się pieścili Obywatele. Teraz tam i wielkich rozmnożyli Hiszpani i tych Alkonami zowią. Na wyspie Hispanioli, tak psów rozmnożone mnóstwo, iż wiele się ich wściekając, kupami, bydło i Judzi kaleczą; takie wybijającemu znaczna naznaczona rekompensa. Po górach Amerykańskich są zwierzęta Sajmos, podobne do dzikich wieprzów, na których szczecina ostra jak brzytwy, gdy się najeżą. Zwierzęta te człekowi są nieprzyjazne, często zabijające. Dostają ich myśliwi tym sposobem. Ponieważ najbardziej wzroku Judzkiego nie nawidzą, tedy, gdy się wlepią w człeka jednego drudzy tym czasem na drzewa się wychwyciwszy, zabijają ich z góry; Zaraz mu odcinają pępek, który w grzbiecie nosi, aby się
się pieścili Obywatele. Teraz tam y wielkich rozmnożyli Hiszpani y tych Alkonami zowią. Na wyspie Hispanioli, tak psow rozmnożone mnostwo, iż wiele się ich wściekaiąc, kupami, bydło y Iudzi kaleczą; takie wybiiaiącemu znaczna naznaczona rekompensa. Po górach Amerykańskich są źwierzęta Saymos, podobne do dzikich wieprzów, na ktorych szczecina ostra iak brzytwy, gdy się naieżą. Zwierzęta te człekowi są nieprzyiazne, często zabiiaiące. Dostaią ich myśliwi tym sposobem. Ponieważ naybardziey wzroku Iudzkiego nie nawidzą, tedy, gdy się wlepią w człeka iednego drudzy tym czasem na drzewa się wychwyciwszy, zabiiaią ich z góry; Zaraz mu odcinaią pępek, ktory w grzbiecie nosi, aby się
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 619
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
zmyślić, bo wysokość ciała I miąższość z Leonową osobą równała, Taki jeden, jak drugi; ten się w pole stawił, Ów w miejscu skrytem myśl swą i odludnem bawił.
LXVIII.
Bohatyrki zaś wielkiej insza wola była. Bo jeśli Rugierową szablę przytępiła Miłość zbytnia, tej gniewy tak broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca,
zmyślić, bo wysokość ciała I miąższość z Leonową osobą równała, Taki jeden, jak drugi; ten się w pole stawił, Ów w miejscu skrytem myśl swą i odludnem bawił.
LXVIII.
Bohatyrki zaś wielkiej insza wola była. Bo jeśli Rugierową szablę przytępiła Miłość zbytnia, tej gniewy tak broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 352
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
męstwem wysłużoną, czego są godne wszytkie święte czoła, skroń ci królewską odzieje koroną, stróżem swojego obrawszy Kościoła. Niech się źli boją, zazdrościwi płoną, nikt nie usłyszy inszej odpowiedzi, niech dobrzy tobą cieszą się sąsiedzi.
171 Wjeżdżaj, gdzieć świętej zaprawny modlitwy mocą, straszniejszy niźli serpentyny, co ostrzem przejdzie najbystrzejsze brzytwy, nie z Wulkanowej miecz podaje szyny,
żebyś nim Boskie odprawował bitwy, ale którem padł obrzym od dzieciny. Ten dzisia z ręku bierz Achimelecha, prawdziwy synu cnotliwego Lecha.
172 Wjeżdżaj i złoty frukt, któryć do dłoni biskup podaje, bierz do drugiej ręki. To jabłko z onej urwane jabłoni, na krórej
męstwem wysłużoną, czego są godne wszytkie święte czoła, skroń ci królewską odzieje koroną, stróżem swojego obrawszy Kościoła. Niech się źli boją, zazdrościwi płoną, nikt nie usłyszy inszej odpowiedzi, niech dobrzy tobą cieszą się sąsiedzi.
171 Wjeżdżaj, gdzieć świętej zaprawny modlitwy mocą, straszniejszy niźli serpentyny, co ostrzem przejdzie najbystrzejsze brzytwy, nie z Wulkanowej miecz podaje szyny,
żebyś nim Boskie odprawował bitwy, ale którem padł obrzym od dzieciny. Ten dzisia z ręku bierz Achimelecha, prawdziwy synu cnotliwego Lecha.
172 Wjeżdżaj i złoty frukt, któryć do dłoni biskup podaje, bierz do drugiej ręki. To jabłko z onej urwane jabłoni, na krórej
Skrót tekstu: PotMuzaKarp
Strona: 61
Tytuł:
Muza polska
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
, Barzom jest ukrzywdzony - jakże być łaskawym? - Prosić mi się nie godzi o moje własności: Cierpieć więcej nie mogę takowych przykrości. A co większa, i tu mi pokoju nie dadzą; Bez wątpienia na starość prędko mnie zagładzą. Jakieś tam na świecie kościelne modlitwy Czynią mi rany we łbie, jak ostrzone brzytwy.
Więc tam kurzą kadzidłem, a takiej jest mocy, Że mi ledwie od dymu nie wylazą oczy. By tak u mnie takowym miano kurzyć dymem, Musiałbym dawno z piekła wylecieć kominem. Więc gdy tam Najwyższego matkę pozdrawiają, To mnie aże do serca sztychem przerażają. Febra mię zaraz trzęsie, ba,
, Barzom jest ukrzywdzony - jakże być łaskawym? - Prosić mi się nie godzi o moje własności: Cierpieć więcej nie mogę takowych przykrości. A co większa, i tu mi pokoju nie dadzą; Bez wątpienia na starość prędko mnie zagładzą. Jakieś tam na świecie kościelne modlitwy Czynią mi rany we łbie, jak ostrzone brzytwy.
Więc tam kurzą kadzidłem, a takiej jest mocy, Że mi ledwie od dymu nie wylazą oczy. By tak u mnie takowym miano kurzyć dymem, Musiałbym dawno z piekła wylecieć kominem. Więc gdy tam Najwyższego matkę pozdrawiają, To mnie aże do serca sztychem przerażają. Febra mię zaraz trzęsie, ba,
Skrót tekstu: SejmPiek
Strona: 19
Tytuł:
Sejm piekielny straszliwy
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1903