kłopoty, Których mię straszyły Ustawiczne obroty, Moje obróciły Rymy radosne W treny żałosne.
Ja śpiewam skamieniały, A gdzież me dostatki? Gdzie się wczasy podziały? Już pono ostatki Ogniem spalono, Z ziemią zrownano.
Śpiewam ci i śpiewać będę Do kresu samego, Póki na łódź nie wsiędę Charona srogiego, Gdy w blade cieni Świat ten zamieni.
Śpiewam, lecz nie w rozpaczy Choć w takiej ciężkości, Bo o mnie wiedzieć raczy Bóg mój z wysokości. Co wszytko może, Ten mię wspomoże. 669. Do Jej Mci panny Ciechanowieckiej, wojewodzianki mińskiej komplement in gratiam jednego kawalera złożony.
Panie mój zacny, chociaż mało na mię tracisz
kłopoty, Ktorych mię straszyły Ustawiczne obroty, Moje obrociły Rymy radosne W treny żałosne.
Ja śpiewam skamieniały, A gdzież me dostatki? Gdzie się wczasy podziały? Już pono ostatki Ogniem spalono, Z ziemią zrownano.
Śpiewam ci i śpiewać będę Do kresu samego, Poki na łodź nie wsiędę Charona srogiego, Gdy w blade cieni Świat ten zamieni.
Śpiewam, lecz nie w rozpaczy Choć w takiej ciężkości, Bo o mnie wiedzieć raczy Bog moj z wysokości. Co wszytko może, Ten mię wspomoże. 669. Do Jej Mci panny Ciechanowieckiej, wojewodzianki mińskiej komplement in gratiam jednego kawalera złożony.
Panie moj zacny, chociaż mało na mię tracisz
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 373
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
cory, Które na wierzchu sławnej rezydując góry Pijecie poświęcone Helikonu zdroje, Pełne duchów febowych, już porzućcie swoje Zwykłych zabaw uciechy a żałosne treny (Jakimi kiedyś sławne zabrzmiały Miceny Od żałosnego plonu niewolnic w Koronach) Zacznicie, niech po wszytkich rozlega się stronach Lament i narzekanie. Już wasze ćwiczenie Już ow wasz wychowaniec, między blade cienie Ledwie co nie w dziecinnym wieku policzony Z ziemskich nizin nad górne wyleciał triony. Lecz raczej i prawdziwiej ty, o ludu Boży! Żałuj tak wielkiej straty i niech cię zatrwoży Ten sąd Pański, że mając tak okrutnych zwierzów Pełno około siebie a czułych pasterzów Tak pilno potrzebując, jego w wielkie cnoty Bogatego i świętej
cory, Ktore na wierzchu sławnej rezydując gory Pijecie poświęcone Helikonu zdroje, Pełne duchow febowych, już porzućcie swoje Zwykłych zabaw uciechy a żałosne treny (Jakimi kiedyś sławne zabrzmiały Miceny Od żałosnego plonu niewolnic w Koronach) Zacznicie, niech po wszytkich rozlega się stronach Lament i narzekanie. Już wasze ćwiczenie Już ow wasz wychowaniec, między blade cienie Ledwie co nie w dziecinnym wieku policzony Z ziemskich nizin nad gorne wyleciał triony. Lecz raczej i prawdziwiej ty, o ludu Boży! Żałuj tak wielkiej straty i niech cię zatrwoży Ten sąd Pański, że mając tak okrutnych zwierzow Pełno około siebie a czułych pasterzow Tak pilno potrzebując, jego w wielkie cnoty Bogatego i świętej
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 430
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Która nie mogąc wytrzymać tej zgodzie Bogów, wróciła do piekła o głodzie. Wszytko-ć się niebo z pomocą ozwało, Wszytko przy zdrowiu twym opowiedziało; Wróciło-ć, Jago, i zdrowie, i siły, I kształt urody, mnie nad wszytko miły, A zorza śliczna z swej różanej wody Skropiła-ć blade wargi i jagody. Postrzegło niebo, jakiej pragnął chluby Zwycięstwa nad nim ciemny grób z twej zguby; Postrzegło niebo, że w twej twarzy czynie Cudownym przednia dzielność jego słynie, I stąd nie chciało walić oraz z tobą Swojej roboty i z swoją ozdobą; Ożyłaś zatem, ożyłem wraz i ja, Bo mię
Która nie mogąc wytrzymać tej zgodzie Bogów, wróciła do piekła o głodzie. Wszytko-ć się niebo z pomocą ozwało, Wszytko przy zdrowiu twym opowiedziało; Wróciło-ć, Jago, i zdrowie, i siły, I kształt urody, mnie nad wszytko miły, A zorza śliczna z swej różanej wody Skropiła-ć blade wargi i jagody. Postrzegło niebo, jakiej pragnął chluby Zwycięstwa nad nim ciemny grób z twej zguby; Postrzegło niebo, że w twej twarzy czynie Cudownym przednia dzielność jego słynie, I stąd nie chciało walić oraz z tobą Swojej roboty i z swoją ozdobą; Ożyłaś zatem, ożyłem wraz i ja, Bo mię
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 264
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
będzie mu się widziało, iż u marli chodzą ze świecami. Jak twarze umarłych reprezentować?
Weź soli utartej dobrze, prochu utartego, salitry utartej, weź kłaków lnianych, włóż je wgorzałkę, w szklanne lub skorupiane naczynie wsyp ów proch, falitrę, sól, zapal, tedy ogień ów około stojących jak umarłe twarze blade, straszne pokaże. Probatum. Żeby ci nogi ręce w mróz nie ziembły.
Pośmarować je sobie każe Mizaldus sadłem Liszki. Jak obrazy papierowe płótnem podklejać, aby się niemarszczyły i niegurbiły?
Wziąwszy Obraz Papierowy czarny, (nie iluminowany: bo się zeszpeci) polej stół czysty, równy tak szeroki jak obraz,
będzie mu się widziáło, iż u marli chodzą ze swiecami. Iak twarze umarłych reprezentować?
Weź soli utartey dobrze, prochu utartego, salitry utartey, weź kłakow lnianych, włoż ie wgorzałkę, w szklanne lub skorupiane naczynie wsyp ow proch, falitrę, sol, zapal, tedy ogień ow około stoiących iak umarłe twarze blade, strasżne pokaże. Probatum. Zeby ci nogi ręce w mroz nie ziembły.
Posmarować ie sobie każe Mizaldus sadłem Liszki. Iak obrazy papierowe płotnem podkleiać, aby się niemarszczyły y niegurbiły?
Wziąwszy Obraz Papierowy czarny, (nie illuminowany: bo się zeszpeci) poley stoł czysty, rowny tak szeroki iák obraz,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 517
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
różową odmienioną/ i w niej jedwab biały i szmatki nurzano. Tu przydaj gdy z szmatek robić będzisz roże/ nie porzucaj okrawek/ ale je zebrawszy/ nalej na nie trochę ługu i trochę soku cytrynowego; wyciśnij je i wykręć a znidzie farba/ w tej unurz znowu szmatki białe/ które służyć będą na ostatnie listki blade różowe. Mając roże, trzezba do nich i listków zielonych które tak uczynisz/ lub je drudzy z kitajki zielonej robią. Weś gryszpanu funt jeden naprzykład/ stłucz miałko/ wsyp w szklenicę/ nalej octu mocnego winnego/ (albo soku cytrynowego) z pół garca/ niech moknie dzień/ dwa/ trzy/
rożową odmienioną/ i w niey iedwáb biáły i szmátki nurzáno. Tu przydáy gdy z szmátek robić będzisz roże/ nie porzucáy okráwek/ ále ie zebrawszy/ náley ná nie trochę ługu i trochę soku cytrynowego; wyćiśniy ie i wykręć á znidzie farbá/ w tey unurz znowu szmátki biáłe/ ktore służyć będą ná ostátnie listki bláde rożowe. Maiąc roże, trzezbá do nich i listkow źielonych ktore ták uczynisz/ lub ie drudzy z kitayki źieloney robią. Weś gryszpánu funt ieden náprzykład/ ztłucz miáłko/ wsyp w śklenicę/ náley octu mocnego winnego/ (álbo soku cytrynowego) z puł gárcá/ niech moknie dźień/ dwá/ trzy/
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 198
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
wyście ku jakiemuś błotu przybiegały)!” I stanęłyście zaraz. Jeszcze któraś chciała Ruszyć nogą, a noga w korzeń już wrastała. Chciała rękami klasnąć, jako się rękami Zaniosła, tak obrosła wszystka gałęziami. Ciało w pień poszło, członki skórą obleczone, Liście na was wionęło na poły zielone, Na poły blade, pełne niesmacznej gorzkości, Znak przestrachu, i waszej ostatniej żałości. I stałyście się nowo na ten czas wierzbami, I po dziś dzień rośniecie, wierzby, nad wodami. A Pallas nowym fukiem: „Tu, tu, wszetecznice; Pijcie błoto, niegodne panieńskiej krynice! Niegodne ani dawać owocu żadnego, Niegodne
wyście ku jakiemuś błotu przybiegały)!” I stanęłyście zaraz. Jeszcze któraś chciała Ruszyć nogą, a noga w korzeń już wrastała. Chciała rękami klasnąć, jako się rękami Zaniosła, tak obrosła wszystka gałęziami. Ciało w pień poszło, członki skórą obleczone, Liście na was wionęło na poły zielone, Na poły blade, pełne niesmacznej gorzkości, Znak przestrachu, i waszej ostatniej żałości. I stałyście się nowo na ten czas wierzbami, I po dziś dzień rośniecie, wierzby, nad wodami. A Pallas nowym fukiem: „Tu, tu, wszetecznice; Pijcie błoto, niegodne panieńskiej krynice! Niegodne ani dawać owocu żadnego, Niegodne
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 85
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
W tej bitwie śmierć i żywot umiera oboje. Na Judasza,
WYdawa sługa Pana/ ale ten Pan cięży. Zgubę sługi przyjmuje niźli swoje więży. O Forszterże.
LEczy ślepych/ że widzą niźli pierwej lepi/ Przecię nas nienamoiw byśmy byli ślepi. Chwała Muzyki.
WItaj Matko uciechy/ niebieska rozkoszy/ Której dźwięk blade smutki w momencie rozpłoszy. Ty jak w boju pobudzasz/ serca nielękliwe/ Tak w tąńcu animusze/ kołyszesz pierzchliwe. Tyś lekarstwem frasunków/ Instrument ochoty/ Dziwną kręcąc odmianą myśli kołowroty. Muzyka Zwierze/ laszy/ potoki/ i skały/ Ruszy/ jenoby skrzypce Orfea zagrały. Nawet mądrzy (czy wierzyć)
W tey bitwie śmierć y żywot vmiera oboie. Ná Iudaszá,
WYdawa sługá Páná/ ále ten Pąn ćięży. Zgubę sługi przymuie niźli swoie więży. O Forszterże.
LEczy ślepych/ że widzą niźli pierwey lepi/ Przećię nas nienámoiw byśmy byli ślepi. Chwałá Muzyki.
WItay Mátko vćiechy/ niebieska roskoszy/ Ktorey dzwięk bláde smutki w momenćie rospłoszy. Ty iák w boiu pobudzasz/ sercá nielękliwe/ Ták w tąńcu ánimusze/ kołyszesz pierzchliwe. Tyś lekárstwem frásunkow/ Instrument ochoty/ Dźiwną kręcąc odmiáną myśli kołowroty. Muzyká Zwierze/ lászy/ potoki/ y skáły/ Ruszy/ ienoby skrzypce Orphea zágráły. Náwet mądrzy (czy wierzyć)
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 63
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
w nocy Zerbinowi I którą na się włożył, żadnej profosowi Obrony, żadnej w on czas nie dała pomocy Przeciw onej tak wielkiej Orlandowej mocy. Hełmuć wprawdzie nie przebił, bo był doświadczony, Uderzył go w policzek grotem z prawej strony; Ale tak beł ciężki raz, takie uderzenie, Że zdechł zaraz i poszedł miedzy blade cienie.
LX.
W jednem biegu i drzewa nie wyjmując z toku, Drugiemu, co za pierwszem stał na kilku kroku, Przebił piersi na wylot. Wtem drzewo porzuca, A wiernej Duryndanie ostatek porucza; Temu głowę do czysta, jak trzeba, ucina, A temu ją na poły dzieli i rozcina. Wielom przeciął
w nocy Zerbinowi I którą na się włożył, żadnej profosowi Obrony, żadnej w on czas nie dała pomocy Przeciw onej tak wielkiej Orlandowej mocy. Hełmuć wprawdzie nie przebił, bo był doświadczony, Uderzył go w policzek grotem z prawej strony; Ale tak beł ciężki raz, takie uderzenie, Że zdechł zaraz i poszedł miedzy blade cienie.
LX.
W jednem biegu i drzewa nie wyjmując z toku, Drugiemu, co za pierwszem stał na kilku kroku, Przebił piersi na wylot. Wtem drzewo porzuca, A wiernej Duryndanie ostatek porucza; Temu głowę do czysta, jak trzeba, ucina, A temu ją na poły dzieli i rozcina. Wielom przeciął
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 210
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przechodziło. Swojej paniej szczery Kurier wszytko nosił, bo wtedy kwatery Trudno było otworzyć, żeby podejrzana Jakim kształtem nie była z kochankiem kochana. Przez te nowinki k sobie przyszła po przestrachu Miłośniczka. Znowu jej nie żal, iże w gachu Owem się zakochała, znowu triumfuje Nad mężem i stracona cera jej farbuje Usasanczone wargi i blade jagody; Ochłodła po oblaniu owem wrzącej wody.
Gdy już nieporownane w bystrym biegu konie Słoneczne z ich światłością na zachodniej stronie Ochyniono spotniałe w słonem oceanie, Już się pokazowało śliczne haftowanie Złocistych gwiazd na niebie, już była w te czasy Dziczyzna — werterbiste opuściwszy lasy I zagęszczone knieje — na swe żyrowiska Powychodziła w pola:
przechodziło. Swojej paniej szczery Kuryer wszytko nosił, bo wtedy kwatery Trudno było otworzyć, żeby podejrzana Jakiem kształtem nie była z kochankiem kochana. Przez te nowinki k sobie przyszła po przestrachu Miłośniczka. Znowu jej nie żal, iże w gachu Owem sie zakochała, znowu tryumfuje Nad mężem i stracona cera jej farbuje Usasanczone wargi i blade jagody; Ochłodła po oblaniu owem wrzącej wody.
Gdy już nieporownane w bystrym biegu konie Słoneczne z ich światłością na zachodniej stronie Ochyniono spotniałe w słonem oceanie, Już sie pokazowało śliczne haftowanie Złocistych gwiazd na niebie, już była w te czasy Dziczyzna — werterbiste opuściwszy lasy I zagęszczone knieje — na swe żyrowiska Powychodziła w pola:
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 87
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
skrzydły swojemi Auster w jesieni odrze list z kwiaty pięknemi: Tak najsmutniejsza dziewka, nie widząc swojego Kochanka, lekce waży dwór Karła wielkiego, Ani ten być rozumie, jaki odjechała W ten czas, gdy na Rugiera obecna patrzała.
XXVII.
Nie śmie pytać, kędy był, osławy się boi Podejźrzanej, z nadzieją strachy blade dwoi, Ucha szeptom nadstawia, zrze się, gryzie srodze I lub to o dalekiej coś wie jego drodze, Dokądby jednak jechał, z jej wielkiem kłopotem Nikt namniejszej sprawy dać nie umie jej o tem, Bo Rugier giermka z sobą wziął tylko jednego, Któremu nie zwierzył się sekretu wielkiego.
XXVIII.
Wzdycha ciężko
skrzydły swojemi Auster w jesieni odrze list z kwiaty pięknemi: Tak najsmutniejsza dziewka, nie widząc swojego Kochanka, lekce waży dwór Karła wielkiego, Ani ten być rozumie, jaki odjechała W ten czas, gdy na Rugiera obecna patrzała.
XXVII.
Nie śmie pytać, kędy był, osławy się boi Podejźrzanej, z nadzieją strachy blade dwoi, Ucha szeptom nadstawia, zrze się, gryzie srodze I lub to o dalekiej coś wie jego drodze, Dokądby jednak jechał, z jej wielkiem kłopotem Nikt namniejszej sprawy dać nie umie jej o tem, Bo Rugier giermka z sobą wziął tylko jednego, Któremu nie zwierzył się sekretu wielkiego.
XXVIII.
Wzdycha ciężko
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 342
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905