cichy. Stąd wziąwszy starych wieków modę, Ile ze mnie być może, do pokoju wiodę. 330 (F). DO PANA PIOTRA PIOTROWSKIEGO ŁYSEGO
Muchy we łbie — każdego Piotra przyrodzenie; Tyżeś Piotr i Piotrowski, musisz mieć sierszenie. Jakoż ta twoja łysa na trzy głowa granie Z każdej miary podobna do sierszeniej banie. 361 (F). DO JEGOMOŚCI PANA JORDANA
Byłem wczora u ciebie, mój Jordanie drogi: Porwałeś się do Zyda z kijem, a Żyd w nogi. O, jakoż nic, pomyślę, w swej nie stoi porze! Za dawnych czasów Żydzi kijem bili morze, Stał Jordan i uciekał, kiedy
cichy. Stąd wziąwszy starych wieków modę, Ile ze mnie być może, do pokoju wiodę. 330 (F). DO PANA PIOTRA PIOTROWSKIEGO ŁYSEGO
Muchy we łbie — każdego Piotra przyrodzenie; Tyżeś Piotr i Piotrowski, musisz mieć sierszenie. Jakoż ta twoja łysa na trzy głowa granie Z każdej miary podobna do sierszeniej banie. 361 (F). DO JEGOMOŚCI PANA JORDANA
Byłem wczora u ciebie, mój Jordanie drogi: Porwałeś się do Zyda z kijem, a Żyd w nogi. O, jakoż nic, pomyślę, w swej nie stoi porze! Za dawnych czasów Żydzi kijem bili morze, Stał Jordan i uciekał, kiedy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 152
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie,
i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 23
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj litościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka polewa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz nad zwykłe mając przyrodzenie, Słońce z jej oczu, z moich dżdża strumienie. Błogosławiony ogródeczku, który Odwilżą, prędko pomkniesz się do góry I hojność wielką przyniesiesz
mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj lutościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka poléwa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz nad zwykłe mając przyrodzenie, Słońce z jej oczu, z moich dżdża strumienie. Błogosławiony ogródeczku, który Odwilżą, prędko pomkniesz się do góry I hojność wielką przyniesiesz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 173
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przy niej sadzone wysycha, w piwnicy kwasnieje; taką mają antypatią! Po kapuście wina się napić szkodzi. Nawet ktoby w kapustę warzącą wlał trochę wina, nie ugotuje się. Sadzona na miejscach gliniastych nie uda się; ale na sprawnych, nawoźnych, na dolinach; okopana bujniej rośnie Palladius. Dynie po wielkopolsku banie, kurbasy, ziemię lubią gnojną. Po płotach rosną duże, a jeśli wiszą, będą długiej formy. Są przyrodzenia zimnego, wilgotnego. Sok z O Ekonomice, mianowicie o Ogrodzię Włoskim.
nich gorączki leczy, prześcieradło w nich umoczone, ciało w nim uwinowszy je oddala: chęć do jedzenia i cerę psuje. Ogórki
przy niey sadzone wysycha, w piwnicy kwasnieie; taką maią antypatyą! Po kapuście wina się napić szkodzi. Nawet ktoby w kapustę warzącą wlał trochę wina, nie ugotuie się. Sadzona na mieyscach gliniastych nie uda się; ale na sprawnych, nawoźnych, na dolinach; okopana buyniey rośnie Palladius. Dynie po wielkopolsku banie, kurbasy, ziemię lubią gnoyną. Po płotach rosną duże, á iezli wiszą, będą długiey formy. Są przyrodzenia zimnego, wilgotnego. Sok z O Ekonomice, mianowicie o Ogrodzię Włoskim.
nich gorączki leczy, prześcieradło w nich umoczone, ciało w nim uwinowszy ie oddála: chęć do iedzenia y cerę psuie. Ogorki
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 437
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zmiesza dobrze/ wlej w wodę: będziesz miał jak ciasto. Przecedź albo przegnieć. Ususz i szary papier przyłożywszy (żeby ostatek wody wyciągneło) zagrzej znowu/ i ciepło wlej w banie co jeszcze nie była w zażywaniu. Chyżo obracaj aby materia wszędzie chwyciła. 2. Inszemi kolorami i na kształt marmuru oblać. Wewnątrz banie cienko/ powlecz pokostem białym. Miej potym pogotowiu różne tarte farby w piórkach. Z piórka wydmuchywaj na pokost etc. Miasto białej farby/ może i mąki zażyć. Jeżeli się gdzie nie powiedzie; może pędzlem otrzeć olej/ i znowu namazawszy inaczej farbą nadmuchnąć. Tym sposobem może/ i kwiatki wyrznięte podłożyć/ litery wyrazić
zmiesza dobrze/ wley w wodę: będźiesz miał iák ćiásto. Przecedz álbo przegnieć. Vsusz i száry papier przyłożywszy (żeby ostátek wody wyćiągneło) zagrzey znowu/ i ćiepło wley w bánie co ieszcze nie byłá w záżywániu. Chyżo obrácay áby máteryá wszędzie chwyćiłá. 2. Inszemi kolorami i ná kształt mármuru obláć. Wewnątrz bánie ćienko/ powlecz pokostem biáłym. Miey potym pogotowiu rożne tarte farby w piorkách. Z piorka wydmuchywáy ná pokost etc. Miásto biáłey farby/ może i mąki zażyć. Ieżeli się gdźie nie powiedzie; może pędzlem otrzeć oley/ i znowu námázawszy ináczey fárbą nadmuchnąć. Tym sposobem może/ i kwiátki wyrznięte podłożyć/ litery wyraźić
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 223
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
masło miękką wygnieć/ wypłócz raz drugi i trzeci czystą wodą/ wyciśnij ją przez chustkę/ co wyciśniesz/ wpuść w banię szklaną okrągłą/ albo w stronę wklęsłą szkła wypukłego/ i obracaj tak długo/ aż do wszystkich części przystanie /co zbędzie/ w trąbie papierowej schowaj na drugi raz: Jeżeli w hucie zrobić każesz banie szklane żółtego koloru/ albo innego/ a w nią wlejesz tę materią; będziesz miał banię złotego koloru/ albo innego/ i bez owego pracowitego wernisu/ o którym gdzieś namieniono/ gdy o wernisach. Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny
másło miękką wygńieć/ wypłocz ráz drugi i trzeći czystą wodą/ wyćiśniy ią przez chustkę/ co wyciśniesz/ wpuść w bánię śkláną okrągłą/ álbo w stronę wklęsłą skłá wypukłe^o^/ i obrácáy ták długo/ áż do wszystkich częśći przystánie /co zbędzie/ w trąbie pápierowey schowáy na drugi ráz: Ieżeli w hućie zrobić káżesz bánie śkláne żołtego koloru/ álbo innego/ á w nię wleiesz tę máteryą; będźiesz miáł bánię złotego koloru/ álbo innego/ i bez owego prácowitego wernisu/ o ktorym gdźieś námieniono/ gdy o wernisách. Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny Sekret Optyczny
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 299
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
ze swiaczyl o owczą dwie Wojtkowi Blautowy, a do sządu stanąć nie kczal; co tedy tenże świadek ukrat jarkę Wojtkowi Zawadzę. Którego do ząmku wząc i tam świadectwo niech pokaże.
158. Eodem acto. — Stanisław Brodać ze Szarego uskarżał się na Kaspra Brącka o owczę ukradząną, która zginęła u Blaska Dobanie. Co pokazało się z inkwizycji, ze nogę nalazła czelac Kaspra Brącka przy halupie Dobanie. A tak uzna sząt nasz, ze obadwa abi owczę zapłacili, a na którego się pokaże slusne złodzieystwo, sprawiedlywosc otrzyma.
159. Eodem acto. — Matusz Mędrala z Przyborowa uskarżał się na Matusza Niewdanę, ze się mieszać
ze swiaczyl o owczą dwie Woytkowi Blautowy, a do sządu stanąc nie kczal; czo tedi tenze swiadek ukrat jarkę Woytkowi Zawadzę. Ktorego do ząmku wząc y tam swiadectwo niech pokaze.
158. Eodem acto. — Stanisław Brodac ze Szarego uskarzał sie na Kaspra Brącka o owczę ukradząną, ktora zginęła u Blaska Dobanie. Czo pokazało sie z inquisityey, ze nogę nalazła czelac Kaspra Brącka przy halupie Dobanie. A tak uzna sząt nasz, ze obadwa abi owczę zapłacili, a na ktorego sie pokaze slusne zlodzieystwo, sprawiedlywosc otrzyma.
159. Eodem acto. — Matusz Mędrala z Przyborowa uskarzał sie na Matusza Niewdanę, ze sie mieszac
Skrót tekstu: KsŻyw
Strona: 85
Tytuł:
Księga sądowa państwa żywieckiego
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
księgi sądowe
Tematyka:
sprawy sądowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1681 a 1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1752
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Mieczysław Karaś, Ludwik Łysiak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1978
tenże świadek ukrat jarkę Wojtkowi Zawadzę. Którego do ząmku wząc i tam świadectwo niech pokaże.
158. Eodem acto. — Stanisław Brodać ze Szarego uskarżał się na Kaspra Brącka o owczę ukradząną, która zginęła u Blaska Dobanie. Co pokazało się z inkwizycji, ze nogę nalazła czelac Kaspra Brącka przy halupie Dobanie. A tak uzna sząt nasz, ze obadwa abi owczę zapłacili, a na którego się pokaże slusne złodzieystwo, sprawiedlywosc otrzyma.
159. Eodem acto. — Matusz Mędrala z Przyborowa uskarżał się na Matusza Niewdanę, ze się mieszać nie kczal z owczamy na hałlą jego, ale dla koszarzienia polany namieszal na polanie pod hallam
tenze swiadek ukrat jarkę Woytkowi Zawadzę. Ktorego do ząmku wząc y tam swiadectwo niech pokaze.
158. Eodem acto. — Stanisław Brodac ze Szarego uskarzał sie na Kaspra Brącka o owczę ukradząną, ktora zginęła u Blaska Dobanie. Czo pokazało sie z inquisityey, ze nogę nalazła czelac Kaspra Brącka przy halupie Dobanie. A tak uzna sząt nasz, ze obadwa abi owczę zapłacili, a na ktorego sie pokaze slusne zlodzieystwo, sprawiedlywosc otrzyma.
159. Eodem acto. — Matusz Mędrala z Przyborowa uskarzał sie na Matusza Niewdanę, ze sie mieszac nie kczal z owczamy na hałlą iego, ale dla koszarzienia polany namieszal na polanie pod hallam
Skrót tekstu: KsŻyw
Strona: 85
Tytuł:
Księga sądowa państwa żywieckiego
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
księgi sądowe
Tematyka:
sprawy sądowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1681 a 1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1752
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Mieczysław Karaś, Ludwik Łysiak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1978
z lasu; Zdzierając się każda rzecz, krom jednego czasu, Ma swój ogłoś: ani zwierz, ani ptak bez wieści Przychodzi, bo zwierz chodem, ptak lotem szeleści. Sam jeden czas tak lekko, tak nas głucho zbiega, Że go dopiero, skoro minie, człek postrzega. Nie słyszy nikt oleju płynącego z banie; Wtedy widzi, że nie masz, skoro go nie stanie. Kiedyby nie słońce dzień cieniem na kompasie Znaczyło, nie wiedziałby człek o żadnym czasie. Ciemna noc i dzień jasny — te jego pomiarem, Te lat naszych w godzinach liczymy zegarem; Tak cichym, niepostrożnym spadają zawodem: Nie wie, kiedy
z lasu; Zdzierając się każda rzecz, krom jednego czasu, Ma swój ogłoś: ani zwierz, ani ptak bez wieści Przychodzi, bo zwierz chodem, ptak lotem szeleści. Sam jeden czas tak lekko, tak nas głucho zbiega, Że go dopiero, skoro minie, człek postrzega. Nie słyszy nikt oleju płynącego z banie; Wtedy widzi, że nie masz, skoro go nie stanie. Kiedyby nie słońce dzień cieniem na kompasie Znaczyło, nie wiedziałby człek o żadnym czasie. Ciemna noc i dzień jasny — te jego pomiarem, Te lat naszych w godzinach liczymy zegarem; Tak cichym, niepostrożnym spadają zawodem: Nie wie, kiedy
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 105
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
koronę: Niech cię bierze, kto nie zna, ja idę na stronę. Większa sława księdzem być, większy honor, bo tu Żadnej nie widzę prace, żadnego kłopotu, Który tylko do ciała należy i świata: Dość, że ołtarze złoci, dość, że dziury łata W kościelnym dachu, że się blachą świecą banie. Czegóż więcej potrzeba? Z ciała zmartwychwstanie. Czemuż tedy sto razy, tysiąc razy snadniej Księdzem niż królem zostać na tym świecie? zgadni. Bo króla na tron sadza z cnót Rzeczpospolita, Księdza, że tylko, chociaż i źle drugi, czyta. Choć królowie doczesne rzeczy mieć w pamięci, Wieczne księża powinni
koronę: Niech cię bierze, kto nie zna, ja idę na stronę. Większa sława księdzem być, większy honor, bo tu Żadnej nie widzę prace, żadnego kłopotu, Który tylko do ciała należy i świata: Dość, że ołtarze złoci, dość, że dziury łata W kościelnym dachu, że się blachą świecą banie. Czegóż więcej potrzeba? Z ciała zmartwychwstanie. Czemuż tedy sto razy, tysiąc razy snadniej Księdzem niż królem zostać na tym świecie? zgadni. Bo króla na tron sadza z cnót Rzeczpospolita, Księdza, że tylko, chociaż i źle drugi, czyta. Choć królowie doczesne rzeczy mieć w pamięci, Wieczne księża powinni
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 431
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987