dla której serca utrapione Idą w popiół miłości ogniem popalone, Tej urody, o której każdy powie zgoła, Ze choć śmiertglną będąc, poszłaś na anioła. I samo się zdumiewa rzeczy przyrodzenie, Że tak cudowne światu podało stworzenie. Złoty promień jutrzenki skoro tylko zoczy Nieporownany z złotem blask twoich warkoczy, Zakryje się za chmurę, ale i słonecznych Promieni światło gaśnie przy twych oczu wdzięcznych. Gładkiego alabastru nie tak okazałe Struktury, nie tak jako czoło twoje białe. Wraca się wzad do morza koral nie bez skargi, Najrumieńszy ujrzawszy kolor twojej wargi. Nawet i same śniegi sadzami się stają, Kiedy się do twej pięknej szyje przyrównają, Pod
dla ktorej serca utrapione Idą w popioł miłości ogniem popalone, Tej urody, o ktorej każdy powie zgoła, Ze choć śmiertglną będąc, poszłaś na anioła. I samo się zdumiewa rzeczy przyrodzenie, Że tak cudowne światu podało stworzenie. Złoty promień jutrzenki skoro tylko zoczy Nieporownany z złotem blask twoich warkoczy, Zakryje się za chmurę, ale i słonecznych Promieni światło gaśnie przy twych oczu wdzięcznych. Gładkiego alabastru nie tak okazałe Struktury, nie tak jako czoło twoje białe. Wraca się wzad do morza koral nie bez skargi, Najrumieńszy ujrzawszy kolor twojej wargi. Nawet i same śniegi sadzami się stają, Kiedy się do twej pięknej szyje przyrownają, Pod
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 374
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
tak jako czoło twoje białe. Wraca się wzad do morza koral nie bez skargi, Najrumieńszy ujrzawszy kolor twojej wargi. Nawet i same śniegi sadzami się stają, Kiedy się do twej pięknej szyje przyrównają, Pod którą co zazdrosne kryją bawełnice, Nie moja rzecz zachodzić w takie tajemnice. Ale jak słońce choć się za chmurę zakryje, Przecię na wszytkę ziemię blask od niego bije, Tak tu łakome oczy przecię się wkradają I przez zasłony cienkich rąbków przenikają. Nie wspomnię, pięknej ręki, ach kochanej ręki, I ta sercu zadaje memu ciężkie męki. Ostatek cale oczom skrył ubior bogaty, Ale stan twój cudowny zdobi wszytkie szaty. Bieżą
tak jako czoło twoje białe. Wraca się wzad do morza koral nie bez skargi, Najrumieńszy ujrzawszy kolor twojej wargi. Nawet i same śniegi sadzami się stają, Kiedy się do twej pięknej szyje przyrownają, Pod ktorą co zazdrosne kryją bawełnice, Nie moja rzecz zachodzić w takie tajemnice. Ale jak słońce choć się za chmurę zakryje, Przecię na wszytkę ziemię blask od niego bije, Tak tu łakome oczy przecię się wkradają I przez zasłony cienkich rąbkow przenikają. Nie wspomnię, pięknej ręki, ach kochanej ręki, I ta sercu zadaje memu ciężkie męki. Ostatek cale oczom skrył ubior bogaty, Ale stan twoj cudowny zdobi wszytkie szaty. Bieżą
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 374
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
OBRACAJĄCY
Księżyce herbowe, Kryjcie jasną głowę, Już mej najmilejszej matki swym nie oświecicie Promieniem, choć się ku niej twarzą obrócicie. Nie będzie was w złocie Ryła i w klejnocie, Nie będzie już zdobiła wami ręki swojej, Ani więcej siądziecie w listach matki mojej. Parka ją zaćmiła, A wasza twarz miła
W żałobną chmurę wszedszy więcej już nie świeci Ani w ciemnych mogiłach paniej swej oświeci. Herbowe klejnoty, Przed samymi wroty Śmierci nas opuszczacie, a wasza ozdoba Za nami się nie spieszy, choć się nam podoba. CZAS WSZYTKO PSUJE
Wszytko czas niszczy, wszytko łakomie połyka, Nie cierpi tu nic długo, wszytko z miejsc umyka.
OBRACAJĄCY
Księżyce herbowe, Kryjcie jasną głowę, Już mej najmilejszej matki swym nie oświecicie Promieniem, choć się ku niej twarzą obrócicie. Nie będzie was w złocie Ryła i w klejnocie, Nie będzie już zdobiła wami ręki swojej, Ani więcej siądziecie w listach matki mojej. Parka ją zaćmiła, A wasza twarz miła
W żałobną chmurę wszedszy więcej już nie świeci Ani w ciemnych mogiłach paniej swej oświeci. Herbowe klejnoty, Przed samymi wroty Śmierci nas opuszczacie, a wasza ozdoba Za nami się nie spieszy, choć się nam podoba. CZAS WSZYTKO PSUJE
Wszytko czas niszczy, wszytko łakomie połyka, Nie cierpi tu nic długo, wszytko z miejsc umyka.
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 598
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
I że o tem nikt nadeń nie mógł lepiej wiedzieć, Co był przy tem i umiał o wszytkiem powiedzieć. Gdy mówił, Olimpia barzo się wstydziła I łzami ociężałe źrzenice moczyła.
LXV.
Twarz jej beła podobna na wiosnę pięknemu Niebu, jeszcze niedobrze wypogodzonemu, Gdy deszcz idzie i słońce w tenże czas odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i
I że o tem nikt nadeń nie mógł lepiej wiedzieć, Co był przy tem i umiał o wszytkiem powiedzieć. Gdy mówił, Olimpia barzo się wstydziła I łzami ociężałe źrzenice moczyła.
LXV.
Twarz jej beła podobna na wiosnę pięknemu Niebu, jeszcze niedobrze wypogodzonemu, Gdy deszcz idzie i słońce w tenże czas odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 242
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zgubą Wolności i sprawiedliwości pa- miętny, żebym znowu przez tychże Negotiantów, co i pierwej wszedł w tajemne traktaty; żebym pozornie przez Senat, a prywatnie przez Konfidentów traktował. Tę jedyną drogę wyjścia z persecucij podawano mi, żebym kartkę na się przedtym odmówioną dał, i że nic następującą na mię niebezpieczeństw chmurę (są własne autenticzne słowa) uspokoić nie może. Niedałem się jednak wszytkim tym wzruszyć wichrom, i przy Cnocie i prawdzie, nielękliwie stanąłem. Nawet i teraz już wygnańcowi, już za Ojczyzną będącemu, nietylko powrócić wszytko, cokolwiek zdarła zemnie niesprawiedliwość, ale nagrody, obfitości fortun, wyniosłe honory,
zgubą Wolnośći y spráwiedliwośći pá- miętny, żebym znowu przez tychże Negotiantow, co y pierwey wszedł w táiemne tractaty; żebym pozornie przez Senat, á priwatnie przez Confidentow tráctował. Tę iedyną drogę wyjśćia z persecuciy podawano mi, żebym kártkę ná się przedtym odmowioną dał, y że nic nástępuiącą ná mię niebespieczeństw chmurę (są własne autenticzne słowá) vspokoić nie może. Niedałem się iednák wszytkim tym wzruszyć wichrom, y przy Cnoćie y prawdźie, nielękliwie stánąłem. Náwet y teraz iuż wygnáńcowi, iuż zá Oyczyzną będącemu, nietylko powroćić wszytko, cokolwiek zdárła zemnie niespráwiedliwość, ále nagrody, obfitośći fortun, wyniosłe honory,
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 42
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
świeżo obrócona w drżewo, zatrzęsła wierzchem swoim, i zdała się pozwalać na słowa jego. Argument Powieści Piętnastej.
JO córka Inacha rzeki, wszytkie rowiennice swoje krasą przechodziła: zaczym sam Jupiter Bóg Pogański w niej się rozkochał. Ujźrzawszy tedy z nieba, że czasu jednego do lasa ciemnego weszła, na ziemię zstąpił, i chmurę mglistą szeroko około onet Panny roztoczywszy, a prośby przydawszy, to czego chciał na niej dowiódł. Juno obaczywszy chmurę niezwyczajną, z niej się zdrady mężowej domyśliła, i pilnie go w niebie szukawszy, a nie znalazszy, na ziemię się szukać go spuściła. Jednak aby dziewka ona w gniew Junowy nie wpadła, po
świeżo obrocona w drżewo, zátrzęsła wierzchem swoim, y zdałá się pozwalać ná słowá iego. Argument Powieśći Piętnastey.
IO corká Ináchá rzeki, wszytkie rowiennice swoie krasą przechodziłá: záczym sam Iupiter Bog Pogáński w niey sie rozkochał. Vyźrzawszy tedy z niebá, że czásu iednego do lása ćiemnego weszłá, ná źiemię zstąpił, y chmurę mglistą szeroko około onet Panny roztoczywszy, á prośby przydawszy, to czego chćiał ná niey dowiodł. Iuno obaczywszy chmurę niezwyczáyną, z niey sie zdrády mężowey domyśliłá, y pilnie go w niebie szukawszy, á nie ználazszy, ná źiemię się szukáć go spuśćiłá. Iednák áby dźiewká oná w gniew Iunowy nie wpádłá, po
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 33
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
córka Inacha rzeki, wszytkie rowiennice swoje krasą przechodziła: zaczym sam Jupiter Bóg Pogański w niej się rozkochał. Ujźrzawszy tedy z nieba, że czasu jednego do lasa ciemnego weszła, na ziemię zstąpił, i chmurę mglistą szeroko około onet Panny roztoczywszy, a prośby przydawszy, to czego chciał na niej dowiódł. Juno obaczywszy chmurę niezwyczajną, z niej się zdrady mężowej domyśliła, i pilnie go w niebie szukawszy, a nie znalazszy, na ziemię się szukać go spuściła. Jednak aby dziewka ona w gniew Junowy nie wpadła, po występku popełnionym, od Jowisza w krowę obrócona jest. Powieść Piętnasta.
A JEst gaj w Emońskiej ziemi/ wszystek z
corká Ináchá rzeki, wszytkie rowiennice swoie krasą przechodziłá: záczym sam Iupiter Bog Pogáński w niey sie rozkochał. Vyźrzawszy tedy z niebá, że czásu iednego do lása ćiemnego weszłá, ná źiemię zstąpił, y chmurę mglistą szeroko około onet Panny roztoczywszy, á prośby przydawszy, to czego chćiał ná niey dowiodł. Iuno obaczywszy chmurę niezwyczáyną, z niey sie zdrády mężowey domyśliłá, y pilnie go w niebie szukawszy, á nie ználazszy, ná źiemię się szukáć go spuśćiłá. Iednák áby dźiewká oná w gniew Iunowy nie wpádłá, po występku popełnionym, od Iowiszá w krowę obrocona iest. Powieść Piętnasta.
A IEst gay w Aemońskiey źiemi/ wszystek z
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 33
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
część chmury gęstszą, uderza się i ociera, i tak jak siarka lub proch zajmuje, i przez słabszych i rzadszych chmur części przedarszy się, na ziemię leci. A tak Grzmot jest same między chmurą owej Ekshalacyj dobywanie się, i szukanie meatu. FULGUR, albo Błyskawica jest zapalenie owej Ekshalacyj z otarcia się o przeciwną chmurę, które zapalenie, jeżeli jest bez Grzmotu, zowie się Coruscatio, Łyskanie bez Grzmotu. Piorunowa Strzałka nie jest to Pióronów Instrument, ale już po uderzeniu Piorunu wypada, co się bardzo rzadko trafia, iż jakiś kamyk z Ekshalacyj siarczystych saletrowych, i błotnistych uformowany w chmurach, i gorącem Pioruna ususzony i upieczony, wypada
część chmury gęstszą, uderza się y ociera, y tak iak siárka lub proch zaymuie, y przez słabszych y rzadszych chmur części przedarszy się, na ziemię leci. A tak Grzmot iest same między chmurą owey Exhálacyi dobywanie się, y szukanie meátu. FULGUR, albo Błyskawica iest zapalenie owey Exhálacyi z otarcia się o przeciwną chmurę, ktore zapalenie, ieżeli iest bez Grzmotu, zowie się Coruscatio, Łyskanie bez Grzmotu. Piorunowa Strzałka nie iest to Pioronow Instrument, ale iuż po uderzeniu Piorunu wypada, co się bardzo rzadko trafia, iż iakiś kamyk z Exhalacyi siarczystych saletrowych, y błotnistych uformowany w chmurach, y gorącem Pioruna ususzony y upieczony, wypada
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 164
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
matki Do jednej szufladki (Piętra pod nimi trzeszczą), W szpiklerz, potem w trzos zmieszczą.
Okrzętna gospodyni cały dom rozrządza, Do kądziele napądza. Nikt darmo nie je chleba: Nic nie umiesz — prząść trzeba.
Koni stajnia od końca do końca jak długa, A spaśnych wołów druga. Widzęć tam z śniegiem chmurę: Chłopcze, gotuj wilczurę!
Niechaj do malowanych zaprzągają sani, Jedzie ze mną i pani. Bo kiedyż kapłon tłusty, Jeśli nie w mięsopusty?
Sąsiedzie, ja dziś z tobą, a ty jutro ze mną W kompaniją wzajemną, Zażyjmy łaski bożej, Co nasza niwa mnoży.
Dawne sobie wojenne wspominając trudy,
matki Do jednej szufladki (Piętra pod nimi trzeszczą), W szpiklerz, potem w trzos zmieszczą.
Okrzętna gospodyni cały dom rozrządza, Do kądziele napądza. Nikt darmo nie je chleba: Nic nie umiesz — prząść trzeba.
Koni stajnia od końca do końca jak długa, A spaśnych wołów druga. Widzęć tam z śniegiem chmurę: Chłopcze, gotuj wilczurę!
Niechaj do malowanych zaprzągają sani, Jedzie ze mną i pani. Bo kiedyż kapłon tłusty, Jeśli nie w mięsopusty?
Sąsiedzie, ja dziś z tobą, a ty jutro ze mną W kompaniją wzajemną, Zażyjmy łaski bożej, Co nasza niwa mnoży.
Dawne sobie wojenne wspominając trudy,
Skrót tekstu: PotNabKuk_I
Strona: 528
Tytuł:
Pieśni nabożne ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
żyje. Księgi Pierwsze. Świat.
I to też niepoślednia/ lub powszednia Gadka/ Co jest świat? nic inszego jeno błaznów klatka. Do Gościa.
GOściu przy stole moim/ chciej być dobry woli/ Przed progiem wszytko zostaw/ co cię kolwiek boli. Zapomniej uraz/ i much/ mąźli jakie zgoła/ Spuść chmurę z twarzy/ siedząc u mojego stoła. Porzuć Melancholią/ bądź wesołej Cery/ Czarną zołć zostaw w domu/ i zbytniość kolery. Niezwrotne rzeczy.
IVsz tym rzeczom nazad się trudno wrócić znowu/ Młodości/ i czasowi/ Panieństwu/ i słowu/ O Smoliku.
PRzedał raz Smolik cugiem konie/ Litwinowi/ Znich
żyie. Kśięgi Pierẃsze. Swiát.
Y to tesz niepoślednia/ lub powszednia Gadká/ Co iest świat? nic inszego ieno błaznow klatká. Do Gośćiá.
GOśćiu przy stole moim/ chćiey bydź dobry woli/ Przed progiem wszytko zostaw/ co ćię kolwiek boli. Zápomniey vraz/ y much/ mąźli iákie zgołá/ Spuść chmurę z twarzy/ śiedząc v moiego stołá. Porzuć Meláncholią/ bądź wesołey Cery/ Czarną zołć zostaw w domu/ y zbytniość kolery. Niezwrotne rzeczy.
IVsz tym rzeczom názad sie trudno wroćić znowu/ Młodośći/ y czásowi/ Pánieństwu/ y słowu/ O Smoliku.
PRzedał raz Smolik cugiem konie/ Litwinowi/ Znich
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 23
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674