. Niech się błyszczy na płocie/ szata od złota Nieozdobi ona płota. Ani ciebie zalecą Tylety drogie/ Kiedy lice niechędogie. Więc postać dla nabycia gładkości Fantu/ Dla Kamfory/ dla Dragantu. Lubo po mleko ośle/ lubo do Nila/ Po łajno Krokodyla. Zęby bielić murzyna: i z okopciały/ Białą barwę skronie miały. Pal migdały na wągiel/ a żeby brwiczki/ Czarnej nabyły barwiczki. Krusz Korale/ i z Morską pomieszaj pianą/ Żebyś stąd była rumianą. Maluj się/ upizmuj się/ potrząśniej putrem/ A przecieś ty świnim futrem. Darmo te kunszty które/ gdy ludzie widzą/ Jak się śmieją/
. Niech się błyszczy ná płoćie/ szátá od złotá Nieozdobi oná płotá. Ani ćiebie zálecą Tylety drogie/ Kiedy lice niechędogie. Więc postáć dla nábyćia głádkośći Fántu/ Dla Kámphory/ dla Drágántu. Lubo po mleko ośle/ lubo do Nylá/ Po łáyno Krokodylá. Zęby bielić murzyná: y z okopćiáły/ Białą bárwę skronie miáły. Pal migdały ná wągiel/ á zeby brwiczki/ Czarney nábyły bárwiczki. Krusz Korale/ y z Morską pomieszay piáną/ Zebyś ztąd była rumiáną. Máluy się/ vpiżmuy się/ potrząśniey putrem/ A przećieś ty świnim futrem. Dármo te kunszty ktore/ gdy ludźie widzą/ Iák się śmieią/
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 175
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
łowy były szczęśliwe: ubito niedźwiedzia pięknego bardzo.
8 Aprilis do Mińska na sądy kapturowe i na sejmik jechałem; skończyliśmy tak sądy jako i sejmik spokojnie: było trochę zamieszania i siekaniny moich sług z żołnierzami chorągwi ip. Kotła kasztelana witebskiego, ale bez naszej szkody. Na święta ruskie, Wołoszy swojej starszynie dobrą barwę dałem.
5 Maii z Rohotnej do Warszawy na elekcją jechałem, stipatus asystencją nie tylko swoich sług i Wołoszy, ale też ichm. pp. obywatelów województwa mińskiego przyjaciół swoich, jakoto: ip. Stankiewicza, Wołodkowicza, Puza- kiewicza, Kórnickich, Wyszyńskiego, Żydowicza, i t. d., których
łowy były szczęśliwe: ubito niedźwiedzia pięknego bardzo.
8 Aprilis do Mińska na sądy kapturowe i na sejmik jechałem; skończyliśmy tak sądy jako i sejmik spokojnie: było trochę zamieszania i siekaniny moich sług z żołnierzami chorągwi jp. Kotła kasztelana witebskiego, ale bez naszéj szkody. Na święta ruskie, Wołoszy swojéj starszynie dobrą barwę dałem.
5 Maii z Rohotnéj do Warszawy na elekcyą jechałem, stipatus assystencyą nie tylko swoich sług i Wołoszy, ale téż ichm. pp. obywatelów województwa mińskiego przyjaciół swoich, jakoto: jp. Stankiewicza, Wołodkowicza, Puza- kiewicza, Kórnickich, Wyszyńskiego, Żydowicza, i t. d., których
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 50
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
; traktat się przecie zaczął 12^go^ Septembris alias tylko konferencje in ordine do traktatu.
Temi wszystkiemi czasy nie próżnowały wojska koronne i litewskie częstemi podjazdami infestando nieprzyjaciela, zwłaszcza z Korony dywizja ip. Gniazdowskiego, który Poznań atakowawszy dobył go szturmem we czterech dniach, saską praesidium zabrawszy, z armatami i amunicją, flint kilka tysięcy i barwę na piechoty. Tenże w Fordanie wyciął czterysta sasów; reszta, których było ze dwieście poddali się. Tenże p. Rybińskiego wojewody chełmińskiego dywizją przetrzepał i piechoty zabrał, wiele innych akcji chwalebnych porobił. Ipan Sokolnicki podjazdując też kilka miał nad sasami awantażów. Z litewskiego wojska ip. Paszkowski często napadał na partie saskie
; traktat się przecie zaczął 12^go^ Septembris alias tylko konferencye in ordine do traktatu.
Temi wszystkiemi czasy nie próżnowały wojska koronne i litewskie częstemi podjazdami infestando nieprzyjaciela, zwłaszcza z Korony dywizya jp. Gniazdowskiego, który Poznań attakowawszy dobył go szturmem we czterech dniach, saską praesidium zabrawszy, z armatami i amunicyą, flint kilka tysięcy i barwę na piechoty. Tenże w Fordanie wyciął czterysta sasów; reszta, których było ze dwieście poddali się. Tenże p. Rybińskiego wojewody chełmińskiego dywizyą przetrzepał i piechoty zabrał, wiele innych akcyi chwalebnych porobił. Jpan Sokolnicki podjazdując téż kilka miał nad sasami awantażów. Z litewskiego wojska jp. Paszkowski często napadał na partye saskie
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 313
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
, tak niewdzięczną zbrzydziwszy gościnę, Nim się owa obudzi, w swoję drogę kinę. 311 (D). SŁOŃCE I ZIEMIA CO SOBIE SĄ W KAŻDEJ ĆWIERCI ROKU
Na wiosnę ziemia panną, a słońce młodzieńcem, Zielonych ją kolorów koronując wieńcem; Lecie się już pojęli: to mężem, ta żoną, Bo inszą wzięła barwę, złożywszy zieloną. W jesieni słońce ojcem, matką ziemia, za tem Dochowają swych dzieci porodzonych latem; Zimie: to dziad, ta baba, każdy mi to przyzna, Mróz ich ziąbi, śniegowa wydaje siwizna. 312 (F). ŁYSY NA POPIELCU
Klęknął między inszymi do Popielcu łysy. Ksiądz wprzód do wody
, tak niewdzięczną zbrzydziwszy gościnę, Nim się owa obudzi, w swoję drogę kinę. 311 (D). SŁOŃCE I ZIEMIA CO SOBIE SĄ W KAŻDEJ ĆWIERCI ROKU
Na wiosnę ziemia panną, a słońce młodzieńcem, Zielonych ją kolorów koronując wieńcem; Lecie się już pojęli: to mężem, ta żoną, Bo inszą wzięła barwę, złożywszy zieloną. W jesieni słońce ojcem, matką ziemia, za tem Dochowają swych dzieci porodzonych latem; Zimie: to dziad, ta baba, każdy mi to przyzna, Mróz ich ziąbi, śniegowa wydaje siwizna. 312 (F). ŁYSY NA POPIELCU
Klęknął między inszymi do Popielcu łysy. Ksiądz wprzód do wody
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 134
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Tańcować nie byłoby o czym, Gdyby się nie zdobyło dniem grosza roboczym, Nie znać by było święta, nie znać i niedziele, Gdyby nie było potu przez tydzień na czele. 330 (F). GADKA
Wiecznie nieskończonego pilnują zawodu Brat z siostrą; matki, ojca i jednego rodu, A wżdy różną daleko barwę wzięli sobie: Tamten chodzi we złocie, ta zawsze w żałobie; Tylko że zaś przed bratem siostra ma w zapędzie,
Bo nim on raz u metu, ta dwanaście będzie. Zawsze na się patrzają, czasem się tak skwapią, Że się z sobą zderzywszy, ścisną i obłapią. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie by
Tańcować nie byłoby o czym, Gdyby się nie zdobyło dniem grosza roboczym, Nie znać by było święta, nie znać i niedziele, Gdyby nie było potu przez tydzień na czele. 330 (F). GADKA
Wiecznie nieskończonego pilnują zawodu Brat z siostrą; matki, ojca i jednego rodu, A wżdy różną daleko barwę wzięli sobie: Tamten chodzi we złocie, ta zawsze w żałobie; Tylko że zaś przed bratem siostra ma w zapędzie,
Bo nim on raz u metu, ta dwanaście będzie. Zawsze na się patrzają, czasem się tak skwapią, Że się z sobą zderzywszy, ścisną i obłapią. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie by
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 140
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Franciszka Krzynieckiego, jedenaście razy postrzelonego, anno 1656.
Pytasz, co to za barwa i którego pana Ta z zgrzebnego płótniska uszyta sukmana? Ow to stary wyjadacz, Mars, ow to okrutny Zwajca, bóg krwawych bojów, dzisia tak rozrzutny, Że już miasto pancerzów, miasto świetnych zbroi, Miasto lampartów, w taką barwę swoich stroi. Ale byś jeszcze widział i potrzeby, bracie, Jakie dano, że właśnie przystoją tej szacie. Jedenaście guzików rycerskiej roboty, Które ani szmuklerska ręka, ani młoty Złotnicze odkowały. ale je odlała Taż ręka, która do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się
Franciszka Krzynieckiego, jedenaście razy postrzelonego, anno 1656.
Pytasz, co to za barwa i ktorego pana Ta z zgrzebnego płotniska uszyta sukmana? Ow to stary wyjadacz, Mars, ow to okrutny Zwajca, bog krwawych bojow, dzisia tak rozrzutny, Że już miasto pancerzow, miasto świetnych zbroi, Miasto lampartow, w taką barwę swoich stroi. Ale byś jeszcze widział i potrzeby, bracie, Jakie dano, że właśnie przystoją tej szacie. Jedenaście guzikow rycerskiej roboty, Ktore ani szmuklerska ręka, ani młoty Złotnicze odkowały. ale je odlała Taż ręka, ktora do tej suknie przyszywała. A na przystaniu taką kolędę nam dali, Ze się
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 446
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż
tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 183
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
każdej sprawie, dźwięk ustom i głosy Nie podlejsze anielskich? — Febus złotowłosy. O szczęsna dziewko, której dają dary z góry Febus, Kupido, Wenus, Minerwa, Merkury! NA ZAPŁONIENIE
Nie był ci skąpy farby Twórca dobry I szkarłatnymi-ć twarz okrył cynobry, Że nie tak mają, o Jago, zaiste, Wesołą barwę jabłka przepłoniste,. Ani tak malarz z uwagą i wczasem Miniją zmieszać potrafi z blejwasem, Jaki-ć rumieniec, w cerkiel swe obwody Po śniegu tocząc, zapala jagody. Lecz żeś się nad swój zwyczaj tej godziny Tak zapłonęła, to nie bez przyczyny.. Albom ja co rzekł, czego ucho nie
każdej sprawie, dźwięk ustom i głosy Nie podlejsze anielskich? — Febus złotowłosy. O szczęsna dziewko, której dają dary z góry Febus, Kupido, Wenus, Minerwa, Merkury! NA ZAPŁONIENIE
Nie był ci skąpy farby Twórca dobry I szkarłatnymi-ć twarz okrył cynobry, Że nie tak mają, o Jago, zaiste, Wesołą barwę jabłka przepłoniste,. Ani tak malarz z uwagą i wczasem Miniją zmieszać potrafi z blejwasem, Jaki-ć rumieniec, w cerkiel swe obwody Po śniegu tocząc, zapala jagody. Lecz żeś się nad swój zwyczaj tej godziny Tak zapłonęła, to nie bez przyczyny.. Albom ja co rzekł, czego ucho nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 268
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
języka wpadły, Oczy jak wróble gniazda łez i gnoju pełne, Stawy porozciągane, członki niezupełne, Boki zapadłe właśnie jak doły do rzepy, Nogi się powłaczają jak stłuczone cepy, Pojrzenie krzywouste i nos zakrzywiony W gębę patrzy, na straży zębom postawiony; Pouciekały przecię, a te, co zostały, Color di merda barwę na się przyodziały. Brzuch się jej przez pas wali i choć podkasany, Tłucze się po zsiniałych udach nad kolany; Cycki jak rzemień zmokły, gdy go wyprawiają, Wiszą i brodawkami aż pępka sięgają; Trzecia ozdoba wisi u gardła — przeklęty Pęcherz, jako wieprzowy od chłopiąt nadęty. Usta się zawsze pienią, gęba się
języka wpadły, Oczy jak wróble gniazda łez i gnoju pełne, Stawy porozciągane, członki niezupełne, Boki zapadłe właśnie jak doły do rzepy, Nogi się powłaczają jak stłuczone cepy, Pojrzenie krzywouste i nos zakrzywiony W gębę patrzy, na straży zębom postawiony; Pouciekały przecię, a te, co zostały, Color di merda barwę na się przyodziały. Brzuch się jej przez pas wali i choć podkasany, Tłucze się po zsiniałych udach nad kolany; Cycki jak rzemień zmokły, gdy go wyprawiają, Wiszą i brodawkami aż pępka sięgają; Trzecia ozdoba wisi u gardła — przeklęty Pęcherz, jako wieprzowy od chłopiąt nadęty. Usta się zawsze pienią, gęba się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 328
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
mosiądzu; Bez żelaza nie pytaj klamki i wrzeciądzu, Szyb bez szkła, drzwi bez drewna; lecz, pojrzawszy wszędzie, Że w największym respekcie, tuszę, złoto będzie. Wnidziesz w ogród, aż stu farb w oczach staną kwiaty: Te szarłat, te purpury, te żywe granaty, Te wyrażają koral, te barwę perłową, A co tylko kolorów, oczy ludzkie zdrową Nasycają uciechą, te wonią, te wzrostem;
Aż i ruta z szałwiją, aż pokrzywa z ostem. Wnidziesz do boru, aż dąb okazały stoi, Co ani wichru, ani pioruna się boi, Aż jodła, co się o nią rozbijały gromy, Dalej olsza
mosiądzu; Bez żelaza nie pytaj klamki i wrzeciądzu, Szyb bez szkła, drzwi bez drewna; lecz, pojźrawszy wszędzie, Że w największym respekcie, tuszę, złoto będzie. Wnidziesz w ogród, aż stu farb w oczach staną kwiaty: Te szarłat, te purpury, te żywe granaty, Te wyrażają koral, te barwę perłową, A co tylko kolorów, oczy ludzkie zdrową Nasycają uciechą, te wonią, te wzrostem;
Aż i ruta z szałwiją, aż pokrzywa z ostem. Wnidziesz do boru, aż dąb okazały stoi, Co ani wichru, ani pioruna się boi, Aż jodła, co się o nię rozbijały gromy, Dalej olsza
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 378
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987