egzorcyzmy. Jest na miłość sztuka, Jest fortel, choć odmienna, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj sam wprzód kocha. A że częstokroć serce językowi przeczy, Niechaj kocha nie w słowiech, ale w samej rzeczy. 258 (P). HONORES MUTANT MORES ODMIANA PRZYJAŹNI
Lżej się nędze i biedy z przyjacioły znoszą, Niż bez nich sława, honor, dostatek z rozkoszą. Wierę, nie dzisiejszego sentencja świata,
Kędy jeśli kto wyżej fortuną wylata, Zaraz brak i w regiestrach swoich czyni rugi, Z sług, poddanych, z przyjaciół starych chce mieć sługi. Niechże mu jedno pierza przygoda przystrzyże, Dopiero honoruje
egzorcyzmy. Jest na miłość sztuka, Jest fortel, choć odmienna, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj sam wprzód kocha. A że częstokroć serce językowi przeczy, Niechaj kocha nie w słowiech, ale w samej rzeczy. 258 (P). HONORES MUTANT MORES ODMIANA PRZYJAŹNI
Lżej się nędze i biedy z przyjacioły znoszą, Niż bez nich sława, honor, dostatek z rozkoszą. Wierę, nie dzisiejszego sentencyja świata,
Kędy jeśli kto wyżej fortuną wylata, Zaraz brak i w regiestrach swoich czyni rugi, Z sług, poddanych, z przyjaciół starych chce mieć sługi. Niechże mu jedno pierza przygoda przystrzyże, Dopiero honoruje
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 114
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kochają.
A ty nieboże chocieś już ćwiczyznę Niejednę spędził, służąc za ojczyznę, Chocieś ostatni ząb wyłamał stary, Głodząc suchary,
Już jak za płachtą tak za portirią Stój za tą i za inszą okazią, Tak wiele weźmiesz, jako ci pobrali, Co tu stawali.
Wszytkieby jednak, wszytkie mówię były Znośniejsze biedy, choćby się sprzykrzyły, Jeszcze ci, co są na tak gorzkim chlebie, Nie będą w niebie.
Bo to rzecz pewna, niech kto co chce mówi, Kto wiadom a da miejsce rozumowi, Niech przyzna, jeśli żołnierz który żywy Był sprawiedliwy.
Gdy na włość przyjdzie, tam dobry mierniczy Tak sprawiedliwie łany pograniczy
kochają.
A ty nieboże chocieś już ćwiczyznę Niejednę spędził, służąc za ojczyznę, Chocieś ostatni ząb wyłamał stary, Głodząc suchary,
Już jak za płachtą tak za portirią Stoj za tą i za inszą okazią, Tak wiele weźmiesz, jako ci pobrali, Co tu stawali.
Wszytkieby jednak, wszytkie mowię były Znośniejsze biedy, choćby się sprzykrzyły, Jeszcze ci, co są na tak gorzkim chlebie, Nie będą w niebie.
Bo to rzecz pewna, niech kto co chce mowi, Kto wiadom a da miejsce rozumowi, Niech przyzna, jeśli żołnierz ktory żywy Był sprawiedliwy.
Gdy na włość przyjdzie, tam dobry mierniczy Tak sprawiedliwie łany pograniczy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 345
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię mój kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie stanie, Miłe mu przeszłych bied przypominanie, Miło mu pojrzeć na wichry, na skały, Gdy uszedł cały,
Tak ja, gdy da Bóg w pokoju usiądę, Przeszłe niewczasy przypominać będę, Wszytkie me biedy, trudy, troski, szkody, Wszytkie przygody.
Jakom skrzydłami niebieskiej obrony Z ostatnich toni bywał wydźwigniony, Jakom w najcięższe swe doznawał razy Anielskiej straży,
Lubo nie poraz śmierć już srogą swoję Kosę na szyję zakładała moję, Nieraz już moje wstępowały nogi W podziemne progi.
Co wszytko teraz przy mym dziękczynieniu
nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię moj kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie stanie, Miłe mu przeszłych bied przypominanie, Miło mu pojrzeć na wichry, na skały, Gdy uszedł cały,
Tak ja, gdy da Bog w pokoju usiędę, Przeszłe niewczasy przypominać będę, Wszytkie me biedy, trudy, troski, szkody, Wszytkie przygody.
Jakom skrzydłami niebieskiej obrony Z ostatnich toni bywał wydźwigniony, Jakom w najcięższe swe doznawał razy Anielskiej straży,
Lubo nie poraz śmierć już srogą swoję Kosę na szyję zakładała moję, Nieraz już moje wstępowały nogi W podziemne progi.
Co wszytko teraz przy mym dziękczynieniu
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 353
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
okrutnym żelazem Śmiałaś się pastwić nad takim obrazem, Co mu żadnego Niemasz równego. Już to trzeci raz śniegiem zabielały Góry, trzeci raz kłos pożyna zrzały Dziłem Bellony Rolnik strwożony. Odtąd jak nasze nawiedził podwoje Zięć nieszczęśliwy, tak też oczy moje Nie osychają, Lecz we łzach tają. Teraz się jednak wszytkie wraz zmowiły Biedy i na mą głowę obaliły, Tak żem do ziemi Przybita nimi, Gdy nasz poddany zdradziecką prawicę Na pana swego podniósłszy stolicę Wczora był manem A dzisia panem. Luboć niedługo taka jego dola: Do przepiorczego hospodarstwo pola, Którzy je znają, Przyrównywają. Myśmy to sami byli tak szczęśliwi, Myśmy najpierwej
okrutnym żelazem Śmiałaś się pastwić nad takim obrazem, Co mu żadnego Niemasz rownego. Już to trzeci raz śniegiem zabielały Gory, trzeci raz kłos pożyna zrzały Dziłem Bellony Rolnik strwożony. Odtąd jak nasze nawiedził podwoje Zięć nieszczęśliwy, tak też oczy moje Nie osychają, Lecz we łzach tają. Teraz się jednak wszytkie wraz zmowiły Biedy i na mą głowę obaliły, Tak żem do ziemi Przybita nimi, Gdy nasz poddany zdradziecką prawicę Na pana swego podniozszy stolicę Wczora był manem A dzisia panem. Luboć niedługo taka jego dola: Do przepiorczego hospodarstwo pola, Ktorzy je znają, Przyrownywają. Myśmy to sami byli tak szczęśliwi, Myśmy najpierwej
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 436
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, i mnie lepiej było zostać
U pana ojca, niż być niewolnicą A ty choćbyś był został i woźnicą. Aż pan do kija; pani krzyknie rata! Biegaj dziewczyno w skok do pana brata. Ej stojcież, panie! Nie bijcie mi siostry, Bo o jej krzywdę mam ja pałasz ostry. 712. Biedy podrożne.
Zabłądziłem nieborak, barzo w ciemnej nocy, Deszcz mię siecze pospołu z śniegiem w same oczy. Konie oba ustały, drygancik i z klaczą, Żona chora i zrzędzi, dzieci barzo płaczą. Ulgnąłem w srogim błocie, koło się złamało, Bartek od koni uciekł, mnie już sił nie stało,
, i mnie lepiej było zostać
U pana ojca, niż być niewolnicą A ty choćbyś był został i woźnicą. Aż pan do kija; pani krzyknie rata! Biegaj dziewczyno w skok do pana brata. Ej stojcież, panie! Nie bijcie mi siostry, Bo o jej krzywdę mam ja pałasz ostry. 712. Biedy podrożne.
Zabłądziłem nieboras, barzo w ciemnej nocy, Deszcz mię siecze pospołu z śniegiem w same oczy. Konie oba ustały, drygancik i z klaczą, Żona chora i zrzędzi, dzieci barzo płaczą. Ulgnąłem w srogim błocie, koło się złamało, Bartek od koni uciekł, mnie już sił nie stało,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 458
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
złożyć mógł Kopiją, Gotowy Nieprzyjaciel stanął mu nad szyją. Aż co nam w-tym pokoju dobre dni rodziło, I wczasy i rozkoszy, toż nam zawadziło. Owo wszytko, (kiedy się porachujem z-sobą) Dobro nasze w-ieden grób poszło razem z-Tobą, Na to miejsce, lichoty, trwogi, różno blade Biedy, nedzy, choroby, zaboje szkarade, Uciekania, włóczegi, głody do umoru, Jako z płaczorodego wysuły się woru. Bodaj był nie umierał! a jeżliżeś kiedy Ponać miał Libityne, przynajmniej nie tedy Rozkosze jego panowania Część PIERWSZA
Bo gdy się Nieprzyjaciel, (który długo temu Rumorowi nie wierzył, a szcześciu się
złożyć mogł Kopiią, Gotowy Nieprzyiaćiel stanął mu nad szyią. Aż co nam w-tym pokoiu dobre dni rodźiło, I wczásy y roskoszy, toż nam zawádźiło. Owo wszytko, (kiedy sie porachuiem z-sobą) Dobro nasze w-ieden grob poszło razem z-Tobą, Na to mieysce, lichoty, trwogi, rożno blade Biedy, nedzy, choroby, zaboie szkárade, Ućiekania, włoczegi, głody do umoru, Iako z płaczorodego wysuły sie woru. Boday był nie umierał! á ieżliżeś kiedy Ponać miał Libityne, przynaymniey nie tedy Rozkosze jego panowania CZESC PIERWSZA
Bo gdy sie Nieprzyiaćiel, (ktory długo temu Rumorowi nie wierzył, á szcześćiu sie
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 12
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
nie zostaje.
W czasie tak głodnym, Roku nierodnym, Pełni otuchy Ludzie truchleją: Próżną nadzieją Karmili duchy.
Tu żywioł drogi, Tu żołnierz srogi; Ciężkie pobory Ubogich krwawie Z ostatniej prawie Zewłoczą skory.
Tu nieprzyjaciel Wszytko wytracieł, I co w komorze Ta trocha żydła, Abo więc bydła Była w oborze.
Te biedy wszytki Ziemskie użytki Nagrodzić miały, Które się były Z twej łaski miłej Nam pokazały.
Serce zaboli, Kiedy po roli Oracz mizerny Rozpuści oko: Wszytko głęboko Wbił grad niezmierny.
Pszeniczne wały Nie doczekały Sierpa krzywego; Pożęła żyta Plaga niesyta Sądu twojego.
Kędyż są ony Piękne jęczmiony, Rozkoszne grochy, Owsy nieźrałe, Więc
nie zostaje.
W czasie tak głodnym, Roku nierodnym, Pełni otuchy Ludzie truchleją: Próżną nadzieją Karmili duchy.
Tu żywioł drogi, Tu żołnierz srogi; Ciężkie pobory Ubogich krwawie Z ostatniej prawie Zewłoczą skory.
Tu nieprzyjaciel Wszytko wytracieł, I co w komorze Ta trocha żydła, Abo więc bydła Była w oborze.
Te biedy wszytki Ziemskie użytki Nagrodzić miały, Które się były Z twej łaski miłej Nam pokazały.
Serce zaboli, Kiedy po roli Oracz mizerny Rozpuści oko: Wszytko głęboko Wbił grad niezmierny.
Pszeniczne wały Nie doczekały Sierpa krzywego; Pożęła żyta Plaga niesyta Sądu twojego.
Kędyż są ony Piękne jęczmiony, Rozkoszne grochy, Owsy nieźrałe, Więc
Skrót tekstu: PotPieśRKuk_I
Strona: 472
Tytuł:
Pieśni różne
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1669 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
widzeniem strzymawszy się w kroku, Spyta tych, co z nim byli: Cóż? (rzekł) jeden wzroku Niema, drugi szpetną twarz niesie, co za cuda? Czy to są dzicy ludzie, czy jaka obłuda? Słudzy widząc, że tego zaprzeć niełza, tedy Odpowiedzą, że te są na człowieka biedy, Często przypadające z humorów złych, które Z materyjej skażonej czyniom ludziom chore Ciała. Spyta on znowu: Czy wszytkim ta biada, Którzykolwiek na świecie są, ludziom przypada? Czyli niektórym tylko? Nie wszytkim, młodź powie, Lecz tym, których dla złej krwi zepsowane zdrowie. Znowu spyta. Ponieważ te chorób
widzeniem strzymawszy się w kroku, Spyta tych, co z nim byli: Coż? (rzekł) ieden wzroku Niema, drugi szpetną twarz nieśie, co zá cudá? Czy to są dźicy ludźie, czy iáka obłudá? Słudzy widząc, że tego záprzec niełza, tedy Odpowiedzą, że te są ná człowieká biedy, Często przypadáiące z humorow złych, ktore Z máteryiey skáżoney czyniom ludźiom chore Ciáłá. Spyta on znowu: Czy wszytkim tá biádá, Ktorzykolwiek ná świećie są, ludźiom przypada? Cżyli niektorym tylko? Nie wszytkim, młodź powie, Lecz tym, ktorych dla złey krwi zepsowáne zdrowie. Znowu spyta. Ponieważ te chorob
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 29
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
I opanować Egipt w ludzie głodny. CLXII. Ale gdy zażyć tej pogody życzy; Brutus go zraża przez listy, przez Posły, Jako należy żądze mieć na smyczy, I do Egiptu nie kierować wiosły, Bo nie dla żadnej powinni zdobyczy Krążyć, lecz żeby w jedno ciało zrosły Wojska ich; które z tej Ojczyznę biedy Mogłyby z niemi wyswobodzić kiedy. CLXIII. Na Cel intencyj słuszna się oglądać, I nie daleko być od Włoskiej ziemi, Żeby kiedy ich Stany będą żądać, Mogli na pomoc przysc nieleniwemi, Usłuchał Kasj, i chcąc na wolą dać Brutusa; siebie, wespół ze swojemi, Partycką jazdę odsyła z darami I o
I opanować AEgypt w ludzie głodny. CLXII. Ale gdy zażyć tey pogody życzy; Brutus go zraża przez listy, przez Posły, Iako należy żądze mieć na smyczy, I do AEgyptu nie kierować wiosły, Bo nie dla żadney powinni zdobyczy Krążyć, lecz żeby w iedno ciało zrosły Woyska ich; ktore z tey Oyczyznę biedy Mogłyby z niemi wyswobodzić kiedy. CLXIII. Na Cel intencyi słuszna się oglądać, I nie daleko bydz od Włoskiey ziemi, Zeby kiedy ich Stany będą żądac, Mogli na pomoc przysc nieleniwemi, Usłuchał Kassy, y chcąc na wolą dać Brutusa; siebie, wespoł ze swoiemi, Parthycką iazdę odsyła z darami I ó
Skrót tekstu: ChrośKon
Strona: 200
Tytuł:
Pharsaliej... kontynuacja
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Klasztor Oliwski
Miejsce wydania:
Oliwa
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1693
Data wydania (nie później niż):
1693
Strzyże N. sługa Boży włosy głowy swojej w Imię Ojca/ i Syna/ i Ducha Z. jest z tych Ceremonij/ które skutki znaczą. Najpierwiej tedy znaczy/ iż ten który przez pomazanie Mira Świętego stał się żołnierzem Chrystusowym/ ma wiedzieć/ że jako włosy są insensibiles, choć je rzeżą/ tak on wszelakie biedy/ i przesladowania za wyznanie Boga w Trójcy Z. jedynego/ i za Imię Pana Pana naszego Jezusa Chrystusa skromnie i ochotnie cierpieć i znosić ma bez wszelkiej teskliwości. Po wtóre aby pamiętał/ że jako te pierwsze strzyżenie/ tak wszystkie sprawy swoje z błogosławieństwem Bożym na chwałę jego świętą poczynać i kończyć ma. Ta tedy
Strzyże N. sługá Boży włosy głowy swoiey w Imię Oycá/ y Syná/ y Duchá S. iest z tych Ceremonij/ ktore skutki znáczą. Naypierwiey tedy znáczy/ iż ten ktory przez pomázánie Mirá Swiętego stał się żołnierzem Christusowym/ má wiedźieć/ że iáko włosy są insensibiles, choć ie rzeżą/ ták on wszelakie biedy/ y przesládowánia zá wyznánie Bogá w Troycy S. iedynego/ y zá Imię Páná Páná nászego Iezusá Chrystusá skromnie y ochotnie ćierpieć y znośić ma bez wszelkiey teskliwośći. Po wtore áby pámiętał/ że iáko te pierwsze strzyżenie/ ták wszystkie spráwy swoie z błogosłáwieństwem Bożym ná chwałę iego świętą poczynáć y konczyć ma. Tá tedy
Skrót tekstu: MohLit
Strona: 12
Tytuł:
Lithos abo kamień z procy prawdy [...] wypuszczony
Autor:
Piotr Mohyła
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1644
Data wydania (nie wcześniej niż):
1644
Data wydania (nie później niż):
1644