złomał tu Z Doroszem Kapłan niecnotliwy baszą. Chociaż wołała mężna dziewka gwałtu, Odsieczy jednak szczerą złością naszą Nie doczekawszy, inszego się kształtu Imię, że żądzy poganie przygaszą. Godzien Lwów z lauru wieńca i z łewandy, A Kraków się niech swojej wstydzi Wandy,
Która i czystość, i ojczyste mury, Chociaż dziewiczą ocaliwszy bronią, Obłowiwszy krwią niemiecką pazury Orła polskiego, idzie w wiślną tonią. Dziś, ledwie Szweda obaczyli z góry, Natychmiast mu się krakowianie skłonią. Tak, od której był hardy Niemiec bitem, Zdeptał jej końskim mogiłę kopytem. 365 (D). KIEDY WILCY W PODGÓRZU LUDZI JEDLI
Wielkie Podgórzem w ludziach wilcy czynią szkody
złomał tu Z Doroszem Kapłan niecnotliwy baszą. Chociaż wołała mężna dziewka gwałtu, Odsieczy jednak szczerą złością naszą Nie doczekawszy, inszego się kształtu Imię, że żądzy poganie przygaszą. Godzien Lwów z lauru wieńca i z łewandy, A Kraków się niech swojej wstydzi Wandy,
Która i czystość, i ojczyste mury, Chociaż dziewiczą ocaliwszy bronią, Obłowiwszy krwią niemiecką pazury Orła polskiego, idzie w wiślną tonią. Dziś, ledwie Szweda obaczyli z góry, Natychmiast mu się krakowianie skłonią. Tak, od której był hardy Niemiec bitem, Zdeptał jej końskim mogiłę kopytem. 365 (D). KIEDY WILCY W PODGÓRZU LUDZI JEDLI
Wielkie Podgórzem w ludziach wilcy czynią szkody
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 156
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
litewski, choć był pogotowiu, Nie mógł ojczyźnie służyć w słabym zdrowiu, Lecz tam od niego mężne ręce były. Co Turków biły.
Tymci się niemal najlepiej dostało, Ich oficierów i ludzi niemało Sławnym za zdrowie ojczyzny okupem Padło tam trupem.
Jego zaś ręka, co teraz pogonią Władnie, z młodszych lat co czyniła bronią, Widziała w walnych bitwach Hiszpania I Holandia.
Morsztyn, podskarbi wielki, gdy gotuje To, czym się wojsko rado posiłkuje, Chorągiew jego w tę krwawą rozprawę Robi na sławę.
Taż wojewodę lubelskiego Reja Nagrody, sławy przywiodła nadzieja, Że swej dragoniej na tę okazią Dał kompanią.
A referendarz koronny przy boku
litewski, choć był pogotowiu, Nie mogł ojczyźnie służyć w słabym zdrowiu, Lecz tam od niego mężne ręce były. Co Turkow biły.
Tymci się niemal najlepiej dostało, Ich oficierow i ludzi niemało Sławnym za zdrowie ojczyzny okupem Padło tam trupem.
Jego zaś ręka, co teraz pogonią Władnie, z młodszych lat co czyniła bronią, Widziała w walnych bitwach Hiszpania I Hollandia.
Morsztyn, podskarbi wielki, gdy gotuje To, czym się wojsko rado posiłkuje, Chorągiew jego w tę krwawą rozprawę Robi na sławę.
Taż wojewodę lubelskiego Reja Nagrody, sławy przywiodła nadzieja, Że swej dragoniej na tę okkazią Dał kompanią.
A referendarz koronny przy boku
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 499
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ale olejową Dyshonor wzruszył za podsiadką ową I rzecze: „Gdyby szacować się przyszło, Niemało by z tej kompaniji wyszło. A burmistrzowa prym by mogła trzymać, Co się to teraz jak złe chce odymać.” Ukropem oblej mężów za zniewagę, Każdy z nich afront bierze na uwagę. Ci olejową łają, ci jej bronią, Owi obelgi popierają dłonią. Przyszło do tegoć, że się ów dom cały Zwaśnił za honor, aż ściany trzeszczały.
Powiem wam jeszcze o szlachetnym biesie, Tak jak nauka rodzicielska niesie: Miał ociec syna dobrze podrosłego,
Którego chciał dać do dworu jakiego I mówi: „Słuchaj, jużeś podrósł z laty,
ale olejową Dyshonor wzruszył za podsiadką ową I rzecze: „Gdyby szacować się przyszło, Niemało by z tej kompaniji wyszło. A burmistrzowa prym by mogła trzymać, Co się to teraz jak złe chce odymać.” Ukropem oblej mężów za zniewagę, Każdy z nich afront bierze na uwagę. Ci olejową łają, ci jej bronią, Owi obelgi popierają dłonią. Przyszło do tegoć, że się ów dom cały Zwaśnił za honor, aż ściany trzeszczały.
Powiem wam jeszcze o szlachetnym biesie, Tak jak nauka rodzicielska niesie: Miał ociec syna dobrze podrosłego,
Którego chciał dać do dworu jakiego I mówi: „Słuchaj, jużeś podrósł z laty,
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 479
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
. Każdy z was dobry i drwić, i żartować, W karty, warcaby grać, skakać, fryjować, Ale to właśnie zapustna drużyna, Że rzadko u was głowa próżna wina. Niechaj gdzie indziej mężnie harce zwodzą, Niechaj ćwiczenie rządzą, konia wodzą, Niechaj z kopiją do pierścienia gonią I sztuk szermierskich dokazują z bronią, Może kto lepiej władnąć gdzie kopiją — To wiem, że nigdzie tak dobrze nie piją.
Przybywaj do nas, cnotliwa drużyno, Czeka cię w flaszy przezroczyste wino: Horymunt pije, chociaż to nie k’rzeczy, Gdy insi piją, że ma swe na pieczy; Kalfocha mego twarz na pełnią poszła, Każdą
. Każdy z was dobry i drwić, i żartować, W karty, warcaby grać, skakać, fryjować, Ale to właśnie zapustna drużyna, Że rzadko u was głowa próżna wina. Niechaj gdzie indziej mężnie harce zwodzą, Niechaj ćwiczenie rządzą, konia wodzą, Niechaj z kopiją do pierścienia gonią I sztuk szermierskich dokazują z bronią, Może kto lepiej władnąć gdzie kopiją — To wiem, że nigdzie tak dobrze nie piją.
Przybywaj do nas, cnotliwa drużyno, Czeka cię w flaszy przezroczyste wino: Horymunt pije, chociaż to nie k’rzeczy, Gdy insi piją, że ma swe na pieczy; Kalfocha mego twarz na pełnią poszła, Każdą
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 29
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, których brzytwą każdy ginie,
Bellona równo z Marsem bitwy zwodzi, Pallas z paiżą i z kopiją chodzi, Hebe podnosi Alcydowę pałkę, Diana ciągnie bratni łuk i strzałkę, Tetis trydentem władnie, a widłami Próżerpina, jej matka zaś sierpami, Cybele kosą macha Saturnową I tak każda z nich bratnią lub mężową Straszna jest bronią. A mnie zaś na ziemi Zosia oczyma niepożyczanemi Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec
, których brzytwą każdy ginie,
Bellona równo z Marsem bitwy zwodzi, Pallas z paiżą i z kopiją chodzi, Hebe podnosi Alcydowę pałkę, Dyjana ciągnie bratni łuk i strzałkę, Tetis trydentem władnie, a widłami Prozerpina, jej matka zaś sierpami, Cybele kosą macha Saturnową I tak każda z nich bratnią lub mężową Straszna jest bronią. A mnie zaś na ziemi Zosia oczyma niepożyczanemi Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
naciera, Wszytkie jej bronie, jak może, odbiera. Śmiał się Kupido, patrząc na to z nieba, I rzekł: „Już więcej broni mej nie trzeba, Bo się ten szarpacz pojmał w kradzieży I co chciał unieść, tym przebity leży.”
Jakoż poczułem, żem śmiertelnie ranny. Tak małą bronią wojują nas panny! WIOSNA
Już się jaskółka, już i bocian wraca, Już się przybliża bydłu nowa praca, Już kwiatki trawy przewiły zielone, Już się wietrzyki wróciły pieszczone — Tyś sama, panno, lata niepamiętna, U ciebie samej trwa zima niechętna, I chociaż szyper po Wiśle żegluje, U ciebie twardy mróz
naciera, Wszytkie jej bronie, jak może, odbiera. Śmiał się Kupido, patrząc na to z nieba, I rzekł: „Już więcej broni mej nie trzeba, Bo się ten szarpacz poimał w kradzieży I co chciał unieść, tym przebity leży.”
Jakoż poczułem, żem śmiertelnie ranny. Tak małą bronią wojują nas panny! WIOSNA
Już się jaskółka, już i bocian wraca, Już się przybliża bydłu nowa praca, Już kwiatki trawy przewiły zielone, Już się wietrzyki wróciły pieszczone — Tyś sama, panno, lata niepamiętna, U ciebie samej trwa zima niechętna, I chociaż szyper po Wiśle żegluje, U ciebie twardy mróz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 78
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, i grobowej skazy. Gdy było trzeba, po tak długiej nocy Herkules nowy przybył ku pomocy: Ten dwóch udusił wężów, choć w powiciu, Szatana i śmierć, nieprzyjazną życiu, Ten związał mocno Cerbera strasznego I lwa nakoło zabił krążącego, Ten syna Ziemie silnego udusił, Ten Włocha kradzież położyć przymusił, Ten swoją bronią Hydrę zamordował I brzydkie ptastwo piekielne zwojował, Ten ludzkich złości wyczyścił obory, Ten ciężar nieba na sobie niósł spory, Ten i tyrańskie porachmanił konie I przykowanej pomógł Hezyjonie, Ten droższy, niż był w hesperyjskim gaju, Zabiwszy smoka, wniósł owoc do raju; A to trzynasta jego własna praca, Że nam królestwo zgubione
, i grobowej skazy. Gdy było trzeba, po tak długiej nocy Herkules nowy przybył ku pomocy: Ten dwóch udusił wężów, choć w powiciu, Szatana i śmierć, nieprzyjazną życiu, Ten związał mocno Cerbera strasznego I lwa nakoło zabił krążącego, Ten syna Ziemie silnego udusił, Ten Włocha kradzież położyć przymusił, Ten swoją bronią Hydrę zamordował I brzydkie ptastwo piekielne zwojował, Ten ludzkich złości wyczyścił obory, Ten ciężar nieba na sobie niósł spory, Ten i tyrańskie porachmanił konie I przykowanej pomógł Hezyjonie, Ten droższy, niż był w hesperyjskim gaju, Zabiwszy smoka, wniósł owoc do raju; A to trzynasta jego własna praca, Że nam królestwo zgubione
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 213
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Przy ludziach trudno, żebym się nie dłużył, Jeśli masz dowcip domyślny i żartki, Egzorcyzm czytaj po kraju tej kartki. INSZE
Po starym mężu pojął młodą wdowę Młody gach, a gdy łożniczną rozmowę Zaczynać mieli, pyta, jakiej miary Mógł jej wygodzie on przeszły trup stary. Odpowie pani, że nie inszą bronią, Tylko po brzuchu poklepując dłonią Szeptał jej: „Ryby! Ryby! Sam do wierszy!” Dopiero młodzik wyciął jej kunszt pierwszy. Pani, postrzegszy w robocie różnicę I chcąc rozumieć lepiej tajemnicę, Pyta: „Cóżeś mi to czynił, mój młody?” „Przeszły-ć — rzekł — dawał ryby
, Przy ludziach trudno, żebym się nie dłużył, Ieśli masz dowcip domyślny i żartki, Egzorcyzm czytaj po kraju tej kartki. INSZE
Po starym mężu pojął młodą wdowę Młody gach, a gdy łożniczną rozmowę Zaczynać mieli, pyta, jakiej miary Mógł jej wygodzie on przeszły trup stary. Odpowie pani, że nie inszą bronią, Tylko po brzuchu poklepując dłonią Szeptał jej: „Ryby! Ryby! Sam do wierszy!” Dopiero młodzik wyciął jej kunszt pierszy. Pani, postrzegszy w robocie różnicę I chcąc rozumieć lepiej tajemnicę, Pyta: „Cóżeś mi to czynił, mój młody?” „Przeszły-ć — rzekł — dawał ryby
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 352
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ludży mogła dać odpor wielom. Tedy) (1. Kształt jej, ma być takowy, aby każda jej część, i siebie bronić, i od inszych mogła mieć obronę. Jako wfigurach czwartej, 7. i 8. na Karcie 111. Policzku HD Beluardu, (które są nasłansze wfortecy,) bronią: ramię FH, Kortyna BF, i Policzek przeciwny pobocznego Beluardu, Ramię zaś BD, bierze obronę od kortyny BF: i od FM: A kortyna BF, od ramion, między którymi ma swoje położenie.) (2. Obrona im krótsza i ukośniejsza, tym mocniejsza i pewniejsza. A tym ukośniejsza, im
ludżi mogłá dáć odpor wielom. Tedy) (1. Kształt iey, ma bydź tákowy, áby káżda iey część, y śiebie bronić, y od inszych mogłá mieć obronę. Iáko wfigurách czwartey, 7. y 8. ná Kárćie 111. Policzku HD Beluárdu, (ktore są nasłánsze wfortecy,) bronią: rámię FH, Kortyná BF, y Policzek przećiwny pobocznego Beluárdu, Rámię záś BD, bierze obronę od kortyny BF: y od FM: A kortyná BF, od rámion, między ktorymi ma swoie położęnie.) (2. Obroná im krotsza y vkośnieysza, tym mocnieysza y pewnieysza. A tym vkośnieysza, im
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 111
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
drogim chodzi złotogłowie, Nadstawia, kiedy komu niedostaje w głowie. Na mnie trzeba ogarów, chartów i konopi; Tego błazna na drzewie lada kto wytropi: Po co on też tam lezie, wiedząc dobrze o tem, Że z niego jako wrona nie umknie się lotem? Nie jednegoż pazury, co miały być bronią, W niedobytą częstokroć zaprowadzą tonią. Gdyby się z nimi liszki rodziły, nie tuszę, Żeby ich futra były tak gęste kontusze: W większej by zostawały cenie, widzi mi się, Niźli teraz sobole zostają i rysie. Tak zwykła i fortuna pieniędzmi posażyć: Temu nie da, co by ich umiał dobrze zażyć;
drogim chodzi złotogłowie, Nadstawia, kiedy komu niedostaje w głowie. Na mnie trzeba ogarów, chartów i konopi; Tego błazna na drzewie leda kto wytropi: Po co on też tam lezie, wiedząc dobrze o tem, Że z niego jako wrona nie umknie się lotem? Nie jednegoż pazury, co miały być bronią, W niedobytą częstokroć zaprowadzą tonią. Gdyby się z nimi liszki rodziły, nie tuszę, Żeby ich futra były tak gęste kontusze: W większej by zostawały cenie, widzi mi się, Niźli teraz sobole zostają i rysie. Tak zwykła i fortuna pieniądzmi posażyć: Temu nie da, co by ich umiał dobrze zażyć;
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 402
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987