Puszcza Niepołomska zwierza, Nie tyle ordy janczarskie żołnierza, Nie tyle pszczółek ukraińskie ule, Nie tyle włoskich kortegian gondule, Nie tyle babskich strzał krymskie sajdaki, Nie tyle gwoździ indyjskie karaki, Nie tyle wrzecion brabanckie kądziele, Nie tyle kółek młyn, co jedwab miele, Nie tyle śledzi od północy morze, Nie tyle różnych barw tęcza i zorze, Nie tyle Loret toczonych pacierzy, Nie tyle Wiedeń sieci i obierzy, Nie tyle gdański port łasztów tatarki, Nie tyle książek frankfurtskie jarmarki, Nie tyle wiosna kwiatków, lato kłosów, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi, Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi,
Puszcza Niepołomska zwierza, Nie tyle ordy janczarskie żołnierza, Nie tyle pszczółek ukraińskie ule, Nie tyle włoskich kortegian gondule, Nie tyle babskich strzał krymskie sajdaki, Nie tyle gwoździ indyjskie karaki, Nie tyle wrzecion brabanckie kądziele, Nie tyle kółek młyn, co jedwab miele, Nie tyle śledzi od północy morze, Nie tyle różnych barw tęcza i zorze, Nie tyle Loret toczonych pacierzy, Nie tyle Wiedeń sieci i obierzy, Nie tyle gdański port łasztów tatarki, Nie tyle książek frankfortskie jarmarki, Nie tyle wiosna kwiatków, lato kłosów, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi, Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 7
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Splendoru im przyczynia. Znają się tu Rumi, Znają aż gdzieś dalecy perscy Azerumi, I bośnieńscy junacy, i które przykroić Może fozy Albańczyk, albo się ustroić Na swój umie Bajuran aga wielki, który Pod natknioną szkofią żórawiemi pióry, Przyjeżdżając do Porty; nie inakszą słynie Różnością swą tulipan, kiedy się rozwinie W barw tysiącu na wiosnę; albo jakie owe Po brzegach propontydskich konchy purpurowe; Ma z czego się ukochać ludzkie chciwe oko, Gdzie jako tylko może utonąć głęboko. Który tym koryguje porządkiem. Wozy wprzód. Kawalkata. Stroje alamody różne dzisiejszej cery.
Taki pozór, te i tu różne husarszczyzny, Jakoby się do jednej wszystkie tej
Splendoru im przyczynia. Znają się tu Rumi, Znają aż gdzieś dalecy perscy Azerumi, I bośnieńscy junacy, i które przykroić Może fozy Albańczyk, albo się ustroić Na swój umie Bajuran aga wielki, który Pod natknioną szkofią żórawiemi pióry, Przyjeżdżając do Porty; nie inakszą słynie Różnością swą tulipan, kiedy się rozwinie W barw tysiącu na wiosnę; albo jakie owe Po brzegach propontydskich konchy purpurowe; Ma z czego się ukochać ludzkie chciwe oko, Gdzie jako tylko może utonąć głęboko. Który tym koryguje porządkiem. Wozy wprzód. Kawalkata. Stroje alamody różne dzisiejszej cery.
Taki pozór, te i tu różne husarszczyzny, Jakoby się do jednej wszystkie tej
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 124
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
ją miał w Awernie naleźć, tak rozumiał, A teraz ją w tem nowem piekle między mszami, I między - ktoby beł rzekł? - nalazł psałterzami. Wydziwić się nie może temu, że tam była, Mniemając, że naleźć ją miał wziąć czasu siła.
LXXXIII.
Poznał ją po odmiennem, we sto barw ubierze; Bramy miała nierówne i nie w jednej mierze; Czasem ją odkrywała, czasem zakrywała Szata, którą to wiatry, to noga trącała. Włosy złote i srebrne, czarne, ruse były, A zdało się, że samy z sobą się wadziły; Jedne w warkocz splecione, drugie w róg zebrane, Po plecach
ją miał w Awernie naleść, tak rozumiał, A teraz ją w tem nowem piekle między mszami, I między - ktoby beł rzekł? - nalazł psałterzami. Wydziwić się nie może temu, że tam była, Mniemając, że naleść ją miał wziąć czasu siła.
LXXXIII.
Poznał ją po odmiennem, we sto barw ubierze; Bramy miała nierówne i nie w jednej mierze; Czasem ją odkrywała, czasem zakrywała Szata, którą to wiatry, to noga trącała. Włosy złote i srebrne, czarne, ruse były, A zdało się, że samy z sobą się wadziły; Jedne w warkocz splecione, drugie w róg zebrane, Po plecach
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 316
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
siebie sami umierają.
LVIII.
Gdzie jeden hufiec, wielkiem spracowany trudem, Ustąpi, drugi z świeżem następuje ludem; I tej i owej stronie ludzie przybywają, Tu jazdy, a tu lekkie piechoty puszczają. Ziemia, co wojska dźwiga, wszytka sczerwieniała I zielony, piękny płaszcz w krwawy odmieniała; Gdzie było pierwej różnych barw kwiecie obfite, Leżą na pował ludzie i konie zabite.
LIX.
Jeśli kto jeszcze kiedy w niedoszłej młodości Ukazał próbę męstwa i swojej dzielności, Tedy Zerbin królewic, który niesłychane Dzieła w on czas poczynił i ledwie widziane. Ale i Ariodant znak serca wielkiego Ukazał w oczach ludu swojego nowego, Uderzywszy się mocno o Kastylijczyki
siebie sami umierają.
LVIII.
Gdzie jeden hufiec, wielkiem spracowany trudem, Ustąpi, drugi z świeżem następuje ludem; I tej i owej stronie ludzie przybywają, Tu jezdy, a tu lekkie piechoty puszczają. Ziemia, co wojska dźwiga, wszytka sczerwieniała I zielony, piękny płaszcz w krwawy odmieniała; Gdzie było pierwej różnych barw kwiecie obfite, Leżą na pował ludzie i konie zabite.
LIX.
Jeśli kto jeszcze kiedy w niedoszłej młodości Ukazał próbę męstwa i swojej dzielności, Tedy Zerbin królewic, który niesłychane Dzieła w on czas poczynił i ledwie widziane. Ale i Aryodant znak serca wielkiego Ukazał w oczach ludu swojego nowego, Uderzywszy się mocno o Kastylijczyki
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 372
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, Już się odział kwiatkami i wonnymi zioła. Poglądając wyniosłe pagórki po sobie, Nie mogą się tak ślicznej nawierzyć ozdobie. Odymają się znacznie barwą góry nową, Jakoby zabóść w niebo swoją chciały głową. Igra po łąkach ślicznie śmiejących się Flora, Gdy ją ranna przybierze w perły Aurora, I śmie się równać słońcu rozlicznych barw glancem, Kiedy złotym do góry pomyka kagańcem: Oto z chęcią, wszytkie swe uprzedzając drużki, Wita cię, cny Starosto, równianką łanuszki. Albo nie wiesz? i Marsa, chociaż patrzy krzywo, Wracając z wiktoryją bez lauru ckliwo. TALIA
Piękna Flora na łąkach, gdy pod równym lasem Miece kwiecie różnych farb po
, Już się odział kwiatkami i wonnymi zioły. Poglądając wyniosłe pagórki po sobie, Nie mogą się tak ślicznej nawierzyć ozdobie. Odymają się znacznie barwą góry nową, Jakoby zabóść w niebo swoją chciały głową. Igra po łąkach ślicznie śmiejących się Flora, Gdy ją ranna przybierze w perły Aurora, I śmie się równać słońcu rozlicznych barw glancem, Kiedy złotym do góry pomyka kagańcem: Oto z chęcią, wszytkie swe uprzedzając drużki, Wita cię, cny Starosto, równianką łanuszki. Albo nie wiesz? i Marsa, chociaż patrzy krzywo, Wracając z wiktoryją bez lauru ckliwo. TALIA
Piękna Flora na łąkach, gdy pod równym lasem Miece kwiecie różnych farb po
Skrót tekstu: PotSielKuk_I
Strona: 110
Tytuł:
Sielanka
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
onych farbach wody/ kiedy się woda pokazuje albo zielona/ albo też inaksza/ od onej rzeczy która wniej albo roście/ albo wrzucona bywa/ albo też cienie wedle patrzania oka ludzkiego odmienia onę: bo to cieniem mamy nazywać/ a nie barwą onej wody. Jednak i rzeki/ i inne wody najdują się różnych barw/ które i nazwiska od nichże mają: jako Homerus Scamandrum zowie po Grecku/ Ksantum, to jest/ żółtym: iż jako pisze Arystoteles/ a z niego Plinius/ kiedy owce z niego piją/ zstawają się żółtemi: ale podobniezsza to jest/ iż woda w nim jest żółtawa/ albo piasek na spodzie ma
onych fárbách wody/ kiedy się wodá pokázuie álbo źielona/ álbo też inaksza/ od oney rzecży ktora wniey álbo rośćie/ álbo wrzuconá bywa/ álbo też ćienie wedle pátrzánia oká ludzkie^o^ odmienia onę: bo to ćieniem mamy názywać/ á nie bárwą oney wody. Iednak y rzeki/ y inne wody nayduią się rożnych barw/ ktore y nazwiská od nichże máią: iako Homerus Scamandrum zowie po Graecku/ Xanthum, to iest/ żołtym: iż iáko pisze Aristoteles/ á z niego Plinius/ kiedy owce z niego piją/ zstawaią się żołtemi: ále podobniezsza to iest/ iż wodá w nim iest żołtáwa/ álbo piasek ná spodźie ma
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 71.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
niewinności z tego Wirydarza bierzesz, w którym pod pilną Najjaśniejszej Królowej Pani Mojej Miłościwej protekcją zamagać się w lata, nic innego nie jest, tylko jedne drugich przyjemniejsze dawać życia nie nagannego wonności. Więdnieją przy tym Najjaśniejszym ciernia nieznającym liliecie zawołane Hesperyiskie ogrody, blednieją przy barwistym wesołej młodości kwieciu powietrzne Semiramidy roże. Nie tak pięknych barw, niezliczone roje, pyszny ptak na oczastym ukazuje pierzu, jako z siebie powabnych ustawiczny Najjaśniejszej Królowej P. M. M. kwieciem, jako bujna Septemtrionu Florentia rozlicznych cnot wydaje kolory. Oczywisty ten pomyślnych dalszych twoich fortun argument; gdy z tego ziemskiego Raju, który in rores et pruinas passim lilia pandit, wstydliwą zbierasz
niewinności z tego Wirydarza bierzesz, w ktorym pod pilną Nayiaśnieyszey Krolowey Páni Moiey Miłościwey protekcyą zámagáć się w lata, nic innego nie iest, tylko iedne drugich przyięmnieysze dawáć życia nie nagannego wonności. Więdnieią przy tym Nayiaśnieyszym ciernia nieznaiącym liliecie záwołáne Hesperyiskie ogrody, blednieią przy barwistym wesołey młodości kwieciu powietrzne Semiramidy roże. Nie ták pięknych barw, niezliczone roie, pyszny ptak ná oczastym ukázuie pierzu, iáko z siebie powabnych ustawiczny Nayiaśnieyszey Krolowey P. M. M. kwieciem, iáko buyna Septemtrionu Florentia rozlicznych cnot wydaie kolory. Oczywisty ten pomyślnych dalszych twoich fortun argument; gdy z tego ziemskiego Raiu, ktory in rores et pruinas passim lilia pandit, wstydliwą zbierasz
Skrót tekstu: DanOstSwada
Strona: 27
Tytuł:
Swada polska i łacińska t. 1, vol. 2
Autor:
Jan Danejkowicz-Ostrowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1745
Data wydania (nie wcześniej niż):
1745
Data wydania (nie później niż):
1745
lecz go tylko łudzi. 40
A skoro w warkocz włosy powiązała I ich pieszczone powściągnęła błędy, Krótsze skręciwszy w pierścienie zebrała I pięknych kwiatków natknęła w nie wszędy. Okropnej nocy najmniej się nie bała, Lecz pilnie swoje odprawiła wrzędy, Do przyrodzonych swych lilij włożyła Pielgrzymki roże i rąbek stuliła. 41
Nie tak pięknych barw niezliczone roje Paw na oczastym pierzu okazuje I złota tęcza krzywe kola swoje Nie tak pięknemi farbami maluje, Jakie na Tyzbie widzieć było stroje, Która się w drodze trudzić nie żałuje,
By się Pirama tylko napatrzyła, O którym myśląc noc całą straciła. 42
Dziękuje tedy niebu łaskawemu Za jasny widok a w tym idzie w
lecz go tylko łudzi. 40
A skoro w warkocz włosy powiązała I ich pieszczone powściągnęła błędy, Krotsze skręciwszy w pierścienie zebrała I pięknych kwiatkow natknęła w nie wszędy. Okropnej nocy najmniej się nie bała, Lecz pilnie swoje odprawiła wrzędy, Do przyrodzonych swych lilij włożyła Pielgrzymki roże i rąbek stuliła. 41
Nie tak pięknych barw niezliczone roje Paw na oczastym pierzu okazuje I złota tęcza krzywe kola swoje Nie tak pięknemi farbami maluje, Jakie na Tyzbie widzieć było stroje, Ktora się w drodze trudzić nie żałuje,
By się Pirama tylko napatrzyła, O ktorym myśląc noc całą straciła. 42
Dziękuje tedy niebu łaskawemu Za jasny widok a w tym idzie w
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 17
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
z nosa wywodzi. Graniczy z Vermą królestwem niewielkim. Zostają jeszcze ku pułnocy Mein/ Comotaj/ Caor: i insze kraje mam nieznajome. BENGALA, ARACAN.
BEngala/ którą rozumieją być ojczyzną Gangarydów/ jest królestwo niewymownie żyzne: rodzi cukier/ pieprz długi/ imber/ bawełnę/ z której robią sukien barzo wiele różnych barw/ koszule/ szaty/ kołdry: jest też obfite w bydło/ słonie/ konie. Mieszkają w nim ludzie biali/ i kształtni; pompą się bawiący i zbyteczni/ tak w życiu jako i w strojach. Ci co się tam rodzą/ są Poganie: lecz Maurowie posiedli im z państwem/ więtszą część ziemie nad
z nosá wywodźi. Grániczy z Vermą krolestwem niewielkim. Zostáią iescze ku pułnocy Mein/ Comotay/ Cáor: y insze kráie mam nieznáiome. BENGALA, ARACAN.
BEngálá/ ktorą rozumieią być oyczyzną Gángárydow/ iest krolestwo niewymownie żyzne: rodźi cukier/ pieprz długi/ imber/ báwełnę/ z ktorey robią sukien bárzo wiele roznych barw/ koszule/ száty/ kołdry: iest też obfite w bydło/ słonie/ konie. Mieszkáią w nim ludźie biali/ y kształtni; pompą się báwiący y zbyteczni/ ták w żyćiu iáko y w stroiách. Ci co się tám rodzą/ są Pogánie: lecz Maurowie pośiedli im z páństwem/ więtszą część źiemie nád
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 178
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
i liścia i kwiecia ogrody, Rozsyłając przez różne strumienie swe wody. Twierdzą, że w niem tak wiele wód cedrowych, żeby I młyny jemi mogły mleć według potrzeby, I że kto przez ulicę idzie, w każdej stronie Czuje ze wszystkich domów wychodzące wonie.
XX.
Jedna między inszemi główna ulicami Wszytka była z różnych barw nakryta suknami, Insze zaś były kryte ziołami wonnemi, Albo ogrodowemi albo też polnemi. Wszytkie bramy i okna wszytkie są ubrane W kobierce drogie, z różnych jedwabiów utkane, Ale najbarziej w dziwnie piękne białegłowy, Strojne w perły, w kamienie, w świetne złotogłowy.
XXI.
Widać było na wielu miejscach tańcujące Ludzie w
i liścia i kwiecia ogrody, Rozsyłając przez różne strumienie swe wody. Twierdzą, że w niem tak wiele wód cedrowych, żeby I młyny jemi mogły mleć według potrzeby, I że kto przez ulicę idzie, w każdej stronie Czuje ze wszystkich domów wychodzące wonie.
XX.
Jedna między inszemi główna ulicami Wszytka była z różnych barw nakryta suknami, Insze zaś były kryte ziołami wonnemi, Albo ogrodowemi albo też polnemi. Wszytkie bramy i okna wszytkie są ubrane W kobierce drogie, z różnych jedwabiów utkane, Ale najbarziej w dziwnie piękne białegłowy, Strojne w perły, w kamienie, w świetne złotogłowy.
XXI.
Widać było na wielu miejscach tańcujące Ludzie w
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 6
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905