śmy ich szturmem dobywali, Widząc potęgę, widząc ich obrony Od każdej strony.
Jakoż przykładu tego i w kronikach O najsławniejszych niemasz wojennikach; Insza dobywać fortec wielkich, małych, Insza wojsk całych.
Prędko zaś nam dnia krótkiego nie stało, Noc zaszła, wojsko w szyku stać musiało Pod dżdżystym niebem w przykrym bardzo chłodzie I w ciężkim głodzie,
Bo przez dni kilka i konie i ludzie Cale nie jedli przy tak srogim trudzie, I by tak dłużej, jużby się nam było Barzo sprzykrzyło.
Ale skoro dzień świętego Marcina Nastał, hetmani i wszytka starszyna Dzielne rycerstwo objeżdżając wkoło, Cieszy wesoło,
Żeby nie dbali na chocimskie grody,
śmy ich szturmem dobywali, Widząc potęgę, widząc ich obrony Od każdej strony.
Jakoż przykładu tego i w kronikach O najsławniejszych niemasz wojennikach; Insza dobywać fortec wielkich, małych, Insza wojsk całych.
Prędko zaś nam dnia krotkiego nie stało, Noc zaszła, wojsko w szyku stać musiało Pod dżdżystym niebem w przykrym bardzo chłodzie I w ciężkim głodzie,
Bo przez dni kilka i konie i ludzie Cale nie jedli przy tak srogim trudzie, I by tak dłużej, jużby się nam było Barzo sprzykrzyło.
Ale skoro dzień świętego Marcina Nastał, hetmani i wszytka starszyna Dzielne rycerstwo objeżdżając wkoło, Cieszy wesoło,
Żeby nie dbali na chocimskie grody,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 486
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
im. pan Reichemberk będąc ekonomem przez lat 3 bez żadnego respektu i miłosierdzia nas ubogich ludzi uciemiężał, że podczas konfederacji dość przez im. pana marszałka konfederackiego byliśmy zdarci, jednak nic nam nie defalkując, jeszcze z górą tak czynszowe, ekspensowe, jako wiktowe i inne podatki powybierał, tak iż o głodzie i o chłodzie nas zostawił. A teraz zaś im. pan Mroczek wybierając czynsze i podymne, tynf każdy nie według kurencji monety, po złotemu tylko jednemu uchylając z każdego tynf a po gr 8, wybrał z dymu po złp 5 i gr 2 nie miarkując się według zaprzysiężonych dymów, tak jako się mu podoba, nakłada i zasiew
jm. pan Reichemberk będąc ekonomem przez lat 3 bez żadnego respektu i miłosierdzia nas ubogich ludzi uciemiężał, że podczas konfederacyi dość przez jm. pana marszałka konfederackiego byliśmy zdarci, jednak nic nam nie defalkując, jeszcze z górą tak czynszowe, ekspensowe, jako wiktowe i inne podatki powybierał, tak iż o głodzie i o chłodzie nas zostawił. A teraz zaś jm. pan Mroczek wybierając czynsze i podymne, tynf kożdy nie według kurencyi monety, po złotemu tylko jednemu uchylając z kożdego tynf a po gr 8, wybrał z dymu po złp 5 i gr 2 nie miarkując się według zaprzysiężonych dymów, tak jako się mu podoba, nakłada i zasiew
Skrót tekstu: SupKuzRzecz
Strona: 27
Tytuł:
Suplika poddanych kuźnickich do króla
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
listy urzędowe
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1718
Data wydania (nie wcześniej niż):
1718
Data wydania (nie później niż):
1718
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Rzeczpospolita w dobie upadku 1700-1740. Wybór źródeł
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Gierowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
— Powiedziała panna Klara. A panna zaś co Giertruda Mówi? — Bywają tam cuda! Niebo jem czasem gotową Czyni zwadę z czkawką ową. Nuż i za zmarłych jałmużna Z kłopotem — a któż nie uzna! Żeństwo takież szło ma dróżkę Mając pieczoną kokoszkę. Dla posiłku w przyszłym chodzie Siedli jeść pod dębem w chłodzie. Dziad przyszedł. Mąż: „Za nieboszkę!” Mówiąc — dał mu kurki troszkę. Żona też z nóżką u dzika: „Nę! módl się za nieboszczyka!” Więc gdzie ma być odpust jaki, Jest plon w drogach na żebraki. Przychodzi dziad drugi, trzeci: Nuż to i to za swe
— Powiedziała panna Klara. A panna zaś co Giertruda Mówi? — Bywają tam cuda! Niebo jem czasem gotową Czyni zwadę z czkawką ową. Nuż i za zmarłych jałmużna Z kłopotem — a ktoż nie uzna! Żeństwo takież szło ma dróżkę Mając pieczoną kokoszkę. Dla posiłku w przyszłym chodzie Siedli jeść pod dębem w chłodzie. Dziad przyszedł. Mąż: „Za nieboszkę!” Mówiąc — dał mu kurki troszkę. Żona też z nóżką u dzika: „Nę! módl się za nieboszczyka!” Więc gdzie ma być odpust jaki, Jest plon w drogach na żebraki. Przychodzi dziad drugi, trzeci: Nuż to i to za swe
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 14
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
Cyprydy pościele. Oraz mieczem ogromnym wielki świat rumuje, Oraz się i Wenerze pięknej zakazuje. Nie dziw tedy, że i ja mistrza mego śladem Idę i tak się znacznym sprawuję przykładem. Bo i tu w dzikich polach, gdzie marsowe dźwięki Serca niewzruszonego i gotowej ręki Potrzebują, w tych trudach, pracach ciężkich, w chłodzie Przy grubym, drogim chlebie, bez trunków o wodzie, W bataliej zawsze stojąc, widząc gęste szyki Pogańskie i ich słysząc straszliwe okrzyki,
Tym tylko biedę moję cieszę ustawiczną, Kiedy sobie przypomnę twoję postać śliczną, Twoje wdzięczne przymioty, piękne obyczaje I urodę, co inszym daleko met daje; Twoje swobodne oczy, twe
Cyprydy pościele. Oraz mieczem ogromnym wielki świat rumuje, Oraz się i Wenerze pięknej zakazuje. Nie dziw tedy, że i ja mistrza mego śladem Idę i tak się znacznym sprawuję przykładem. Bo i tu w dzikich polach, gdzie marsowe dźwięki Serca niewzruszonego i gotowej ręki Potrzebują, w tych trudach, pracach ciężkich, w chłodzie Przy grubym, drogim chlebie, bez trunkow o wodzie, W bataliej zawsze stojąc, widząc gęste szyki Pogańskie i ich słysząc straszliwe okrzyki,
Tym tylko biedę moję cieszę ustawiczną, Kiedy sobie przypomnę twoję postać śliczną, Twoje wdzięczne przymioty, piękne obyczaje I urodę, co inszym daleko met daje; Twoje swobodne oczy, twe
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 272
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
, Jadąc dalej, gorącem przykrem upalony I brzemieniem ognistej zbroje obciążony, Zastał przy jednej starej pustej wieży w cieniu. Podle brzegu trzy panie, piękne na wejźrzeniu, Które po obyczajach, z stroju i ubioru Znał, że beły z Alcyny rozkosznego dworu.
XXXVII.
Na perskich, złotem tkanych kobiercach siedziały I w miłem chłodzie różnych uciech zażywały; Stół miały zastawiony cukrami słodkiemi I winy w kryształowem naczyniu różnemi; Na brzegu uwiązana łódź mała czekała I z morskiemi wodami przy ziemi igrała, Ażby wiatry, co były wszystkie ucichnęły, Znowu płócienne łona wolno wyciągnęły.
XXXVIII.
Te skoro obaczyły, że konia wodzami Nie wściągał i mijał ich suchemi
, Jadąc dalej, gorącem przykrem upalony I brzemieniem ognistej zbroje obciążony, Zastał przy jednej starej pustej wieży w cieniu. Podle brzegu trzy panie, piękne na wejźrzeniu, Które po obyczajach, z stroju i ubioru Znał, że beły z Alcyny rozkosznego dworu.
XXXVII.
Na perskich, złotem tkanych kobiercach siedziały I w miłem chłodzie różnych uciech zażywały; Stół miały zastawiony cukrami słodkiemi I winy w kryształowem naczyniu różnemi; Na brzegu uwiązana łódź mała czekała I z morskiemi wodami przy ziemi igrała, Ażby wiatry, co były wszystkie ucichnęły, Znowu płócienne łona wolno wyciągnęły.
XXXVIII.
Te skoro obaczyły, że konia wodzami Nie wściągał i mijał ich suchemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 205
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
trawie Sakrypanta i gładkiej królewny.
LVI.
Puścił się Orland w lewo ścieżką ku dolinie, Którą Sakrypant jechał, i biegł po równinie. Ferat ku górom bieżał tam, kędy się zdała Ścieszka, którą królewna świeżo udeptała. Ona wtem zostawiwszy dwu rycerzów w boju, Jechała i trafiła do ciemnego zdroju, Który w swem chłodzie miłe odpoczynki dawał I upragnione często pielgrzymy napawał.
LVII.
Nie myśląc, aby ją tam miał kto zastać w chłodzie, Stanęła przy ciekącej, przejźroczystej wodzie I żadnego przypadku złego, żadnej trwogi/ Nie boi się, na palcu mając pierścień drogi. Naprzód hełm, skoro klaczę wściągnęła wodzami, Powiesiła na rózdze między gałęziami
trawie Sakrypanta i gładkiej królewny.
LVI.
Puścił się Orland w lewo ścieszką ku dolinie, Którą Sakrypant jechał, i biegł po równinie. Ferat ku górom bieżał tam, kędy się zdała Ścieszka, którą królewna świeżo udeptała. Ona wtem zostawiwszy dwu rycerzów w boju, Jechała i trafiła do ciemnego zdroju, Który w swem chłodzie miłe odpoczynki dawał I upragnione często pielgrzymy napawał.
LVII.
Nie myśląc, aby ją tam miał kto zastać w chłodzie, Stanęła przy ciekącej, przejźroczystej wodzie I żadnego przypadku złego, żadnej trwogi/ Nie boi się, na palcu mając pierścień drogi. Naprzód hełm, skoro klaczę wściągnęła wodzami, Powiesiła na rózdze między gałęziami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 262
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
biegł po równinie. Ferat ku górom bieżał tam, kędy się zdała Ścieszka, którą królewna świeżo udeptała. Ona wtem zostawiwszy dwu rycerzów w boju, Jechała i trafiła do ciemnego zdroju, Który w swem chłodzie miłe odpoczynki dawał I upragnione często pielgrzymy napawał.
LVII.
Nie myśląc, aby ją tam miał kto zastać w chłodzie, Stanęła przy ciekącej, przejźroczystej wodzie I żadnego przypadku złego, żadnej trwogi/ Nie boi się, na palcu mając pierścień drogi. Naprzód hełm, skoro klaczę wściągnęła wodzami, Powiesiła na rózdze między gałęziami, Potem po lesie drzewa lepszego szukała, Żeby klaczę, gdzieby się pasła, uwiązała.
LVIII.
A wtem
biegł po równinie. Ferat ku górom bieżał tam, kędy się zdała Ścieszka, którą królewna świeżo udeptała. Ona wtem zostawiwszy dwu rycerzów w boju, Jechała i trafiła do ciemnego zdroju, Który w swem chłodzie miłe odpoczynki dawał I upragnione często pielgrzymy napawał.
LVII.
Nie myśląc, aby ją tam miał kto zastać w chłodzie, Stanęła przy ciekącej, przejźroczystej wodzie I żadnego przypadku złego, żadnej trwogi/ Nie boi się, na palcu mając pierścień drogi. Naprzód hełm, skoro klaczę wściągnęła wodzami, Powiesiła na rózdze między gałęziami, Potem po lesie drzewa lepszego szukała, Żeby klaczę, gdzieby się pasła, uwiązała.
LVIII.
A wtem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 262
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miejsca na miejsce potem tam i sam jeździli Tak długo, aż do rzeki wesołej trafili, Która tak cichem biegiem w morze wody lała, Że nie znać było, czy szła, czy w swej mierze stała, I tak jasną, tak w sobie przeźrzoczystą była, Że dna i pięknych piasków wzrokowi nie kryła; W chłodzie między pięknemi nad brzegiem drzewami Tamże pannę naleźli z dwiema rycerzami.
LXV.
Ale mię fantazja, która mi nie radzi Zawżdy iść jedną drogą, gdzie indziej prowadzi, Tam, gdzie przeciw Francjej pogańskie obozy Strachy srogie puszczają i surowe grozy, Gdzie syn króla Trojana w namiot swój zwoływa Radę i chrześcijaństwo do boju wyzywa
miejsca na miejsce potem tam i sam jeździli Tak długo, aż do rzeki wesołej trafili, Która tak cichem biegiem w morze wody lała, Że nie znać było, czy szła, czy w swej mierze stała, I tak jasną, tak w sobie przeźrzoczystą była, Że dna i pięknych piasków wzrokowi nie kryła; W chłodzie między pięknemi nad brzegiem drzewami Tamże pannę naleźli z dwiema rycerzami.
LXV.
Ale mię fantazya, która mi nie radzi Zawżdy iść jedną drogą, gdzie indziej prowadzi, Tam, gdzie przeciw Francyej pogańskie obozy Strachy srogie puszczają i surowe grozy, Gdzie syn króla Trojana w namiot swój zwoływa Radę i chrześcijaństwo do boju wyzywa
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 311
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
także wszędzie in usu, który potrzeba siać jak rosadę, sadzić jak kapustę, i podlewać, jak urosnie pasenkowac, tojest nie dać się rozrastać na wiele latorośli, alias byłyby małe Listki, potym listki obrywać, w słomie jęczmiennej suchej chować póki się nieuleżą alias żołknieją; potym na sznury nawlekać, i w chłodzie nie na Słońcu, pod dachem suszyć, składać, Skutek jego ten: że Mózg chędoży, humory z ciała wyprowadza, powoli suszy Człeka, od zarazy broni powietrznej. O nim czytam w Ebarardzie Wasembergiusza In scena Vitae humanae takie elogium. o Ziołach osobliwych
NULLA salutifero praestantior Herba Tabaco, O SZAŁWII i RUCIE eksstat wiersz
także wszędzie in usu, ktory potrzebá siać iak rosadę, sadzić iak kapustę, y podlewać, iak urosnie pasenkowac, toiest nie dać się rozrastać na wiele latorośli, alias byłyby małe Listki, potym listki obrywać, w słomie ięczmienney suchey chować poki się nieuleżą alias żołknieią; potym na sznury nawlekać, y w chłodzie nie na Słońcu, pod dachem suszyć, składać, Skutek iego ten: że Mozg chędoży, humory z ciała wyprowadza, powoli suszy Człeka, od zarazy broni powietrzney. O nim czytam w Ebarardzie Wasembergiusza In scena Vitae humanae takie elogium. o Ziołach osobliwych
NULLA salutifero praestantior Herba Tabaco, O SZAŁWII y RUCIE exstat wiersz
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 646
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
suszy, i grzeje, po nim człowieczy. Gnój żeby się wyprawił, w domu potrzeba mieć gnojowisko jedne całoroczne, alias dół, do którego gnuj zrzucać, i wodą bagnistą go nalać, albo deszczowe wody, aby do niego spływały sporądzić, a tak kisnąc, sprawi się; ale te miejsce niech będzie gdzie w chłodzie, a przynajmniej nie na wielkiej spiece słońca, i wiatrach, bo moc wszystka wywietrzeje. Drugie zrobić gnojowisko na gnój nowy, aby się gnój wnim uleżał, przegnił, ziarna, nasiona, z chepty wsobie strawił. Świeży gnój nie dobry, tylko długo na kupię macerowany. Koński gnój iż gorący i suchy
suszy, y grzeie, po nim człowieczy. Gnoy żeby się wyprawił, w domu potrzeba mieć gnoiowisko iedne całoroczne, alias doł, do ktorego gnuy zrzucać, y wodą bagnistą go nalać, albo deszczowe wody, aby do niego spływały sporądzić, á tak kisnąc, sprawi się; ale te mieysce niech będzie gdzie w chłodzie, á przynaymniey nie na wielkiey spiece słońca, y wiatrach, bo moc wszystka wywietrzeie. Drugie zrobić gnoiowisko na gnoy nowy, aby się gnoy wnim uleżał, przegnił, ziarna, nasiona, z chepty wsobie strawił. Swieży gnoy nie dobry, tylko długo na kupię macerowany. Koński gnoy iż gorący y suchy
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 415
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754