gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo
gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 159
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie mogąc, piechotą uciekł, w Neapolu ulice popiołem zasypane były. Lawa szeroka na milę włoską, a głęboka na 15 stop płynęła.
Na wyspie Teneryssie góra Pic obsiciej niż innych czasów ognie wyrzucała, które o 30 mil widać było.
Około 10 Grudnia, w Wiedniu i w okolicy burze nie tylko wielką szkodę w budynkach i ogrodach uczyniły, ale też niektóre osoby zrzuconemi dachówkami o śmierć przyprawiły.
Zaraza morowa w Carogrodzie, i w okolicy, mianowicie we wsiach Teaqua , i Bujukdura.
27 Grudnia. W Kondon po pułtoroletniej suszy deszcz aż do 30 tego miesiąca padający tak rzekę Baise pomnożył iż całe przedmieście Bouquerie zalała, most zniosła, obywatelów
nie mogąc, piechotą uciekł, w Neapolu ulice popiołem zasypane były. Lawa szeroka na milę włoską, a głęboka na 15 stop płynęła.
Na wyspie Tenerissie gora Pic obsiciey niż innych czasow ognie wyrzucała, ktore o 30 mil widać było.
Około 10 Grudnia, w Wiedniu y w okolicy burze nie tylko wielką szkodę w budynkach y ogrodach uczyniły, ale też niektore osoby zrzuconemi dachowkami o śmierć przyprawiły.
Zaraza morowa w Carogrodzie, y w okolicy, mianowicie we wsiach Theaqua , y Buiukdura.
27 Grudnia. W Condon po pułtoroletniey suszy deszcz aż do 30 tego miesiąca padaiący tak rzekę Baise pomnożył iż całe przedmieście Bouquerie zalała, most zniosła, obywatelow
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 242
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
wody niedostępne.
W tym mieście wziąwszy świeżą pocztę jechałem continuando iter dalej. Tego dnia o północy wpadłem w Ziemię Pomeranią.
Pierwsze miasto nazywa się Starogard, obronne miasto i niemałe, mur koło siebie ma wielce piękny i porządny. Samo miasto staroświeckie barzo, jako w ka-
mienicach, tak też we wszytkich budynkach. W tym kamienice nie pruskim zwyczajem murowane, jako inne z drzewem wszytkie - cale bez drzewa, porządnym murem i manierą; wszytkie kamienice barzo staroświeckie. Tam nocą pocztę wziąwszy świeżą nic nie bojąc się, jechałem przez Pomeranię aż ad 2 Octobris.
Dnia 3 Octobris już wpadłem też w Kaszuby, przesiadszy się
wody niedostępne.
W tym mieście wziąwszy świeżą pocztę jechałem continuando iter dalej. Tego dnia o północy wpadłem w Ziemię Pomeranią.
Pierwsze miasto nazywa się Starogard, obronne miasto i niemałe, mur koło siebie ma wielce piękny i porządny. Samo miasto staroświeckie barzo, jako w ka-
mienicach, tak też we wszytkich budynkach. W tym kamienice nie pruskim zwyczajem murowane, jako inne z drzewem wszytkie - cale bez drzewa, porządnym murem i manierą; wszytkie kamienice barzo staroświeckie. Tam nocą pocztę wziąwszy świeżą nic nie bojąc się, jechałem przez Pomeranię aż ad 2 Octobris.
Dnia 3 Octobris już wpadłem też w Kaszuby, przesiadszy się
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 320
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
ujrzy, że była szalona robota. Rozsadzamy dziardyny ślicznymi drzewami, wirydarze zdobimy wonnymi różami, a co, głupcy, siejemy, ledwie dziedzic trzeci ujrzy i jabłko urwą wnuków jego dzieci. Tak mniemam, że się dla tej więc starzy przyczyny z dziatek śmieją, gdy domki sobie lepią z gliny: frasobliwie o śmiesznych swych budynkach radzą, owi snopki, ci plewki na domki gromadzą; jeden gunty na dachy, drugi wozi pierze, a trzeci zaś skorupką z błota wodę bierze; a tak dziecka z weselem i bez uprzykrzenia wzajem sobie winszują fabryk dokończenia; co widząc, starsze wieki w kontempcie to mają i dziecinne lepianki z śmiechem pomijają. Tak
ujrzy, że była szalona robota. Rozsadzamy dziardyny ślicznymi drzewami, wirydarze zdobimy wonnymi różami, a co, głupcy, siejemy, ledwie dziedzic trzeci ujrzy i jabłko urwą wnuków jego dzieci. Tak mniemam, że się dla tej więc starzy przyczyny z dziatek śmieją, gdy domki sobie lepią z gliny: frasobliwie o śmiesznych swych budynkach radzą, owi snopki, ci plewki na domki gromadzą; jeden gunty na dachy, drugi wozi pierze, a trzeci zaś skorupką z błota wodę bierze; a tak dziecka z weselem i bez uprzykrzenia wzajem sobie winszują fabryk dokończenia; co widząc, starsze wieki w kontempcie to mają i dziecinne lepianki z śmiechem pomijają. Tak
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 32
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
chcąc omijać wąwozy w krzewinie, przed sobą ręką macam, co mi się nawinie, ledwie przecię postąpić mogę śmiałym krokiem, bo zdrad nocnych nie uzna żaden ciemnym okiem. Jako gdy jadącego w nieznajome kraje deszcz zaskoczy i burza iść dalej nie daje, już mu gwiazdy nie świecą, ani się też z bliska pożądany w budynkach chłopskich ogień błyska, sam nie wie, czyli w lasy, czy w bagniska wchodzi, jeśli też dalszą drogę do skutku przywodzi. Nieme role potężnym wołaniem okrzyka, żeby miał biedny pielgrzym ratunek z rolnika; albo żeby kto słyszeć z lochu jakiego, dobywa wszytką siłą głosu czworakiego – ale sforce daremne lecą na las głuchy
chcąc omijać wąwozy w krzewinie, przed sobą ręką macam, co mi się nawinie, ledwie przecię postąpić mogę śmiałym krokiem, bo zdrad nocnych nie uzna żaden ciemnym okiem. Jako gdy jadącego w nieznajome kraje deszcz zaskoczy i burza iść dalej nie daje, już mu gwiazdy nie świecą, ani się też z bliska pożądany w budynkach chłopskich ogień błyska, sam nie wie, czyli w lasy, czy w bagniska wchodzi, jeśli też dalszą drogę do skutku przywodzi. Nieme role potężnym wołaniem okrzyka, żeby miał biedny pielgrzym ratunek z rolnika; albo żeby kto słyszeć z lochu jakiego, dobywa wszytką siłą głosu czworakiego – ale sforce daremne lecą na las głuchy
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 80
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
to jest, że mu Fleming puścił arendą komanderią stwołowicką, sobie ekscypowawszy z arend i z czynszów gotowy grosz, a dziakła i krescencją znaczną gratis dał Wereszczace i jeszcze gotowizną sto czerw, zł, przy tym wziął jego dobra Berezę Fleming w arendę, dobrze Wereszczace płacąc wysoko wyniesioną intratę i jeszcze miał mu tęż Berezę w budynkach dwornych i w gruntach należycie wyreparować, rowy pokopać, łąki powytrzebiać, gruntów podobywać, co wszystko łatwo było Flemingowi trzymającemu ekonomią brzeską i kobryńską. A za te reparacje nic Fleming od Wereszczaki nie pretendował i jeszcze więcej łask mu swoich obiecywał, ale chciwość, nie nierozsądek Wereszczaki, chorążego brzeskiego, wszystko to utraciła, wziął
to jest, że mu Fleming puścił arendą komanderią stwołowicką, sobie ekscypowawszy z arend i z czynszów gotowy grosz, a dziakła i krescencją znaczną gratis dał Wereszczace i jeszcze gotowizną sto czerw, zł, przy tym wziął jego dobra Berezę Fleming w arendę, dobrze Wereszczace płacąc wysoko wyniesioną intratę i jeszcze miał mu tęż Berezę w budynkach dwornych i w gruntach należycie wyreparować, rowy pokopać, łąki powytrzebiać, gruntów podobywać, co wszystko łatwo było Flemingowi trzymającemu ekonomią brzeską i kobryńską. A za te reparacje nic Fleming od Wereszczaki nie pretendował i jeszcze więcej łask mu swoich obiecywał, ale chciwość, nie nierozsądek Wereszczaki, chorążego brzeskiego, wszystko to utraciła, wziął
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 759
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
cap. 43.
TESTUDO albo Żółw jajca swe na dni 60. w piasek zagrzebuje, aby słońca operacją dzieci się wymnożyły. Pliniusz jed nak twierdzi: że w nocy żółw na nich siedzi jak kokosz, patrzeniem na nie wysiaduje, ale w czasie całego roku. Indyjskie tak rosłe są, że z ich skurup na budynkach dachy dają. Wtedy ich dostają rybacy, gdy powierzchu wody sobie pływając, dadzą okazję, że skorupa na nich wyschnie, i zlekczeje przez co nie mogąc się w wodę zanurzyć, stają się połowem dla rybaków. Drugi zaś sposób ich łowienia, gdy wynidą ż morza na pastwiska, i prowiantami się obiuczywszy, na
cap. 43.
TESTUDO albo Zołw iayca swe na dni 60. w piasek zagrzebuie, aby słońca operacyą dzieci się wymnożyły. Pliniusz ied nak twierdzi: że w nocy żołw na nich siedzi iak kokosz, patrzeniem na nie wysiaduie, ale w czasie całego roku. Indyiskie tak rosłe są, że z ich skurup na budynkach dachy daią. Wtedy ich dostaią rybacy, gdy powierzchu wody sobie pływaiąc, dadzą okazyę, że skorupa na nich wyschnie, y zlekczeie przez co nie mogąc się w wodę zanurzyć, staią się połowem dla rybakow. Drugi zaś sposob ich łowienia, gdy wynidą ż morza na pastwiska, y prowiantami się obiuczywszy, na
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 311
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zmieszawszy dawać owcom. Aby owce i krowy wiele dawały mleka, z zielonym opichem zmieszaną sól im dawać lizać, jąk przychodzą z pola. KOZY śmierdzące sierść swoję dają po śmierci na derhy, na torby etc. mieszając z włosami końskiemi.
Samce między końmi trzymane, konie sprawują swym odorem. Kozły aby po drzewach i budynkach nie skakały, brody im urzynać; inni im żyłkę pod ogonkiem podcinają. Mleka wiele da koza, jeśli im przez trzy dni dawać będziesz paciornik, które mleko na suchoty chorym dobre.
Oprócz dworu Gumno na Folwarku ma być porządne, czyste, zamknięte. Odenki na styrty wysoko, pod wagę wysypane, podgrodzone, nie
zmieszawszy dawać owcom. Aby owce y krowy wiele dawały mleka, z zielonym opichem zmieszaną sol im dawać lizać, iąk przychodzą z pola. KOZY smierdzące szerść swoię daią po smierci na derhy, na torby etc. mieszaiąc z włosami końskiemi.
Samce między końmi trzymane, konie sprawuią swym odorem. Kozły aby po drzewach y budynkach nie skakały, brody im urzynać; inni im żyłkę pod ogonkiem podcinaią. Mleka wiele da koza, iezli im przez trzy dni dawać będziesz paciornik, ktore mleko na suchoty chorym dobre.
Oprocz dworu Gumno na Folwarku ma bydz porządne, czyste, zamknięte. Odenki na styrty wysoko, pod wagę wysypane, podgrodzone, nie
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 406.
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
stróża mieć na oku, dziś na pańszczyznę rozkazywać, nie jutro, fam być przyrobociznie, co dnia się przezierać w tabelli i regestrach: co dnia obieżeć gumno, obory, stodołę, szpichlerz, kuczę, karmniki, aby się co w nich nie rujnowało, nie było, z Pana szkodą. Ochędostwa powinien przestrzegać w budynkach, w gumnie, drogi, mosty, reparować. Pryncypała w wielu się rzeczach radzić, stawów, sadzawek, lasów, granic, łąk pilnować, obieżdzać często. Drobiu wiele chować (jeśli Pan każe, i zboża na nie pozwala) i dobrze karmić, a tak do kuchni Pańskiej lub na targ będzie zgodny.
stroża mieć na oku, dziś na pańszczyznę rozkazywać, nie iutro, fam bydź przyrobociznie, co dnia się przezierać w tabelli y regestrach: co dnia obieżeć gumno, obory, stodołę, szpichlerz, kuczę, karmniki, aby się co w nich nie ruynowało, nie było, z Pana szkodą. Ochędostwa powinien przestrzegać w budynkach, w gumnie, drogi, mosty, reparować. Pryncypała w wielu się rzeczach radzić, stawow, sadzawek, lasow, granic, łąk pilnować, obieżdzać często. Drobiu wiele chować (iezli Pan każe, y zboża na nie pozwala) y dobrze karmić, á tak do kuchni Pańskiey lub na targ będzie zgodny.
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 448
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
byś też i w garnczarskim piecu tęż samę wypalić dał polewaną. Namieniam ci tu nim zapomnę piękny kunszt/ nie dawno od dobrej głowy wymyślony i z podziwieniem moim widziany. Wiesz iz nie w każdym kraju kamień do ciosu/ nie w każdym i rzemiśnik do tej roboty znajduje się. Wiesz i to że Kapitella w budynkach/ Kościołach z kamienia warowne bywają w defekcie kamienia taki kunszt wymyślono. Z gipsu formy ulito tak wielkie a różne/ jak wielkie miały być pióra i zawicia do Kapitel składania słuzące. W te formy gnieciono glinę garnczarską i z niej takie pióra formowano/ które potym w piecu cegielnym ostróżnie wypalono/ Kapitella z nich składano tak
byś też i w gárnczárskim piecu tęż sámę wypalić dał polewaną. Námieniám ci tu nim zápomnę piękny kunszt/ nie dáwno od dobrey głowy wymyślony i z podziwieniem moim widźiány. Wiesz iz nie w kożdym kráiu kamień do ćiosu/ nie w kázdym i rzemiśnik do tey roboty znáyduie się. Wiesz i to że Cápitellá w budynkách/ Kośćiołách z kámienia wárowne bywáią w defekćie kámieniá táki kunszt wymyślono. Z gipsu formy ulito ták wielkie á rozne/ iák wielkie miáły bydź piorá i záwićia do Cápitel składániá słuzące. W te formy gniećiono glinę garnczárską i z niey tákie piorá formowáno/ ktore potym w piecu cegielnym ostrożnie wypalono/ Capitella z nich skłádáno ták
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 145
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689