nie uhamował, Nie było już żadnego prawie podobieństwa Z onego tak strasznego uść niebezpieczeństwa.
XVII.
Odoryk się do tego sposobu udawa, Który się w takiem razie nie zawsze nadawa: W bat mały, uwiązany z okrętu, mię puszcza I sam się weń z inszemi dwiema za mną puszcza; I drudzy się do batu cisnęli za niemi, Ale ci, którzy naprzód wskoczyli, ostremi Mieczami ich od siebie daleko trzymali I bojąc się obciążyć, linę ucinali.
XVIII.
Jako Bóg chciał, my wszyscy, którzyśmy w bat wsiedli, Zdrowośmy z szturmu uszli i na brzeg wysiedli; Inszy wszyscy, na cośmy patrzyli, zginęli
nie uhamował, Nie było już żadnego prawie podobieństwa Z onego tak strasznego uść niebezpieczeństwa.
XVII.
Odoryk się do tego sposobu udawa, Który się w takiem razie nie zawsze nadawa: W bat mały, uwiązany z okrętu, mię puszcza I sam się weń z inszemi dwiema za mną puszcza; I drudzy się do batu cisnęli za niemi, Ale ci, którzy naprzód wskoczyli, ostremi Mieczami ich od siebie daleko trzymali I bojąc się obciążyć, linę ucinali.
XVIII.
Jako Bóg chciał, my wszyscy, którzyśmy w bat wsiedli, Zdrowośmy z szturmu uszli i na brzeg wysiedli; Inszy wszyscy, na cośmy patrzyli, zginęli
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 277
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
na święty Jerzy, miał Chełchowski, stolnik kowieński, oddawać mojej żonie szesnaście tysięcy zł, z których by zaraz sam sobie pożyczone w tak gwałtownej potrzebie mojej odebrał pieniądze. Prosili za mną o tę łaskę i oboje Zabiełłowie, marszałkowie kowieńscy, ale Białłozor pokazał się cale nieużytym. Oprócz tego umartwienia żona moja, występując z batu, spieszno poruszyła się, poroniła i zachorowała. Powróciwszy zatem z Poniemunia, posłałem do Chełchowskiego, stolnika kowieńskiego, o siedem mil od Kowna, prosząc, aby mi in vim mającej płaconej mi być sumy na święty Jerzy, anticipative wypłacił dwa tysiące tynfów. Jakoż Chełchowski, ekskuzując się, że więcej naprędce nie
na święty Jerzy, miał Chełchowski, stolnik kowieński, oddawać mojej żonie szesnaście tysięcy zł, z których by zaraz sam sobie pożyczone w tak gwałtownej potrzebie mojej odebrał pieniądze. Prosili za mną o tę łaskę i oboje Zabiełłowie, marszałkowie kowieńscy, ale Białłozor pokazał się cale nieużytym. Oprócz tego umartwienia żona moja, występując z batu, spieszno poruszyła się, poroniła i zachorowała. Powróciwszy zatem z Poniemunia, posłałem do Chełchowskiego, stolnika kowieńskiego, o siedem mil od Kowna, prosząc, aby mi in vim mającej płaconej mi być sumy na święty Jerzy, anticipative wypłacił dwa tysiące tynfów. Jakoż Chełchowski, ekskuzując się, że więcej naprędce nie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 638
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
A przy prumach, dla lepszej, Pańska warta, sprawy, I nie bawiąc, przeprawa zaraz się zaczęła Którą długo Dunaju szerokość ciągnęła. Czterma prumy, dość praca przewoźników skora, Nie zdążyła przeprawić wszystkich do wieczora. Przeprawa na Dunaju. Część Pierwsza
Więc i Pan, nie czekając, już południa bliży W siadł do batu. w tym ognia dano z hucznej spiży I od brzegu odwinął Sternik, ku drugiemu, Serce czyniąc flisowi z siebie dość rączemu. Gdy brzeg chwyciła Cuma, Pośleskiego bata, Powtórnie zapalona hukneła armata. A młodź stanąwszy z większej części za Dunajem, Dawną onę rotułkę nuci sobie wzajem: Kiedy przyjdziesz za Dunaj, o
A przy prumách, dla lepszey, Páńska wárta, spráwy, I nie báwiąc, przepráwa záraz się záczełá Ktorą długo Dunáiu szerokość ciągnęłá. Czterma prumy, dość práca przewoźnikow skora, Nie zdążyłá przepráwić wszystkich do wieczora. Przeprawa na Dunáiu. Część Pierwszá
Więc y Pan, nie czekáiąc, iuż południa bliży W siádł do bátu. w tym ogniá dáno z huczney spiży I od brzegu odwinął Sternik, ku drugiemu, Serce czyniąc flisowi z siebie dość rączemu. Gdy brzeg chwyciła Cuma, Posleskiego báta, Powtornie zapalona hukneła ármáta. A młodź stánąwszy z większey części za Dunáiem, Dawną onę rotułkę nuci sobie wzáiem: Kiedy przyidziesz za Dunay, o
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 61
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
przed charty przyszło w dutepasa; Młodzik, że niewiadomy (ale go to zdradza, Bo rzadko z futrem ujdzie), w pole się wysadza. Patrzyć z lądu na świeckich rzeczy radzę wiry, Jako się ludziom sprysy, jako łomią styry, Dziwić z góry umysłu wspaniałego światu, Lecz karząc przykładami, nie wsiadać do batu. Jeśli wsiądziesz, nie zawodź głębiej swego wiosła, Żebyś wyskoczył, skoro fala się podniosła. A im bardziej ucichnie, tym łudzi, żeby cię O niepowetowane przywiodła rozbicie. 94. NIEBO ODMIENIA, NIE UMYSŁ, PEREGRYNACJA
Abo się ten ojczyźnie, abo mu ojczyzna Nie podoba, abo go mierzi gotowizna, Kto
przed charty przyszło w dutepasa; Młodzik, że niewiadomy (ale go to zdradza, Bo rzadko z futrem ujdzie), w pole się wysadza. Patrzyć z lądu na świeckich rzeczy radzę wiry, Jako się ludziom sprysy, jako łomią styry, Dziwić z góry umysłu wspaniałego światu, Lecz karząc przykładami, nie wsiadać do batu. Jeśli wsiądziesz, nie zawodź głębiej swego wiosła, Żebyś wyskoczył, skoro fala się podniosła. A im bardziej ucichnie, tym łudzi, żeby cię O niepowetowane przywiodła rozbicie. 94. NIEBO ODMIENIA, NIE UMYSŁ, PEREGRYNACJA
Abo się ten ojczyźnie, abo mu ojczyzna Nie podoba, abo go mierzi gotowizna, Kto
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 60
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
stoi, I wnet go wielkiem gwałtem zaraz obciążają, Ledwie weń bystre przez wierzch wody nie wpadają; Tak strach, rozsądku próżen, gdy się nie odważa, Tusząc, iż śmierci ujdzie, prędzej się naraża. .
XVIII.
Postrzegł Rugier, w okręcie iż niemasz samego Sternika, bo już beł wpadł do batu małego; Tarcz, zbroję zdjął, odpasał szablę swą od boku I w rześkiem tam do niego puścił się też kroku. Lecz bat przez zbytni ciężar snadno przemagała Sroga powódź i na dno morskie pociągała; Pacierze w każdym kącie z płaczem pomieszane Przebijają gwiazdami sfery osypane.
XIX.
Poszła nieszczęsna łódka, jako ołów, z
stoi, I wnet go wielkiem gwałtem zaraz obciążają, Ledwie weń bystre przez wierzch wody nie wpadają; Tak strach, rozsądku próżen, gdy się nie odważa, Tusząc, iż śmierci ujdzie, prędzej się naraża. .
XVIII.
Postrzegł Rugier, w okręcie iż niemasz samego Sztyrnika, bo już beł wpadł do batu małego; Tarcz, zbroję zdjął, odpasał szablę swą od boku I w rześkiem tam do niego puścił się też kroku. Lecz bat przez zbytni ciężar snadno przemagała Sroga powódź i na dno morskie pociągała; Pacierze w każdym kącie z płaczem pomieszane Przebijają gwiazdami sfery osypane.
XIX.
Poszła nieszczęsna łódka, jako ołów, z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 232
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kędy okręt nawałność pędziła.
XXI.
I z mocy, na jaką się mógł zdobyć, pracuje, Wały nieubłagane ramionmi przejmuje. Krople wzgórę pryskają, uchodzi częstemu Woda tknieniu, on przecię wygadza swojemu Z odwagą przedsięwzięciu. Tem czasem szalony Wicher ciskał po morzu okręt opuszczony, Opuszczony od ludzi nieszczęsnych, co z niego Do batu, jak na pewną śmierć, uszli mniejszego. .
XXII.
O, głupia zjętych strachem topielców ufności! Patrzcie: bezpiecznie nawa uszła surowości Niezgodnych Akwilonów, gdy sternik z swojemi Uciekł do nich szyprami i z ludźmi wszystkiemi, Bez rządu puściwszy ją; bo wnet, jak na zmowie, Ucichł gniewliwych wiatrów szum i dał
kędy okręt nawałność pędziła.
XXI.
I z mocy, na jaką się mógł zdobyć, pracuje, Wały nieubłagane ramionmi przejmuje. Krople wzgórę pryskają, uchodzi częstemu Woda tknieniu, on przecię wygadza swojemu Z odwagą przedsięwzięciu. Tem czasem szalony Wicher ciskał po morzu okręt opuszczony, Opuszczony od ludzi nieszczęsnych, co z niego Do batu, jak na pewną śmierć, uszli mniejszego. .
XXII.
O, głupia zjętych strachem topielców ufności! Patrzcie: bezpiecznie nawa uszła surowości Niezgodnych Akwilonów, gdy sztyrnik z swojemi Uciekł do nich szyprami i z ludźmi wszystkiemi, Bez rządu puściwszy ją; bo wnet, jak na zmowie, Ucichł gniewliwych wiatrów szum i dał
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 232
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
z Oliwierem wespół Brandymarta swego I w lekkiem czółnie bieżał do miejsca onego. Przyjechawszy, wysiedli, ale się dziwują, Iż żywej dusze w żadnem kącie nie najdują Prócz Frontyna dobrego, zbroje ustalonej, Szable, na wybór kształtnej, dziwnie wyostrzonej.
XX
Rugierów to rynsztunek beł, odbiegł którego, Gdy uchodził przed burzą do batu małego. Przypatruje się Orland szabli i z radością Poznawa Balizardę, którą swą dzielnością Przeszłych czasów wydarł beł wiedmie, gdy jej psował Pyszny ogród i ręce we krwi zafarbował, We krwi pogan obrzydłych; jako ją zaś potem Ukradł mu chytry Brunel, czytaliście o tem. .
XX
I jako pod wysokiej Kareny górami
z Oliwierem wespół Brandymarta swego I w lekkiem czółnie bieżał do miejsca onego. Przyjechawszy, wysiedli, ale się dziwują, Iż żywej dusze w żadnem kącie nie najdują Prócz Frontyna dobrego, zbroje ustalonej, Szable, na wybór kształtnej, dziwnie wyostrzonej.
XX
Rugierów to rynsztunek beł, odbiegł którego, Gdy uchodził przed burzą do batu małego. Przypatruje się Orland szabli i z radością Poznawa Balizardę, którą swą dzielnością Przeszłych czasów wydarł beł wiedmie, gdy jej psował Pyszny ogród i ręce we krwi zafarbował, We krwi pogan obrzydłych; jako ją zaś potem Ukradł mu chytry Brunel, czytaliście o tem. .
XX
I jako pod wysokiej Kareny górami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 233
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dziwnie biegu Kaszteliki, co stały na obojem brzegu; W ocemgnieniu Gabanę po zad zostawuje, Za którą w ręce prawej Fosę ukazuje.
LXI
Potem, gdy Febus wyższej wóz kierował złoty, A on z tych proroctw pięknej pełen beł ochoty, Do stołu siadszy, żądzą morzą przyrodzoną Potrawami, których dał moc niewymówioną Mantuańczyk do batu i zaś po obiedzie W drogę bez żadnej zwłoki przedsięwziętą jedzie. Ginie z oczu Argenta, Giron w zad zostaje Z brzegiem, gdzie Santern głowę wspaniałą wydaje.
LX
Wierzę, że jeszcze wtenczas Bascji nie było, Na którą Hiszpanowi dzisiaj patrzyć miło. Potem w prawo puściwszy łódź, lewy róg mija Sternik, a ta
dziwnie biegu Kasztelliki, co stały na obojem brzegu; W ocemgnieniu Gabanę po zad zostawuje, Za którą w ręce prawej Fossę ukazuje.
LXI
Potem, gdy Febus wyszszej wóz kierował złoty, A on z tych proroctw pięknej pełen beł ochoty, Do stołu siadszy, żądzą morzą przyrodzoną Potrawami, których dał moc niewymówioną Mantuańczyk do batu i zaś po obiedzie W drogę bez żadnej zwłoki przedsięwziętą jedzie. Ginie z oczu Argenta, Giron w zad zostaje Z brzegiem, gdzie Santern głowę wspaniałą wydaje.
LX
Wierzę, że jeszcze wtenczas Bastyej nie było, Na którą Hiszpanowi dzisiaj patrzyć miło. Potem w prawo puściwszy łódź, lewy róg mija Sztyrnik, a ta
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 295
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nacisk srogi, W których Kolonom przyszłym stanowiska Po wiktoriej przez Trzej Męże one W nagrodę zasług były naznaczone. XXXVIII. Bo nic im nad to cieższego nie było, Jako Tyrańska moc Triumviratu, Skąd wielu się ich sekretnie wasniło, Ojczyzny własne poruczając katu; A do Pompeja co wskok uchodziło Dopadszy łodzi, czołnu, albo batu; Których on, czym się potężniej armował, Chętnie do siebie i mile przyjmował. XXXIX. A mając biegłe w Morskiej toni Wodze, Zwłaszcza z Hiszpanów, i Afryki wzięte, Wojsko pieniądze; gotów był i w drodze Na zasadzki się odważyć napięte. Co Octawiusz słysząc, gwoli trwodze Salwidiena śle na przedsięwzięte Z nim
nacisk srogi, W ktorych Kolonom przyszłym stanowiska Po wiktoryey przez Trzey Męże one W nagrodę zasług były naznaczone. XXXVIII. Bo ńic im nad to cieższego nie było, Iako Tyrańska moc Tryumviratu, Zkąd wielu się ich sekretnie wasniło, Oyczyzny własne poruczaiąc katu; A do Pompeia co wskok uchodziło Dopadszy łodzi, czołnu, albo batu; Ktorych on, czym się potężniey armował, Chętnie do siebie y mile przyimował. XXXIX. A maiąc biegłe w Morskiey toni Wodze, Zwłasżcza z Hiszpanow, y Afryki wzięte, Woysko pieniądze; gotow był y w drodze Na zasadzki się odważyć napięte. Co Octawiusz słysząc, gwoli trwodze Salwidiena sle na przedsięwzięte Z nim
Skrót tekstu: ChrośKon
Strona: 224
Tytuł:
Pharsaliej... kontynuacja
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Klasztor Oliwski
Miejsce wydania:
Oliwa
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1693
Data wydania (nie później niż):
1693
bito z górnego zamku, który zową heretycy nidus papistarum: a piechota na brzegach stojąc także jako i wczora strzelała. Pod miasteczkiem Kinikswinter potkali królewicza komisarze elektora koleńskiego, i brata jego książęcia Albertusa. Potem sam elektor z bratem w mili od Bonny, gdzie jego rezydencja, czekali na brzegu królewicza, i tam go z batu wysiadającego przyjmowali. Dano potem królewiczowi konia i nam wszystkim: tak jadąc szczwaniem zajęcyśmy się bawili. Gdyśmy niedaleko Bonny byli, wsiedliśmy wszyscy do karet, i na nicheśmy do Bonny wjechali.
26. Nazajutrz jechał królewic z książęty na łowy.
27. Jeździli widzieć fortecę, która Plandowie zbudowali byli na Renie
bito z górnego zamku, który zową heretycy nidus papistarum: a piechota na brzegach stojąc także jako i wczora strzelała. Pod miasteczkiem Kinikswinter potkali królewica kommissarze elektora koleńskiego, i brata jego książęcia Albertusa. Potém sam elektor z bratem w mili od Bonny, gdzie jego rezydencya, czekali na brzegu królewica, i tam go z batu wysiadającego przyjmowali. Dano potém królewicowi konia i nam wszystkim: tak jadąc szczwaniem zajęcyśmy się bawili. Gdyśmy niedaleko Bonny byli, wsiedliśmy wszyscy do karet, i na nicheśmy do Bonny wjechali.
26. Nazajutrz jechał królewic z książęty na łowy.
27. Jeździli widzieć fortecę, która Plandowie zbudowali byli na Rhenie
Skrót tekstu: PacOb
Strona: 46
Tytuł:
Obraz dworów europejskich
Autor:
Stefan Pac
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1624 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Kazimierz Plebański
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zygmunt Schletter
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1854