ostrożności miejsca, w zbytnie ust, oka i czynienia bezpieczeństwo, przez konniwencyją i nieszczęśliwą wieku teraźniejszego manijerę wprawowano, aż czas i pochop natury dotarł ostatka. Uważała Magdusia, kiedy pani matka z gościem się na migi znosiła, porozumiewała i schadzała; upatrywała, kiedy pani ochmistrzyni z winem dzbanuszek albo flaszkę z gorzałką stawiała; widywała, kiedy panna z fraucymeru dni i nocy z mężczyznami jak kokosz na jajcach wysiadywała, gziła się i pajęczynę po kątach omiatała. Zaglądała przez szpary, przez parkany, kiedy się stado albo swawolna stanowiła czeladka, aż też i sama na ponęty owe dała się sromotnej okazji na wędę, cnoty i wstydu pozbyła albo sama
ostrożności miejsca, w zbytnie ust, oka i czynienia bezpieczeństwo, przez konniwencyją i nieszczęśliwą wieku teraźniejszego manijerę wprawowano, aż czas i pochop natury dotarł ostatka. Uważała Magdusia, kiedy pani matka z gościem się na migi znosiła, porozumiewała i schadzała; upatrywała, kiedy pani ochmistrzyni z winem dzbanuszek albo flaszkę z gorzałką stawiała; widywała, kiedy panna z fraucymeru dni i nocy z mężczyznami jak kokosz na jajcach wysiadywała, gziła się i pajęczynę po kątach omiatała. Zaglądała przez szpary, przez parkany, kiedy się stado albo swawolna stanowiła czeladka, aż też i sama na ponęty owe dała się sromotnej okazyjej na wędę, cnoty i wstydu pozbyła albo sama
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 213
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
powstawają! Niestetyż, już więcej pisać nie mogę... Dotądem przed pół godziną zaszedł. Jużem znowu spokojny. Miłość do życia ostatni raz się we mnie wzruszyła. Żyj pomyslnie moja Marianno! Pozdrów moję Matkę, i moich dwóch wspaniałych Przyjaciół. Mój najmilszy Przyjaciel, Dormund, któregoś często u mnie widywała, jest teraz przy mnie. Nie chce mnie prędzej opuścić, aż póki nie umrę. Możesz się znowu do powtórnego namyślić małżeństwa: Nie zapominaj, że twój mąż konający oprócz niego, nikogo ci nie życzył. On ci mój zegarek z twoim portretem przywiezie. Insze rzeczy ubogim moim rozdałem żołnierzom. Czuję śmierć moję
powstawaią! Niestetyż, iuż więcey pisać nie mogę... Dotądem przed poł godziną zaszedł. Jużem znowu spokoyny. Miłość do żyćia ostatni raz się we mnie wzruszyła. Zyi pomyslnie moia Maryanno! Pozdrow moię Matkę, i moich dwuch wspaniałych Przyiacioł. Moy naymilszy Przyiaciel, Dormund, ktoregoś często u mnie widywała, iest teraz przy mnie. Nie chce mnie prędzey opuścić, aż poki nie umrę. Możesz śię znowu do powtornego namyślić małżeństwa: Nie zapominay, że twoy mąż konaiący oprocz niego, nikogo ći nie zyczył. On ći moy zegarek z twoim portretem przywiezie. Insze rzeczy ubogim moim rozdałem żołnierzom. Czuię śmierć moię
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 61
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
, i w związku z inszymi życia naszego przypadkami. Przynajmniej przypodobywa się lekarstwom, które ciału naszemu bole sprawują, żeby tym czerstwiejsze było. PRZYPADKI
Przy wszystkim tym ukontentowaniu naszym, które już nad rok jednostajne było, przybył Pan Dormund Karlsona dobry Przyjaciel, który Mariannie w liście wzpomniony złoty zegarek z jej Portretem przywiozł. Marianna widywała go przedtym u swego męża, ale my wcale nigdy. Lecz czegoż więcej do swego potrzebował zalecenia, jak, że był dobrym naszego Karslona Przyjacielem? Urodzony Holenderczyk, i osoba barzo przyjemna. Naszę zaraz pozyskał poufałość. Był Oficerem, a teraz podziękował za służbę, chcąc z swoich żyć dochodów. Młodym był jeszcze
, i w związku z inszymi życia naszego przypadkami. Przynaymniey przypodobywa śię lekarstwom, ktore ciału naszemu bole sprawuią, żeby tym czerstwieysze było. PRZYPADKI
Przy wszystkim tym ukontentowaniu naszym, ktore iuż nad rok iednostayne było, przybył Pan Dormund Karlsona dobry Przyiaciel, ktory Maryannie w liście wzpomniony złoty zegarek z iey Portretem przywiozł. Maryanna widywała go przedtym u swego męża, ale my wcale nigdy. Lecz czegoż więcey do swego potrzebował zalecenia, iak, że był dobrym naszego Karslona Przyiaćielem? Urodzony Holenderczyk, i osoba barzo przyiemna. Naszę zaraz pozyskał poufałość. Był Oficerem, a teraz podziękował za służbę, chcąc z swoich żyć dochodow. Młodym był ieszcze
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 62
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
był myśliwym. Także Wenus/ kiedy tu tędy przejeżdżała/ Zajzrzawszy go/ chaniebnie w nim się zakochała. Aż i wóz porzuciła/ i gdzieś tam w porębie/ Swoje z niego wyprzągszy złocone gołębie/ I płaszcz długi/ i włosy maczane oliwą Dawszy wiatrom/ kwoli mu stała się myśliwą/ Nie razem ją i sama widywała z góry/ Kiedy oszczep i trąbkę jako Giermek który/ I wacek z rozponami/ i troki zapasem Pieszo za nim nosiła. Czemu mi się czasem/ Rośmiać przyszło. Jednak go wszytko przestrzegała/ Żeby/ jako z niechętnych gwiazd to notowała/ Wieprza strzegł się dzikiego. Ale on pałając Ogniem żywej młodości/ i przypadki
był myśliwym. Także Wenus/ kiedy tu tędy przeieżdżáłá/ Záyzrzawszy go/ chániebnie w nim się zákocháłá. Aż y woz porzuciłá/ y gdzieś tám w porębie/ Swoie z niego wyprzągszy złocone gołębie/ Y płaszcz długi/ y włosy maczáne oliwą Dawszy wiátrom/ kwoli mu stáłá się myśliwą/ Nie razem ią y sámá widywáłá z gory/ Kiedy oszczep y trąbkę iáko Giermek ktory/ Y wácek z rosponámi/ y troki zápásem Pieszo zá nim nosiłá. Czemu mi się czásem/ Rosmiać przyszło. Iednák go wszytko przestrzegáłá/ Zeby/ iáko z niechętnych gwiazd to notowáłá/ Wieprzá strzegł się dzikiego. Ale on pałáiąc Ogniem żywey młodości/ y przypadki
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 85
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
przez dni trzydzieści bez pokarmu trwała/ i przez kilka dni nic nie mówiła/ tylko to: Pragnę Ciała Pana naszego JEZUSA CHrystusa. Trwała w zachwyceniu pięć Niedziel. Ciało leżeniem na ziemi gołej abo na deszczkach i częstymi dyscyplinami trapiła. Świętego Jana Ewangelistę barzo czciła/ jego widzeniem często ucieszona. CHrystusa Pana w różny sposób widywała. Na Gody widziała w dziecinnej postaci ssącego piersi Przenajświętszej Matki swojej. Na Gromnice go widziała na rękach Symeonowych złożonego/ kiedy indziej zekrwawionego. Przy Mszy widziała w Hostyj Najświetniejsze Dzieciątko/ Aniołami otoczone/ i w Księdzu po jego Komunii świątobliwie odprawionej/ widziała CHrystusa mile spoczywającego/ i duszę jego oświecającego: a w niegodnym/
przez dni trzydźieśći bez pokármu trwáłá/ i przez kilka dni nic nie mowiłá/ tylko to: Prágnę Ciáłá Páná nászego IEZVSA CHrystusá. Trwáłá w záchwyceniu pięć Niedźiel. Ciáło leżeniem ná źiemi gołey ábo ná deszczkách i częstymi dyscyplinámi trapiłá. Swiętego Ianá Ewangelistę barzo czćiłá/ iego widzeniem często ucieszona. CHrystusá Páná w rożny sposob widywáłá. Ná Gody widźiáłá w dźiećinney postáći ssącego pierśi Przenayświętszey Mátki swoiey. Ná Gromnice go widźiałá ná rękách Symeonowych złożonego/ kiedy indźiey zekrwáwionego. Przy Mszy widźiáłá w Hostyi Nayświetnieysze Dźieciątko/ Aniołami otoczone/ i w Kśiędzu po iego Kommunii świątobliwie odpráwioney/ widźiáłá CHrystusa mile spoczywáiącego/ i duszę iego oświecáiącego: á w niegodnym/
Skrót tekstu: KwiatDzieje
Strona: 30.
Tytuł:
Roczne dzieje kościelne
Autor:
Jan Kwiatkiewicz
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
już szczerniałą ale przecię całą, która się nikomu nie dała tknąć. Bo podobno coś złego przy niej było, wołając: uhu, uhu, uhu; co tak wykładano: czas, czas, czas. Nie wiedzieli wszyscy, na co to. Pan dał tam to miejsce ogrodzić i onego drzewa rozkazał pilnować. Straż widywała w nocy, że tam bywały czarownice na ozogach, bankietowały, tańcowały i światło miewały, a potem stamtąd z dudką odlatywały. A czasem się wielka przepaść z ogniem przed onym drzewem otwierała. Bartel. Fau: 15 lib. 9, cap. 24, de plaga septemtrio.
(2) Roku 1591. W
już szczerniałą ale przecię całą, która się nikomu nie dała tknąć. Bo podobno coś złego przy niej było, wołając: uhu, uhu, uhu; co tak wykładano: czas, czas, czas. Nie wiedzieli wszyscy, na co to. Pan dał tam to miejsce ogrodzić i onego drzewa rozkazał pilnować. Straż widywała w nocy, że tam bywały czarownice na ozogach, bankietowały, tańcowały i światło miewały, a potem stamtąd z dudką odlatywały. A czasem sie wielka przepaść z ogniem przed onym drzewem otwierała. Bartel. Fau: 15 lib. 9, cap. 24, de plaga septemtrio.
(2) Roku 1591. W
Skrót tekstu: SzemTorBad
Strona: 299
Tytuł:
Z nowinami torba kursorska
Autor:
Fryderyk Szembek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1645
Data wydania (nie wcześniej niż):
1645
Data wydania (nie później niż):
1645
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
poślę z wielką pieczęcią Wci serca memu. Adio, moja panno, choć o mnie ani dbasz, ani we mnie kochasz. Kiedy tego smarkacza brzuch zaboli, to Wć umierasz, a kiedym ja w Warszawie na nogę, a we Lwowie na katar chorował, toś mię Wć i po całym dniu nie widywała, nie tylko żeby to było miało co zaturbować Wć. I teraz, gdyby przyszło wyjeżdżać z Paryża, dam na to szyję moją, że się za jeden pacierz wyleje więcej łez, niż przez dni kilka w tak wielką ze mną rozjeżdżając się drogę. Dlatego też już cale ni ocz na świecie dbać nie będę,
poślę z wielką pieczęcią Wci serca memu. Adio, moja panno, choć o mnie ani dbasz, ani we mnie kochasz. Kiedy tego smarkacza brzuch zaboli, to Wć umierasz, a kiedym ja w Warszawie na nogę, a we Lwowie na katar chorował, toś mię Wć i po całym dniu nie widywała, nie tylko żeby to było miało co zaturbować Wć. I teraz, gdyby przyszło wyjeżdżać z Paryża, dam na to szyję moją, że się za jeden pacierz wyleje więcej łez, niż przez dni kilka w tak wielką ze mną rozjeżdżając się drogę. Dlatego też już cale ni ocz na świecie dbać nie będę,
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 275
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
będę i samemu to tylko memu przypiszę nieszczęściu. Czyś mię to Wć moje serce miała za tak wielkiego prostaka, żem to ja wszystkiego nie widział, choć-em nic nie mówił i tylkom, poszedłszy gdzie na stronę, gorzkimi zalewał się łzami? Kiedym chorował na katar we Lwowie, po całym dniu nie widywałaś mię Wć, a jakem zszedł na dół do łóżka, toś Wć zaraz wołała, że ,,dla Boga, śmierdzi to łóżko!". A niedawno poduszka pachnęła, na której sypiano. A zaś kiedyśmy na górze sypiali, dosyć tapczan był przestrony, toś Wć, stołek kazawszy sobie
będę i samemu to tylko memu przypiszę nieszczęściu. Czyś mię to Wć moje serce miała za tak wielkiego prostaka, żem to ja wszystkiego nie widział, choć-em nic nie mówił i tylkom, poszedłszy gdzie na stronę, gorzkimi zalewał się łzami? Kiedym chorował na katar we Lwowie, po całym dniu nie widywałaś mię Wć, a jakem zszedł na dół do łóżka, toś Wć zaraz wołała, że ,,dla Boga, śmierdzi to łóżko!". A niedawno poduszka pachnęła, na której sypiano. A zaś kiedyśmy na górze sypiali, dosyć tapczan był przestrony, toś Wć, stołek kazawszy sobie
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 308
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
z przodu subtelny włos miękkiej grzywy jego. Ale od pierwszego dnia tej swojej roboty, Co beł znak zły, lubego śmiechu i ochoty Żaden po niej nie postrzegł: zawsze smutna była, Zawsze melancholia jakaś ją dręczyła.
XXXII.
Lękanie jej nad podziw przejmuje wnętrzności. Świadoma odwag pięknych i dziwnej śmiałości, Brandymarta swojego często widywała, Gdy go we stu Fortuna prawa pilnowała, We stu potrzebach przykrych; boi się odmiany, Strach do tego srogi ją, z trwogą pomieszany, Co raz trapił, a z onej nowej zaś bojaźni Dwoją w niej bojaźń dwojem strachem serce drażni.
XXXIII.
Już sporządziwszy wszystko, bohatyr serdeczny Rozwinął żagle na wiatr,
z przodu subtelny włos miękkiej grzywy jego. Ale od pierwszego dnia tej swojej roboty, Co beł znak zły, lubego śmiechu i ochoty Żaden po niej nie postrzegł: zawsze smutna była, Zawsze melankolia jakaś ją dręczyła.
XXXII.
Lękanie jej nad podziw przejmuje wnętrzności. Świadoma odwag pięknych i dziwnej śmiałości, Brandymarta swojego często widywała, Gdy go we stu Fortuna prawa pilnowała, We stu potrzebach przykrych; boi się odmiany, Strach do tego srogi ją, z trwogą pomieszany, Co raz trapił, a z onej nowej zaś bojaźni Dwoją w niej bojaźń dwojem strachem serce drażni.
XXXIII.
Już sporządziwszy wszystko, bohatyr serdeczny Rozwinął żagle na wiatr,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 235
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Nauplius. Oileus. Admetus. Pelias. wszyscy marnie poginęli. Medea. Akt Czwarty. Scena X. Mamka albo Ochmistrzyni. Co robi i gotuje Medea, opowiada.
SErce się lęka, trwoży, ciężka zguba blisko. Nie słychanie się wzmaga i zapala rzysko Sam wsobie żał: dawnemi mocni się siłami. Widywałam ją przedtym wrozmowach z Bogami. Gwałcącą Niebo: teraz cudowniejsze dzieła Medea stroi, skoro jak wryta stanęła. Porwie się, do pokoju okropnego wpadnie Rozsypie wszystkie skarby, bierze, których żadnie Długo się sama bała: wszystkę treść swych złości Rozłoży: zachowanie tajemno skrytości: Lewą ręką ofiary smutnej się dotyka, Wzywa
Nauplius. Oileus. Admetus. Pelias. wszyscy marnie poginęli. Medea. Akt Czwarty. Scená X. Mámká albo Ochmistrzyni. Co robi y gotuie Medea, opowiáda.
SErce się lęka, trwoży, cięszka zgubá blisko. Nie słychánie się wzmága y zápala rzysko Sąm wsobie żał: dawnęmi mocni się siłámi. Widywáłám ią przedtym wrozmowách z Bogámi. Gwałcącą Niebo: teraz cudownieysze dźiełá Medea stroi, skoro iák wryta stanełá. Porwie się, do pokoiu okropnego wpádnie Rozsypie wszystkie skárby, bierze, ktorych żádńie Długo się sámá báłá: wszystkę treść swych złośći Rozłoży: záchowánie táięmno skrytośći: Lewą ręką ofiáry smutney się dotyka, Wzywa
Skrót tekstu: SenBardzTrag
Strona: 104
Tytuł:
Smutne Starożytności Teatrum, to jest Tragediae Seneki rzymskiego
Autor:
Seneka
Tłumacz:
Jan Alan Bardziński
Drukarnia:
Jan Christian Laurer
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696