, tam wszyscy wymarli; ale ta choroba najbardziej była między chłopy.
Anno 1698 zaczęło się w Litwie wszystko złe: województwa grasowały białoruskie po dobrach sapieżyńskich i adherentów ich; ludzie rabowano, męczono, rozbijano; hoc factum in primordiis panowania Augusta wtórego króla, księcia saskiego.
Koń mój kochany i doświadczony skaleczał i zdechł, bachmat biały tatarski; miałem go od Pruszkowskiego sługi mojego, berdyczewskiego gubernatora.
Anno 1699 caristia wielka w całem państwie, nie tylko w Litwie była, a to ex occasione zamieszań, zdzierstw, które inter partes aemulas zagęściły się były, z okazji województw na koń wsiadania, a najbardziej z okazji wojska niemieckiego. Żyta gdzieindziej
, tam wszyscy wymarli; ale ta choroba najbardziéj była między chłopy.
Anno 1698 zaczęło się w Litwie wszystko złe: województwa grasowały białoruskie po dobrach sapieżyńskich i adherentów ich; ludzie rabowano, męczono, rozbijano; hoc factum in primordiis panowania Augusta wtórego króla, księcia saskiego.
Koń mój kochany i doświadczony skaleczał i zdechł, bachmat biały tatarski; miałem go od Pruszkowskiego sługi mojego, berdyczewskiego gubernatora.
Anno 1699 caristia wielka w całém państwie, nie tylko w Litwie była, a to ex occasione zamieszań, zdzierstw, które inter partes aemulas zagęściły się były, z okazyi województw na koń wsiadania, a najbardziéj z okazyi wojska niemieckiego. Żyta gdzieindziéj
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 362
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
tymże placu położony:
Strasznej potędze kiedy nasza mała Garść nie strzymała.
Patrzajmyż jedno na swego Morsztyna, Jakoć zbrojnego zsadził Moskwicina, Lecz go w misiurkę drugi nad ciemieniem Urwał kiścieniem.
Leci nieborak ciężko uderzony, Chwyta się łęku na dół pochylony, Ale go prędko z onej wyniosł trwogi Koń wiatronogi,
Cnotliwy bachmat, co wyniozszy pana Z dwóch ciężkich potrzeb krew jego wylana, W jednej zacięty, w drugiej położony Wpoł postrzelony.
Ba i nasz Kimbar dobrze się sprawował Na swym dzianecie, lecz potym szwankował, Bo w lewą rękę porwał, brat cnotliwy, Postrzał szkodliwy.
Tu Brzozowskiego już zwalono z konia, Tu za Pękalskim już
tymże placu położony:
Strasznej potędze kiedy nasza mała Garść nie strzymała.
Patrzajmyż jedno na swego Morstyna, Jakoć zbrojnego zsadził Moskwicina, Lecz go w misiurkę drugi nad ciemieniem Urwał kiścieniem.
Leci nieboras ciężko uderzony, Chwyta się łęku na doł pochylony, Ale go prędko z onej wyniosł trwogi Koń wiatronogi,
Cnotliwy bachmat, co wyniozszy pana Z dwoch ciężkich potrzeb krew jego wylana, W jednej zacięty, w drugiej położony Wpoł postrzelony.
Ba i nasz Kimbar dobrze się sprawował Na swym dzianecie, lecz potym szwankował, Bo w lewą rękę porwał, brat cnotliwy, Postrzał szkodliwy.
Tu Brzozowskiego już zwalono z konia, Tu za Pękalskim już
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 360
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Rwie k nam nieborak, za nimtysiąc goni Moskiewskichbroni.
Mężny Przypkowski już ginął, już rata Wołał, a przecię nie zapomniał brata, Kiedy Pawłowicz miasto Moskwicina Chciał ściąć Morsztyna.
Do Rogulskiego Moskwicin z łysiną Skoczywszy trafił w żebra rohatyną, I by nie pancerz, byłby do żywota Otworzył wrota.
Szczawny cnotliwy, ustał bachmat, a ty Uchodź, Szlichtinku, postrzelon wilczaty.
I twój pleśniwy bez mal nieustanie, Zacny Hermanie.
Lecz nie tylko my, i czeladź ćwiczona Rwie się przykładem panów zajuszona I co wypali, to znowu nabija, Jak rajtaria.
W tych tam największa uczyniona dziura, Kiedy wojsk całych nieprzejrzana chmura, Nas ogarnąwszy
Rwie k nam nieboras, za nimtysiąc goni Moskiewskichbroni.
Mężny Przypkowski już ginął, już rata Wołał, a przecię nie zapomniał brata, Kiedy Pawłowicz miasto Moskwicina Chciał ściąć Morstyna.
Do Rogulskiego Moskwicin z łysiną Skoczywszy trafił w żebra rohatyną, I by nie pancerz, byłby do żywota Otworzył wrota.
Szczawny cnotliwy, ustał bachmat, a ty Uchodź, Szlichtinku, postrzelon wilczaty.
I twoj pleśniwy bez mal nieustanie, Zacny Hermanie.
Lecz nie tylko my, i czeladź ćwiczona Rwie się przykładem panow zajuszona I co wypali, to znowu nabija, Jak rajtaria.
W tych tam największa uczyniona dziura, Kiedy wojsk całych nieprzejrzana chmura, Nas ogarnąwszy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 360
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, A na plac kilka czerwonych położył. Więc tedy hasło dawszy sobie słowem: Nu, bracia, dalej! — dopier skoczą społem Jak wicher lecąc. A zatym srokaty Koń, który biegać zwykł dobrze przed laty, Naprzód się wymknie — a tego się biodry Niemniej donajczyk w swoim biegu szczodry Ścigając trzyma. Po niem bachmat bieży, Aż mu się grzywa z obydwu stron jeży Świszcząc po wietrze. Wołoszyn folguje Zrazu swym nogom i tyłu pilnuje, Bo tak sam pan chciał. A tak gdy parują, A już pół kresu konie się być czują, Bachmat — trząsnąwszy mocno swoją grzywą I przeprysnąwszy skoczy nogą żywą Naprzód przed wszytkich; a donajczyk
, A na plac kilka czerwonych położył. Więc tedy hasło dawszy sobie słowem: Nu, bracia, dalej! — dopier skoczą społem Jak wicher lecąc. A zatym srokaty Koń, który biegać zwykł dobrze przed laty, Naprzód się wymknie — a tego się biodry Niemniej donajczyk w swoim biegu szczodry Ścigając trzyma. Po niem bachmat bieży, Aż mu się grzywa z obydwu stron jeży Świszcząc po wietrze. Wołoszyn folguje Zrazu swym nogom i tyłu pilnuje, Bo tak sam pan chciał. A tak gdy parują, A już pół kresu konie się być czują, Bachmat — trząsnąwszy mocno swoją grzywą I przeprysnąwszy skoczy nogą żywą Naprzód przed wszytkich; a donajczyk
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 164
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
— a tego się biodry Niemniej donajczyk w swoim biegu szczodry Ścigając trzyma. Po niem bachmat bieży, Aż mu się grzywa z obydwu stron jeży Świszcząc po wietrze. Wołoszyn folguje Zrazu swym nogom i tyłu pilnuje, Bo tak sam pan chciał. A tak gdy parują, A już pół kresu konie się być czują, Bachmat — trząsnąwszy mocno swoją grzywą I przeprysnąwszy skoczy nogą żywą Naprzód przed wszytkich; a donajczyk znowu Sili się przedeń jakoby z narowu Swojej grzeczności — i on nie pośledni, Lecz albo równy, albo chce być przedni. Skąd ludzie wszyscy prawie rozumieli, Że te dwa konie z sobą wespół mieli Przypaść do kresu, ponieważ
— a tego się biodry Niemniej donajczyk w swoim biegu szczodry Ścigając trzyma. Po niem bachmat bieży, Aż mu się grzywa z obydwu stron jeży Świszcząc po wietrze. Wołoszyn folguje Zrazu swym nogom i tyłu pilnuje, Bo tak sam pan chciał. A tak gdy parują, A już pół kresu konie się być czują, Bachmat — trząsnąwszy mocno swoją grzywą I przeprysnąwszy skoczy nogą żywą Naprzód przed wszytkich; a donajczyk znowu Sili się przedeń jakoby z narowu Swojej grzeczności — i on nie pośledni, Lecz albo równy, albo chce być przedni. Skąd ludzie wszyscy prawie rozumieli, Że te dwa konie z sobą wespół mieli Przypaść do kresu, ponieważ
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 164
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
niem — i tuż prawie w jego Kopyta wpadał, gdzie koń bieżał jego. Z a czym wesoło cugle w prawą rzuci I krzyknie na koń ze wszelakiej chuci: „Nie służ, bachmacie, darmo prusakowi! Nie za niem, ale przedeń ku celowi Spiesz się co prędzej!” — W tym się bachmat sunie I już z wałachem pruskim równa skronie I głowę z głową, a prawie po oku Srożąc się na się poglądają z boku. A gdy tak bieżą niemałym zawodem, Postrzegł się prusak i wyskoczył przodem Ze wszytkiej siły, wszytkiemi nogami Rzucił, aż ziemię ciskał kopytami. Tedy dopiero bachmata zostawił W tyle, a sam
niem — i tuż prawie w jego Kopyta wpadał, gdzie koń bieżał jego. Z a czym wesoło cugle w prawą rzuci I krzyknie na koń ze wszelakiej chuci: „Nie służ, bachmacie, darmo prusakowi! Nie za niem, ale przedeń ku celowi Spiesz się co prędzej!” — W tym się bachmat sunie I już z wałachem pruskim równa skronie I głowę z głową, a prawie po oku Srożąc się na się poglądają z boku. A gdy tak bieżą niemałym zawodem, Postrzegł się prusak i wyskoczył przodem Ze wszytkiej siły, wszytkiemi nogami Rzucił, aż ziemię ciskał kopytami. Tedy dopiero bachmata zostawił W tyle, a sam
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 168
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Kiesar, Ptak po ludzku witał. Tak się i MATKA BOŻA chętna temu stawia/ Pozdrowieniem Anielskim/ kto ją rad pozdrawia. Omyłka.
CO Fonte Cabalino miał rzec/ aż mu Wino Język zamatle/ iże wyrzekł Kobylino. Aleć i w tym sensie jest/ różności nie siła/ A wszak z jenego Stada/ Bachmat/ i kobyła. Fraszek. Berła Złote. Insygnia Sławny Akademii Krakowskiej.
ZŁote ma Insignia/ Cna Akademia/ Ale zaś Ołowiane pono Salaria/ Kto złotych nauk uczy/ słusznie brać powinien/ Złote Myto/ a nie tych kijka blahych grzywien. Darmo mieć Złoto w Herbie/ darmo i w Titule/ Kiedy za ciężkie
Kiesar, Ptak po ludzku witał. Ták sie y MATKA BOŻA chętna temu stáwia/ Pozdrowieniem Anielskim/ kto ią rad pozdrawia. Omyłká.
CO Fonte Cabalino miał rzec/ áż mu Wino Ięzyk zámátle/ iże wyrzekł Kobylino. Aleć y w tym sensie iest/ rożnośći nie śiłá/ A wszák z ienego Stáda/ Báchmát/ y kobyłá. Frászek. Berłá Złote. Insignia Sławny Akádemiey Krákowskiey.
ZŁote ma Insignia/ Cná Akádemia/ Ale záś Ołowiáne pono Sálária/ Kto złotych náuk vczy/ słusznie bráć powinien/ Złote Myto/ á nie tych kiiká blahych grzywien. Dármo mieć Złoto w Herbie/ dármo y w Titule/ Kiedy zá ćięszkie
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 3
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
moja jeżeli się inaczej pokaże Tak tedy Inr spem et metumod samego Rana cale Wojsko jako powarzone. Stadu które blizej były sprowadzają drudzy bez swoich tęsknią wyglądają Chorągwie Ordynują na podjazd az się zemknęło kuwieczorowi zachodzi tedy słońce az widać z tamtej strony kogoś i mówię. A nóz mamy Języka, niepoznali go Bo i Bachmat zdobyczny i w kołpaku Moskiewskim z perłami. Bierzy przez Majdan pomija Chorągwie awoła Musztułuk Musztułuk. Wypadają do niego pytając go czy dobry czy zły. Rzekł przecię Polanowskiego pomijając. Kiedy to co żywo na wyścigi za nim. Az on prawi samę rzecz przed Wojewodą że Jutro da Pan Bóg komendant nasz z obfitszym niżeli jest
moia iezeli się inaczey pokaze Tak tedy Inr spem et metumod samego Rana cale Woysko iako powarzone. Stadu ktore blizey były sprowadzaią drudzy bez swoich tęsknią wyglądaią Chorągwie Ordynuią na podiazd az się zęmknęło kuwieczorowi zachodzi tedy słonce az widac z tamtey strony kogos y mowię. A noz mamy Ięzyka, niepoznali go Bo y Bachmat zdobyczny y w kołpaku Moskiewskim z perłami. Bierzy przez Maydan pomiia Chorągwie awoła Musztułuk Musztułuk. Wypadaią do niego pytaiąc go czy dobry czy zły. Rzekł przecię Polanowskiego pomiiaiąc. Kiedy to co żywo na wyscigi za nim. Az on prawi samę rzecz przed Woiewodą że Iutro da Pan Bog kommendant nasz z obfitszym nizeli iest
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 91v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
nad nim namęczył. Rozebrawszy go do naga przywiązał go na jegosz własnym koniu zdjąwszy kulbakę gębą do ogona a do głowy tyłem, ręce opak związano nogi pod brzuch koniowi podwiązano potężnie. Bachmata dosyć z przyrodzenia bystrego zhukano kanczugami osieczono a jeszcze nadgłowek mu zerwawszy z głowy kilka razy nad nim strzelono. Tak tedy jako szalony Bachmat skoczył kudomowi a wszystko tam było gęstemi chrostami jechać, Głóg, leszczyna, Gruszczyna Ciernie a Niedrogą przestroną ale ścieżkami którędy kon. drogę do Domu pamiętał bo często tamtędy chodził jak to zwyczajnie na czatę nie Gościencem ale Manowcami jeźdzą i trzeba się tam bardzo często uchylać choć Cugle w ręku trzymając omijać złe i gęste
nad nim namęczył. Rozebrawszy go do naga przywiązał go na iegosz własnym koniu zdiąwszy kulbakę gębą do ogona a do głowy tyłęm, ręce opak związano nogi pod brzuch koniowi podwiązano potęznie. Bachmata dosyc z przyrodzenia bystrego zhukano kanczugami osieczono a ieszcze nadgłowek mu zerwawszy z głowy kilka razy nad nim strzelono. Tak tedy iako szalony Bachmat skoczył kudomowi a wszystko tam było gęstemi chrostami iechać, Głog, leszczyna, Gruszczyna Ciernie a Niedrogą przestroną ale scieszkami ktorędy kon. drogę do Domu pamietał bo często tamtędy chodził iak to zwyczaynie na czatę nie Gosciencem ale Manowcami iezdzą y trzeba się tam bardzo często uchylać choc Cugle w ręku trzymaiąc omiiać złe y gęste
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 177
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
gdzie był wtóry, muszą mi pewnie a pewnie skuteczną liczbę uczynić. T. Jowisz rozdaje Urzędy a Diabeł wymyśla liczby. Ale Wmści na co się przyda, tak górne i zawikłane zaczynać sprawy uważać każdy pilno powinien do jakowej się ma i pownien wiązać sprawy. Obawiąm się, na tych tam górnych Sferach, aby Bachmat potknąwszy się naktórego Cometę szyje spolnie w Wmością nie złamał: nie uważnego postępku zal nieomylny zawsze towarzystem pomnij Wmść iż występku nie masz takiego któryby nie miał mieć należącego karania. B. Gdzie nie triumfuje występek tam pompy nie rozpościera swej karanie, Jam nie występny, stąd per consequens nie należy mi żadne
gdźie był wtory, muszą mi pewnie á pewnie skuteczną liczbę vczynić. T. Iowisz rozdaie Vrzędy á Diabeł wymyśla lidzby. Ale Wmśći ná co się przyda, tak gorne y záwikłáne záczynáć spráwy vważáć káżdy pilno powinien do iákowey się ma y pownien wiązać spráwy. Obawiąm się, ná tych tám gornych Sphaerach, áby Báchmát potknąwszy się náktorego Cometę szyie spolnie w Wmośćią nie złamał: nie uważnego postępku zal nieomylny záwsze towárzystem pomniy Wmśc iż występku nie masz tákiego ktoryby nie miał mieć należącego karánia. B. Gdźie nie tryumfuie występek tám pompy nie rospościera swey karánie, Iam nie występny, ztąd per consequens nie należy mi żadne
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 147
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695