„Musisz, chłopie, ty dać! O tym się ja nie pytam, masz, czy nie masz — trzeba, Po którym-em ja zjachał, żołnierzowi chleba.” W tym deptata zapale proszę o cierpliwość. Aż miasto tej żałosną odnoszę zelżywość. Obuchem pulsu, skory, jak mi zaczął macać. Iść mi z chaty mej przyszło, nie zaraz się wracać.” Przyszła do tych skądś białogłowa, Na wspomniałych ucisków trafiła ich słowa.
Rzęsistymi zaleje oczy swoje łzami. „A toż się, co i ze mną — rzecze — dzieje z wami. Jeden tylko mój miałam dość szczupły posiłek, Krówkę jednę, ubóstwa sam istotny
„Musisz, chłopie, ty dać! O tym się ja nie pytam, masz, czy nie masz — trzeba, Po którym-em ja zjachał, żołnierzowi chleba.” W tym deptata zapale proszę o cierpliwość. Aż miasto tej żałosną odnoszę zelżywość. Obuchem pulsu, skory, jak mi zaczął macać. Iść mi z chaty mej przyszło, nie zaraz się wracać.” Przyszła do tych skądś białogłowa, Na wspomniałych ucisków trafiła ich słowa.
Rzęsistymi zaleje oczy swoje łzami. „A toż się, co i ze mną — rzecze — dzieje z wami. Jeden tylko mój miałam dość szczupły posiłek, Krówkę jednę, ubóstwa sam istotny
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 733
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
I dąb Cerery, który będąc obałonym Mścił się swej krzywdy głodem nad Erysychtonem, I drzewo wawrzynowe, którym się okryła
Śliczna Dafne, by żoną Febowi nie była, I te dwie drzewa, w które gospodarz i z żoną Zmienieni, nie zginąwszy ze wsią zatopioną, I to drzewo tu zabierz, które z ichże chaty Ode mnie obrócone jest w kościół bogaty, I Febus niech cyprysu doda zielonego, W który kochany chłopiec obrócon od niego; Na koniec, jeśli będzie na poszycie trzeba Trzciny, możesz narzezać mocą daną z nieba Tej, w którą przemieniona Syrynga, brzydkiego Satyra schraniając się i zalotów jego, Albo tej, którą balwierz szczepił
I dąb Cerery, który będąc obałonym Mścił się swej krzywdy głodem nad Erysychtonem, I drzewo wawrzynowe, którym się okryła
Śliczna Dafne, by żoną Febowi nie była, I te dwie drzewa, w które gospodarz i z żoną Zmienieni, nie zginąwszy ze wsią zatopioną, I to drzewo tu zabierz, które z ichże chaty Ode mnie obrócone jest w kościół bogaty, I Febus niech cyprysu doda zielonego, W który kochany chłopiec obrócon od niego; Na koniec, jeśli będzie na poszycie trzeba Trzciny, możesz narzezać mocą daną z nieba Tej, w którą przemieniona Syrynga, brzydkiego Satyra schraniając się i zalotów jego, Albo tej, którą balwierz szczepił
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 132
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Z których latorośli Porajowie, Pstrokońscy, i inni urośli. Których aż i podziśdzień świątobliwe plemie, Wszystkę swoję polało krwią sieradzką ziemię, Których rej ty prowadzisz, i sławne ich dzieje Przez się i swych wyrażasz potomków nadzieje. Zmilczęli o kochanku ciebie Jagielloński, Którego z starożytnej przybrał krwie liwońskiej Między swe pan Achaty? ani snać żałuje Bo zna wiarę po śmierci, i w ziemi to czuje, Że się kochasz w umarłym, i cień goniąc lekki, Ciężkie łzami oblewasz po dziś dzień powieki. Nie wstydź się, o Denhofie, fata lub winujesz, I znikomych popiołów póżno już żałujesz: Cnota to bohatyrska, afekt sprawiedliwy,
. Z których latorośli Porajowie, Pstrokońscy, i inni urośli. Których aż i podziśdzień świątobliwe plemie, Wszystkę swoję polało krwią sieradzką ziemię, Których rej ty prowadzisz, i sławne ich dzieje Przez się i swych wyrażasz potomków nadzieje. Zmilczęli o kochanku ciebie Jagielloński, Którego z starożytnej przybrał krwie liwońskiej Między swe pan Achaty? ani snać żałuje Bo zna wiarę po śmierci, i w ziemi to czuje, Że się kochasz w umarłym, i cień goniąc lekki, Ciężkie łzami oblewasz po dziś dzień powieki. Nie wstydź się, o Denhoffie, fata lub winujesz, I znikomych popiołów póżno już żałujesz: Cnota to bohatyrska, afekt sprawiedliwy,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 78
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
sobie tę szkodliwą prewencją, że nam nic po fortecach; gdyż jeżeli nieprzyjaciel znajdzie wota otwarte do kraju, nie snadno go moźna wypędzić; wojować zaś na swoich śmieciach, co za ruina kraju? odsyłam do fatalnej eksperiencyj. Ubolewając na nieuwagę w tym nasżę, myślę sobie, że nie masź tego wieśniaka, żeby swej chaty nie ogrodził dla bezpiecżeństwa swego; nie masź tego stworzenia, żeby mu natura nie dała sposobu do obrony; my sami tak zuchwali, że non prospiciendo obronie naszej, dajemy owszem okazją i pochop nieprzyjacielowi do tak snadnego jakie znajduje z nami wojowania.
Drugie motivum do Erekcyj Wojska na obronę skuteczną, powinno być pomiarkowanie się z
sobie tę szkodliwą prewencyą, źe nam nic po fortecach; gdyź ieźeli nieprzyiaćiel znaydźie wota otwárte do kráiu, nie snadno go moźna wypędźić; woiowáć záś na swoich śmiećiach, co za ruina kráiu? odsyłam do fatalney experyencyi. Ubolewáiąc na nieuwagę w tym nasźę, myślę sobie, źe nie masź tego wieśniáka, źeby swey cháty nie ogrodźił dla bespiecźeństwa swego; nie masź tego stworźenia, źeby mu natura nie dała sposobu do obrony; my sami tak zuchwáli, źe non prospiciendo obronie naszey, dáiemy owszem okkazyą y pochop nieprzyiáćielowi do tak snadnego iakie znayduie z nami woiowánia.
Drugie motivum do Erekcyi Woyska na obronę skuteczną, powinno bydź pomiárkowánie się z
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 108
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
morza śmierci, gdzie nędzni giniemy, tak iż nas nie znać, żeśmy kiedy byli, na świecie żyli. Zrazu by kwiatki z ziemie wynikamy, potym pod kosę śmierci podpadamy, która nikomu, kosząc, nie folguje, wszytkich morduje. Tak jej wniść wolno, gdzie pałac bogaty, jako do lichej i ubogiej chaty; stamtąd wywłóczy mieszkańca każdego sobie danego. Rzuca infuły, wydziera korony, obala królów i cesarzów trony, napotężniejszym karki załemuje, sama panuje. Na każdym miejscu prawie się uwija, niejednym wszystkich orężem zabija: tych gwałtem dawi, na tych z lekka czuje, chorobą psuje. Jako żałosno widzieć śmiertelnego człowieka przedtym rozkoszy pełnego
morza śmierci, gdzie nędzni giniemy, tak iż nas nie znać, żeśmy kiedy byli, na świecie żyli. Zrazu by kwiatki z ziemie wynikamy, potym pod kosę śmierci podpadamy, która nikomu, kosząc, nie folguje, wszytkich morduje. Tak jej wniść wolno, gdzie pałac bogaty, jako do lichej i ubogiej chaty; stamtąd wywłóczy mieszkańca każdego sobie danego. Rzuca infuły, wydziera korony, obala królów i cesarzów trony, napotężniejszym karki załemuje, sama panuje. Na każdym miejscu prawie się uwija, niejednym wszystkich orężem zabija: tych gwałtem dawi, na tych z lekka czuje, chorobą psuje. Jako żałosno widzieć śmiertelnego człowieka przedtym rozkoszy pełnego
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 8
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
jeno płakać muszę: Ponieważ nieprzyjaciel odebrał mi duszę/ A mnie za poddanego wziąwszy/ swe tyraństwo Wywiera nad wolą mą/ mając nad nią Państwo. A lub w tym ucisku dni/ i momenta liczę/ Jednak/ żem godzien cierpieć/ dalej tego życzę. Lamentu dzień trzeci.
Mogę biadę przyrównać mą do onej chaty/ Którą sklecił na piasku kmiotek nie bogaty Z błota/ i z piany/ abo z słomy/ a plewami Pokrył/ której kiedy wiatr z bystremi wichrami Powstanie/ rujnuje: wierzch zrzuca plewiany; Jednę część w jednę stronę/ a drugą część ściany W inszą niesie/ i wszytko z fundamentu psuje/ A chłopek co
ieno płakáć muszę: Ponieważ nieprzyiáćiel odebrał mi duszę/ A mnie zá poddánego wziąwszy/ swe tyráństwo Wywiera nad wolą mą/ máiąc nad nią Páństwo. A lub w tym ućisku dni/ y momentá licżę/ Iednák/ żem godźien ćierpieć/ daley tego życżę. Lámentu dźień trzeći.
Mogę biádę przyrownać mą do oney cháty/ Ktorą sklećił ná piásku kmiotek nie bogáty Z błotá/ y z piány/ ábo z słomy/ á plewámi Pokrył/ ktorey kiedy wiátr z bystremi wichrámi Powstánie/ ruinuie: wierzch zrzucá plewiány; Iednę cżęść w iednę stronę/ á drugą cżęść śćiány W inszą nieśie/ y wszytko z fundamentu psuie/ A chłopek co
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 79
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
, wtykają w posrzodku swoich pieców wiele wielkich żerdzi, miejsca te które są między tykami zakładając pomniejszym drzewem, poty póki nie założą całego pieca (Fig. 22) w innych lasach układają około jednego wielkiego drzewa utkwionego, kłodki drzewa wyschłego, jedne kładąc na drugie, tak dalece że formują stos nakształt triangularnej jakiej chaty, którą potym napelniają suchym drobnym drzewem. (Fig. 23) Są lasy w których Węglarze te nawet zachowują okoliczności, które się nam zdają nie pożytecznemi a nawet i szkodliwemi, robią podłogę i kładą łupy białego drzewa, które promienie formują, około masztu wystawionego w posrzodku pieca, napełniają potym miejsca próżne małemi drewkami
, wtykaią w posrzodku swoich piecow wiele wielkich żerdzi, mieysca te ktore są między tykami zakładaiąc pomnieyszym drzewem, poty poki nie założą całego pieca (Fig. 22) w innych lasach układaią około iednego wielkiego drzewa utkwionego, kłodki drzewa wyschłego, iedne kładąc na drugie, tak dalece że formuią stos nakształt tryangularney iakiey chaty, ktorą potym napelniaią suchym drobnym drzewem. (Fig. 23) Są lasy w ktorych Węglarze te nawet zachowuią okolicznosci, ktore się nam zdaią nie pożytecznemi á nawet i szkodliwemi, robią podłogę i kładą łupy białego drzewa, ktore promienie formuią, około masztu wystawionego w posrzodku pieca, napełniaią potym mieysca prożne małemi drewkami
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 18
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
jego oczekiwał. Ognie palił, potrawy jakie miał: przygrzewał. Gdy od morza Tetydę obaczy ku sieni Zbliżającą: zaraz się w pierwszą młodość mieni. Zaczym chybkim kopytem jak Boginią zoczył. W zaniedbane już pola wybiegł, i wyskoczył. Toż dopiero życzliwą ręką (jak naj niżej Przysiadając ostatkiem) prosi aby bliżej Przyszła chaty ubogiej. Już dawno na strony Różne patrzy Nereis, i że oddalony Syn, wycierpieć nie może. Gdzież się mój Chironie Dziecię moje obraca? Czemu tak na stronie I bez ciebie? Czyli sny i przestrogi różne Od Bogów, za prawdziwe mam mieć, czy za próżne? Raz bowiem ostre miecze zda się
iego oczekiwał. Ognie palił, potráwy iákie miał: przygrzewał. Gdy od morzá Tetydę obaczy ku śieni Zbliżáiącą: záraz się w pierwszą młodość mieni. Záczym chybkim kopytem iák Boginią zoczył. W zániedbáne iuż polá wybiegł, y wyskoczył. Toż dopiero życzliwą ręką (iák nay niżey Przyśiadáiąc ostátkiem) prośi áby bliżey Przyszłá cháty ubogiey. Iuż dawno ná strony Rożne pátrzy Nereis, y że oddalony Syn, wyćierpieć nie może. Gdźież się moy Chironie Dźiećię moie obraca? Czemu ták ná stronie Y bez ćiebie? Czyli sny y przestrogi rożne Od Bogow, zá prawdźiwe mam mieć, czy zá prożne? Raz bowiem ostre miecze zda się
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 112
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
radzi abym Syna w sekretnych obmyła: Oceanu zakrętach; tam gdzie przy zachodni Wpadającego słońca ciepleje pochodni- Gdzie nieznajome Bóstwa biorą swe ofiary, Które trudno wyliczyć. Więc ty na te czary Sam proszę Syna zanies. Tak w ten czas mówiła. Albowiem tego pewna niewątpliwie była, Żeby go był nie wydał starzec z swojej chaty; Gdyby mu białogłowskie wspomnieć miała szaty. Zaczym prowadź (odpowie) prowadź Matko święta, Proś nisko łaski Bogów, niech o nim pamięta, Nad to bowiem przyznam się, niżbyś ubłagała O to proszę koniecznie; strachu nie dodaję, Ale prawdę opowiem. Jakąś w nim uznaję Przed czasem jeszcze siłę, i
rádźi ábym Syná w sekretnych obmyłá: Oceanu zakrętách; tám gdźie przy zachodni Wpadáiącego słońcá ćiepleie pochodni- Gdźie nieznáiome Bostwá biorą swe ofiáry, Ktore trudno wyliczyć. Więc ty ná te czáry Sam proszę Syná zánies. Tak w ten czás mowiłá. Albowiem tego pewna niewątpliwie byłá, Zeby go był nie wydał stárzec z swoiey cháty; Gdyby mu białogłowskie wspomnieć miáłá száty. Záczym prowadź (odpowie) prowadź Mátko święta, Proś nisko łáski Bogow, niech o nim pámięta, Nád to bowiem przyznam się, niżbyś ubłagáłá O to proszę koniecznie; stráchu nie dodáię, Ale prawdę opowiem. Iákąś w nim uznáię Przed czásem ieszcze śiłę, y
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 113
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
ci stare. Siedząc też tam pasożyt: „Moim — rzecze — zdaniem, Co go płacić nie trzeba, upiwszy się na niem. By najlepsze, nazajutrz zawsze głowa boli, Gdy przyjdzie wykupować kontusz mi soboli, Bez którego, choć słyszę, że trąbią wiwaty, Widzę, że noszą misy, trudno wyniść z chaty.” 201. PĘTLICE SREBRNE
Przyjechał do mnie szlachcic, co po dworach żebrze; Chudych para szkap w wozie, a hajduk we srebrze. „Nie proporcja — rzekę — lepiej by te węzły Włożyć na konie, żeby w błocie nie powięzły.” Odpowie: „Mości Panie, tak bywa zwyczajnie, Hajduk za
ci stare. Siedząc też tam pasożyt: „Moim — rzecze — zdaniem, Co go płacić nie trzeba, upiwszy się na niem. By najlepsze, nazajutrz zawsze głowa boli, Gdy przyjdzie wykupować kontusz mi soboli, Bez którego, choć słyszę, że trąbią wiwaty, Widzę, że noszą misy, trudno wyniść z chaty.” 201. PĘTLICE SREBRNE
Przyjechał do mnie szlachcic, co po dworach żebrze; Chudych para szkap w wozie, a hajduk we srebrze. „Nie proporcyja — rzekę — lepiej by te węzły Włożyć na konie, żeby w błocie nie powięzły.” Odpowie: „Mości Panie, tak bywa zwyczajnie, Hajduk za
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 634
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987