Genewie po dwakroć ponowione, ale nie tak silnie jak pierwsze. 13 Maja o 2 z rana w Paryżu, i w okolicy dało się uczuć lekkie ziemi trzęsienie, które trwało blisko ćwierć godziny. W Remiremoncie zaś nad Mozą rzeką było gwałtowne, jako też na 5 lub sześć mil w koło, osobliwie zaś miedzy górami bliższemi miasta: zaczęło się w nocy z szelestem podobnym do piorunu, z płomieniami z ziemi wypadającemi, lubo żadnej otworzystości, dziury żadnej widać nie było prócz jednej rozwaliny, której próżno chciano zmierzyć głębokość; gdyż się sama przez się zamkneła. Płomienie lubo były większe na miejscach drzewami, i zbożem okrytych, przecież nic nie zapaliły
Genewie po dwakroć ponowione, ale nie tak silnie iak pierwsze. 13 Maia o 2 z rana w Paryżu, y w okolicy dało się uczuć lekkie ziemi trzęsienie, które trwało blisko ćwierć godziny. W Remiremoncie zaś nad Mozą rzeką było gwałtowne, iako też na 5 lub sześć mil w koło, osobliwie zaś miedzy górami bliższemi miasta: zaczęło się w nocy z szelestem podobnym do piorunu, z płomieniami z ziemi wypadaiącemi, lubo żadney otworzystości, dziury żadney widać nie było procz iedney rozwaliny, którey prożno chciano zmierzyć głębokość; gdyż się sama przez się zamkneła. Płomienie lubo były większe na mieyscach drzewami, y zbożem okrytych, przecież nic nie zapaliły
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 132
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
nie miały/ W nieznajome się kraje przez powietrze brały: I gdzie je zapąd żenie/ tam bez wszelakiego Rządu lecą/ po gwiazdach nieba wysokiego Stąpając/ przez bezdróżne miejsca/ porywają Wozem/ i raz ku gorze pilno przyspieszają/ Drugi raz nadół przykrą drogą/ i niższemi Miejscami bieg swój kończą/ i ziemie bliższemi. O Dziwuje się i Księżyc niepodobnie z tego/ Ze bratnie konie niżej biegają niż jego. P Chmury się przepalone w poły dymem kurzą/ A jako insze wszystkie rzeczy ognie burzą; Tak za ich nieuchronnym na się nastąpieniem/ Ogarniona ze wszystkich stron ziemia płomieniem/ Popadawszy się/ dziury czyni w swej wnętrzności/ I
nie miáły/ W nieznáiome się kráie przez powietrze bráły: Y gdźie ie zapąd żenie/ tám bez wszelákiego Rządu lecą/ po gwiazdách niebá wysokiego Stąpáiąc/ przez bezdrożne mieyscá/ porywáią Wozem/ y raz ku gorze pilno przyspieszáią/ Drugi raz nádoł przykrą drogą/ y niższemi Mieyscámi bieg swoy kończą/ y źiemie bliższemi. O Dźiwuie się y Kśiężyc niepodobnie z tego/ Ze brátnie konie niżey biegáią niż iego. P Chmury się przepalone w poły dymem kurzą/ A iáko insze wszystkie rzeczy ognie burzą; Ták zá ich nieuchronnym ná się nástąpieniem/ Ogárniona ze wszystkich stron źiemiá płomieniem/ Popádawszy się/ dźiury czyni w swey wnętrznośći/ Y
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 62
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
. Miałby najpierwej wstać, na ostatku się uspokoić, wieczora rozmówić się z urzędnikami dolnemi i górnemi, roboty postanowić. Mniejsza choć zawsze przy osadzie nie będzie, lecz nad górą przy osadzie tablice przeczytać, osady umiarkować, prawdy na dole dojść przez wynoszkowego albo kolekciany, bo przez tych errorów siła dojdzie. Nad górami bliższemi na koniec stoiwszy, robót dojźrzeć i znowu popołudniu albo przed wieczorem góry objechać, o roboty wszelkie pytać, o porekty, dróg naprawy doglądać, przy taksie ostrożnym być, przy targach potrzeb znaczniejszych aby bywał, urzędników rządzić umiał i radzić. Zraźnych aby obierał takich, co by tego stróżami byli, bo na tych siła
. Miałby najpierwej wstać, na ostatku się uspokoić, wieczora rozmówić się z urzędnikami dolnemi i górnemi, roboty postanowić. Mniejsza choć zawsze przy osadzie nie będzie, lecz nad górą przy osadzie tablice przeczytać, osady umiarkować, prawdy na dole dojść przez wynoszkowego albo kolekciany, bo przez tych errorów siła dojdzie. Nad górami bliższemi na koniec stoiwszy, robót dojźrzeć i znowu popołudniu albo przed wieczorem góry objechać, o roboty wszelkie pytać, o porekty, dróg naprawy doglądać, przy taksie ostrożnym być, przy targach potrzeb znaczniejszych aby bywał, urzędników rządzić umiał i radzić. Zraźnych aby obierał takich, co by tego stróżami byli, bo na tych siła
Skrót tekstu: InsGór_1
Strona: 51
Tytuł:
Instrukcje górnicze dla żup krakowskich z XVI-XVIII wieku, cz. 1
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
instrukcje
Tematyka:
górnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1615 a 1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1615
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Antonina Keckowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1963
poczciwe serce, i nie dowierzanie, którem u niego z początku postrzegł, zupełnie ustąpiło, poznawszy serce moje. Wmawiałem to w niego, w naszym utrapieniu, i przykrej drodze, com z niego chciał mieć, i jakim miał być, jeżeliby mi Steleja stratę w niektórych okolicznościach miał nadgrodzić. Imeśmy bliższemi Syberyj byli, tym nas gorzej w tych miejscach przyjmowano, skąd nas dalej według rozkazu odsyłano. Nie zważaliśmy więcej tych lekkomyślności, ja i Remur, tak się zwał ten Francuz, którymi nas trapiono. Poczciwemi przecież zostaniemy ludźmi, mawiał do mnie Major, choć nas pospólstwo znieważa. On, ja, i
poczćiwe serce, i nie dowierzanie, ktorem u niego z początku postrzegł, zupełnie ustąpiło, poznawszy serce moie. Wmawiałem to w niego, w naszym utrapieniu, i przykrey drodze, com z niego chciał mieć, i iakim miał bydź, ieżeliby mi Steleia stratę w niektorych okolicznościach miał nadgrodzić. Jmeśmy bliższemi Syberyi byli, tym nas gorzey w tych mieyscach przyymowano, zkąd nas daley według rozkazu odsyłano. Nie zważaliśmy więcey tych lekkomyślnośći, ia i Remur, tak śię zwał ten Francuz, ktorymi nas trapiono. Poczćiwemi przećież zostaniemy ludźmi, mawiał do mnie Maior, choć nas pospolstwo znieważa. On, ia, i
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 105
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
te jagody, Dziś siwizną zarosłe, kwiat posiewał młody Małoznacznego wąsa, z którym na oblicze Wejrzawszy płci dwojakiej widzimy rożnice — Służyłem w Nordwegi jej książęciu Brenkowi. Ten rodzonemu własnej małżonki stryjowi Rad będąc w domu swoim (Ferdynand z imienia Zwał się a z książęcego — Marold — urodzenia Państwo swoje rozszerzał nad Westrogotami I bliższemi tych krajów rządził infułami) Więc gdy ci mitratowie poufale zgoła Lusztykują — a wtedy w mieście była szkoła Złodziejska — rznie muzyka, na przejmy trębacze Swej strzegą alternaty, ziemia drży i skacze Od burzących kartanów i gęgliwych głosów Dabułchany, fajfrów, surm, szyposzów, doboszów I ręcznych muzykantów. Brzmią z marmuru ściany, Które
te jagody, Dziś siwizną zarosłe, kwiat posiewał młody Małoznacznego wąsa, z ktorym na oblicze Wejrzawszy płci dwojakiej widzimy rożnice — Służyłem w Nordwegi jej książęciu Brenkowi. Ten rodzonemu własnej małżonki stryjowi Rad będąc w domu swoim (Ferdynand z imienia Zwał się a z książęcego — Marold — urodzenia Państwo swoje rozszerzał nad Westrogotami I bliższemi tych krajow rządził infułami) Więc gdy ci mitratowie poufale zgoła Lusztykują — a wtedy w mieście była szkoła Złodziejska — rznie muzyka, na przejmy trębacze Swej strzegą alternaty, ziemia drży i skacze Od burzących kartanow i gęgliwych głosow Dabułchany, fajfrow, surm, szyposzow, doboszow I ręcznych muzykantow. Brzmią z marmuru ściany, Ktore
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 45
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
godne obu dziewek sprawy, Którem Bellona siostrą, bratem zaś Mars krwawy.
XXIII.
Już Rugier, jakom przedtem pisał, na rączego Wsiadał konia, chcąc jeszcze zraz nawiedzić swego Agramanta, i siostrę z Bradamantą wdzięczną Żegnał, miłość jej szczerze poprzysiągszy wieczną, Kiedy płacz żałośliwy z lamenty przykremi Odezwał się padoły miedzy co bliższemi. Zastanowi się zaraz i dwiem pannom radzi, Aby szły na ratunek tam, gdzie głos prowadzi.
XXI
Porwą się, a im bliżej w one przyjeżdżają Doliny, tem rzetelniej krzyk zrozumiewają. Przypadszy, wnet trzy nagie zoczą białe głowy, Co tam najsmutniejszemi wrzask wznawiają słowy; Tem pod same piersi ktoś zły, nieludzki
godne obu dziewek sprawy, Którem Bellona siostrą, bratem zaś Mars krwawy.
XXIII.
Już Rugier, jakom przedtem pisał, na rączego Wsiadał konia, chcąc jeszcze zraz nawiedzić swego Agramanta, i siostrę z Bradamantą wdzięczną Żegnał, miłość jej szczerze poprzysiągszy wieczną, Kiedy płacz żałośliwy z lamenty przykremi Odezwał się padoły miedzy co bliższemi. Zastanowi się zaraz i dwiem pannom radzi, Aby szły na ratunek tam, gdzie głos prowadzi.
XXI
Porwą się, a im bliżej w one przyjeżdżają Doliny, tem rzetelniej krzyk zrozumiewają. Przypadszy, wnet trzy nagie zoczą białe głowy, Co tam najsmutniejszemi wrzask wznawiają słowy; Tem pod same piersi ktoś zły, nieludzki
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 134
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905