.
Generałowie wtąż z oberszterami I z przedniejszymi oficierami Z nieporownanym męstwem szli przed swymi Pułki pieszymi,
Które za nimi nie pozostawają, Przą się, gdzie gęste śmierci rozdawają, Skoczy w też tropy, z odwagą żywota, Luźna hołota.
Tak Bóg poszczęścił, że za czas dość mały Piechoty nasze w szańce się włamały I berdyszami tych, co nie uciekli, Okrutnie siekli.
Pierzchnęli drudzy: lecz kawaleria Tak tam stanęła, że niewiedzieć czyja Była wygrana, choć już naszy byli Wałów dobyli.
Bo wśród majdanu z całym komunikiem Wszyscy paszo wie, mocnym stojąc szykiem, Janczarów swoich, kędy się mieszali, Sekundowali
Tak natarczywie i tak wściekle prawie
.
Generałowie wtąż z oberszterami I z przedniejszymi officierami Z nieporownanym męstwem szli przed swymi Pułki pieszymi,
Ktore za nimi nie pozostawają, Przą się, gdzie gęste śmierci rozdawają, Skoczy w też tropy, z odwagą żywota, Luźna hołota.
Tak Bog poszczęścił, że za czas dość mały Piechoty nasze w szańce się włamały I berdyszami tych, co nie uciekli, Okrutnie siekli.
Pierzchnęli drudzy: lecz kawalerya Tak tam stanęła, że niewiedzieć czyja Była wygrana, choć już naszy byli Wałow dobyli.
Bo wśrod majdanu z całym komunikiem Wszyscy paszo wie, mocnym stojąc szykiem, Janczarow swoich, kędy się mieszali, Sekundowali
Tak natarczywie i tak wściekle prawie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 488
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
mię na wschód słońca ma wieźć sułtanowi”.
XXXII.
Tak Izabella w on czas grabi powiadała, A mowę swą wzdychaniem częstem rozrywała, Żeby była pobudzić mogła do litości Tygry i dzikie zwierze najwiętszej srogości. A wtem, kiedy tak swoje żale odmawiała I sobie ich rozmową oną ulżywała, Pod dwadzieścia człowieka, jedni z berdyszami W jaskinię nagle weszli, drudzy z oszczepami.
XXXIII.
Starszy ich miał srogą twarz, jedno tylko oko, Wzrok straszliwy, ponury, a patrzał rozoko; Na drugie nic nie widział, bo mu je wyjęto, Kiedy mu nos pospołu z policzkiem odcięto. Ten zajźrzawszy w jaskiniej Orlanda mężnego, Z Izabellą przed ogniem
mię na wschód słońca ma wieźć sułtanowi”.
XXXII.
Tak Izabella w on czas grabi powiadała, A mowę swą wzdychaniem częstem rozrywała, Żeby była pobudzić mogła do litości Tygry i dzikie źwierze najwiętszej srogości. A wtem, kiedy tak swoje żale odmawiała I sobie ich rozmową oną ulżywała, Pod dwadzieścia człowieka, jedni z berdyszami W jaskinię nagle weszli, drudzy z oszczepami.
XXXIII.
Starszy ich miał srogą twarz, jedno tylko oko, Wzrok straszliwy, ponury, a patrzał rozoko; Na drugie nic nie widział, bo mu je wyjęto, Kiedy mu nos pospołu z policzkiem odcięto. Ten zajźrzawszy w jaskiniej Orlanda mężnego, Z Izabellą przed ogniem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 281
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
posłanikowi moskiewskiemu Kuzmie Nikityczowi Nefimonowi w tymże Marywilu i takiejże gwardyjej króla im.; po którego książę im. kanclerz taranty swoje przychude z karetą posłał, nie dwiema, ale sześcią końmi. Była i jego własna z sześcią żmudów gniadych; konnych Moskwy na szkapach podłych było ośm, dwóch pachołków moskiewskich przy karecie z berdyszami wielkimi pieszo. Hramotę na koniu przed karetą niesiono. Wysiadł w bramie marywilowskiej, szedł piechotą przez podwórze do schodów, przy których dwóch dworzan j.k.m. uczynili pierwsze przyjęcie z wymienieniem tytułów wprzód królewskich, a potem carskich i swoich dworzańskich, wyrażając, że im król im. mile
przywitać i potkać go
posłanikowi moskiewskiemu Kuzmie Nikityczowi Nefimonowi w tymże Marywilu i takiejże gwardyjej króla jm.; po którego książę jm. kanclerz taranty swoje przychude z karetą posłał, nie dwiema, ale sześcią końmi. Była i jego własna z sześcią żmudów gniadych; konnych Moskwy na szkapach podłych było ośm, dwóch pachołków moskiewskich przy karecie z berdyszami wielkimi pieszo. Hramotę na koniu przed karetą niesiono. Wysiadł w bramie marywilowskiej, szedł piechotą przez podwórze do schodów, przy których dwóch dworzan j.k.m. uczynili pierwsze przyjęcie z wymienieniem tytułów wprzód królewskich, a potem carskich i swoich dworzańskich, wyrażając, że im król jm. mile
przywitać i potkać go
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 322
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
trafią tak daleko za nimi. Ba, nie wiem. 411. W JĘZYKU LEW, W UCZYNKU ZAJĄC
Wojnę trąbił ten szlachcic na każdym sejmiku, Czemuż go, kiedy wojna, nie widać do szyku? Niż dwie godzinie ręką abo szablą, snadniej Gębą abo językiem szermować mu dwa dni. Gdzież knapi z berdyszami, co dragońską modą Przed jego, podniósszy je, stawali gospodą? Czyli od gnojowego nakładacze wozu? Podobniej mu ich było wysłać do obozu Na wojnę niż na radę. Ale po cóż, pytam; Tak im drwa w Opatowie rąbać, jako i tam. Nie umie nabić żaden i z muszkietu strzelić, Chyba
trafią tak daleko za nimi. Ba, nie wiem. 411. W JĘZYKU LEW, W UCZYNKU ZAJĄC
Wojnę trąbił ten szlachcic na każdym sejmiku, Czemuż go, kiedy wojna, nie widać do szyku? Niż dwie godzinie ręką abo szablą, snadniej Gębą abo językiem szermować mu dwa dni. Gdzież knapi z berdyszami, co dragońską modą Przed jego, podniósszy je, stawali gospodą? Czyli od gnojowego nakładacze wozu? Podobniej mu ich było wysłać do obozu Na wojnę niż na radę. Ale po cóż, pytam; Tak im drwa w Opatowie rąbać, jako i tam. Nie umie nabić żaden i z muszkietu strzelić, Chyba
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 246
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Czyli od gnojowego nakładacze wozu? Podobniej mu ich było wysłać do obozu Na wojnę niż na radę. Ale po cóż, pytam; Tak im drwa w Opatowie rąbać, jako i tam. Nie umie nabić żaden i z muszkietu strzelić, Chyba że gadać przy nich łacniej się ośmielić; Aleć pomogą biedę z berdyszami knapi, Jeśli kto pana za łeb w kościele ułapi. Niech i Szwajcarów chowa; będzieli sam knapem, Nie ustraszy nikogo furyją i sapem. 412. PÓŹNA PRZY OŁTARZU ZMOWA NA TOZ DRUGI RAZ
Nie do upodobania małżeństwa dziś między Ludźmi widzimy, ale do jednych pieniędzy: Niech będzie głupi, szpetny, byle chleba grzanka
Czyli od gnojowego nakładacze wozu? Podobniej mu ich było wysłać do obozu Na wojnę niż na radę. Ale po cóż, pytam; Tak im drwa w Opatowie rąbać, jako i tam. Nie umie nabić żaden i z muszkietu strzelić, Chyba że gadać przy nich łacniej się ośmielić; Aleć pomogą biedę z berdyszami knapi, Jeśli kto pana za łeb w kościele ułapi. Niech i Szwajcarów chowa; będzieli sam knapem, Nie ustraszy nikogo furyją i sapem. 412. PÓŹNA PRZY OŁTARZU ZMOWA NA TOZ DRUGI RAZ
Nie do upodobania małżeństwa dziś między Ludźmi widzimy, ale do jednych pieniędzy: Niech będzie głupi, szpetny, byle chleba grzanka
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 247
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z Oberszterami/ I z przedniejszymi Oficjerami/ Z nieporownanym męstwem szli przed swemi/ Pułki pieszemi .
Które za nimi nie pozostawają/ Pną się gdzie gęste śmierci rozdawają/ Skoczy w też tropy z odwagą żywota/ Loźna Hołota.
Tak Bóg poszczęścił/ że za czas dość mały/ Piechoty nasze w szańce się włamały/ I berdyszami tych co nie uciekli/ Okrutnie siekli .
Pierzchneli drudzy/ lecz Kawaleria Tak nam stanęła/ że niewiedziec czyja Była wygrana/ choć już naszy byli/ Wałów dobyli .
Bo w śród Majdanu z całem Komunikiem Wszyscy Baszowie mocnym stojąc szykiem/ Janczarów swoich kędy się mieszali/ Secundowali .
Tak natarczywie/ i tak wściekle prawie/
z Oberszterámi/ Y z przednieyszymi Officyerámi/ Z nieporownánym męstwem szli przed swemi/ Pułki pieszemi .
Ktore zá nimi nie pozostáwáią/ Pną się gdźie gęste śmierći rozdawáią/ Skoczy w też tropy z odwagą żywotá/ Loźna Hołotá.
Tak Bog poszczęśćił/ że zá czás dość máły/ Piechoty násze w száńce się włamáły/ Y berdyszámi tych co nie vćiekli/ Okrutnie śiekli .
Pierzchneli drudzy/ lecz Káwálerya Ták nam stánęłá/ że niewiedźiec czyiá Byłá wygrána/ choć iuż nászy byli/ Wáłow dobyli .
Bo w środ Maydanu z cáłem Communikiem Wszyscy Bászowie mocnym stoiąc szykiem/ Iánczárow swoich kędy się mieszáli/ Secundowáli .
Ták nátárczywie/ y ták wśćiekle práwie/
Skrót tekstu: SławWikt
Strona: B
Tytuł:
Sławna wiktoria nad Turkami od wojsk koronnych
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
wina trochę pije; a gdy wypędzili Głód przykry, do rozmów się świętych zaś wrócili. II.
CXI
A jako pospolicie bywa, iż człowieczy Zmysł jednę zrozumiewa rzecz po drugiej rzeczy, Pierwszy Rynald poznawa Rugiera dzielnego, Z którem krwawą miał spórkę czasu niedawnego, Kiedy ten o cesarstwo, ów o państwo swoje Straszliwe rozczynali berdyszami boje. Potem Oliwier, Orland wnet go poznawają I mile obłapiwszy, rękę prawą dają.
CX
Sobryn, choć zaraz wzrok swój utkwił w twarzy jego, Gdy przy witaniu obok starca stał dobrego, Ręki przecię zawściągnął, odłożył witanie, Aby go nie zmamiło jakie oszukanie. Skoro zaś nieomylnej doszedł wiadomości, Iż to Rugier
wina trochę pije; a gdy wypędzili Głód przykry, do rozmów się świętych zaś wrócili. II.
CXI
A jako pospolicie bywa, iż człowieczy Zmysł jednę zrozumiewa rzecz po drugiej rzeczy, Pierwszy Rynald poznawa Rugiera dzielnego, Z którem krwawą miał spórkę czasu niedawnego, Kiedy ten o cesarstwo, ów o państwo swoje Straszliwe rozczynali berdyszami boje. Potem Oliwier, Orland wnet go poznawają I mile obłapiwszy, rękę prawą dają.
CX
Sobryn, choć zaraz wzrok swój utkwił w twarzy jego, Gdy przy witaniu obok starca stał dobrego, Ręki przecię zawściągnął, odłożył witanie, Aby go nie zmamiło jakie oszukanie. Skoro zaś nieomylnej doszedł wiadomości, Iż to Rugier
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 308
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905