wiecznym słonecznikiem, Obracać będę, ty lat moich czasem, Ty życia mego sporządzaj kompasem, Ty dni, miesiące rozpisuj i wieki, Niech ci mej słońce ustąpi opieki, Kiedy choć depce po niebieskiej ścieżce, Ustąpić musi w gładkości Jagnieszce. PRZĄDKA
Któż cię między te, którym już wiek słaby Twardszej roboty broni, wmieszał baby? Swawola pewnie, ta cię komornicą Czyni, ta wznieca tę przyjaźń z przęślicą, Ta cię na gadki tej wieczornej chwile I na wieśniackie wiedzie krotofile! Szczęśliwa kądziel, którą ty całujesz, I nici, które ustami zwięzujesz! To złote runo, które kolchidzkiego Króla chwaliły gaje i którego Jazon z rycerzów inszych dostał wiela
wiecznym słonecznikiem, Obracać będę, ty lat moich czasem, Ty życia mego sporządzaj kompasem, Ty dni, miesiące rozpisuj i wieki, Niech ci mej słońce ustąpi opieki, Kiedy choć depce po niebieskiej ścieżce, Ustąpić musi w gładkości Jagnieszce. PRZĄDKA
Któż cię między te, którym już wiek słaby Twardszej roboty broni, wmieszał baby? Swawola pewnie, ta cię komornicą Czyni, ta wznieca tę przyjaźń z przęślicą, Ta cię na gadki tej wieczornej chwile I na wieśniackie wiedzie krotofile! Szczęśliwa kądziel, którą ty całujesz, I nici, które ustami zwięzujesz! To złote runo, które kolchidzkiego Króla chwaliły gaje i którego Jazon z rycerzów inszych dostał wiela
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 244
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bez baby. Ale na cóż im łaję? Co mi za nadgroda, Że im dawną pieśń śpiewam? I słów było szkoda. Wszyscy wiedzą, jak jest rzecz sprośna być tą babą, Czego może stąd każdy wziąć próbę niesłabą, Że białogłowy nie chcą żadną miarą, aby Choć im lata dokuczą, miano ich za baby. Ja tę swoję zwać babą na złość będę, abo Chcesz-li zgody, puścze mię do mej dziewki, babo! Nadzieją mi żyć przyjdzie, że się ten czas wróci, Kiedy się też na młynek mój woda obróci; Wszak często chmurne niebo słońce wypogodzi I śmiech z płaczem w jednymże tańcu rej zawodzi
bez baby. Ale na cóż im łaję? Co mi za nadgroda, Że im dawną pieśń śpiewam? I słów było szkoda. Wszyscy wiedzą, jak jest rzecz sprośna być tą babą, Czego może stąd każdy wziąć próbę niesłabą, Że białogłowy nie chcą żadną miarą, aby Choć im lata dokuczą, miano ich za baby. Ja tę swoję zwać babą na złość będę, abo Chcesz-li zgody, puśćże mię do mej dziewki, babo! Nadzieją mi żyć przyjdzie, że się ten czas wróci, Kiedy się też na młynek mój woda obróci; Wszak często chmurne niebo słońce wypogodzi I śmiech z płaczem w jednymże tańcu rej zawodzi
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 329
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dobrej gospodyni krowy, myślę sobie, Tak smacznego rosołu nie piłyby w żłobie. Toż marchew, która stąd ma osobne zaloty, Że kawałek słoniny, w jarzynie aż poty Od niedziele warzony, na mnie właśnie czekał — A było to we czwartek, drobniuchno usiekał, Dość chędogo na desce z starodawnych sani:
Baby, mamki, piastunki iskały się na niej. Ten ci koniec bankietu; jam jadł barzo mało; Przyznam, że mi się więcej blwać niźli jeść chciało. 183 (P). Z FRANTEM PO FRANTOWSKU
Kiedy czeladź przyjmują zwyczajnie na Gody, Chcąc mi służyć, pachołek przyszedł w dom mój młody. Chwali się
dobrej gospodyni krowy, myślę sobie, Tak smacznego rosołu nie piłyby w żłobie. Toż marchew, która stąd ma osobne zaloty, Że kawałek słoniny, w jarzynie aż poty Od niedziele warzony, na mnie właśnie czekał — A było to we czwartek, drobniuchno usiekał, Dość chędogo na desce z starodawnych sani:
Baby, mamki, piastunki iskały się na niej. Ten ci koniec bankietu; jam jadł barzo mało; Przyznam, że mi się więcej blwać niźli jeść chciało. 183 (P). Z FRANTEM PO FRANTOWSKU
Kiedy czeladź przyjmują zwyczajnie na Gody, Chcąc mi służyć, pachołek przyszedł w dom mój młody. Chwali się
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 281
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
I owszem, to jest ludzkiej przyrodzenie chęci: Czego trudniej dostąpić, to ją barziej nęci. Dojźrawszy jej w kościele jeden książę grzeczny, Zaraz od Kupidyna odniósł raz serdeczny. Co prac i trudów podjął, co wysypał złota, Co jawnych niebezpieczeństw z odwagą żywota; Krótko mówiąc, z każdej się starający miary, Przez baby, dziewki, sługi, tylko nie przez czary, Otrzymał obietnicę i rzeczone słowo Na przyszłą noc. Więc wszytko mający gotowo
(Kto ma babę u dyszla, a na lecu złoto, Czego diabeł nie może, niech się kusi o to), Posyła do apteki dla zwykłej pomocy: Co przez rok siał, w
I owszem, to jest ludzkiej przyrodzenie chęci: Czego trudniej dostąpić, to ją barziej nęci. Dojźrawszy jej w kościele jeden książę grzeczny, Zaraz od Kupidyna odniósł raz serdeczny. Co prac i trudów podjął, co wysypał złota, Co jawnych niebezpieczeństw z odwagą żywota; Krótko mówiąc, z każdej się starający miary, Przez baby, dziewki, sługi, tylko nie przez czary, Otrzymał obietnicę i rzeczone słowo Na przyszłą noc. Więc wszytko mający gotowo
(Kto ma babę u dyszla, a na lecu złoto, Czego diaboł nie może, niech się kusi o to), Posyła do apteki dla zwykłej pomocy: Co przez rok siał, w
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 362
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
.. 146. GADKA
... 147. WIĘC JEST TO
Dziesiątą z świniem krząkiem wespół złącz literę I divide po polsku przydaj — zgadniesz, wierę. 148. TOŻ DRUGI RAZ
Kąkol niechaj nie kole, dzielności ma stronę Nos wielki odirzuć — zaraz będzie to zgadnione. 149. TERTULIANUS
Trzy razy niosłem baby — z prawdą się nie minie, Ter tuli anus, gdy kto rzecze po łacinie.
Że trzy baby w imiemiu swym niósł, toć z tej miary Prawdę rzecze, gdy go kto nazwie „autor stary.” 150. KIEDYĆ TEŻ I TA BESTYJA MA COŚ NAD CZŁOWIEKA
Pływać dirugi nie umie człowiek — wszak
.. 146. GADKA
... 147. WIĘC JEST TO
Dziesiątą z świniem krząkiem wespół złącz literę I divide po polsku przydaj — zgadniesz, wierę. 148. TOŻ DRUGI RAZ
Kąkol niechaj nie kole, dzielności ma stronę Nos wielki odirzuć — zaraz będzie to zgadnione. 149. TERTULIANUS
Trzy razy niosłem baby — z prawdą sie nie minie, Ter tuli anus, gdy kto rzecze po łacinie.
Że trzy baby w imiemiu swym niósł, toć z tej miary Prawdę rzecze, gdy go kto nazwie „autor stary.” 150. KIEDYĆ TEŻ I TA BESTYJA MA COŚ NAD CZŁOWIEKA
Pływać dirugi nie umie człowiek — wszak
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 45
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
I divide po polsku przydaj — zgadniesz, wierę. 148. TOŻ DRUGI RAZ
Kąkol niechaj nie kole, dzielności ma stronę Nos wielki odirzuć — zaraz będzie to zgadnione. 149. TERTULIANUS
Trzy razy niosłem baby — z prawdą się nie minie, Ter tuli anus, gdy kto rzecze po łacinie.
Że trzy baby w imiemiu swym niósł, toć z tej miary Prawdę rzecze, gdy go kto nazwie „autor stary.” 150. KIEDYĆ TEŻ I TA BESTYJA MA COŚ NAD CZŁOWIEKA
Pływać dirugi nie umie człowiek — wszak to bywa, A jego ono iste — jak ma być — tak pływa. 151. NIE BYŁO BY
I divide po polsku przydaj — zgadniesz, wierę. 148. TOŻ DRUGI RAZ
Kąkol niechaj nie kole, dzielności ma stronę Nos wielki odirzuć — zaraz będzie to zgadnione. 149. TERTULIANUS
Trzy razy niosłem baby — z prawdą sie nie minie, Ter tuli anus, gdy kto rzecze po łacinie.
Że trzy baby w imiemiu swym niósł, toć z tej miary Prawdę rzecze, gdy go kto nazwie „autor stary.” 150. KIEDYĆ TEŻ I TA BESTYJA MA COŚ NAD CZŁOWIEKA
Pływać dirugi nie umie człowiek — wszak to bywa, A jego ono iste — jak ma być — tak pływa. 151. NIE BYŁO BY
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 46
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
?
XXXIX.
Jeśli chcecie być żywi i zdrowi, tak wiedzcie, Albo stąd w inszą drogę albo nazad jedźcie; Nie chcę ja towarzysza tam, kędy miłuję, I tam, gdzie mojej dziewki szukam i szlakuję”. Orland zaś Cyrkasowi: „Ja nie wierzę, aby Więcej nadto miał mówić, gdyby nas za baby Nikczemne miał obydwu, fukając tak śmiele, Jakobyśwa dopiero wstała od kądziele.”
XL.
Do niego zaś: „Ty, chłopie, co się tak wynosisz, Bych na to nie miał względu, że hełmu nie nosisz, Terazbyś się zarazem odemnie dowiedział, Jeśli to dobrze, czy źle
?
XXXIX.
Jeśli chcecie być żywi i zdrowi, tak wiedzcie, Albo stąd w inszą drogę albo nazad jedźcie; Nie chcę ja towarzysza tam, kędy miłuję, I tam, gdzie mojej dziewki szukam i szlakuję”. Orland zaś Cyrkasowi: „Ja nie wierzę, aby Więcej nadto miał mówić, gdyby nas za baby Nikczemne miał obydwu, fukając tak śmiele, Jakobyśwa dopiero wstała od kądziele.”
XL.
Do niego zaś: „Ty, chłopie, co się tak wynosisz, Bych na to nie miał względu, że hełmu nie nosisz, Terazbyś się zarazem odemnie dowiedział, Jeśli to dobrze, czy źle
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 258
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Kącie siada rada.
Kto ma ser z chlebem głodem nie umrze.
Każda liszka swój ogon chwali.
Stare ustawy, świeże potrawy są nalepsze.
Tchorzem podszyty.
Krzyż wielki nie tak się czuje, Gdy go kto lekko przyjmuje.
Bezżeństwo spokojne.
Wolności skromne zażywaj.
Uważ przód, niż co wymówisz.
Wiedzą to i baby w szpitalu.
Zwadliwy najdzie i w pustkach zwadę.
Gadu, gadu, a psi wkrupy.
Obyczaje pospolite, rozumnienie miej zakryte.
Zartem pod czas rychlej zbędziesz, niż prawdą.
Co wilk załapi, trudno wydzierać.
Pewnemu zlecił. Wilka do obory puścił.
O wilku gadka, a on wsieci.
Bierze
Kąćie śiada ráda.
Kto ma ser z chlebem głodem nie umrze.
Każda liszka swoy ogon chwali.
Stare ustawy, świeże potrawy są nalepsze.
Tchorzem podszyty.
Krzyż wielki nie tak śię czuje, Gdy go kto lekko przyymuie.
Bezżeństwo spokoyne.
Wolnośći skromne zażyway.
Uważ przod, niż co wymowisz.
Wiedzą to y baby w szpitalu.
Zwadliwy naydzie y w pustkach zwadę.
Gadu, gadu, a pśi wkrupy.
Obyczaje pospolite, rozumnienie miey zakryte.
Zartem pod czas rychley zbędziesz, niż prawdą.
Co wilk załapi, trudno wydzierać.
Pewnemu zlecił. Wilka do obory puśćił.
O wilku gadká, a on wśieći.
Bierze
Skrót tekstu: FlorTriling
Strona: 83
Tytuł:
Flores Trilingues
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Johannes Zacharias Stollius
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1702
Data wydania (nie później niż):
1702
kto z okazji sromotnie uciecze; modnym i galantomem, kto w lubieżnej zbytkuje akcji albo francy dostanie; oszczędnym, kto sknyrą; jowialistą, kto wszetecznym albo szalbierzem, czyli błaznem; zacnym i delikatnego urodzenia pańskiego, kto próżniakiem; szlachcicem, kto z szablą; dworzaninem, kto z wołoską chodzi czupryną; żołnierzem, kto baby trapi; statystą, kto przewrotnym mataczem; wielkim i godnym panem, kto prawa nie słucha; zgoła podciwym, kto niecnotą. Rej między ludźmi lada jakimi albo draganów i Wołochów na opresyją szlachecką i duchowieństwa po wsiach, miasteczkach i powiatach wodzić, ta jest pańska tymi czasy funkcja, a przedtem ciężka infamija i obelga była
kto z okazyi sromotnie uciecze; modnym i galantomem, kto w lubieżnej zbytkuje akcyi albo francy dostanie; oszczędnym, kto sknyrą; jowialistą, kto wszetecznym albo szalbierzem, czyli błaznem; zacnym i delikatnego urodzenia pańskiego, kto próżniakiem; szlachcicem, kto z szablą; dworzaninem, kto z wołoską chodzi czupryną; żołnierzem, kto baby trapi; statystą, kto przewrotnym mataczem; wielkim i godnym panem, kto prawa nie słucha; zgoła podciwym, kto niecnotą. Rej między ludźmi lada jakimi albo draganów i Wołochów na opresyją szlachecką i duchowieństwa po wsiach, miasteczkach i powiatach wodzić, ta jest pańska tymi czasy funkcyja, a przedtem ciężka infamija i obelga była
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 193
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
rozmaryny, małmazyje i insze wytwory weselne rejestra pisze i podaje, poufałości, a prawie wszytkiego przed ślubem nie broni. Już na odjazd i pożegnanie jego truchleje, blednie i obumiera, bez niego melancholizuje, szlocha, żałośnie nuci, jadać i sypiać nie może, przez sen lada co plecie, na jawie ustawicznie wygląda, baby, cyganki na wróżki gromadzi, karty na szczęście i próbę układa, zyzem kostki sili, zgoła sekretnie i oczywiście szaleje. Ale przebóg? Cóż wżdy czynisz, moja prześliczna Magielono? A skromność, wstyd, rozum i prawo panieństwa kędy? Serce wysilisz na raz, ogień przyrodzony sfatygujesz, a czymże go w małżeństwie
rozmaryny, małmazyje i insze wytwory weselne rejestra pisze i podaje, poufałości, a prawie wszytkiego przed ślubem nie broni. Już na odjazd i pożegnanie jego truchleje, blednie i obumiera, bez niego melancholizuje, szlocha, żałośnie nuci, jadać i sypiać nie może, przez sen lada co plecie, na jawie ustawicznie wygląda, baby, cyganki na wróżki gromadzi, karty na szczęście i próbę układa, zyzem kostki sili, zgoła sekretnie i oczywiście szaleje. Ale przebóg? Cóż wżdy czynisz, moja prześliczna Magielono? A skromność, wstyd, rozum i prawo panieństwa kędy? Serce wysilisz na raz, ogień przyrodzony sfatygujesz, a czymże go w małżeństwie
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 255
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962