Między ciżby tłoczyć się, i być słuchaczem powszechnym, ta dla mnie najmilsza, a może czytelnikom użyteczna zabawa będzie. Ten który się w tłum miesza dla tego, aby zadość uczynił chwalebnej poznania ludzi ciekawości, korzysta w pośród zgiełku z osobności bardziej niżeli Amant, ła- komiec, lub dumny; tych albowiem wśród najskrytszego kąta ciżba starań, ucisków i utrapienia dopędza. Mogę mówić z starożytnym Poetą: iż jak w tłumie jestem na osobności, tak przeciwnym sposobem osobności ciężaru nieczuję, gdy mi uwagi moję wszędzie towarzyszą. Nie być dystyngowanym w wielości, zdaje się być rzecz przykra, ja zaś trzymam iż nic niejest pożądańszego nad stan człowieka umiejącego
Między ciżby tłoczyć się, y bydź słuchaczem powszechnym, ta dla mnie naymilsza, á może czytelnikom użyteczna zabawa będzie. Ten ktory się w tłum miesza dla tego, aby zadość ucżynił chwalebney poznania ludzi ciekawości, korzysta w pośrod zgiełku z osobności bardziey niżeli Amant, ła- komiec, lub dumny; tych albowiem wśrod nayskrytszego kąta ciżba starań, uciskow y utrapienia dopędza. Mogę mowić z starożytnym Poetą: iż iak w tłumie iestem na osobności, tak przeciwnym sposobem osobności ciężaru nieczuię, gdy mi uwagi moię wszędzie towarzyszą. Nie bydź dystyngowanym w wielości, zdaie się bydź rzecz przykra, ia zaś trzymam iż nic nieiest pożądańszego nad stan człowieka umieiącego
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 25
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
solenne i święte, opowiem ci potem. Teraz pójdźmy czym prędzej do kościoła, bo już na pałac pozjeżdżali się panowie, karyt kupa, i królewska zaszła, warty i gwardyje w paradzie stoją, kawalkaty. gotowe, muzyki się niektóre odzywają, a jak się wszytkie usłyszeć dadzą, niewcześnie byśmy trafili, bo już ciżba w kościele, król w karycie będzie. Mikołaj:
Dobrze, mój kochany panie Stanisławie, pódźmy zaraz, boć ;o tego Pana wielkie renome osobliwie u białychgłów, które lada kogo nie pochwalą, dawną i wielką poznania onego chciwość we mnie wzbudziło i utrzymuje.
Stanisław: Pewnie jest co widzieć, jako i obaczysz
solenne i święte, opowiem ci potem. Teraz pójdźmy czym prędzej do kościoła, bo już na pałac pozjeżdżali się panowie, karyt kupa, i królewska zaszła, warty i gwardyje w paradzie stoją, kawalkaty. gotowe, muzyki się niektóre odzywają, a jak się wszytkie usłyszeć dadzą, niewcześnie byśmy trafili, bo już ciżba w kościele, król w karycie będzie. Mikołaj:
Dobrze, mój kochany panie Stanisławie, pódźmy zaraz, boć ;o tego Pana wielkie renome osobliwie u białychgłów, które lada kogo nie pochwalą, dawną i wielką poznania onego chciwość we mnie wzbudziło i utrzymuje.
Stanisław: Pewnie jest co widzieć, jako i obaczysz
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 237
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
. Mikołaj:
Dobrze, mój kochany panie Stanisławie, pódźmy zaraz, boć ;o tego Pana wielkie renome osobliwie u białychgłów, które lada kogo nie pochwalą, dawną i wielką poznania onego chciwość we mnie wzbudziło i utrzymuje.
Stanisław: Pewnie jest co widzieć, jako i obaczysz niedługo. Mikołaj: Ale to już ciżba wielka być musi w kościele, bo i biskup poznański we drzwiach jego z kropidłem stoi, w asystencji duchownej dla przyjęcia pańskiego.
Stanisław: Prawda, już i baldekin rozbity, tam się przebierajmy ku niemu.
Mikołaj: Przecie to głupia tych ludzi trzodą, Pan Bóg na ołtarzu, a oczy ich we drzwiach i tył
. Mikołaj:
Dobrze, mój kochany panie Stanisławie, pódźmy zaraz, boć ;o tego Pana wielkie renome osobliwie u białychgłów, które lada kogo nie pochwalą, dawną i wielką poznania onego chciwość we mnie wzbudziło i utrzymuje.
Stanisław: Pewnie jest co widzieć, jako i obaczysz niedługo. Mikołaj: Ale to już ciżba wielka bydź musi w kościele, bo i biskup poznański we drzwiach jego z kropidłem stoi, w asystencyi duchownej dla przyjęcia pańskiego.
Stanisław: Prawda, już i baldekin rozbity, tam się przebierajmy ku niemu.
Mikołaj: Przecie to głupia tych ludzi trzodą, Pan Bóg na ołtarzu, a oczy ich we drzwiach i tył
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 238
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
/ trębacz je odpycha/ Bo trąba głośno krzyczy a modlitwa cicha: Dusza kiedy kto umrze nim się wygotuje/ Z Biecza/ to utrębacza pierwszą noc nocuje. Bo na tak wielką drogę siła potrzeb trzeba/ Trębacza oto pytać bo ten bliżej nieba. Smatrus Przemyski
W Przemyślu przekupki smatrus zmurować dały/ Ze na dole ciżba bywa by pokoj miały: Wszedszy na Smatruz tam sobie jęły tasować/ Mówiąc: już tu pokoj mamy dobrze targować. Jakoż prawda skoro wlazły pokoj tam miały/ Cały tydzień i człowieka ani widziały: Obaczywszy drugi tydzień że nikt nie lezie/ Jedna za drugą z Smatruza się wiezie. Choć tam baby czarowały
/ trębácz ie odpycha/ Bo trąbá głośno krzycży á modlitwá ćicha: Duszá kiedy kto vmrze nim się wygotuie/ Z Bieczá/ to vtrębáczá pierwszą noc nocuie. Bo ná ták wielką drogę śiłá potrzeb trzebá/ Trębáczá oto pytáć bo ten bliżey niebá. Smátrus Przemysłki
W Przemyślu przekupki smátrus zmurowáć dáły/ Ze ná dole ćiżbá bywa by pokoy miáły: Wszedszy ná Smátruz tám sobie ięły tásowáć/ Mowiąc: iuż tu pokoy mamy dobrze tárgowáć. Iákoż prawdá skoro wlázły pokoy tám miáły/ Cáły tydzień y człowieká áni widźiáły: Obaczywszy drugi tydźień że nikt nie leźie/ Iedná zá drugą z Smátruzá się wieźie. Choć tám báby czárowáły
Skrót tekstu: FraszSow
Strona: B3
Tytuł:
Fraszki Sowiźrzała nowego
Autor:
Jan z Kijan
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
a tumultem niesprawiedliwość i prawdę pokryć. Strzegli się tego baczni przodkowie naszy i karali takie postępki, czego przykład w Melsztyńskim. Ten nie dba, byle mieszał, i woli potępić konfuzją niewinnego, niżli w porządku poznawać seditiosum. Owe zaś duo genera constitutionum wadzą, że jednymi prywatnym województwom i powiatom się dogodziło, o które ciżba zawsze słów i swarów bywała i które potrzeba ich własna i uporniejsze, niż kiedy, pod ten czas zamieszany domaganie wycisnęło na nas, na których, jako sam powiada, jako Rzpltej nic nie należy, tak też i nic przez nie nie szkoduje. Ato się uspokoiły animusze tych, co ich dopinali; widząc mentem
a tumultem niesprawiedliwość i prawdę pokryć. Strzegli się tego baczni przodkowie naszy i karali takie postępki, czego przykład w Melsztyńskim. Ten nie dba, byle mieszał, i woli potępić konfuzyą niewinnego, niżli w porządku poznawać seditiosum. Owe zaś duo genera constitutionum wadzą, że jednymi prywatnym województwom i powiatom się dogodziło, o które ciżba zawsze słów i swarów bywała i które potrzeba ich własna i uporniejsze, niż kiedy, pod ten czas zamieszany domaganie wycisnęło na nas, na których, jako sam powiada, jako Rzpltej nic nie należy, tak też i nic przez nie nie szkoduje. Ato się uspokoiły animusze tych, co ich dopinali; widząc mentem
Skrót tekstu: RespCenzCz_III
Strona: 333
Tytuł:
Respons przeciwko niejakiemu cenzorowi
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1607
Data wydania (nie wcześniej niż):
1607
Data wydania (nie później niż):
1607
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
się umyka, ta tej wprzód iść radzi. Ten przy siermiędze, a ów od soboli Na końcu czasem, tamten wprzód iść woli. Już się czas króci, już ku południowi, Każdy gotuje żołądek śledziowi. A tu o popiół jeszcze konkurują, Wyniść tym trudno, bo ci zastępują. Bo pełny kościół, pełna ciżba ludzi. A tam gdzie żona jeszcze kogoś budzi: „Wstajcie co prędzej, wstajcie, miły panie, Bo potem dla nas popiołu nie stanie!”
się umyka, ta tej wprzód iść radzi. Ten przy siermiędze, a ów od soboli Na końcu czasem, tamten wprzód iść woli. Już się czas króci, już ku południowi, Każdy gotuje żołądek śledziowi. A tu o popiół jeszcze konkurują, Wyniść tym trudno, bo ci zastępują. Bo pełny kościół, pełna ciżba ludzi. A tam gdzie żona jeszcze kogoś budzi: „Wstajcie co prędzej, wstajcie, miły panie, Bo potem dla nas popiołu nie stanie!”
Skrót tekstu: OtwWPopBar_I
Strona: 284
Tytuł:
Popielec albo wstępna środa
Autor:
Walerian Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
mój zamysł uparty, Znać żem nie godna, ten klejnot oglądać;
Coś mię odepchnie, a nie widzę warty; Ja nie przestaję tego przecie żądać. Zaczym drugi raz i trzeci się kuszę, Dalej ze wstydem, od drzwi odejść muszę. Uważam mocno, co to za przyczyna? Ze drudzy wchodzą, choć ciżba w Kościele, Jam wyłączona od wszystkich jedyna; Zebrak, kaleka, gdy chce, wnidzie śmiele, Kalectwo moje najgorsze podobno, Znać dla zarazy, stawia mię osobno. O Święte Drzewo! kiedyżeś dla kogo Tak nie przystępne, jako dla mnie było? Najgorszych Łotrów nie traktujesz srogo, Choć ich przy
moy zámysł uparty, Znać żem nie godna, ten kleynot oglądać;
Coś mię odepchnie, á nie widzę wárty; Ja nie przestaię tego przecie żądać. Záczym drugi raz y trzeci się kuszę, Daley ze wstydem, od drzwi odeyść muszę. Uważam mocno, co to zá przyczyna? Ze drudzy wchodzą, choć ciżba w Kościele, Jam wyłączona od wszystkich iedyna; Zebrak, káleka, gdy chce, wnidzie śmiele, Kalectwo moie náygorsze podobno, Znać dla zárazy, stawia mię osobno. O Swięte Drzewo! kiedyżeś dla kogo Ták nie prźystępne, iáko dla mnie było? Náygorszych Łotrow nie tráktuiesz srogo, Choć ich przy
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 173
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
rączymi loty Rozumu bystrego Wznoszą się nad obroty Nieba wysokiego, Inszych berła kierują Państwy, tych buławy Hetmańskie dokazują Nieśmiertelnej sławy, Drugim zdrowie i siły Nad inszych czerstwiejsze Dobry pobyt sprawiły, Inszy zaś nie mniejsze Uciechy z swych pieniędzy Mają, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może,
rączymi loty Rozumu bystrego Wznoszą się nad obroty Nieba wysokiego, Inszych berła kierują Państwy, tych buławy Hetmańskie dokazują Nieśmiertelnej sławy, Drugim zdrowie i siły Nad inszych czerstwiejsze Dobry pobyt sprawiły, Inszy zaś nie mniejsze Uciechy z swych pieniędzy Mają, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może,
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 304
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
Potem złoczyńcom, żeby odnieśli zapłatę. Czemuż mnichy i mniszki sadzają za kratę? Wżdy mają rozum zdrowy, jako ludzi inni, Ani się sądu boją, bowiem nic niewinni. Tak li z świata wychodzą? Rzeczy niepodobne, Bo wioski, dla wielkich miast, opuszczają drobne. Tam ci to świat, gdzie ciżba, gdzie grody, gdzie dwory; A czemuż nie na puszczy stawiają klasztory, Odłączając od ludzi i ich obcowania? Rzekszy prawdę: rajskiego uchodzą karania Pod pokrywką pokory i mniszy, i mniszki: Tamci, żeby, bez potu, zatykali kiszki, Koło przeklętej ziemie, jak się zdało Bogu; Te, żeby
Potem złoczyńcom, żeby odnieśli zapłatę. Czemuż mnichy i mniszki sadzają za kratę? Wżdy mają rozum zdrowy, jako ludzi inni, Ani się sądu boją, bowiem nic niewinni. Tak li z świata wychodzą? Rzeczy niepodobne, Bo wioski, dla wielkich miast, opuszczają drobne. Tam ci to świat, gdzie ciżba, gdzie grody, gdzie dwory; A czemuż nie na puszczy stawiają klasztory, Odłączając od ludzi i ich obcowania? Rzekszy prawdę: rajskiego uchodzą karania Pod pokrywką pokory i mniszy, i mniszki: Tamci, żeby, bez potu, zatykali kiszki, Koło przeklętej ziemie, jak się zdało Bogu; Te, żeby
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 404
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
na ciele próżna obełżenia/ Nie bierz przed się tej złości; ani przyrodzenia Możnego miru paskusz psotą zakażańą. Daj i to/ że on chce? wzdam rzeczy nie staną: On pobożny/ i cale zwyczajów szanuje. Ah gdzież w nim zapałczywość podobna panuje. To jej rzecz. A Cynaras którego przywodzi W wątpliwość ciżba swatów/ z niej samej dochodzi/ Wymieniając/ kogoby mieć chciała miłego? Milczy zrazu/ a patrząc w twarz rodzica swego/ Burzy się/ i z oczu łzy cadzi gęste srodze; Co Cynarac panieńskiej przypisujac trwodze/ Tuli ją/ twarz ociera/ nakoniec całuje. Mirze to dziwnie miło. Dalej z nią
ná ciele prożna obełżęnia/ Nie bierz przed się tey złośći; áni przyrodzęnia Możnego miru páskusz psotą zákażáńą. Day y to/ że on chce? wzdam rzeczy nie stáną: On pobożny/ y cale zwyczáiow szánuie. Ah gdziesz w nim zápáłczywość podobna pánuie. To iey rzecz. A Cynárás ktorego przywodźi W wątpliwość ćiżbá swátow/ z niey sámey dochodźi/ Wymieniáiąc/ kogoby mieć chćiáłá miłego? Milczy zrázu/ á pátrząc w twarz rodźicá swego/ Burzy się/ y z oczu łzy cádźi gęste srodze; Co Cynárác pánienskiey przypisuiac trwodze/ Tuli ią/ twarz oćiera/ nakoniec cáłuie. Mirze to dźiwnie miło. Dáley z nią
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 254
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636