Kto chce wina dobrego zażyć i smakować/ Ma go językiem/ węchem/ i okiem probować. A niemniej z glancu. potym pięć w pamięci rzeczy/ Ma mieć by mocne było/ przytym i napieczy. Aby jasne klarowne/ wonnej chłodzące/ Iskry do tęgo gęste/ gdy leją rodzące. O słodkim winie białem i czerwonym. Wina słodkie a białe/ ciała przymnażają/ Zwłaszcza gdy kto w nich miarkę pijąc je przebierze/ A jeśli Muzyk/ głosu niezatrzyma w mierze.
O lekarstwach przeciwko truciznie W Czosnku/ w gruszkach/ i w rzotkwi/ w driakchi a wrucie/ W orzechach znajdziesz pomoc na ciężkie otrucie.
O
Kto chce winá dobrego záżyć y smákowáć/ Ma go ięzykiem/ węchem/ y okiem probowáć. A niemniey z gláncu. potym pięć w pámięći rzeczy/ Ma mieć by mocne było/ przytym y nápieczy. Aby iásne klarowne/ wonney chłodzące/ Iskry do tęgo gęste/ gdy leią rodzące. O słodkim winie białem y czerwonym. Wina słodkie a białe/ ćiáła przymnażaią/ Zwłásczá gdy kto w nich miárkę piiąc ie przebierze/ A ieśli Muzyk/ głosu niezátrzyma w mierze.
O lekárstwách przećiwko trućiznie W Czosnku/ w gruszkách/ y w rzotkwi/ w dryakchi á wrućie/ W orzechách znaydźiesz pomoc ná ćięszkie otrućie.
O
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: B3v
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
erelskiego wszytka jest czerwona, Na niej w zielonem polu świeca zapalona. Ono i Irlandczycy są uszykowani We dwa pułki; ci, co są w równinie zebrani, Cnego grabię z Kildery za starszego mają, Grabię z Desmundy, którzy przy górach mieszkają”.
LXXXVIII.
Pierwszy miał na chorągwi sośnią zapaloną, A drugi w białem polu bindę niósł czerwoną. Ale nie tylko ludzie zbierano z Anglii Na cesarza, w Szkocji albo w Hiberniej; Ale mu szli na pomoc i Norwejczykowie I Norwejczyków blizcy sąsiedzi, Szwedowie, I zdalekiej Islandy przywykli bojowi Ludzie, nieprzyjaciele zawżdy pokojowi.
LXXXIX.
Piętnaście zaś tysięcy i więcej liczyli Tych, co z lasów i
erelskiego wszytka jest czerwona, Na niej w zielonem polu świeca zapalona. Ono i Irlandczycy są uszykowani We dwa pułki; ci, co są w równinie zebrani, Cnego grabię z Kildery za starszego mają, Grabię z Desmundy, którzy przy górach mieszkają”.
LXXXVIII.
Pierwszy miał na chorągwi sośnią zapaloną, A drugi w białem polu bindę niósł czerwoną. Ale nie tylko ludzie zbierano z Angliej Na cesarza, w Szkocyi albo w Hiberniej; Ale mu szli na pomoc i Norwejczykowie I Norwejczyków blizcy sąsiedzi, Szwedowie, I zdalekiej Islandy przywykli bojowi Ludzie, nieprzyjaciele zawżdy pokojowi.
LXXXIX.
Piętnaście zaś tysięcy i więcej liczyli Tych, co z lasów i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 218
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i rumianem I dopiero żeleźcem tak uhartowanem Trafia króla, którego ani zbroja broni Ani paiż zasłania od śmiertelnej broni. Gdy tak patrzy na oczy i twarz pięknej panny, Czuje, że już jest w serce, nie wie jako, ranny.
LXVII.
Tej była Olimpia, choć w smętku, gładkości, Jakiej dziś rzadko
odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i rumianem I dopiero żeleźcem tak uhartowanem Trafia króla, którego ani zbroja broni Ani paiż zasłania od śmiertelnej broni. Gdy tak patrzy na oczy i twarz pięknej panny, Czuje, że już jest w serce, nie wie jako, ranny.
LXVII.
Tej była Olimpia, choć w smętku, gładkości, Jakiej dziś rzadko
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 243
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Niemcy nierychło otworzyli) w miasto się przez straż niemiecką wdarłszy, a naostatek piechota na wozach aż do miasta przywieziona, dwie drugie bramy powoli (zaczem ci już wewnątrz byli) wysieklszy, i tak in suma 4 miejscami wpadłszy, wszystko miasto osiedli, prócz rynku, z którego gdy się Elearowie i Niemcy w białem odzieniu, tak jak kto leżał, bronili, Węgrowie tedy jednę połać rynku zapaliwszy, kamienicę narożną drugiej połaci gdzie pułkownik stał opanowali, i z chorągwiami na dachu stanąwszy, z tej kamienicy wystrzelać z rynku broniących się chcieli. Wtem chorążego dworskiego Betlejem Gaborowej piechoty na kamienicy wywijającego i serca wszystkim oną chorągwią dodającego, Elear jeden
Niemcy nierychło otworzyli) w miasto się przez straż niemiecką wdarłszy, a naostatek piechota na wozach aż do miasta przywieziona, dwie drugie bramy powoli (zaczem ci już wewnątrz byli) wysieklszy, i tak in summa 4 miejscami wpadłszy, wszystko miasto osiedli, prócz rynku, z którego gdy się Elearowie i Niemcy w białem odzieniu, tak jak kto leżał, bronili, Węgrowie tedy jednę połać rynku zapaliwszy, kamienicę narożną drugiej połaci gdzie pułkownik stał opanowali, i z chorągwiami na dachu stanąwszy, z tej kamienicy wystrzelać z rynku broniących się chcieli. Wtem chorążego dworskiego Bethlehem Gaborowej piechoty na kamienicy wywijającego i serca wszystkim oną chorągwią dodającego, Elear jeden
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 40
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
Już pola nie znać, już krew z piaskami zdeptana Nędzne czyni widziadło: ranni umierają, Drudzy do wściekłych robót Marsa przybywają. Najmężniejsza zaś dziewka żałuje serdecznie, Że jej nie pozwolono pomścić się koniecznie, Wzdycha, gryzie się, bystry koń wszędy obraca, Aż gdziekolwiek Marfizę z Rugierem namaca.
XXXI.
Poznała go po białem orle w tarczej jasnej, Gdy miedzy chrześcijany krew lał w kupie ciasnej, I strętwiała oczyma patrzy utkwionemi Na twarz najrozkoszniejszą z piersiami kształtnemi; Widzi nieporównaną urodę, wzrok śliczny, Co dla niego cierpi ból w sercu ustawiczny; Widzi stan najśliczniejszy, wdzięczne obyczaje I tak jadem ruszona, zaraz sobie łaje:
XXXII.
„
Już pola nie znać, już krew z piaskami zdeptana Nędzne czyni widziadło: ranni umierają, Drudzy do wściekłych robót Marsa przybywają. Najmężniejsza zaś dziewka żałuje serdecznie, Że jej nie pozwolono pomścić się koniecznie, Wzdycha, gryzie się, bystry koń wszędy obraca, Aż gdziekolwiek Marfizę z Rugierem namaca.
XXXI.
Poznała go po białem orle w tarczej jasnej, Gdy miedzy chrześcijany krew lał w kupie ciasnej, I strętwiała oczyma patrzy utkwionemi Na twarz najrozkoszniejszą z piersiami kształtnemi; Widzi nieporównaną urodę, wzrok śliczny, Co dla niego cierpi ból w sercu ustawiczny; Widzi stan najśliczniejszy, wdzięczne obyczaje I tak jadem ruszona, zaraz sobie łaje:
XXXII.
„
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 114
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
królewiczów kasztel z ogniów przyprawnych uczyniony, który gdy potem zapalono, piękne spectaculum ognie one uczyniły. –
17. Jeździliśmy do niektórych klasztorów mniszek, gdzieśmy foremny zakon widzieli, a zwłaszcza u ś. Daniela, gdzie do nas do kraty przyszło do pięciudziesiąt tych zakonniczek, jedna od drugiej piękniejsza: ubrane wprawdzie w białem odzieniu, włosy utrefione, i na piersiach taki strój jako u inszych białychgłów weneckich. Kazały dla nas wina dobrego przynieść i rozmawiały
z nami tak bezpiecznie jako potrzeba. A jest takich kilka klasztorów. Szlachta wenecka wynalazła to pomieszkanie dla córek swych, których dla kosztu za mąż dać nie chcą albo nie mają o czem;
królewiców kasztel z ogniów przyprawnych uczyniony, który gdy potém zapalono, piękne spectaculum ognie one uczyniły. –
17. Jeździliśmy do niektórych klasztorów mniszek, gdzieśmy foremny zakon widzieli, a zwłaszcza u ś. Daniela, gdzie do nas do kraty przyszło do pięciudziesiąt tych zakonniczek, jedna od drugiéj piękniejsza: ubrane wprawdzie w białém odzieniu, włosy utrefione, i na piersiach taki strój jako u inszych białychgłów weneckich. Kazały dla nas wina dobrego przynieść i rozmawiały
z nami tak bezpiecznie jako potrzeba. A jest takich kilka klasztorów. Szlachta wenecka wynalazła to pomieszkanie dla córek swych, których dla kosztu za mąż dać nie chcą albo nie mają o czém;
Skrót tekstu: PacOb
Strona: 161
Tytuł:
Obraz dworów europejskich
Autor:
Stefan Pac
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1624 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Kazimierz Plebański
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zygmunt Schletter
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1854
się obróciwszy. I widząc że był zewsząd okrążony/ Biegł mu na pomoc konia rozpuściwszy. Za niem poskoczył pułk niezwyciężony/ W najgorszych raziech zawsze doświadczony. 37. O połku mówię sławnem Dudonowem/ (będzie go Muza często wspominała) Przed niem wprzód Rynald szedł w kirysie nowem/ A uroda go sama wydawała. Po białem Orle w polu lazurowem/ Erminia go zarazem poznała. Rzecze Królowi co nań patrzył pilnie/ O tem ci co wiem/ powiem nieomylnie. Jerozolimy wyzwolonej
38. Z tem żaden w dziełach niezrowna Marsowych/ Choć mu szesnaście dopiero lat liczą: Kiedyby sześci Gofred miał takowych/ Jużby Syria beła niewolniczą. Latwieby
się obroćiwszy. I widząc że był zewsząd okrążony/ Biegł mu ná pomoc koniá rospuśćiwszy. Zá niem poskoczył pułk niezwyćiężony/ W naygorszych ráźiech záwsze doświádczony. 37. O połku mowię sławnem Dudonowem/ (będźie go Muzá często wspomináłá) Przed niem wprzod Rynáld szedł w kiryśie nowem/ A vrodá go sámá wydawáłá. Po białem Orle w polu lázurowem/ Erminia go zárázem poznáłá. Rzecze Krolowi co nań pátrzył pilnie/ O tem ći co wiem/ powiem nieomylnie. Ierozolimy wyzwoloney
38. Z tem żaden w dźiełách niezrowna Marsowych/ Choć mu szesnaśćie dopiero lat liczą: Kiedyby sześći Goffred miał tákowych/ Iużby Syrya bełá niewolniczą. Látwieby
Skrót tekstu: TasKochGoff
Strona: 55
Tytuł:
Goffred abo Jeruzalem wyzwolona
Autor:
Torquato Tasso
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618