragnyli, sprawiedliwości każdemu życzyli, świętobliwości ślad pokazowali, przykład dawali. Co nigdy suchym okiem nie patrzali na nędzę ludzką, lecz się litowali nad utrapionym i potrzebującym, biedę cierpiącym. Ci, co się w czystym sumnieniu kochali, serc swych grzechowym błotem nie mazali, ale gospody z nich Bogu czynili, one zdobili. Ci, którzy pokój na ziemi czynili, w gniewliwych ludziach niezgody gasili, Matth. 7, Matth. 11, Matth. 5, Matth. 5,
przyjaźń i miłość w ludziach sprawowali i podniecali. Ci, co cierpieli wiele przeciwności od niezbożników
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 122
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
/ stanęło/ i na ramiona jego włożono; aby miasto narodu ludzkiego/ jako rękojmia/ jako winowajca niejaki/ przed sprawiedliwością Bożą odpowiadał/ i ręczył za dosyć uczynienie. Co rozumiesz/ jako się nie raz wzdrygnęło ono czyste serce takiego plugastwa? jako się odwracały one przeciwne oczy? jako się brzydziły? Gdyby szata jaka błotem i nieczystościami wszelakimi splugawiona/ Nadziona była na ciało jakie siczne/ ukochane/ i okryła je wszytko zewsząd; czyby to miło było onemu ciału/ czyliby nie nudno było ponosić tej sromoty na sobie? Właśnie tak grzechów naszych sromota zszyta zniewyliczonych obrzydliwości/ na niego rzucona jest/ i od onej czystości przyjęta/
/ stánęło/ y ná rámioná iego włożono; áby miásto narodu ludzkiego/ iáko rękoymia/ iáko winowáycá nieiáki/ przed spráwiedliwośćią Bożą odpowiádał/ y ręczył zá dosyć vczynienie. Co rozumiesz/ iáko się nie raz wzdrygnęło ono czyste serce tákiego plugástwá? iáko się odwracáły one przećiwne oczy? iáko się brzydźiły? Gdyby szátá iáka błotem y nieczystośćiami wszelákimi splugáwiona/ Nádźiona byłá ná ćiáło iákie śiczne/ vkocháne/ y okryłá ie wszytko zewsząd; czyby to miło było onemu ćiáłu/ czyliby nie nudno było ponośić tey sromoty ná sobie? Własnie ták grzechow nászych sromotá zszyta zniewyliczonych obrzydliwośći/ ná niego rzucona iest/ y od oney czystośći przyięta/
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 22
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
odłaję. Ja jednego diabla wspomnię, a ona sto; ja tysiąc, a ona wszytkich rogatych z piekła, ćma tysięcy i więcej. Słysząc, uszy bolą, ziemia drży, strach; co by w gębę wziąć bądź jedzenia, bądź trunku, wszytko przeklnie, obrzydzi, omierzi, opaskudzi; z lada przyczynki z błotem cię po- miesza. Fantazją pomiesza i dnem wzgórę w domu wszytko wywróci. Babo wściekła, idź do piekła!
Mariti habitantes cum odiosa uxore Herculis labores se sustinere arbitrantur. Owen napisał.
Coniugis ingentes animos, linguamque domare, Herculis est decimus tertius iste labor.
Napiszę tu jednego poety piękną sprzeczkę młodzika z babą, dla
odłaję. Ja jednego diabla wspomnię, a ona sto; ja tysiąc, a ona wszytkich rogatych z piekła, ćma tysięcy i więcej. Słysząc, uszy bolą, ziemia drży, strach; co by w gębę wziąć bądź jedzenia, bądź trunku, wszytko przeklnie, obrzydzi, omierzi, opaskudzi; z leda przyczynki z błotem cię po- miesza. Fantazyą pomiesza i dnem wzgórę w domu wszytko wywróci. Babo wściekła, idź do piekła!
Mariti habitantes cum odiosa uxore Herculis labores se sustinere arbitrantur. Owen napisał.
Coniugis ingentes animos, linguamque domare, Herculis est decimus tertius iste labor.
Napiszę tu jednego poety piękną sprzeczkę młodzika z babą, dla
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 181
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950