z przebraną drużyną Od lekkiej ordy i od chłopstwa giną; Burzy się ociec, następuje gwałtem Wszytkiego wojska — ginie tymże kształtem. Już nie peć, wszytka Korona do koni, Aż ich widzimy w domu bez pogoni. Teraz król idzie; o Boże wysoki, Wodzu zastępów, poszczęść jego kroki I daj, że brzydkiej zbroniwszy niewoli, Serca poddanych zwycięstwem zniewoli. A ty, o królu, chcesz-li dobrą sprawę Widzieć, złącz z wielką pieczęcią buławę. Wy zaś, ziemianie, rozwiążcie swe mieszki Jak w Sandomierzu podczas świętej Pryszki, Bo co to pragniesz spólnego ruszenia, Porachuj się sam i spytaj sumnienia, A rzeczesz, widząc
z przebraną drużyną Od lekkiej ordy i od chłopstwa giną; Burzy się ociec, następuje gwałtem Wszytkiego wojska — ginie tymże kształtem. Już nie peć, wszytka Korona do koni, Aż ich widzimy w domu bez pogoni. Teraz król idzie; o Boże wysoki, Wodzu zastępów, poszczęść jego kroki I daj, że brzydkiej zbroniwszy niewoli, Serca poddanych zwycięstwem zniewoli. A ty, o królu, chcesz-li dobrą sprawę Widzieć, złącz z wielką pieczęcią buławę. Wy zaś, ziemianie, rozwiążcie swe miészki Jak w Sandomierzu podczas świętej Pryszki, Bo co to pragniesz spólnego ruszenia, Porachuj się sam i spytaj sumnienia, A rzeczesz, widząc
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 204
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Bożych/ i podziwiwszy się Pańskiemu osobliwemu przeyźrzeniu/ wyszli stamtąd. Więc gdy się puścili do Miasta I. K. M. Kijowa/ rzeczony imieniem Jan Limontowski/ sługa Szlachetnego PanaJana Molskiego/ jednego z Towarzystwa jego/ barzo im nadrodze zachorzał/ i tak że zaledwie go zanieść mogli do Miasta/ dla ciężkiej wielce brzydkiej i szkaradnej choroby; która po wszystkim ciele jego roztykała się była. Towarzystwo zarazem powielu innych/ Chirurga jednego mając o nim pilną pieczą/ przywołali; ten choroby rodzaju jako i inni nie porozumiawszy /do tejże do której i drudzy skłonił się sentencji/ że te wrzody są nad zwyczajną chorobą. Gdy go zaledwie
Bożych/ y podźiwiwszy się Páńskiemu osobliwemu przeyźrzeniu/ wyszli ztámtąd. Więc gdy się puścili do Miástá I. K. M. Kiiowá/ rzeczony imieniem Ian Limontowski/ sługá Szláchetnego PánáIaná Molskiego/ iednego z Towárzystwá iego/ bárzo im nádrodze záchorzał/ y ták że záledwie go zánieść mogli do Miástá/ dla ćieżkiey wielce brzydkiey y szkárádney choroby; ktora po wszystkim ciele ie^o^ roztykáłá się byłá. Towárzystwo zárázem powielu innych/ Chirurgá iedne^o^ máiąc o nim pilną pieczą/ przywołáli; ten choroby rodzáiu iáko y inni nie porozumiawszy /do teyże do ktorey y drudzy skłonił się sentencyey/ że te wrzody są nád zwyczáyną chorobą. Gdy go záledwie
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 206.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
, aby doszło, bo je pomieszają Nowe przypadki, które już się poczynają; Czego, jeśli statecznie dowiedzieć się chcecie, Powiem wam w drugiej pieśni, jeśli się zejdziecie.
KONIEC PIEŚNI DZIEWIĄTEJ. PIEŚŃ DZIESIĄTA. ARGUMENT. Birena nowa miłość pali i użega; Swej Olimpiej w nocy na wyspie odbiega. Rugier państwo Alcyny brzydkiej zostawuje, A do Logistylle się kraju wyprawuje; A ta mu okrócone daje zwierze lotne, Na którem jadąc, z góry jezne i piechotne Widzi wojska angielskie, a potem srogiemu Angelikę wydziera dziwowi morskiemu. AlegORIE. Niewypowiedziane okrucieństwo i niewdzięczność Birenowa przeciwko Olimpiej, która go tak barzo miłowała i która mu się tak dobrze zasłużyła
, aby doszło, bo je pomieszają Nowe przypadki, które już się poczynają; Czego, jeśli statecznie dowiedzieć się chcecie, Powiem wam w drugiej pieśni, jeśli się zejdziecie.
KONIEC PIEŚNI DZIEWIĄTEJ. PIEŚŃ DZIESIĄTA. ARGUMENT. Birena nowa miłość pali i użega; Swej Olimpiej w nocy na wyspie odbiega. Rugier państwo Alcyny brzydkiej zostawuje, A do Logistylle się kraju wyprawuje; A ta mu okrócone daje źwierze lotne, Na którem jadąc, z góry jezne i piechotne Widzi wojska angielskie, a potem srogiemu Angelikę wydziera dziwowi morskiemu. ALLEGORYE. Niewypowiedziane okrucieństwo i niewdzięczność Birenowa przeciwko Olimpiej, która go tak barzo miłowała i która mu się tak dobrze zasłużyła
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 196
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ani nożyczek przy sobie, Ucieka się do szable, co tak ostra była, Że mógł dobrze powiedzieć o niej, że goliła.
LXXXVII.
I za nos w jednej ręce szpetny łeb trzymając I z przodku go i z tyłu często obracając, Ogolił wszytkie włosy i między inszemi Trafunkiem nalazł i on włos pogolonemi. Twarz brzydkiej głowy zbladła i wszytka sczerniała I widomy znak śmierci zaraz ukazała; I tułów, co łeb goni i szuka swej szyje, Spada z siodła i martwy ziemię sobą bije.
LXXXVIII.
Astolf, gdzie beł rycerze i panie zostawił, Z martwą się głową w ręku Orylową stawił, Co wszytkie znaki miała zdechłego człowieka, I
ani nożyczek przy sobie, Ucieka się do szable, co tak ostra była, Że mógł dobrze powiedzieć o niej, że goliła.
LXXXVII.
I za nos w jednej ręce szpetny łeb trzymając I z przodku go i z tyłu często obracając, Ogolił wszytkie włosy i między inszemi Trafunkiem nalazł i on włos pogolonemi. Twarz brzydkiej głowy zbladła i wszytka sczerniała I widomy znak śmierci zaraz ukazała; I tułów, co łeb goni i szuka swej szyje, Spada z siodła i martwy ziemię sobą bije.
LXXXVIII.
Astolf, gdzie beł rycerze i panie zostawił, Z martwą się głową w ręku Orylową stawił, Co wszytkie znaki miała zdechłego człowieka, I
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 352
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. Wiatry wichry zbudzone nieznośne na obalenie domów: ciężkie prezentowane chmury, ciemności na postrach: jako nie raz to czynili Tatarowie według Paula Weneta, naróżnych swoich wojnach; i u nas w Polsce za Bolesława wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy na kopii już już bliscy przegranej, podnieśli coś do góry, nakształt ludzkiej brzydkiej głowy, nią wywijali, dym zniej i fetor nieznośny puszczając, tak mgłę uczyniwszy, Polaków wielkim napełnili strachem, i tak ich nieszczęśliwą znieśli klęską Cromerus. Do wzbudzenia na zboża burzy, gradów, deszczu nawalnego zażywają mocy. W Berlinie w Brandenburskim Elektoracie, dwie czarownice u sąsiady ukradły dziecię, zabiły, na cząstki
. Wiátry wichry zbudzone nieznośne ná obalenie domow: ciężkie prezentowane chmury, ciemności ná postrach: iáko nie raz to czynili Tatarowie według Paula Wenetá, nárożnych swoich woynách; y u nas w Polszcze zá Bolesłáwá wstydliwego pod Lignicą, Roku 1240 gdy ná kopii iuż iuż bliscy przegraney, podnieśli coś do gory, nákształt ludzkiey brzydkiey głowy, nią wywiiali, dym zniey y fetor nieznośny puszczaiąc, ták mgłę uczyniwszy, Polakow wielkim nápełnili strachem, y ták ich nieszczęśliwą znieśli klęską Cromerus. Do wzbudzenia ná zboża burzy, gradow, deszczu náwálnego zażywáią mocy. W Berlinie w Brandeburskim Elektoracie, dwie czárownice u sąsiady ukradły dziecie, zabiły, ná cząstki
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 239
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
sed mea ferrea voluntate.
POkim nie myślił o żadnej sprosności/ Póki mię nie gryzł mol plugawych złości: Choć też co na myśl przypadło brzydkiego/ Nie tknęło się to namniej serca mego. A jako skoro pod chorągiew swoję/ Brzydka swawola wzięła imię moję: Zarazem poczuł/ iże w moje kości/ Rzuciła połomień brzydkiej wszeteczności. Jużem nieszczęsny chodził zaprzęgniony W czartowskim jarzmie/ już kark odciśniony Ciężkim brzemieniem grzechu plugawego/ Nawyknał dźwigać jarzma przeklętego. A pewniebym był w tym potopie moich/ Plugawych grzechów nie uszedł rąk twoich/ Przeklęty łowczy/ pewniebyś był nurzył Łodkę mą na dno/ jużbyś ją był kurzył
sed mea ferrea voluntate.
POkim nie myślił o żádney sprosnośći/ Poki mię nie gryzł mol plugawych złośći: Choć też co na myśl przypadło brzydkiego/ Nie tknęło się to namniey serca mego. A iáko skoro pod chorągiew swoię/ Brzydka swawola wźięła imię moię: Zarazem poczuł/ iże w moie kośći/ Rzućiłá połomień brzydkiey wszetecznośći. Iużem nieszczęsny chodźił záprzęgniony W czartowskim iárzmie/ iuż kark odćiśniony Ciężkim brzemieniem grzechu plugawego/ Náwyknał dźwigáć iárzmá przeklętego. A pewniebym był w tym potopie moich/ Plugáwych grzechow nie vszedł rąk twoich/ Przeklęty łowczy/ pewniebyś był nurzył Łodkę mą na dno/ iużbyś ią był kurzył
Skrót tekstu: TwarKŁodz
Strona: B3
Tytuł:
Łódź młodzi z nawałności do brzegu płynąca
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Drukarnia dziedziców Jakuba Siebeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Usłyszę tenten jakoby zbrojnego Rycerza za mną/ tuż tuż bieżącego. (Był to co serca ku Bogu podżegał/) I kiedy mię już tylko nie dościgał: Ogromnym głosem krzyknął na mię z boku Stój (pry) śmiertelny/ a już namniej z kroku Nie umykaj się: i ty z czarownice/ Któryś się wylągł brzydkiej nierządnice. Zbójca serc ludzkich/ dziś na słowo moje Zwiń zaraz pod się chybkie skrzydał swoje. Już nic nie możesz: tu/ tu/ wszeteczniku/ Będzież na moim uwiązany łyku. Tu na tym miejscu/ pokażę ja tobie/ Ze tęższy nad twój łuk nosze przy tobie. Dziś Bóstwo twoje nie trwałe do szczęta
Vsłyszę tenten iakoby zbroynego Rycerza za mną/ tuż tuż bieżącego. (Był to co serca ku Bogu podżegał/) Y kiedy mię iuż tylko nie dosćigał: Ogromnym głosem krzyknął na mię z boku Stoy (pry) śmiertelny/ a iuż namniey z kroku Nie vmykay sie: y ty z czárownice/ Ktoryś się wylągł brzydkiey nierządnice. Zboyca serc ludzkich/ dźis na słowo moie Zwiń zaraz pod się chybkie skrzydał swoie. Już nic nie możesz: tu/ tu/ wszeteczniku/ Będźież ná moim vwiązány łyku. Tu ná tym mieyscu/ pokażę ia tobie/ Ze tęższy nád twoy łuk nosze przy tobie. Dźiś Bostwo twoie nie trwałe do szczętá
Skrót tekstu: TwarKŁodz
Strona: B3v
Tytuł:
Łódź młodzi z nawałności do brzegu płynąca
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Drukarnia dziedziców Jakuba Siebeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Światła nie ujrzy, tak ten smok okrutny Zaćmił nam słońce i puścił mrok smutny. I ja, mój Boże, w tej dymnej piekarni Tęskliwe wiodąc dni, a Twej latami Świętej promienia zajrzawszy jasnego, Ręce wyciągam i drę się do niego. Pomóż, o święty Panie, mojej duszy, Żeby z tej ciemnej i brzydkiej katuszy Śmiertelnych grzechów cale uwolniona Do Twej światłości była przeniesiona. EMBLEM A 59
Oblubieniec z Oblubienicą strzelają do siebie z łuków i w same serca frafiają. Napis: Miłość niech będzie wzajemna. Rom. 12, 10.
Miły mój do mnie, a ja zaś do niego Wzajemnie z łuku strzelamy szybkiego, A wszytkie nasze
Światła nie ujrzy, tak ten smok okrutny Zaćmił nam słońce i puścił mrok smutny. I ja, mój Boże, w tej dymnej piekarni Teskliwe wiodąc dni, a Twej latami Świętej promienia zajrzawszy jasnego, Ręce wyciągam i drę się do niego. Pomóż, o święty Panie, mojej duszy, Żeby z tej ciemnej i brzydkiej katuszy Śmiertelnych grzechów cale uwolniona Do Twej światłości była przeniesiona. EMBLEM A 59
Oblubieniec z Oblubienicą strzelają do siebie z łuków i w same serca frafiają. Napis: Miłość niech będzie wzajemna. Rom. 12, 10.
Miły mój do mnie, a ja zaś do niego Wzajemnie z łuku strzelamy szybkiego, A wszytkie nasze
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 317
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
, Kto leży w brzydkim tym grzechu po uszy, Truciznę pije i ciału, i duszy. Nie tylko bowiem opój nieszczęśliwy Zdrowie zabija i chodzi trup żywy: W twarzy trąd, z oczu ciecze, brzydkie zęby, Niewdzięczna ambra zalatuje z gęby; Ale co gorsza, niech to pijanice Wiedzą, że wyńdzie z tej brzydkiej piwnice Duch święty, który gdy się wyprowadzi Z serca ich, zaraz ty pustki osadzi Diabeł i będzie niecił te pragnienia, Że się wiecznego dopiją zginienia. O nieszczęśliwi, którym tak smakują Drożdże, że dla nich nieba odstępują. EMBLEM A 62
Miłość święta na krzyżu bezpiecznie stoi. Napis: Na krzyżu stoi bezpieczna
, Kto leży w brzydkim tym grzechu po uszy, Truciznę pije i ciału, i duszy. Nie tylko bowiem opój nieszczęśliwy Zdrowie zabija i chodzi trup żywy: W twarzy trąd, z oczu ciecze, brzydkie zęby, Niewdzięczna ambra zalatuje z gęby; Ale co gorsza, niech to pijanice Wiedzą, że wyńdzie z tej brzydkiej piwnice Duch święty, który gdy się wyprowadzi Z serca ich, zaraz ty pustki osadzi Diabeł i będzie niecił te pragnienia, Że się wiecznego dopiją zginienia. O nieszczęśliwi, którym tak smakują Drożdże, że dla nich nieba odstępują. EMBLEM A 62
Miłość święta na krzyżu bezpiecznie stoi. Napis: Na krzyżu stoi bezpieczna
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 319
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
za grzech rani ją pokuta. Irena: Raniłeś bezbożniku, a ten grot żelaza Serce wskroś ale mężnej cnoty nieprzeraża. Umieram w tej czystości, którę Boska ręka Ochroniła, a Dusza na ten raz niestęka: O mizerny Rycerzu! któryś jako męża, Mdłą wojujesz Niewiastę w lesie bez oręża. Lecz od brzydkiej imprezy uchodzę spokojnie, Dziś z rąk twych ginę strzałą, jak Rycerz na wojnie, Oto już czysta idę do JEZUSA Pana, Krwią ciała, lecz zbawiennną radością oblana. Kress życia w ręku Boskich, te płoche sposoby, Nie mocy, ni potęgi, błahej twej osoby. Już mój język zdrętwiały, bliska życia droga
za grzech rani ią pokuta. Irena: Raniłeś bezbożniku, á ten grot żelaza Serce wskroś ále mężney cnoty nieprzeraża. Umieram w tey czystośći, ktorę Boska ręka Ochroniła, á Dusza na ten raz niestęka: O mizerny Rycerzu! ktoryś iako męża, Mdłą woiuiesz Niewiastę w lesie bez oręża. Lecz od brzydkiey imprezy uchodzę spokoynie, Dźiś z rąk twych ginę strzałą, iak Rycerz na woynie, Oto iuż czysta idę do IEZUSA Pana, Krwią ciała, lecz zbawiennną radośćią oblana. Kress życia w ręku Boskich, te płoche sposoby, Nie mocy, ni potęgi, błahey twey osoby. Iuż moy ięzyk zdrętwiały, bliska życia droga
Skrót tekstu: RadziwiłłowaFSędzia
Strona: I2v
Tytuł:
Sędzia bez rozsądku
Autor:
Franciszka Urszula Radziwiłłowa
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754