trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśród nocy widzicie.
Nie jedneż to piękne ciało Od was mękę ucierpiało. Zefirze smaczny wietrzyku Chodź sobie po pokoiku
Przez szybki i przez zasłony, Pocichuchnu zakradniony. A jeśli krople perłowe Na czołko alabastrowe
Wystąpią, wdzięcznymi chłody Osusz na nim słodkie wody. Ty o szczęśliwa poduszko Tul się pod pieszczone uszko.
A i ty pierzynko mała, Nie odkryj wdzięcznego ciała Ani spadywaj na ziemię, Bo złe nocne oziębienie.
Jużże śpi moje kochanie, Daj szczęsne miało wyspanie!
A jeżeli godzien tego, Wspomni też na sługę swego. 674.
trwogę.
Pchły, o wy pchły niecnotliwe! Tocieście nielitościwe, Że pono nigdy nie śpicie A i wśrod nocy widzicie.
Nie jedneż to piękne ciało Od was mękę ucierpiało. Zefirze smaczny wietrzyku Chodź sobie po pokoiku
Przez szybki i przez zasłony, Pocichuchnu zakradniony. A jeśli krople perłowe Na czołko alabastrowe
Wystąpią, wdzięcznymi chłody Osusz na nim słodkie wody. Ty o szczęśliwa poduszko Tul się pod pieszczone uszko.
A i ty pierzynko mała, Nie odkryj wdzięcznego ciała Ani spadywaj na ziemię, Bo złe nocne oziębienie.
Jużże śpi moje kochanie, Daj szczęsne miało wyspanie!
A jeżeli godzien tego, Wspomni też na sługę swego. 674.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 380
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
że sztychem. Żebyś się z mojej nie cieszyła śmierci, Niechaj cię szpadel spólny ze mną wierci. Tak tedy równym między nas podziałem, Tym, który w garści piastuję, pujnałern, Wprzód go w wnętrznościach mych zagrzawszy wielce, Utknę i w tobie aż po same jelce. NA PANNY
Trzy rzeczy czynią wdzięczne lecie chłody: Gęsty cień i wiatr, i wilgotne wody. A przecie panny mają ciepłe udy (Co wie, kto się ich dotknął bez obłudy), Choć tam przez ciemne płyną rzeki gaje I choć miech tylny wietrzyku dodaje. NA SEN
Dwie bramie, jako poetowie bają, Są w piekle, z których sny na świat
że sztychem. Żebyś się z mojej nie cieszyła śmierci, Niechaj cię szpadel spólny ze mną wierci. Tak tedy równym między nas podziałem, Tym, który w garści piastuję, pujnałern, Wprzód go w wnętrznościach mych zagrzawszy wielce, Utknę i w tobie aż po same jelce. NA PANNY
Trzy rzeczy czynią wdzięczne lecie chłody: Gęsty cień i wiatr, i wilgotne wody. A przecie panny mają ciepłe udy (Co wie, kto się ich dotknął bez obłudy), Choć tam przez ciemne płyną rzeki gaje I choć miech tylny wietrzyku dodaje. NA SEN
Dwie bramie, jako poetowie bają, Są w piekle, z których sny na świat
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 90
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo mi na czas psia gwiazda sfolguje, Zaraz te pustki miłość opanuje. Próżno się tedy cieniem z wierzchu chłodzę, Gdy w
który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo mi na czas psia gwiazda sfolguje, Zaraz te pustki miłość opanuje. Próżno się tedy cieniem z wierzchu chłodzę, Gdy w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 159
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
paniej nie szkodzi. Strzeż tego, żeby jako płci pieszczonej, Śniegowi równej i mleku rodzonej, Piegi nie pstrzyły i przykra, dlaboga, Nie opaliła w południe śreżoga. Mnie raczej głowę spal na proch i szpiki, Już zwykłe ogniom dla białej podwiki; Popal i zboża, ziemię, gaje, zioła, Pobierz nam chłody, co ich staje zgoła, I wód na napój zostaw nam o male, Tylko niech moja będzie pani w cale. REDIVIVATUS
Jeśli to prawda, co kiedyś uczony Mniemał i twierdził filozof z Krotony,
Że dusze ludzkie, doszedszy swojego Kresu i ciała pozbywszy pierwszego, W inszy się łupież na nową słobodę Przenoszą, w
paniej nie szkodzi. Strzeż tego, żeby jako płci pieszczonej, Śniegowi równej i mleku rodzonej, Piegi nie pstrzyły i przykra, dlaboga, Nie opaliła w południe śreżoga. Mnie raczej głowę spal na proch i szpiki, Już zwykłe ogniom dla białej podwiki; Popal i zboża, ziemię, gaje, zioła, Pobierz nam chłody, co ich staje zgoła, I wód na napój zostaw nam o male, Tylko niech moja będzie pani w cale. REDIVIVATUS
Jeśli to prawda, co kiedyś uczony Mniemał i twierdził filozof z Krotony,
Że dusze ludzkie, doszedszy swojego Kresu i ciała pozbywszy pierwszego, W inszy się łupież na nową słobodę Przenoszą, w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 170
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Klawy i konie złotem malowane: Ty śmiesz już żywych bezpiecznie osiadać. Śmiesz ważnem drzewem i paiżem władać. Nie broń trzciniana, nie woskowe strzały, Lekkiego serca i niemężnej chwały, Ale i pochew przy boku, i razem Strojny twój sajdak ostrem brzmi żelazem. Rączeli pędzą ku kresu zawody, Lub gonią drzewy pod wieczorne chłody, Działa grzmią w kwatry, pioruny Mars sieje, Komu kochańsze nad cię, te turnieje? Przed czasem umysł wysoki i w małym, I znać w zielonym, co ma być w dojźrzałym; Wiśniowieckiego pióra ptak i lotu, Koło podłego nie wiesza się płotu,
Bo jeśli przejżrzysz (czego jeszcze sobie Snać nie uważysz
Klawy i konie złotem malowane: Ty śmiesz już żywych bezpiecznie osiadać. Śmiesz ważnem drzewem i paiżem władać. Nie broń trzciniana, nie woskowe strzały, Lekkiego serca i niemężnej chwały, Ale i pochew przy boku, i razem Strojny twój sajdak ostrem brzmi żelazem. Rączeli pędzą ku kresu zawody, Lub gonią drzewy pod wieczorne chłody, Działa grzmią w kwatry, pioruny Mars sieje, Komu kochańsze nad cię, te turnieje? Przed czasem umysł wysoki i w małym, I znać w zielonym, co ma być w dojżrzałym; Wisniowieckiego pióra ptak i lotu, Koło podłego nie wiesza się płotu,
Bo jeśli przejżrzysz (czego jeszcze sobie Snać nie uważysz
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 50
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Na dziękach a ukłonach, nie byłeś szczęśliwszy Prze hardą tę Dionę, która tym, co chwalą, I ze słońcem wschodzącem ofiary jej palą, Wzajem bywa przychylną i pomaga wiele: Ty, jako żyw, nie bywszy nigdy w tym kościele, A mało albo żadnej doznawszy nagrody Zasług swoich, pod umbrę i ojczyste chłody Raczejś obrał ustąpić, gdzie przybrawszy sobie Równej w starożytności domu i ozdobie Rozrażewską małżonkę, z nią przyszłe niewczasy, Uciechą i lubemi słodził sobie wczasy. Że pan kiedyż wspomniawszy na godność i one
Cnoty twoje odłogiem dotąd położone, Omieszkanej tak długo wetując nagrody, Ażci w dom kaliskiego posłał wojewody Górny stołek;
Na dziękach a ukłonach, nie byłeś szczęśliwszy Prze hardą tę Dyonę, która tym, co chwalą, I ze słońcem wschodzącem ofiary jej palą, Wzajem bywa przychylną i pomaga wiele: Ty, jako żyw, nie bywszy nigdy w tym kościele, A mało albo żadnej doznawszy nagrody Zasług swoich, pod umbrę i ojczyste chłody Raczejś obrał ustąpić, gdzie przybrawszy sobie Równej w starożytności domu i ozdobie Rozrażewską małżonkę, z nią przyszłe niewczasy, Uciechą i lubemi słodził sobie wczasy. Że pan kiedyż wspomniawszy na godność i one
Cnoty twoje odłogiem dotąd położone, Omieszkanej tak długo wetując nagrody, Ażci w dom kaliskiego posłał wojewody Górny stołek;
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 115
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
któryś otwierać wzrok niewidomym raczył, Otwórz i mój wzrok, abym twą światłość obaczył. Oświeć moje ciemności twym nieogarnionym Światłem, abym nie zasnął smen nieprzebudzonym. Matt: 9. Mar: 8. Luc: 4. Ioan: 5. Psal: 12.
Już też wstając z snu ptastwo, rane wita chłody Śpiewaniem, i winszuje sobie swej swobody. Ja niewolnik występków twardemi kajdany, Jako więzień u Getów jęczę skrępowany. W strachu, i w trwodze będąc. Ty, któryś z podziemnych Wywiódł święty lud otchłań, wyprowadz mię z ciemnych Lochów grzechu, a daj mi ujrzeć pożądaną Światłość w niebie od wieków świętym zgotowaną. Już
ktoryś otwieráć wzrok niewidomym ráczył, Otworz y moy wzrok, ábym twą świátłość obaczył. Oświeć moie ćiemnośći twym nieogárnionym Swiatłem, ábym nie zásnął smen nieprzebudzonym. Matt: 9. Mar: 8. Luc: 4. Ioan: 5. Psal: 12.
Iuż też wstáiąc z snu ptástwo, ráne wita chłody Spiewániem, y winszuie sobie swey swobody. Ia niewolnik występkow twárdemi káydany, Iáko więźień u Getow ięczę skrępowány. W stráchu, y w trwodze będąc. Ty, ktoryś z podźiemnych Wywiodł święty lud otchłań, wyprowadz mię z ćiemnych Lochow grzechu, á day mi vyrzeć pożądáną Swiátłość w niebie od wiekow świętym zgotowáną. Iuż
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 3
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
Troista Historia
Środkiem stoi najwyższa jodła, co srogiego Ma łupież Encelada Króla Olbrzymskiego. I pewnieby ciężatu sama nie strzymała, By się bliskim pochyła dębem nie wspierała. Stąd osobliwa miejsca powaga pochodzi, Ani się triumfalne drzewa tykać godzi, Nikt gałązki nie utnie, nie zażenie trzody Pasterz, i Polisemus nie idzie w te chłody. Nic na to Ceres niedba, im miejsca sławniejsza Świątobliwość, tym ona siekierę pweniejsza By i w samym utopić Jowiszu, porywa. I to Sośnie, to Cedry wybiera wątpliwa. Sposobniejszego drzewa, gładszych upatruje Gałęzi, i równemu ramiony probuje. Jako więc kto z kupieckim handlem mając stały Umysł, szerokie mierzyć Oceanu
Troista Historya
Srodkiem stoi naywyższa iodłá, co srogiego Ma łupież Enceládá Krolá Olbrzymskiego. Y pewnieby ćiężatu sama nie strzymáłá, By się bliskim pochyła dębem nie wspieráłá. Ztąd osobliwa mieyscá powagá pochodźi, Ani się tryumfalne drzewá tykáć godźi, Nikt gáłązki nie utnie, nie záżenie trzody Pásterz, y Polisemus nie idźie w te chłody. Nic ná to Ceres niedba, im mieyscá sławnieysza Swiątobliwość, tym oná śiekierę pwenieysza By y w samym utopić Iowiszu, porywa. Y to Sośnie, to Cedry wybiera wątpliwa. Sposobnieyszego drzewá, głádszych upátruie Gáłęźi, y rownemu rámiony probuie. Iáko więc kto z kupieckim hándlem máiąc stáły Vmysł, szerokie mierzyć Oceánu
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 42
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
kochanie, Skoro o prędkiej przeczuwa odmianie. 39. Dotąd w afektach Epaus panował, Jego samego mieć sobie Królewna Życzyła mężem; z nią zrósł, z nią się schował; Gdy ją nowina dochodzi niepewna. O jako ciężką boleść z tego czuje; Ze król inszego zięcia upatruje. 40. Wieczorem samym, pod przyjemne chłody Tam kędy morskie impet tracą wały: Cicho Królewskie przeszedszy ogrody: Pod niebotyczne udaje się skały, W przestrone łąki, i miejsca osobne; Do rozerwania myśli jej sposobne. 41. O trzykroć prawi i nader szczęśliwa Dusza, do której bynajmniej wolności Nie miałaś prawa, miłości troskliwa: Ani twej kiedy podległa srogości:
kochánie, Skoro o prętkiey przeczuwa odmiánie. 39. Dotąd w áffektách Epáus pánował, Iego samego mieć sobie Krolewná Zyczyłá mężem; z nią zrosł, z nią sie schował; Gdy ią nowiná dochodźi niepewna. O iáko ćięszką boleść z tego czuie; Ze krol inszego źięćiá upátruie. 40. Wieczorem samym, pod przyięmne chłody Tám kędy morskie impet trácą wáły: Cicho Krolewskie przeszedszy ogrody: Pod niebotyczne udáie sie skáły, W przestrone łąki, y mieyscá osobne; Do rozerwánia myśli iey sposobne. 41. O trzykroć práwi y náder szczęśliwa Duszá, do ktorey bynaymniey wolnośći Nie miáłáś práwá, miłośći troskliwa: Ani twey kiedy podległa srogośći:
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 72
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
samym już wieczorem Równinami jasnymi z razu idąc sporo/ Nad jedno się głębokie opuści jezioro/ Zasłonione od nieba gęstymi jesiony/ A góry je z obojej opasały strony/ Strwoży się tu nieboga/ ile drogi więcej Przed sobą nie znajdując/ tylko trop zwierzęcy I stegna udeptane/ którędy do wody Zwyczaj się im przechodzić pod wieczorne chłody. Więc jako się każda rzecz większa zda ku zmierzchu/ Toż i onę omąmi. Gdy tylko co zwierzchu Niebo widzi/ około wodę niezmierzoną/ A przed już/ i za sobą ziemię utraconą. Zaczym ustanowiona przy onym to brzegu Długo myśli o swoim pierwszym tym noclegu Gospodęli bezpieczną w pustyni mieć może: Darn wezgłowie
sámym iuż wieczorem Rowninámi iásnymi z rázu idąc sporo/ Nád iedno się głębokie opuści iezioro/ Zásłonione od niebá gęstymi iesiony/ A gory ie z oboiey opasáły strony/ Strwoży się tu niebogá/ ile drogi więcey Przed sobą nie znáyduiąc/ tylko trop zwierzęcy Y stegná vdeptáne/ ktorędy do wody Zwyczay się im przechodzić pod wieczorne chłody. Więc iáko się káżda rzecz większa zda ku zmierzchu/ Toż y onę omąmi. Gdy tylko co zwierzchu Niebo widzi/ około wodę niezmierzoną/ A przed iuż/ y zá sobą ziemię vtráconą. Záczym vstánowiona przy onym to brzegu Długo myśli o swoim pierwszym tym noclegu Gospodęli bespieczną w pustyni mieć może: Darn wezgłowie
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 48
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701