. Owa mu ich co rychlej dobywszy z puzderka, Kładzie na nos: „Patrz jeno; a małaż to szperka?” 96 (N). POJEDYNEK
Przyszedszy Żyd do miasta z krakowskiego rynku, Wszytkim rabinom o swym prawi pojedynku, Że się jako Elear drugi w Grodzkiej bramie
Dziś z zamkowym hajdukiem, dużym chłopem, łomie: „Jam nową miał koszałkę, ta miała dwie ucha; On tylko u starego rękojeść obucha. Wrzucił mi bierlet w błoto. Nie myślęcy wiele, Porwę się nań jak obses do swojej koszele. Nim mię raz on obuchem, ja go ośm koszelą; Nie zaraz się na Żydów hajducy ośmielą
. Owa mu ich co rychlej dobywszy z puzderka, Kładzie na nos: „Patrz jeno; a małaż to szperka?” 96 (N). POJEDYNEK
Przyszedszy Żyd do miasta z krakowskiego rynku, Wszytkim rabinom o swym prawi pojedynku, Że się jako Elear drugi w Grodzkiej bramie
Dziś z zamkowym hajdukiem, dużym chłopem, łomie: „Jam nową miał koszałkę, ta miała dwie ucha; On tylko u starego rękojeść obucha. Wrzucił mi bierlet w błoto. Nie myślęcy wiele, Porwę się nań jak obses do swojej koszele. Nim mię raz on obuchem, ja go ośm koszelą; Nie zaraz się na Żydów hajducy ośmielą
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 245
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczękę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nią śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczęki, Jako kto podkop robi, gdzie
między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczekę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nię śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczeki, Jako kto podkop robi, gdzie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 235
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zostało, Co weń weszli, nie mogąc odeprzeć gwałtowi, Ale się tak wściekłemu zdało ich wodzowi. Wszyscy zgaśli, tak wielkiem ogniem ogarnieni, Od nagłych i łakomych pożarci płomieni. Sam Rodomont, który beł przyczyną ich złego, Zdrowo uszedł z onego pożaru strasznego.
V.
Który będąc i zbrojnem i tak ciężkiem chłopem, Skoczył na drugą stronę i beł za przykopem; I by był wszedł z inszemi w on dół niebezpieczny, Jużby beł ten jego szturm pewnie ostateczny. Obraca wściekłe oczy na otchłań piekielną I widząc wielki ogień i klęskę śmiertelną Swoich ludzi, ginących przez straszne pożogi, Łaje, bluźni, sromoci i przeklina bogi.
zostało, Co weń weszli, nie mogąc odeprzeć gwałtowi, Ale się tak wściekłemu zdało ich wodzowi. Wszyscy zgaśli, tak wielkiem ogniem ogarnieni, Od nagłych i łakomych pożarci płomieni. Sam Rodomont, który beł przyczyną ich złego, Zdrowo uszedł z onego pożaru strasznego.
V.
Który będąc i zbrojnem i tak ciężkiem chłopem, Skoczył na drugą stronę i beł za przykopem; I by był wszedł z inszemi w on dół niebezpieczny, Jużby beł ten jego szturm pewnie ostateczny. Obraca wściekłe oczy na otchłań piekielną I widząc wielki ogień i klęskę śmiertelną Swoich ludzi, ginących przez straszne pożogi, Łaje, bluźni, sromoci i przeklina bogi.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 331
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
takiej są u nas wzgardzie, to opprobrium hominum, et abjectio plebis, że i wspomnienia nie godni, Ja ich bynajmniej nie mogę lekce wazić.
Choć bym inszej racyj nie miał, tylko tę, żeśmy wszystek nasź zasźczit powinni Pospólstwu, co jest oczywista; gdyżbym nie był sźlachcicem, gdyby chłop nie był chłopem; bo, co zacność urodzenia mego czini, jeżeli nie dystynkcja, której gdyby nie było między chłopem i szlachcicem, wszyscybyśmy byli równi, jeden nie będąc lepszym nad drugiego, żadnejby nikt nie miał zacności z urodzenia, tak dalece, że podłość kondycyj chłopskiej, nasżę wynosi.
A przytym, co
takiey są u nas wzgardźie, to opprobrium hominum, et abjectio plebis, źe y wspomnienia nie godni, Ia ich bynaymniey nie mogę lekce waźyć.
Choć bym inszey raćyi nie miał, tylko tę, ześmy wszystek nasź zasźcźyt powinni Pospolstwu, co iest oczywista; gdyźbym nie był sźlachćicem, gdyby chłop nie był chłopem; bo, co zacność urodzenia mego cźyni, ieźeli nie dystynkcya, ktorey gdyby nie było między chłopem y szlachćicem, wszyscybysmy byli rowni, ieden nie będąc lepszym nad drugiego, źadneyby nikt nie miał zacnośći z urodzenia, tak dalece, źe podłość kondycyi chłopskiey, nasźę wynośi.
A przytym, co
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 100
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
, Ja ich bynajmniej nie mogę lekce wazić.
Choć bym inszej racyj nie miał, tylko tę, żeśmy wszystek nasź zasźczit powinni Pospólstwu, co jest oczywista; gdyżbym nie był sźlachcicem, gdyby chłop nie był chłopem; bo, co zacność urodzenia mego czini, jeżeli nie dystynkcja, której gdyby nie było między chłopem i szlachcicem, wszyscybyśmy byli równi, jeden nie będąc lepszym nad drugiego, żadnejby nikt nie miał zacności z urodzenia, tak dalece, że podłość kondycyj chłopskiej, nasżę wynosi.
A przytym, co czini fortuny i substancje nasze? Jeżeli nie plebeij prawdziwi nasi chlebodawcy, kiedy grzebią dla nas ustawicźnie w
, Ia ich bynaymniey nie mogę lekce waźyć.
Choć bym inszey raćyi nie miał, tylko tę, ześmy wszystek nasź zasźcźyt powinni Pospolstwu, co iest oczywista; gdyźbym nie był sźlachćicem, gdyby chłop nie był chłopem; bo, co zacność urodzenia mego cźyni, ieźeli nie dystynkcya, ktorey gdyby nie było między chłopem y szlachćicem, wszyscybysmy byli rowni, ieden nie będąc lepszym nad drugiego, źadneyby nikt nie miał zacnośći z urodzenia, tak dalece, źe podłość kondycyi chłopskiey, nasźę wynośi.
A przytym, co cźyni fortuny y substancye nasze? Ieźeli nie plebeij prawdźiwi naśi chlebodawcy, kiedy grzebią dla nas ustáwicźnie w
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 100
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
oni wojska rekrutują, oni nas na ostatek we wszystkich pracach zastępują; tak dalece że gdyby chłopstwa nie było, musielibyśmy się sami stać rolnikami, i jeżeli kogo wynosząc, mowiemy Pan z Panów, słuszniejby mówić, Pan z chłopów.
Na to wszystko żadnej nie masz konsyderacyj; mało na tym, że chłopem jak bydlęciem pracujemy; ale co większa i nie chrześcijańska, że często za psa, albo szkapę chłopa poddanego prze- dajemy: Gorszi się cały świat, z tak bezboźnego prawa, które osżacowało zicie ludzkie, sto grzywien nakazując szlachcicowi kary, kiedy chłopa zabije; zapomniawszi prawa Boskiego, które przykazuje, oculum pro oculo, dentem
oni woyska rekrutuią, oni nas na ostátek we wszystkich pracach zastępuią; tak dálece źe gdyby chłopstwa nie było, muśielibyśmy się sami stáć rolnikámi, y ieźeli kogo wynosząc, mowiemy Pan z Panow, słuśznieyby mowić, Pan z chłopow.
Na to wszystko źadney nie masz konsyderácyi; mało na tym, źe chłopem iak bydlęćiem prácuiemy; ale co większa y nie chrześćiańska, źe często za psa, albo szkápę chłopa poddánego prze- dáiemy: Gorsźy się cały swiat, z tak bezboźnego práwa, ktore osźacowáło źyćie ludzkie, sto grźywien nakázuiąc szlachćicowi kary, kiedy chłopa zabiie; zapomniawsźy práwa Boskiego, ktore przykazuie, oculum pro oculo, dentem
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 100
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
w swym Państwie poddanym: ten ile razy czuje się być ukrzywdzonym, sądzi się z Królem w Parlamencie, który Sacrosanctè dekret obserwując, poddaje mu się przegrając sprawę. Co i na to mówić, że jeżeli nasża szlachecka kondycja nie dyspensuje nas od Poddaństwa Rzeczypospolitej, a jakoź może być compatibilè żebym był absolutnym Panem nad chłopem, i poddanym oraz Rzeczypospolitej, która nie traci dla tego jus Dominij w moim dziedzictwie, żem jego jest dziedzicem? Zgoła despoticum Dominium partykularnego nad swym poddanym, jest praejudiciosum aboslutae potestatiRzeczypospolitej, która im większa, tym bezpieczniejsza wolności prerogatywa: Non item co do Ekonomij, w której cała dependencja należy Panu od chłopa
w swym Państwie poddanym: ten ile razy cźuie się bydź ukrzywdzonym, sądźi się z Krolem w Parlamenćie, ktory Sacrosanctè dekret obserwuiąc, poddáie mu się przegraiąc spráwę. Co y na to mowić, źe ieźeli nasźa szlachecka kondycya nie dyspensuie nas od Poddáństwa Rzeczypospolitey, á iakoź moźe bydź compatibilè źebym był absolutnym Panem nad chłopem, y poddanym oraz Rzeczypospolitey, ktora nie tráći dla tego jus Dominij w moim dziedźictwie, źem iego iest dziedzicem? Zgoła despoticum Dominium partykularnego nad swym poddánym, iest praejudiciosum aboslutae potestatiRzeczypospolitey, ktora im większa, tym bespiecznieysza wolnośći prerogátywa: Non item co do Ekonomij, w ktorey cała dependencya naleźy Panu od chłopa
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 103
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
głowy mej i śmierci. Albo dorodne córki nie popłatał, Albo za chłopa przez gwałt nie wyswatał, Z mojej fortuny na swą kompaturę Podłą dźwigając z gnoju kreaturę. Albo żeby mi, na którą nic nie dał, Nie przemataczył wolności, nie przedał, I gdy włódarzem każe się być, zaczem Jak chłopem będę, nie dał mi korbaczem. Albo żeby mnie, dufając w dostatek, Z kościoła za łeb nie wziął na ostatek I od strasznego, co się często zdarza, Pod kije na gnój nie porwał ołtarza. Czczę, bo się boję: I któż im podoła? Żeby mi złego nie zrobili zgoła. Przebóg!
głowy mej i śmierci. Albo dorodne córki nie popłatał, Albo za chłopa przez gwałt nie wyswatał, Z mojej fortuny na swą kompaturę Podłą dźwigając z gnoju kreaturę. Albo żeby mi, na którą nic nie dał, Nie przemataczył wolności, nie przedał, I gdy włódarzem każe się być, zaczem Jak chłopem będę, nie dał mi korbaczem. Albo żeby mnie, dufając w dostatek, Z kościoła za łeb nie wziął na ostatek I od strasznego, co się często zdarza, Pod kije na gnój nie porwał ołtarza. Czczę, bo się boję: I któż im podoła? Żeby mi złego nie zrobili zgoła. Przebóg!
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 180
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
i dotychczas są żyjące. Jedna była za poddanym pew-
nego szlachcica województwa brzeskiego. Na starość baba, oszalawszy, uciekła od męża i zabiegła na służbę za gospodynię do Krynek, folwarku wołczyńskiego dóbr książęcia IMci kanclerza wielkiego W. Ks. Lit., która i teraz tam ma swoje wygody. Druga ciotka także za chłopem we włości konstantynowskiej, w dobrach IMPana podskarbiego wielkiego koronnego w pewnym miejscu pewnej dosiadywa pory.
To, co w krótkim namienieniu w dalszej genealogii czas pokaże, kraj litewski i koronny ciekawością nasycić się zechce. Takową czytając gazetę pismo nie gniewaj się na mnie, bo ja, ze krwi należącego do imienia twego urodzona, jako
i dotychczas są żyjące. Jedna była za poddanym pew-
nego szlachcica województwa brzeskiego. Na starość baba, oszalawszy, uciekła od męża i zabiegła na służbę za gospodynię do Krynek, folwarku wołczyńskiego dóbr książęcia JMci kanclerza wielkiego W. Ks. Lit., która i teraz tam ma swoje wygody. Druga ciotka także za chłopem we włości konstantynowskiej, w dobrach JMPana podskarbiego wielkiego koronnego w pewnym miejscu pewnej dosiadywa pory.
To, co w krótkim namienieniu w dalszej genealogii czas pokaże, kraj litewski i koronny ciekawością nasycić się zechce. Takową czytając gazetę pismo nie gniewaj się na mnie, bo ja, ze krwi należącego do imienia twego urodzona, jako
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 545
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
koła czekali, zapewne już mając nie upuścić ich i nogi. Jakożby pewnie na to musiało było przyść, by był Pan Bóg nie zdarzył napaść samemu Strojnowskiemu na kursora, który szedł do jednego pułku nieprzyjacielskiego z listem od Węgrów, aby i tę jednę przeprawę jeszcze nieobronną co prędzej ubiegał. Za Węgry się tedy udawszy przed chłopem, a o Polaki pytając, biegli zaraz, tegoż chłopa chętnego wodza mając, do onej przeprawy czekać tam Polaków. Zrozumiawszy tedy z chłopa wszystkie położenia zasadzek węgierskich, a rzekę w bród gdzie on ukazał przeszedłszy, chłopa ścięli, a sami znowu nazad pod Karlinstejn przyszli. Tamże trochę odpocząwszy, poszli Elearowie nocą do
koła czekali, zapewne już mając nie upuścić ich i nogi. Jakożby pewnie na to musiało było przyść, by był Pan Bóg nie zdarzył napaść samemu Strojnowskiemu na kursora, który szedł do jednego pułku nieprzyjacielskiego z listem od Węgrów, aby i tę jednę przeprawę jeszcze nieobronną co prędzej ubiegał. Za Węgry się tedy udawszy przed chłopem, a o Polaki pytając, biegli zaraz, tegoż chłopa chętnego wodza mając, do onej przeprawy czekać tam Polaków. Zrozumiawszy tedy z chłopa wszystkie położenia zasadzek węgierskich, a rzekę w bród gdzie on ukazał przeszedłszy, chłopa ścięli, a sami znowu nazad pod Karlinstejn przyszli. Tamże trochę odpocząwszy, poszli Elearowie nocą do
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 35
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859