Goniąc go, kiedy jechał tuż nad samem brzegiem.
XLIII.
Grozi, fuka, sromoci, klnie go i szkaluje I co raz nowy sposób łajania najduje; On tem czasem na ciasną odnogę przyjedzie, Która do zamku pięknej Logistylle wiedzie, Gdzie widział przejeżdżając, kiedy się gotował I zaraz się na drugą stronę przeprawował W bacie starzec, co dobrze o Rugierze wiedział I na łodzi umyślnie, pilnując go, siedział.
XLIV.
Skoro go jedno zajźrzał, poszedł w prędkim biegu W swej łodzi, chcąc go przewieźć do lepszego brzegu; Który baczny i w każdej beł rozumny sprawie, Jeśli serce po wierzchniej znać może postawie. Rugier wsiadł w łódź
Goniąc go, kiedy jechał tuż nad samem brzegiem.
XLIII.
Grozi, fuka, sromoci, klnie go i szkaluje I co raz nowy sposób łajania najduje; On tem czasem na ciasną odnogę przyjedzie, Która do zamku pięknej Logistylle wiedzie, Gdzie widział przejeżdżając, kiedy się gotował I zaraz się na drugą stronę przeprawował W bacie starzec, co dobrze o Rugierze wiedział I na łodzi umyślnie, pilnując go, siedział.
XLIV.
Skoro go jedno zajźrzał, poszedł w prętkim biegu W swej łodzi, chcąc go przewieźć do lepszego brzegu; Który baczny i w każdej beł rozumny sprawie, Jeśli serce po wierzchniej znać może postawie. Rugier wsiadł w łódź
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 207
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
obronić zarazem I potkać się z straszliwem dziwem jednem razem, Między orką, między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczękę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nią śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki,
obronić zarazem I potkać się z straszliwem dziwem jednem razem, Między orką, między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczekę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nię śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 235
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczękę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nią śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczęki, Jako kto podkop robi, gdzie piasek wybiera, Ziemię nad sobą wszędzie wiesza i podpiera, I żeby
przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczekę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nię śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczeki, Jako kto podkop robi, gdzie piasek wybiera, Ziemię nad sobą wszędzie wiesza i podpiera, I żeby
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 235
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
.
XXI.
Lubo mię jeszcze przedtem pożądał w okręcie, Jeno że taił ono swoje przedsięwzięcie, Lub go w ten czas dopiero zagrzały chciwości, Kiedy miejsce upatrzył w takiej osobności, Umyślił tamże zaraz swoje wyuzdane Wole do skutku przywieść nieuhamowane; Ale pierwej jednego wysłać w onej chwili Chciał od siebie z tych, którzy w bacie z nami byli.
XXII.
Jeden beł Szot, Almoni, który Zerbinowi Zawżdy się zdał być wiernem i Odorykowi; Od niego beł na on czas pilnie zalecony, Kiedy go wyprawował do mnie do Bajony. Tego przyzwał do siebie i począł z niem radzić, Mówiąc, że nie przystało pieszo mię prowadzić I żeby szedł
.
XXI.
Lubo mię jeszcze przedtem pożądał w okręcie, Jeno że taił ono swoje przedsięwzięcie, Lub go w ten czas dopiero zagrzały chciwości, Kiedy miejsce upatrzył w takiej osobności, Umyślił tamże zaraz swoje wyuzdane Wole do skutku przywieść nieuhamowane; Ale pierwej jednego wysłać w onej chwili Chciał od siebie z tych, którzy w bacie z nami byli.
XXII.
Jeden beł Szot, Almoni, który Zerbinowi Zawżdy się zdał być wiernem i Odorykowi; Od niego beł na on czas pilnie zalecony, Kiedy go wyprawował do mnie do Bajony. Tego przyzwał do siebie i począł z niem radzić, Mówiąc, że nie przystało pieszo mię prowadzić I żeby szedł
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 278
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
na dłuż mają/ 37. kroków/ a zaś Galee/ 30. Obszedszy cale wkoło/ i widziawszy Galee wszytkie/ przyjdziesz do jednej ogromnie wielki Baty nazwiskiem Bucetoro, zwierzchu i wewnątrz malowany/ i kosztownie uvzłoczony/ gdzie są ławy wyśmienite/ tak dalecze że 200. Osób wygodnie/siedzieć może/ w tej Bacie wyjezdza na Morze/ samo Książę każdego Roku/ wdzień w Niebowstąpienia Pańskiego/ z pewnemi naznaczniejszemi Senatorami w Długie Senatorskie Togi/ z Akszamitu czerwonego ubranemi/ zwielkim triumfem i pompą/ do pewnego Portu/ przy pewny Forteczy leżącego/ nazwany a Lio/ gdzie sobie Książę przez pewny jeden kosztowny Pierścień morze/ do wiecznego
ná dłuż máią/ 37. krokow/ á záś Gálee/ 30. Obszedszy cále wkoło/ y widźiáwszy Gálee wszytkie/ przyidźiesz do iedney ogromnie wielki Baty názwiskiem Bucetoro, zwierzchu y wewnątrz málowány/ y kosztownie uvzłoczony/ gdźie są łáwy wyśmienite/ ták dálecze że 200. Osob wygodnie/śiedźieć może/ w tey Baćie wyiezdza ná Morze/ sámo Xiążę káżdego Roku/ wdźień w Niebowstąpienia Páńskiego/ z pewnemi naznacznieyszemi Senatorámi w Długie Senatorskie Togi/ z Akszámitu czerwonego vbránemi/ zwielkim tryumphem y pompą/ do pewnego Portu/ przy pewny Forteczy leżącego/ názwány á Lio/ gdźie sobie Xiążę przez pewny ieden kosztowny Pierśćień morze/ do wiecznego
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 6
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665
do widzenia. Delicyje Ziemie Włoskiej Publiczne Proczeszyje.
Czasy różnemi w Roku/ obchodzą pewne publiczne Proceszyje/ Książę/ oraz że wszytkim Senatem/ pewne miejsc/ za starych zwyczajem idąc/ nawiedza/ na pamiątkie/ przeszłych dawnych Dziejów. 1. dzień Wniebowstąpienia Pańskiego/ wyjezdza Książę/ oraz ze wszytkim Senatem na morze/ w Bacie nazwany Bucetoro/ tam je sobie przez pierścień jako się wyżej opisało/ poślubując. 2. Dnia drugiego Lutego/ Idzie Proceszyja porzątkiem pięknym/ do Kościoła Z Maria Formosa. 3. Dnia 17. Lipca/ odprawuje się w Kościele Marka świętego Procesyja walna na pamiątkę jako dostano Padwie. 4. Odprawuje się Procesyja w Kościele
do widzenia. Deliczyie Ziemie Włoskiey Publiczne Proczeszyie.
Czásy roznemi w Roku/ obchodzą pewne publiczne Proceszyie/ Xiążę/ oraz że wszytkim Senátem/ pewne miejsc/ zá stárych zwyczáiem idąc/ náwiedzá/ ná pámiątkie/ przeszłych dawnych Dźieiow. 1. dźień Wniebowstąpienia Páńskiego/ wyiezdza Xiążę/ oraz ze wszytkim Senatem ná morze/ w Báćie názwány Bucētoro/ tám ie sobie przez pierśćień iáko się wyżey opisáło/ poślubuiąc. 2. Dniá drugiego Lutego/ Idźie Proceszyia porzątkiem pięknym/ do Kośćiołá S Maria Formosa. 3. Dniá 17. Lipcá/ odpráwuie się w Kośćiele Márká świętego Processyia wálna ná pámiątkę iáko dostano Padwie. 4. Odpráwuie się Processyia w Kośćiele
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 30
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665
nam czynią Relacją/ rozmaitych pełną okolicźności/ względem zniesienia na Srodziemnym Morzu Floty Hiszpańskiej/ ale poniewazesmy to już wszytko/ stąd inąd/ wprzeszłych mieli Nowinach/ tedy to tylko na mienię co stamtąd piszą/ o najpierwszem pryjwitaniu się tych Obudwu Admirałów: Gdy już bowiem te obiedwie zbliżać się do siebie Floty poczynały/ Wyprawił na Bacie; Oficjera swego do Pana Admirała Bingi Admirał Hiszpański/ pytając się/ jeżeli jako Przyjaciel/ czyli jako Nieprzyjaciel z Flotą swoją ku niemu przychodzi? Na co odpowiedział Admirał Bing; i owszem jako Przyjaciel i Mediator do ustanowienia Pokoju miedzy obiema Potentatami idę/ do czego chcę mu dać dwa Miesiące wolnego czasu/ abyśmy mogli
nąm cżynią Relátią/ rozmaitych pełną okolicźnośći/ względem znieśięnia na Srodźiemnym Morzu Floty Hiszpáńskiey/ ale poniewazesmy to iusz wszytko/ ztąd inąd/ wprzeszłych mieli Nowinách/ tedy to tylko na mięnię co ztámtąd piszą/ o naypierwszem pryywitániu śię tych Obudwu Admirałow: Gdy iusz bowiem te obiedwie zbliżáć śię do śiebie Floty poczynały/ Wyprawił ná Bacie; Officiera swego do Páná Admirała Bingi Admirał Hiszpáński/ pytaiąc się/ ieżeli iáko Przyiaciel/ czyli iáko Nieprzyiaciel z Flotą swoią ku niemu przychodzi? Na co odpowiedział Admirał Bing; y owszem iáko Przyiaciel y Mediator do ustanowienia Pokoiu miedzy obiema Potentatámi idę/ do ćzego chcę mu dać dwa Miesiące wolnego ćzasu/ abysmy mogli
Skrót tekstu: PoczKról
Strona: 66
Tytuł:
Poczta Królewiecka
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Królewiec
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1718
Data wydania (nie wcześniej niż):
1718
Data wydania (nie później niż):
1718
do szkuty ładują, Drudzy noszą i szafują. A galera od wymysłów
Czeka, z bosmańskich wymysłów, W której pokoje, chodzenia, Ganki wkoło, dla chłodzenia, Działka, rudel i pojazdy, Maszt, żagiel; na niej odjazdy Niewczesne, gdy mała woda, Nie puszczaj się z lądu, szkoda; Lepiej na bacie pomniejszym. W tym zajedziesz, gdzie chcesz, mniejszym, Który nadobnie zrobiony, Od mistrza w kunszt ozdobiony. Chciałem jechać w drogę na nim, Aż tam drugi stoi za nim; I tego nie pozwolono, Na szkutę mię wziąć wolono. Wsiadłem. Ja Warszawie daję Dobrą noc, służby oddaję. Co
do szkuty ładują, Drudzy noszą i szafują. A galera od wymysłów
Czeka, z bosmańskich wymysłów, W której pokoje, chodzenia, Ganki wkoło, dla chłodzenia, Działka, rudel i pojazdy, Maszt, żagiel; na niej odjazdy Niewczesne, gdy mała woda, Nie puszczaj się z lądu, szkoda; Lepiej na bacie pomniejszym. W tym zajedziesz, gdzie chcesz, mniejszym, Który nadobnie zrobiony, Od mistrza w kunszt ozdobiony. Chciałem jechać w drogę na nim, Aż tam drugi stoi za nim; I tego nie pozwolono, Na szkutę mię wziąć wolono. Wsiadłem. Ja Warszawie daję Dobrą noc, służby oddaję. Co
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 131
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
Karolinie, i puściliśmy się w dwanaście dni po Staruszka Steleja przybyciu, na morze. Mieliśmy wiatry powiewne, żeśmy w niewielu dniach tylko kilka mil od Londonu byli. Potkaliśmy bat Angielski pocztowy, chcąc prędzej na brzegu stanąć, wsiedliśmy weń, lecz na nasze nieszczęście. Wszyscyśmy na tym bacie byli, oprócz starego Chrystyana sługi Amalii. Tan chciał Panu swemu szkatułę, w której największa część Amalii fortuny w klejnotach i złocie była, z okrętu podać. Stelej, i sługa Hrabi za nią chwytali, lecz daremnie. Chrystyan, albo z swojej nieostrożności, albo z kołysania okrętu, dopuścił w naszych oczach szkatule w
Karolinie, i puściliśmy śię w dwanaśćie dni po Staruszka Steleia przybyćiu, na morze. Mieliśmy wiatry powiewne, żeśmy w niewielu dniach tylko kilka mil od Londonu byli. Potkaliśmy bat Angielski posztowy, chcąc prędzey na brzegu stanąć, wśiedliśmy weń, lecz na nasze nieszczęście. Wszyscyśmy na tym baćie byli, oprocz starego Chrystyana sługi Amalii. Tan chciał Panu swemu szkatułę, w ktorey naywiększa część Amalii fortuny w kleynotach i złoćie była, z okrętu podać. Steley, i sługa Hrabi za nią chwytali, lecz daremnie. Chrystyan, albo z swoiey nieostrożnośći, albo z kołysania okrętu, dopuśćił w naszych oczach szkatule w
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 179
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
i on w tym momencie lub z strachu, lub że się barzo przez krawędź przechylił, wpadł za nią, Mieliśmy dość trudności jego ratować życie, a skarb więcej niż o piąciudziesiąt tysięcy talarach w jednym oka mgnieniu zginął. Kochasz mię WMPan, zaczęła tedy Amalia do swego Męża, gdy już Chrystyan znowu był w bacie, kochasz mię WMPan tak serdecznie jeszcze, jak przedtym? Stelej tak ją upewniał, że ledwie nie przysiągł, i tym się uspokoiła. Lubo Staruszek Stelej nie ślepo pieniądze lubił, przecież nie mógł tego zapomnieć przypadku. Długie miał do starego Chrystyana napomnienie. Na koniec ujął Amalią za rękę. Bądź WMPani dobrej myśli
i on w tym momencie lub z strachu, lub że śię barzo przez krawędź przechylił, wpadł za nią, Mieliśmy dość trudnośći iego ratować życie, a skarb więcey niż o piąćiudzieśiąt tyśięcy talarach w iednym oka mgnieniu zginął. Kochasz mię WMPan, zaczęła tedy Amalia do swego Męża, gdy iuż Chrystyan znowu był w bacie, kochasz mię WMPan tak serdecznie ieszcze, iak przedtym? Steley tak ią upewniał, że ledwie nie przyśiągł, i tym śię uspokoiła. Lubo Staruszek Steley nie ślepo pieniądze lubił, przećież nie mogł tego zapomnieć przypadku. Długie miał do starego Chrystyana napomnienie. Na koniec uiął Amalią za rękę. Bądź WMPani dobrey myśli
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 180
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755