? I jasz to sprzymierzonej odjadę Łoźnice? I polubionych w czasów? Trudnosz bez tęsknice Być/ do zwykłych delicij i miękkiej pościeli/ Zawsze ludzie co lubo obierać woleli. Niech się Hektor uwija w Greckich hufców środku; Parysowi się przespać wygodniej w Namiotku. Lub kiedy południowym snem rozmarzon bywa/ Wachlarzem nań Helena dla chłodu powiwa. Bo komusz/ by był z stali serca się niechwyci? Gdy przysięgłe rozerwą stadło/ trzecie Wici. Jakoż tam serce wytrwa na cię wspominając? Zono cię przed oczyma ustawicznie mając. Bojąc się by takiego co się nie przydało; Coby cię (odwróć Boże) zafrasować miało. W niebezpiecznym Ulisses/
? Y iasz to zprzymierzoney odiádę Łoźnice? Y polubionych w czásow? Trudnosz bez tęsknice Bydź/ do zwykłych deliciy y miękkiey pośćieli/ Záwsze ludźie co lubo obieráć woleli. Niech się Hektor vwiia w Graeckich hufcow środku; Párysowi się przespáć wygodniey w Namiotku. Lub kiedy południowym snem rozmárzon bywa/ Wáchlarzem nąń Helená dla chłodu powiwa. Bo komusz/ by był z stali sercá się niechwyći? Gdy przyśięgłe rozerwą stadło/ trzecie Wići. Iákosz tám serce wytrwa ná ćię wspomináiąc? Zono ćię przed oczymá vstáwicznie máiąc. Boiąc się by tákiego co się nie przydáło; Coby ćię (odwroć Boże) záfrasowáć miáło. W niebeśpiecznym Vlisses/
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 180
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
nie chciało; i przyznam, że żaden lepiej organista, ani flecista żywy człowiek grać nie może; siedziałem tam słuchając więcej godziny. Są przytem dwie rury wiatry czyniące, takie, że kulę drewnianą nad niemi powieszoną trzyma wiatr na powietrzu i nie dopuszcza ad centrum; rękę nad temi rurkami postawiwszy nie utrzyma od chłodu: tam się zaprawdę damom chłodzić latem, nic pewniejszego i skuteczniejszego. Wody te fontannowe zowią się: aquaegiocante, pronunciari ma się: dziokante, to jest: grające.
Pałac z ogrodem, Burgesij; w pałacu dziwne raritates: statuy, obrazy, vasa różne z różnych drogich kamieni; jest inter caetera łóżko,
nie chciało; i przyznam, że żaden lepiéj organista, ani flecista żywy człowiek grać nie może; siedziałem tam słuchając więcéj godziny. Są przytém dwie rury wiatry czyniące, takie, że kulę drewnianą nad niemi powieszoną trzyma wiatr na powietrzu i nie dopuszcza ad centrum; rękę nad temi rurkami postawiwszy nie utrzyma od chłodu: tam się zaprawdę damom chłodzić latem, nic pewniejszego i skuteczniejszego. Wody te fontannowe zowią się: aquaegiocante, pronunciari ma się: dżiokante, to jest: grające.
Pałac z ogrodem, Burgesij; w pałacu dziwne raritates: statuy, obrazy, vasa różne z różnych drogich kamieni; jest inter caetera łóżko,
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 94
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
, wolne garwoliny, Wystałą warkę, co Warszawę żywi, Piwo drzewickie, które gębę krzywi, I gdzie dochodzą chorzy rady zdrowej, Lecz nie w browarze, piwo z Częstochowej; I głód przymusił, żeś zadnieprską brachę I rozbebłaną pijał sałamachę. Zażyłeś w Kownie warzonego miodu, Wiesz, że dodaje po przepiciu chłodu Pachniący lipiec i że skryte szysze Miód siedmiogrodzki po czele rozpisze; Piłeś jabłecznik przykry i grusznice, Które ma Normand na miejsce macice; Piłeś, gdy wiosna białe spędzi mrozy I miazga w drzewo wstąpi, soki z brzozy, Wódkę z poziomek i chłodne tyzanny, Trunki z purgansem i trunki do wanny, I
, wolne garwoliny, Wystałą warkę, co Warszawę żywi, Piwo drzewickie, które gębę krzywi, I gdzie dochodzą chorzy rady zdrowej, Lecz nie w browarze, piwo z Częstochowej; I głód przymusił, żeś zadnieprską brachę I rozbebłaną pijał sałamachę. Zażyłeś w Kownie warzonego miodu, Wiesz, że dodaje po przepiciu chłodu Pachniący lipiec i że skryte szysze Miód siedmigrodzki po czele rozpisze; Piłeś jabłecznik przykry i grusznice, Które ma Normand na miejsce macice; Piłeś, gdy wiosna białe spędzi mrozy I miazga w drzewo wstąpi, soki z brzozy, Wódkę z poziomek i chłodne tyzanny, Trunki z purgansem i trunki do wanny, I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 55
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jabłka i na białą płeć napadnie. Strzeżcież się kanikuły i słońca, można-li, Bo i jabłka dojrzeją, i płeć się przypali. PRAKTYKA
Jeszczem się nie znał z Kupidynem ani Wiedziałem, jako strzała jego rani, Jeszczem był wolen, jeszcze na mnie była Zdradliwych Wenus sideł nie rzuciła, Kiedy gdy chłodu upatruję w cieniu,
Upalonemu psią gwiazdą ciemieniu, Ptaszyna lecąc słowikowym krzykiem Zastraszyła mię takim prognostykiem: „Krótko, ach, krótko po swej woli chodzisz I darmo sobie złotą wolność słodzisz! Nadchodzi ten czas i masz go za pasem, Że cię zły humor pobrata z tym lasem, Kiedy sam sobie zginiesz i od ludzi
jabłka i na białą płeć napadnie. Strzeżcież się kanikuły i słońca, można-li, Bo i jabłka dojrzeją, i płeć się przypali. PRAKTYKA
Jeszczem się nie znał z Kupidynem ani Wiedziałem, jako strzała jego rani, Jeszczem był wolen, jeszcze na mnie była Zdradliwych Wenus sideł nie rzuciła, Kiedy gdy chłodu upatruję w cieniu,
Upalonemu psią gwiazdą ciemieniu, Ptaszyna lecąc słowikowym krzykiem Zastraszyła mię takim prognostykiem: „Krótko, ach, krótko po swej woli chodzisz I darmo sobie złotą wolność słodzisz! Nadchodzi ten czas i masz go za pasem, Że cię zły humor pobrata z tym lasem, Kiedy sam sobie zginiesz i od ludzi
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 165
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna, sam kapelusz cienie Miece i górne wstrzymywa promienie; Tak słońce, które blaskiem oczom szkodzi, Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma i wznosi. Owa tak wszytek strój na się przybiera, Że mało oczom przebiegłym wydziera, Bodajże tedy za taką wygodę Wieczną psia gwiazda wiodła nam pogodę! Wolę, że się świat drugi raz zagrzeje I faetońskim opałem zniszczeje, Niżby mię miała jesienna część roku I
mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna, sam kapelusz cienie Miece i górne wstrzymywa promienie; Tak słońce, które blaskiem oczom szkodzi, Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma i wznosi. Owa tak wszytek strój na się przybiera, Że mało oczom przebiegłym wydziera, Bodajże tedy za taką wygodę Wieczną psia gwiazda wiodła nam pogodę! Wolę, że się świat drugi raz zagrzeje I faetońskim opałem zniszczeje, Niżby mię miała jesienna część roku I
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 178
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
.
„Od króla - pry - z Granaty naszego jedziemy I jego mu nadobną córkę prowadziemy, Którą Rodomontowi za żonę dać mają, Królowi aldzierskiemu, acz to jeszcze tają. Teraz się kęs przesypia, ale o godzinie Półwieczornej, skoro to gorąco ominie, Do hiszpańskiego ją wieźć stanowiska mamy, Do jej ojca i tylko chłodu z tem czekamy”.
XLI.
Mandrykard, co wszytek świat lekce sobie waży, Niewiele się rozmyśla i zaraz tej straży Chce sprobować, jeśli mu dobrze bronić onej Królewny będzie mogła sobie powierzonej. „Musi być - prawi - gładka, jako słyszę o niej, Dla tego ją chcę poznać; przeto wiedź mię do
.
„Od króla - pry - z Granaty naszego jedziemy I jego mu nadobną córkę prowadziemy, Którą Rodomontowi za żonę dać mają, Królowi aldzierskiemu, acz to jeszcze tają. Teraz się kęs przesypia, ale o godzinie Półwieczornej, skoro to gorąco ominie, Do hiszpańskiego ją wieźć stanowiska mamy, Do jej ojca i tylko chłodu z tem czekamy”.
XLI.
Mandrykard, co wszytek świat lekce sobie waży, Niewiele się rozmyśla i zaraz tej straży Chce sprobować, jeśli mu dobrze bronić onej Królewny będzie mogła sobie powierzonej. „Musi być - prawi - gładka, jako słyszę o niej, Dla tego ją chcę poznać; przeto wiedź mię do
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 305
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
oko, nie szukając drogi, w skok ucieka, po sobie położywszy rogi, a nie chcąc, aby były na trwożliwym ciele skrytych łowców skutecznie wyryte fortele, z pilnym wzrokiem umyka w knieje krzemieniste, tocząc pary z swej gęby ledwie nie ogniste. Gardziel mu uschły pała z suchości języka i szuka, udyszany, dla chłodu, strumyka. Wtym, znalazszy na piaskach żywych stoków zdroje, gasi wnętrzne pragnienie i omywa znoje. Tam tedy zbytnim haustem przeczyściwszy ciało, pierwszych sił w sobie pomoc uznawa niemałą. Tak i mnie, gdy piekielne strzały otaczają, wyschłe usta pragnieniem ognistym pałają. Stąd mię chciwie Kupido, stąd Bachus nagania, bym
oko, nie szukając drogi, w skok ucieka, po sobie położywszy rogi, a nie chcąc, aby były na trwożliwym ciele skrytych łowców skutecznie wyryte fortele, z pilnym wzrokiem umyka w knieje krzemieniste, tocząc pary z swej gęby ledwie nie ogniste. Gardziel mu uschły pała z suchości języka i szuka, udyszany, dla chłodu, strumyka. Wtym, znalazszy na piaskach żywych stoków zdroje, gasi wnętrzne pragnienie i omywa znoje. Tam tedy zbytnim haustem przeczyściwszy ciało, pierszych sił w sobie pomoc uznawa niemałą. Tak i mnie, gdy piekielne strzały otaczają, wyschłe usta pragnieniem ognistym pałają. Stąd mię chciwie Kupido, stąd Bachus nagania, bym
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 163
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
, zaciesz, wsadź w tamte rozszczepione, obwiąż, za rok, jak się przyjmie ów kabłąk przetnij, wyprostuj, będziesz miał szczep, co widziałem na pomarańczach teraz praktykowane, przy zażywaniu moczydła, alias gnoju dobrze przegniłego, z wodą gnojną utemperowanego. Może też takiego zaginania i szczepienia zażyć czyniąc arkady nad ulicami dla chłodu i ornamentu. W szczepieniu dobieraj miejsca, aby były szczepy ku wschodowi słońca, ku południowi, nie mając zasłony żadnej. W Maurytanii drzewa przez rok kwitną i rodzą, iż tam deszcze rzadko bywają, ale bardzo gwałtowne, których się w tedy napiwszy drzewo, rodzi dwa O Ekonomice, mianowicic o Drzewach.
kroć na
, zaciesz, wsadź w tamte rozszczepione, obwiąż, za rok, iak się przyimie ow kabłąk przetniy, wyprostuy, będziesz miał szczep, co widziałem na pomarańczach teraz praktykowane, przy zażywaniu moczydła, alias gnoiu dobrze przegniłego, z wodą gnoyną utemperowanego. Może też takiego zaginania y szczepienia zażyć czyniąc arkady nad ulicami dla chłodu y ornamentu. W szczepieniu dobieray mieysca, aby były szczepy ku wschodowi słońca, ku południowi, nie maiąc zasłony żadney. W Maurytanii drzewa przez rok kwitną y rodzą, iż tam deszcze rzadko bywaią, ale bardzo gwałtowne, ktorych się w tedy napiwszy drzewo, rodzi dwa O Ekonomice, mianowicic o Drzewach.
kroć na
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 378
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
będzie z ciernia pod linie sadzonego, z roż polnych, z O Ekonomice, mianowicie o Orodzie Włoskim.
pomagranatów, śliw, pigwów, a choć z wielkich drzew, ale pod sznur daleko od siebie sadzonych. Ulice rozmierzję nie zbyt szerokie, lipami gęsto sadzonemi, a jeszcze lepiej grabiną, dla gęstego zarastania i chłodu. Tych ulic pozycja bywa w kwadrat, w trianguł, w krzyż Kawalerski, w gwiazdę. Ulicom dasz wielką gracją, jeśli podajesz chłodniki z kanapami, byle perspektywy nie zasłaniały: na końcu ulic możesz dawać jakie statuj, byłe uczciwe, nie gołe wenery, lecz skały, gury, lanszawty, Satyrów, Flore
będzie z ciernia pod linie sadzonego, z roż polnych, z O Ekonomice, mianowicie o Orodzie Włoskim.
pomagranatow, sliw, pigwow, á choć z wielkich drzew, ale pod sznur daleko od siebie sadzonych. Ulice rozmierzyę nie zbyt szerokie, lipami gęsto sadzonemi, á ieszcze lepiey grabiną, dla gęstego zarastania y chłodu. Tych ulic pozycya bywa w kwadrat, w tryanguł, w krzyż Kawalerski, w gwiazdę. Ulicom dasz wielką gracyą, iezli podaiesz chłodniki z kanapami, byle perspektywy nie zasłaniały: na końcu ulic możesz dawać iakie statuy, byłe uczciwe, nie gołe wenery, lecz skały, gury, lanszawty, Satyrow, Flore
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 430
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
często Bóg i frantom dogodzi, Że ci babożeniowie, co śmierci czekali Żon swoich, pierwej sami na marach bywali. Alkon Bodajże szczęsna, zdrowa tego doczekała, Bodajże i po grobie jego tańcowała! SIELANKA SZÓSTA MOPSUS
Mopsus, Tityrus, Dametas. Mopsus W południe, kiedy słońce nagorętsze pali, Stada swoje do chłodu pospołu zegnali Tityrus i Dametas. Tityrus rogate Kozy, Dametas capy i owce kosmate. Oba młodzieńcy, oba w leciech rówieśnicy, Oba dobrzy na fletniach, dobrzy na skrzypicy I pieśni nauczeni składać, także śpiewać, Także dobrzy zaczynać, dobrzy i opiewać. Tityr żółto zarastał, Dametę włos siwy Przyprószył, acz wiekiem był
często Bóg i frantom dogodzi, Że ci babożeniowie, co śmierci czekali Żon swoich, pierwej sami na marach bywali. Alkon Bodajże szczęsna, zdrowa tego doczekała, Bodajże i po grobie jego tańcowała! SIELANKA SZÓSTA MOPSUS
Mopsus, Tityrus, Dametas. Mopsus W południe, kiedy słońce nagorętsze pali, Stada swoje do chłodu pospołu zegnali Tityrus i Dametas. Tityrus rogate Kozy, Dametas capy i owce kosmate. Oba młodzieńcy, oba w leciech rówieśnicy, Oba dobrzy na fletniach, dobrzy na skrzypicy I pieśni nauczeni składać, także śpiewać, Także dobrzy zaczynać, dobrzy i opiewać. Tityr żółto zarastał, Dametę włos siwy Przyprószył, acz wiekiem był
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 40
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964