dóbr jejmości od wojsk naszych w tamtym kraju będących, bo miała tam jejmość swoje puńskie leśnictwo. Częstowała ip. Potockiego wojewodę kijowskiego, także ip. starostę winnickiego, ip. starostę bobrujskiego i innych ichmość panów wojskowych. Nazad wróciłem się do Tylży 26 Maii. Codzień na przejażdżkach bywaliśmy w kompaniach a najczęściej batami po Niemnie.
1 Maii iksiądz biskup wileński darował mi konia pięknego wilczatego z przyjaźni swej ku mnie. Eodem die ip. stolnikowa w. księstwa lit., Basi córce mojej (której wczora była matką do bierzmowania) darowała materii bogatej i pięknej sztukę.
8^go^ dałem kolacją w ogrodzie, na której był iksiądz biskup
dóbr jejmości od wojsk naszych w tamtym kraju będących, bo miała tam jejmość swoje puńskie leśnictwo. Częstowała jp. Potockiego wojewodę kijowskiego, także jp. starostę winnickiego, jp. starostę bobrujskiego i innych ichmość panów wojskowych. Nazad wróciłem się do Tylży 26 Maii. Codzień na przejażdżkach bywaliśmy w kompaniach a najczęściéj batami po Niemnie.
1 Maii jksiądz biskup wileński darował mi konia pięknego wilczatego z przyjaźni swéj ku mnie. Eodem die jp. stolnikowa w. księstwa lit., Basi córce mojéj (któréj wczora była matką do bierzmowania) darowała materyi bogatéj i pięknéj sztukę.
8^go^ dałem kolacyą w ogrodzie, na któréj był jksiądz biskup
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 127
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się zabawia pływaniem. Potem wieczerza i tańce.
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A
przykrycia, na którym kapela pływa. I tak kilka godzin państwo tym się zabawia pływaniem. Potem wieczerza i tańce.
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 662
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A potem kosztowny fejerwerk, co wszystko po wieczerzy bywa, a po fejerwerku następują tańce i aż do dnia trwają. A
Na trzeci zaś dzień, to jest na dzień urodzenia samej hetmanowej, jadą wszyscy na obiad do Choroszczy, o dwie mile od Białegostoku, gdzie jest dziwnie piękny pałacyk i ogród z wielkimi kanałami i różnymi batami. Tam tedy obiad bywa solenny, także z biciem z armat. Po obiedzie chodzą państwo po ogrodzie. Inni batami się wożą, gdyż tam na ten dzień przez różne kaskady woda z rzeki portowej Narwy wpuszczana bywa. Potem skoro zmierzchać zacznie, iluminacja nad kanałami i w dalekiej perspektywie będącej sali zapalana bywa. A potem kosztowny fejerwerk, co wszystko po wieczerzy bywa, a po fejerwerku następują tańce i aż do dnia trwają. A
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 662
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
nadto gwiazdami Niebo przetyka zewsząd szafirowe, Schyliwszy ku nam swoję świętą głowę. Zatym też prędko jakoś nastąpiła Chwila północna i dobrze zelżyła Wiatrów szkaradnych, które, nim dzień biały Nadszedł, nie mając swej władzy, ustały. My ze dniem równo spojrzawszy ku górze Jużeśmy żadnej nie ujrzeli burze. Tylko rybaków — a oni batami Jeżdżąc sięgają ryb w wodzie sieciami, Z których niemały połów wytrząsali, A zbliżając się do nas przyjechali Pozdrawiając nas. A wtym także z nawy Nasz Gubernator rzekł do nich łaskawy: „Wyście z Roztoka? czy nie znacie w mieście Lub nie słyszycie o moim Herneście, Szwagrze kochanym? czy zdrowoż on żyje?
nadto gwiazdami Niebo przetyka zewsząd szafirowe, Schyliwszy ku nam swoję świętą głowę. Zatym też prędko jakoś nastąpiła Chwila północna i dobrze zelżyła Wiatrów szkaradnych, które, nim dzień biały Nadszedł, nie mając swej władzy, ustały. My ze dniem równo spojrzawszy ku górze Jużeśmy żadnej nie ujrzeli burze. Tylko rybaków — a oni batami Jeżdżąc sięgają ryb w wodzie sieciami, Z których niemały połów wytrząsali, A zbliżając się do nas przyjechali Pozdrawiając nas. A wtym także z nawy Nasz Gubernator rzekł do nich łaskawy: „Wyście z Roztoka? czy nie znacie w mieście Lub nie słyszycie o moim Herneście, Szwagrze kochanym? czy zdrowoż on żyje?
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 142
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wpadli w Krym, palankę Horbatek wzięli i wsi kilkanaście wybrali, potem powracając się nazad z korzyścią pod Tonkimi Wodami nad Czarnym Morzem mieli się z ordą potkać i mocno się bić z nimi; że od strzelby sam sołtan, murzów kilka i wiele ordy miało paść trupem; a gdy jeszcze świeżych Kozaków pięć tysięcy z Zaporoża batami prędko w posiłek przybyli, zaraz Tatarowie precz poszli i Kozacy swoję zdobycz uprowadzili.
Imp. kasztelan krakowski tu we Lwowie Święta odprawił i jeszcze tu we Lwowie jest.
Imp. wojewoda bełski w wigilią do Lwowa zawitał. Na sejmik do Halicza wczora reasumowany różni ichm. stąd jachali.
W poniedziałek przeszły odprawił się akt weselny
wpadli w Krym, palankę Horbatek wzięli i wsi kilkanaście wybrali, potem powracając się nazad z korzyścią pod Tonkimi Wodami nad Czarnym Morzem mieli się z ordą potkać i mocno się bić z nimi; że od strzelby sam sołtan, murzów kilka i wiele ordy miało paść trupem; a gdy jeszcze świeżych Kozaków pięć tysięcy z Zaporoża batami prędko w posiłek przybyli, zaraz Tatarowie precz poszli i Kozacy swoję zdobycz uprowadzili.
Jmp. kasztelan krakowski tu we Lwowie Święta odprawił i jeszcze tu we Lwowie jest.
Jmp. wojewoda bełski w wigiliją do Lwowa zawitał. Na sejmik do Halicza wczora reasumowany różni ichm. stąd jachali.
W poniedziałek przeszły odprawił się akt weselny
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 364
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
samemi długie obłokami, A żagle rozpuszczone igrają z wiatrami. Wszyscy na oczywisty cud się zdumiewają, Wszyscy przedziwne sprawy boskie wychwalają.
XXVIII.
Bo któżby się spodziewał, aby z rózg urwanych Taki gwałt miał być galer pięknie zbudowanych! Kto śmiał tuszyć o wiosłach, kotwicach z linami, Iż w okamgnieniu staną gotowe z batami? Nadto, ktoby tem rządził i wiatry szalone Ujeżdżał, miał już na to grof mistrze ćwiczone: Z Balearyckich wyspów i z bliskiej Korsyki, Z Sardyniej pobocznej przybrał wnet sterniki.
XXIX.
Ci, jak prędko w okręty swoje powsiadali, Ku Prowincji pojazd prosty gotowali. Dwadzieścia sześć tysięcy do boju godnego Dał Astolf
samemi długie obłokami, A żagle rozpuszczone igrają z wiatrami. Wszyscy na oczywisty cud się zdumiewają, Wszyscy przedziwne sprawy boskie wychwalają.
XXVIII.
Bo któżby się spodziewał, aby z rózg urwanych Taki gwałt miał być galer pięknie zbudowanych! Kto śmiał tuszyć o wiosłach, kotwicach z linami, Iż w okamgnieniu staną gotowe z batami? Nadto, ktoby tem rządził i wiatry szalone Ujeżdżał, miał już na to grof mistrze ćwiczone: Z Balearyckich wyspów i z blizkiej Korsyki, Z Sardyniej pobocznej przybrał wnet sztyrniki.
XXIX.
Ci, jak prędko w okręty swoje powsiadali, Ku Prowincyej pojazd prosty gotowali. Dwadzieścia sześć tysięcy do boju godnego Dał Astolf
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 190
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Miło: Pana do cudzych krajów: Nim się doskonale nieprzyjaciel z wojski swemi zgromadził/ począwszy a Julio, ośmnaście razów nawami swemi pod Zamek Jego Król: Miło: Dynament/ W. M. memu Miłoś: Panu zlecony/podpadał/ przeszkody wielkie w potocznych sprawach naszych czyniąc. Abowiem naprzód na morzu Niewody nam z batami pobrali/ potym chłopskie domy wszędzie popalili. Za dziewiętnastym razem Graf Mansfeld/ ze czterema tysięcy ludu co celniejszego/ w piącidziesiąt piąci okrętów/ podjachawszy nas obległ/ pięciory szańce tuż za starą Dźwiną dosyć mocne/ i baszty w nich cztery wysokie usypawszy/ z sześciu karton całą pięć niedziel do nas strzelał/ trzykroć o szturm
Miło: Páná do cudzych kráiow: Nim się doskonále nieprzyiaćiel z woyski swemi zgromádźił/ począwszy à Iulio, ośmnaśćie rázow nawámi swemi pod Zamek Ie^o^ Krol: Miło: Dynáment/ W. M. memu Miłoś: Pánu zlecony/podpadał/ przeszkody wielkie w potocznych spráwách nászych czyniąc. Abowiem naprzod ná morzu Niewody nam z batámi pobráli/ potym chłopskie domy wszędźie popalili. Zá dźiewiętnastym rázem Graff Mánsfeld/ ze czteremá tyśięcy ludu co celnieyszego/ w piąćidźieśiąt piąći okrętow/ podiáchawszy nas obległ/ pięćiory szańce tuż zá stárą Dźwiną dosyć mocne/ y bászty w nich cztery wysokie vsypawszy/ z sześćiu kárton cáłą pięć niedźiel do nas strzelał/ trzykroć o szturm
Skrót tekstu: BiałłozorList
Strona: Av
Tytuł:
List o oblężeniu zamku Dyjamenckiego w Inflantach
Autor:
Gabriel Białłozor
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1605
Data wydania (nie wcześniej niż):
1605
Data wydania (nie później niż):
1605