musiał po niewolej.
XXX.
Bóg tak chciał, że nie pierwej krajów tych dojechał, Niżli tam król irlandzki z armatą przyjechał, Aby to snadny skutek wzięło, co odkrycie Przez kilka kart odemnie potem usłyszycie. Będąc już nad Ebudą, rzecze grabia śmiały Do szypra: „Ty tu zostań, a mnie ten bat mały Spuść z okrętu, na którem ja się sam powiozę I na onę się skałę, co widzisz, przewiozę.
XXXI.
Ale chcę, żebyś mi dał co namiąższą linę I co nawiętszą kotew; wszak potem przyczynę Będziesz wiedział ode mnie, na co tego trzeba, Jeśli dojdzie między mną a orką potrzeba”
musiał po niewolej.
XXX.
Bóg tak chciał, że nie pierwej krajów tych dojechał, Niżli tam król irlandzki z armatą przyjechał, Aby to snadny skutek wzięło, co odkrycie Przez kilka kart odemnie potem usłyszycie. Będąc już nad Ebudą, rzecze grabia śmiały Do szypra: „Ty tu zostań, a mnie ten bat mały Spuść z okrętu, na którem ja się sam powiozę I na onę się skałę, co widzisz, przewiozę.
XXXI.
Ale chcę, żebyś mi dał co namiąższą linę I co nawiętszą kotew; wszak potem przyczynę Będziesz wiedział ode mnie, na co tego trzeba, Jeśli dojdzie między mną a orką potrzeba”
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 234
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ręcznej strzelby przez piechotę regimentową i Węgrów z janczarami, tudzież dragonii, podczas nabożeństwa także ogień kontynuowany. Kazanie, potem obiad solenny. Po obiedzie wina głównego w bród, kapela, a nad wieczór komedia z baletami. Potem wieczerza i tańce w późną porę. Nazajutrz po obiedzie wożenie się pięknym batem po wielkim stawie. Bat z wierzchem pięknym jak u karety, we śrzodku zaś aksamitem karmazynowym z galonami złotymi wybity. Ci zaś, którzy wiosłami robią, ubrani są po wenecku w barwę piękną, tak jak ci, co gundułami w Wenecji wożą. Drugi zaś bat bez przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się
ręcznej strzelby przez piechotę regimentową i Węgrów z janczarami, tudzież dragonii, podczas nabożeństwa także ogień kontynuowany. Kazanie, potem obiad solenny. Po obiedzie wina głównego w bród, kapela, a nad wieczór komedia z baletami. Potem wieczerza i tańce w późną porę. Nazajutrz po obiedzie wożenie się pięknym batem po wielkim stawie. Bat z wierzchem pięknym jak u karety, we śrzodku zaś aksamitem karmazynowym z galonami złotymi wybity. Ci zaś, którzy wiosłami robią, ubrani są po wenecku w barwę piękną, tak jak ci, co gundułami w Wenecji wożą. Drugi zaś bat bez przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 662
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
w późną porę. Nazajutrz po obiedzie wożenie się pięknym batem po wielkim stawie. Bat z wierzchem pięknym jak u karety, we śrzodku zaś aksamitem karmazynowym z galonami złotymi wybity. Ci zaś, którzy wiosłami robią, ubrani są po wenecku w barwę piękną, tak jak ci, co gundułami w Wenecji wożą. Drugi zaś bat bez przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się zabawia pływaniem. Potem wieczerza i tańce.
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i
w późną porę. Nazajutrz po obiedzie wożenie się pięknym batem po wielkim stawie. Bat z wierzchem pięknym jak u karety, we śrzodku zaś aksamitem karmazynowym z galonami złotymi wybity. Ci zaś, którzy wiosłami robią, ubrani są po wenecku w barwę piękną, tak jak ci, co gundułami w Wenecji wożą. Drugi zaś bat bez przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się zabawia pływaniem. Potem wieczerza i tańce.
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 662
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Perkułap Gałacki ludzko przyjmuje Imci. Część pierwsza. Wesoła rozrywka nad Dunajem. Ryb mnóstwo i taniość. Poselstwa Wielkiego do Turek. Różne frukta.
Dzień przyszedł, w którym Dunaj przebyć było trzeba A w tym piękną pogodą przyświeciły Nieba. Już wszystka do przeprawy opatrzność gotowa, Gdy przyszły opuszczone prumy z Brailowa. Pod Pana bat porząnny, pokryty dywany, Na rudzie złocistymi poduszki zasłany. Chorągiew z lekkim wiatrem na rudlu igrała, Na sztabie dwa przykrotkie, ale miąsze działa. Sternik z przewoźnikami, wszyscy w karmazynie, W wesołej, i ochoczej wygladają minie. Samym świtem stanęły wozy do przeprawy, A przy prumach, dla lepszej, Pańska warta
Perkułap Gáłácki ludzko przyimuie Imci. Część pierwsza. Wesoła rozrywka nád Dunaiem. Ryb mnostwo y taniość. Poselstwa Wielkiego do Turek. Rożne frukta.
Dzień przyszedł, w ktorym Dunay przebydź było trzeba A w tym piękną pogodą przyświeciły Niebá. Już wszystka do przepráwy opátrzność gotowa, Gdy przyszły opuszczone prumy z Bráilowa. Pod Páná bat porząnny, pokryty dywány, Ná rudźie złocistymi poduszki zasłány. Chorągiew z lekkim wiátrem ná rudlu igráłá, Ná sztábie dwa przykrotkie, ále miąsze działá. Sternik z przewoźnikámi, wszyscy w kármázynie, W wesołey, y ochoczey wygladáią minie. Sámym świtem stáneły wozy do przepráwy, A przy prumách, dla lepszey, Páńska wárta
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 60
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
po turecku, to jest zamek o siedmiu wieżach, i więzienie znaczniejszych ludzi. Imbraim Basza. Wielki Wezer trzeci przy nas. Infanteria alias piechota. Jussupbasza. Wielki Wezer przy nas pierwszy.
K. Kady. Sędzia. Kadynia. Pani. Kadzi Gerej. Han Tatarski zrzucony przy nas. Kaik. łódź, albo bat przwoźniczy. Kaikczy, przewoźnik, rybak. Kaimakan, substitut Wezera, albo vice-Wezer. Kair przednie Egiptu miasto, przedtym Memfis zwane. Kalcedona. Miejsce puste za kanałem wielkim, cypryssami zarosłe, gdzie przedtym miasto znaczne było. Kanony. działa wielkie. Kantar zowie się cug, albo sześć Wielbłądów, lubo mułów, lub
po turecku, to iest zamek o siedmiu wieżach, y więźienie znácznieyszych ludźi. Imbraim Basza. Wielki Wezer trzeci przy nas. Infanteryá alias piechota. Jussupbasza. Wielki Wezer przy nas pierwszy.
K. Kady. Sędźia. Kádynia. Páni. Kadźi Gerey. Han Tátárski zrzucony przy nas. Kaik. łódź, albo bat przwoźniczy. Kaikczy, przewoźnik, rybak. Kaimakan, substitut Wezera, albo vice-Wezer. Kair przednie Egiptu miasto, przedtym Memphis zwane. Kalcedona. Miejsce puste za kanałem wielkim, cypryssami zarosłe, gdzie przedtym miasto znaczne było. Kanony. działa wielkie. Kantar zowie się cug, albo sześć Wielbłądów, lubo mułów, lub
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 354
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
, Z dala za nami na bacie wołają: „Stójcie!” — a pilno wiosłem nakładają. „Stójcie!” — po wtóre i po trzecie: „Stójcie!” Przez nas — prosimy — w drogę nie żeglujcie!” My przedsię jedziem; ni Marynarz tego Słuchał, ni biegu zahamował swego. A bat tym barziej spieszy się za nami I barziej ludzie silą się wiosłami, Ale nas trudno już dogonić mieli, Bośmy się w sporą żeglugę zawzięli. Znowu zaś: „stójcie!” — na bacie wołają, A mieszkiem na znak zapłaty trząsają. Dopiero Żeglarz, kiedy nań wołały — Stójcie! — ze złota
, Z dala za nami na bacie wołają: „Stójcie!” — a pilno wiosłem nakładają. „Stójcie!” — po wtóre i po trzecie: „Stójcie!” Przez nas — prosimy — w drogę nie żeglujcie!” My przedsię jedziem; ni Marynarz tego Słuchał, ni biegu zahamował swego. A bat tym barziej spieszy się za nami I barziej ludzie silą się wiosłami, Ale nas trudno już dogonić mieli, Bośmy się w sporą żeglugę zawzięli. Znowu zaś: „stójcie!” — na bacie wołają, A mieszkiem na znak zapłaty trząsają. Dopiero Żeglarz, kiedy nań wołały — Stójcie! — ze złota
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 41
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
stójcie!” — na bacie wołają, A mieszkiem na znak zapłaty trząsają. Dopiero Żeglarz, kiedy nań wołały — Stójcie! — ze złota same portugały: „Rzuć kotew — prawi — żagle zaciągajcie, A kawalerów tamtych poczekajcie! I sam Neptunus takiego rad wozi, Który mu jakim upominkiem grozi”. Wtym bat przyjechał pięknie malowany, Na nim baldachim z wierzchu pozłacany, W nim nimfy gdańskie przy stole siedziały, Co kawalerów swych wyprowadzały. Łzy im się toczą — jak perły — oczami, A za ręce się trzymają rękami. Ach! z jakim żalem Niemcy się żegnają! Ach! jako panny serdecznie wzdychają! Jeden kieliszkiem do
stójcie!” — na bacie wołają, A mieszkiem na znak zapłaty trząsają. Dopiero Żeglarz, kiedy nań wołały — Stójcie! — ze złota same portugały: „Rzuć kotew — prawi — żagle zaciągajcie, A kawalerów tamtych poczekajcie! I sam Neptunus takiego rad wozi, Który mu jakim upominkiem grozi”. Wtym bat przyjechał pięknie malowany, Na nim baldachim z wierzchu pozłacany, W nim nimfy gdańskie przy stole siedziały, Co kawalerów swych wyprowadzały. Łzy im się toczą — jak perły — oczami, A za ręce się trzymają rękami. Ach! z jakim żalem Niemcy się żegnają! Ach! jako panny serdecznie wzdychają! Jeden kieliszkiem do
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 41
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nad rzeką Senegal. Dnia 15 Września.
Dnia 11. tego Miesiąca barzo znaczne Panów i Szlachty było zgromadzenie w St. James. Król i Królowa najdowali się na Pokojach. Tegoż dnia Książę de March wyjechał do Szkocyj. Hrabia d'Herdford miał dnia wczorajszego szczęście konferowania z Królem Imcią; Lord Kanclerz dnia poprzedzajacego pojechał do Bat dokąd także Hrabia de Chatam przedsięwziął podróż z Dóbr swoich Pynsent nazwanych. Odmiany w Ministerium zdają się dotąd niechybne; sposób jednak tej odmiany jeszcze nie wiadomy. Przedniejsi Panowie, których zasięgają rady i pomocy względem ułożenia takowej odmiany, zgoła zbraniają się tej roboty, póki ich przyjaciele w rejestrze postępujacych na Urzędy, dobrze pomieszczeni nie
nad rzeką Senegal. Dnia 15 Września.
Dnia 11. tego Miesiąca barzo znaczne Panów i Szlachty było zgromadzenie w St. Iames. Król i Królowa naydowali się na Pokoiach. Tegoż dnia Xiążę de March wyiechał do Szkocyi. Hrabia d'Herdford miał dnia wczorayszego szczęście konferowania z Królem Imcią; Lord Kanclerz dnia poprzedzaiacego poiechał do Bath dokąd także Hrabia de Chatham przedsięwziął podróż z Dóbr swoich Pynsent nazwanych. Odmiany w Ministerium zdaią się dotąd niechybne; sposob iednak tey odmiany ieszcze nie wiadomy. Przednieysi Panowie, których zasięgaią rady i pomocy względem ułożenia takowey odmiany, zgoła zbraniaią się tey roboty, póki ich przyiaciele w reiestrze postępuiacych na Urzędy, dobrze pomieszczeni nie
Skrót tekstu: GazWil_1767_42
Strona: 7
Tytuł:
Gazety Wileńskie
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1767
Data wydania (nie wcześniej niż):
1767
Data wydania (nie później niż):
1767
wykuty A tak w żywych pamięciach nie będzie zasuty. WINSZOWANIE IMIENIA KONSTANCYJ Jaśnie O. KsIĘŻNIE IMci z Duninów SANGUSZKOWEJ MARSZAŁKOWEJ W. X. Litt.
STateczność wchodzi w KONSTANCYJ Imię Statek u BOGA, u ludzi w estymie, Statek prym bierze przed wielą cnotami Statek się zgodzi z morza furiami. Statkiem zowiemy, okręt, bat, łódź, nawę Miła żegluga, gdy wody łaskawe. To sztuka płynąć kiedy nozdrza śpieni Delfin, a zorza na wiatr się czerwieni. Statek gruntowny, choć o skopuł trąci Wytrzyma, stęknie, piasek tylko zmąci. Byle się rudel przez impet nie spadał Mądrość przyznają temu, kto nim władał. Statek mniej czuje,
wykuty A ták w żywych pámięciach nie będzie zásuty. WINSZOWANIE IMIENIA KONSTANCYI JASNIE O. XIĘŻNIE JMći z Duninow SANGUSZKOWEY MARSZAŁKOWEY W. X. Litt.
STáteczność wchodzi w KONSTANCYI Imię Státek u BOGA, u ludzi w estymie, Státek prym bierze przed wielą cnotami Státek się zgodzi z morza furyami. Státkiem zowiemy, okręt, bat, łodź, náwę Miła żegluga, gdy wody łáskawe. To sztuka płynąć kiedy nozdrza śpieni Delfin, á zorza ná wiatr się czerwieni. Státek gruntowny, choć o skopuł trąći Wytrzyma, stęknie, piasek tylko zmąći. Byle się rudel przez impet nie spádał Mądrość przyznaią temu, kto nim włádał. Státek mniey czuie,
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 11
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
Nie mając względu, że was w swem w ten czas nosiła Żywocie i najbliższą onych siostrą była. Samę potem, okrutni, w pół zimy na morze Pchnęli w starem czółnisku, gdy już gasły zorze.
LXI.
Ale szczęście, choć jeszcze na świat was nie dało, Iż do dzieł najsławniejszych od wieków przejrzało, Bat do brzegu przybiwszy pustego dziurawy, Port waszej matce czyni nieszczęsnej łaskawy; Gdzie potem urodzonych skoro oglądała, Radością nakarmiona, z światem się rozstała. A jako Bóg chciał, co strzegł żywota waszego, Ja trafunkiem do miejsca przyszedłem onego.
LXII.
I pozbierawszy z żalem lichej drewna fusty, Dałem jej pogrzeb,
Nie mając względu, że was w swem w ten czas nosiła Żywocie i najbliższą onych siostrą była. Samę potem, okrutni, w pół zimy na morze Pchnęli w starem czółnisku, gdy już gasły zorze.
LXI.
Ale szczęście, choć jeszcze na świat was nie dało, Iż do dzieł najsławniejszych od wieków przejrzało, Bat do brzegu przybiwszy pustego dziurawy, Port waszej matce czyni nieszczęsnej łaskawy; Gdzie potem urodzonych skoro oglądała, Radością nakarmiona, z światem się rozstała. A jako Bóg chciał, co strzegł żywota waszego, Ja trafunkiem do miejsca przyszedłem onego.
LXII.
I pozbierawszy z żalem lichej drewna fusty, Dałem jej pogrzeb,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 121
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905