latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden,
latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
; Nam niechaj kwitną sady, niechaj kwitną lasy. Znajdziesz i tam, prócz gruszki i słodkiej jabłoni, Czym oczom i uszom czym, czym dogodzisz woni. Jest jodła, jest twardy dąb, są potężne buki; Lecz żadne tej, co lipa, nie dokaże sztuki. TERPSICHORE
Ślicznie rozwita lipo, w której chłodnym cieniu Stół stoi wyciosany na gładkim kamieniu! Tyś głowy gospodarskiej od upału słońca, Kiedy z pola powraca, zaszczyt i obrońca. Tu zdjęty snem odpocznie; kto ma spełna zdrowie, Trawnik mu za materac, kamień za wezgłowie. Siadszy pod zasłoną twych oganistych cieni, Zje z dobrym przyjacielem po zrazie pieczeni, A
; Nam niechaj kwitną sady, niechaj kwitną lasy. Znajdziesz i tam, prócz gruszki i słodkiej jabłoni, Czym oczom i uszom czym, czym dogodzisz woni. Jest jodła, jest twardy dąb, są potężne buki; Lecz żadne tej, co lipa, nie dokaże sztuki. TERPSICHORE
Ślicznie rozwita lipo, w której chłodnym cieniu Stół stoi wyciosany na gładkim kamieniu! Tyś głowy gospodarskiej od upału słońca, Kiedy z pola powraca, zaszczyt i obrońca. Tu zdjęty snem odpocznie; kto ma spełna zdrowie, Trawnik mu za materac, kamień za wezgłowie. Siadszy pod zasłoną twych oganistych cieni, Zje z dobrym przyjacielem po zrazie pieczeni, A
Skrót tekstu: PotSielKuk_I
Strona: 115
Tytuł:
Sielanka
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace obfitej. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zażynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań żołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatem pod borem
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace obfitej. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zażynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań żołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatem pod borem
Skrót tekstu: HorNaborBar_I
Strona: 202
Tytuł:
Pieśń ad imitiatonem horacjuszowej ody
Autor:
Horatius Flaccus
Tłumacz:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
ody
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
dębiny, lipiny, kloniny robione duże faski, albo dziszki z wiekami, dla różnych legumin (nie z sosnini, bo legumina fetorem żywicznym przejdzie) stojące nie na gołej ziemi, ale na legarach, standarach, albo w szafach obszernych mocnych. Masło i syr tamże może stać na wysokich podkładzinach, ale w ką cię chłodnym, albo piwnicy, jeśli jest czysta, sucha, aby nabiał ziemią nie śmierdział. Tuż w spiżarni słoniny, sadła, wędzonki, kiełbasy mają się konserwować, ale nie stykając się dla plesnizny uwarowania: jeśli też rzeczy wędzone są zbytnie suche, zapłodzi się wnich mul wlecie, a raczej jakieś robactwo wołochate,
dębiny, lypiny, kloniny robione duże faski, albo dziszki z wiekami, dla rożnych legumin (nie z sosnini, bo legumina fetorem żywicznym przeydzie) stoiące nie na gołey ziemi, ale na legarach, standarach, albo w szafach obszernych mocnych. Masło y syr tamże może stać na wysokich podkładzinach, ale w ką cie chłodnym, albo piwnicy, iezli iest czysta, sucha, aby nabiał ziemią nie smierdział. Tuż w spiżarni słoniny, sadła, wędzonki, kiełbasy maią się konserwować, ale nie stykaiąc się dla plesnizny uwarowania: iezli też rzeczy wędzone są zbytnie suche, zapłodzi się wnich mul wlecie, á raczey iakieś robactwo wołochate,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 410
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace sowity. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zarzynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo lwa koła słoneczne mijają A świerszcze słońcu gorącemu łają,
On przed promieniem południowym w cieniu, Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu, Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa: Nań bukiew z lasa, nań żołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatym pod
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace sowity. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zarzynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo lwa koła słoneczne mijają A świerszcze słońcu gorącemu łają,
On przed promieniem południowym w cieniu, Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu, Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa: Nań bukiew z lasa, nań źołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatym pod
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 279
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Niejeden gust u wszytkich; nie zaraz psu ciska, Nie smakujeli człeku potrawa z półmiska; Może komu inszemu przypaść abo dwiema. I o księgach, zoile, toż rozumieć się ma. Ja sobie śpiewam. Moja, jeśli zły rym, szkoda; Wedle Kochanowskiego, dosyć na gęś woda. Siedząc w oganistego buku chłodnym cieniu, Na owsianej piszczałce śpiewam przy strumieniu; Choć echo nie odbija o bory, o dęby, Dosyć rezonancyjej do ucha od gęby. Sobie gra moja muza, sobie sama gędzie, Sobie też dobrej myśli, jako mówią, będzie. Tym tylko od Tytyra, sirota i wdowiec, Maronowego różny, że nie pasę
Niejeden gust u wszytkich; nie zaraz psu ciska, Nie smakujeli człeku potrawa z półmiska; Może komu inszemu przypaść abo dwiema. I o księgach, zoile, toż rozumieć się ma. Ja sobie śpiewam. Moja, jeśli zły rym, szkoda; Wedle Kochanowskiego, dosyć na gęś woda. Siedząc w oganistego buku chłodnym cieniu, Na owsianej piszczałce śpiewam przy strumieniu; Choć echo nie odbija o bory, o dęby, Dosyć rezonancyjej do ucha od gęby. Sobie gra moja muza, sobie sama gędzie, Sobie też dobrej myśli, jako mówią, będzie. Tym tylko od Tytyra, sirota i wdowiec, Maronowego różny, że nie pasę
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 174
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Ręce łący usta z usty, Spyta: coć się to mój Zefirze marzy? Czyń coś obiecał, panuj nad swym słowem, Mnie uszczęśliwij fortunnym połowem.
Uznał sam Zefir, że zaczęło świtać, Gotów na podroż, skrzydła muszcząc trzepie, Dziś mi się z piękną Rożą trzeba witać, Zaspałem smaczno w chłodnym Grotty sklepie, Dobrześ ADOLFIE uczynił, żeś zbudził, Sen by mnie dłuższym był lenistwem łudził. Wiedz że też i Ja mam swoje amory Zbyt delikatne, zrzędne, fantastyczne, Skoro noc ciemność zapakuje w wory, Wstawam, i chłodzę to stworzenie śliczne, Jakże uchybię, nad powinność czasu, Kilka dni zbyć
Ręce łączy usta z usty, Spyta: coć się to moy Zefirze marzy? Czyń coś obiecał, panuy nad swym słowem, Mnie uszczęśliwij fortunnym połowem.
Uznał sam Zefir, że záczeło świtać, Gotow ná podroż, skrzydła muszcząc trzepie, Dziś mi się z piękną Rożą trzeba witać, Záspałem smaczno w chłodnym Grotty sklepie, Dobrześ ADOLFIE uczynił, żeś zbudził, Sen by mnie dłuższym był lenistwem łudził. Wiedz że też y Ja mam swoie amory Zbyt delikatne, zrzędne, fantastyczne, Skoro noc ćiemność zápakuie w wory, Wstáwam, y chłodzę to stworzenie śliczne, Jákże uchybię, nád powinność czásu, Kilka dni zbyć
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 28
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
ś go do strumienia wadzał Czasem rożlicznym kwieciem rogiś mu osadzał Czasem ochełznawszy go/ gdyś na nim harcował/ Miękkoś gębę szkarłatnym wędzidłem sprawował. Byłskwar/ a dzień w pół kresu: więc ognie słońcowe Okrutnie piekły nogi pobrzezne rakowe. Jelien okrutnie zgrząny obległ na murawie/ I pod drzewem spoczynał/ w cieniu chłodnym prawie/ W tym go niebaczny dzieciuch Cyparys zastrzelił: Ten bacząc gdy sięz światem srodze ranny dzielił: Wziął przed się i sam nie żyć. Co jak mu rozważał/ Jako mu się szanować w żalu Faebus kazał. On jednak ciężko wzdycha/ i o to serdecznie Prosi za dar od Boga/ aby płakał wiecznie.
ś go do strumięniá wadzał Czásem rożlicznym kwiećiem rogiś mu osadzał Czásem ochełznawszy go/ gdyś ná nim hárcował/ Miękkoś gębę szkárłatnym wędźidłem spráwował. Byłskwar/ á dźień w puł kresu: więc ognie słoncowe Okrutnie piekły nogi pobrzezne rákowe. Ielien okrutnie zgrząny obległ ná muráwie/ Y pod drzewem spoczynał/ w ćięniu chłodnym práwie/ W tym go niebáczny dźiećiuch Cyparis zástrzelił: Ten bacząc gdy sięz świátem srodze ránny dźielił: Wźiął przed się y sam nie żyć. Co iak mu rozważał/ Iáko mu się szánowáć w żalu Phaebus kazał. On iednák ćiężko wzdycha/ y o to serdecznie Prośi zá dar od Bogá/ áby płákał wiecznie.
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 247
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636