i Nektary. Gdy się gniewa/ tej postaci/ Jak gdy kanar z miodem zbraci. Lirycorum Polskich
W drobne cyrki Warkocz kręty Tuż się wiesza nad drażnięty. Na nie oko snadnie natrze/ Dwa ich ryte w Alabastrze.
Z którego kształt wszytek ciała/ Natura uformowała. Jakby ją przed wszytkim ludem/ Chciała mieć gładkości cudem.
Kiedy chwalę to/ co widzę/ Lubo się niczym nie brzydzę. Dopieroszbym chwalił i to Co przed oczyma zakryto.
Aliści Sen te rozkoszy/ Odbiegszy mię wlot rozpłoszy. I ono śliczne widziadło/ Z oczu moich się wykradło. Pieśń X Madrygał. Albo Prawda na jawi.
ZWojali to twarz? czyli kobyla
y Nektáry. Gdy się gniewa/ tey postáći/ Iák gdy kánár z miodem zbráći. Lyricorum Polskich
W drobne cyrki Wárkocz kręty Tuż się wiesza nad drażnięty. Ná nie oko snádnie nátrze/ Dwá ich ryte w Alábástrze.
Z ktorego kształt wszytek ćiáłá/ Náturá vformowáłá. Iákby ią przed wszytkim ludem/ Chćiáłá mieć głádkośći cudęm.
Kiedy chwalę to/ co widzę/ Lubo się niczym nie brzydzę. Dopieroszbym chwalił y to Co przed oczymá zákryto.
Aliśći Sęn te roskoszy/ Odbiegszy mię wlot rozpłoszy. Y ono śliczne widźiádło/ Z oczu moich się wykrádło. PIESN X Madrygał. Albo Prawdá ná iáwi.
ZWoiáli to twarz? czyli kobyla
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 162
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
nasze pozajeżdżał.
Anno 1710. W leśnictwie mieszkałem niedziel cztery, gdzie się dwór mój zaraził na ciężkie maligny, z której towarzysz mój p. Malicki umarł, drudzy przechorowali. Tąż afekcją zarażona w drodze już z leśnictwa do Wilna żona moja i córka starsza Barbara i młodszy syn Feliś, ledwo convaluerunt łaską i cudem Bożym, za staraniem dobrego cyrulika Sacristeina francuza. W Wilnie stanęliśmy 3 Februarii, gdzie do zdrowia przyszedłszy, 18^go^ ejusdem wyjechaliśmy i stanęli w Robotnej die 24; na zapusty u mnie był książę imć Mikołaj Radziwiłł, ip. Szemiotowa stolnikowa orszańska i insi ipanowie sąsiedzi.
7 Martii byłem u księcia imci z
nasze pozajeżdżał.
Anno 1710. W leśnictwie mieszkałem niedziel cztery, gdzie się dwór mój zaraził na ciężkie maligny, z któréj towarzysz mój p. Malicki umarł, drudzy przechorowali. Tąż affekcyą zarażona w drodze już z leśnictwa do Wilna żona moja i córka starsza Barbara i młodszy syn Feliś, ledwo convaluerunt łaską i cudem Bożym, za staraniem dobrego cyrulika Sacristeina francuza. W Wilnie stanęliśmy 3 Februarii, gdzie do zdrowia przyszedłszy, 18^go^ ejusdem wyjechaliśmy i stanęli w Robotnéj die 24; na zapusty u mnie był książę imć Mikołaj Radziwiłł, jp. Szemiotowa stolnikowa orszańska i insi jpanowie sąsiedzi.
7 Martii byłem u księcia imci z
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 148
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
jednym zawodem Ducha z ciałem popasę. Poślę chłopca przodem, Żeby nim się ofiara dokończy nabożna, Na stole mnie pieczenia czekała podrożna. Ledwie żem się przed ciżbą smentarza docisnął, Kościoła niepodobna: choćbyś jabłkiem cisnął, Nie spadłoby na ziemię przed tak gęstym ludem. Księży ćma, żem się wielkim zapominał cudem. Stanę, przypatrując się, niedaleko szkoły. Aż bies: nie wszyscy księża, bo Żydów na poły. Duszkoż by dostać ławki w kościele kawałka. Cóż to tu? Rzymski odpust, żydowska gorzałka — Powie mi jeden dziadek nabożny z żałobą. A dlaboga, pomyślę, zgodziż się to z sobą? 203
jednym zawodem Ducha z ciałem popasę. Poślę chłopca przodem, Żeby nim się ofiara dokończy nabożna, Na stole mnie pieczenia czekała podrożna. Ledwie żem się przed ciżbą smentarza docisnął, Kościoła niepodobna: choćbyś jabłkiem cisnął, Nie spadłoby na ziemię przed tak gęstym ludem. Księży ćma, żem się wielkim zapominał cudem. Stanę, przypatrując się, niedaleko szkoły. Aż bies: nie wszyscy księża, bo Żydów na poły. Duszkoż by dostać ławki w kościele kawałka. Cóż to tu? Rzymski odpust, żydowska gorzałka — Powie mi jeden dziadek nabożny z żałobą. A dlaboga, pomyślę, zgodziż się to z sobą? 203
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 94
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
może trzeźwość rodzić. To jedna; chceszli drugiej, naraiłbym sforę: Miłosierdzie ku ludziom, ku Bogu pokorę. Niech się wszyscy piekielni wilcy w kupę zbiorą, Nie uszkodzą pasterza i z jego oborą. 366 (P). PAŃSKIE OKO TUCZY KONIA
„Wielkim u wszytkich, wielkim i u mnie to cudem, Że sam jeździsz na koniu, bywszy tłusty, chudem” — Pytam u siebie w domu jednego szlachcica. „Bo ja sam siebie pasę, a konia woźnica.” 367 (P). RÓWNY RÓWNEGO SZUKA
Z starym się zwykle stary, z młodym cieszy młody, Nie masz jako równego z równym milszej zgody
może trzeźwość rodzić. To jedna; chceszli drugiej, naraiłbym sforę: Miłosierdzie ku ludziom, ku Bogu pokorę. Niech się wszyscy piekielni wilcy w kupę zbiorą, Nie uszkodzą pasterza i z jego oborą. 366 (P). PAŃSKIE OKO TUCZY KONIA
„Wielkim u wszytkich, wielkim i u mnie to cudem, Że sam jeździsz na koniu, bywszy tłusty, chudem” — Pytam u siebie w domu jednego szlachcica. „Bo ja sam siebie pasę, a konia woźnica.” 367 (P). RÓWNY RÓWNEGO SZUKA
Z starym się zwykle stary, z młodym cieszy młody, Nie masz jako równego z równym milszej zgody
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 157
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
cię nie zapomnię, bo póki żyć będę, Już podobno równego tobie nie osiędę. 710 Lament w zakochaniu.
Czemu mię srogi i nieubłagany Kupido trapisz? przecz okrutne rany Sercu zadajesz? Czemu za cel nowy Stawiasz je oczom pięknej białejgłowy, Z których postrzały na mię wymierzone Tam się wracają, skąd są wypuszczone I czynią cudem dotąd nieznajomym, Że wraz zwyciężca pada zwyciężonym. Czemu mię wdawszy w okowy miłości Wszytkie zagradzasz drogi do wolności? Czemu mi dajesz i bierzesz nadzieje? To wiatr pogodny, to przeciwny wieje. Trujesz a wszytkie odcinasz sposoby Wyjścia z tak ciężkiej i smacznej choroby. Bo gdy się człowiek w swym nieszczęściu śmieje, W chorobie
cię nie zapomnię, bo poki żyć będę, Już podobno rownego tobie nie osiędę. 710 Lament w zakochaniu.
Czemu mię srogi i nieubłagany Kupido trapisz? przecz okrutne rany Sercu zadajesz? Czemu za cel nowy Stawiasz je oczom pięknej białejgłowy, Z ktorych postrzały na mię wymierzone Tam się wracają, skąd są wypuszczone I czynią cudem dotąd nieznajomym, Że wraz zwyciężca pada zwyciężonym. Czemu mię wdawszy w okowy miłości Wszytkie zagradzasz drogi do wolności? Czemu mi dajesz i bierzesz nadzieje? To wiatr pogodny, to przeciwny wieje. Trujesz a wszytkie odcinasz sposoby Wyszcia z tak ciężkiej i smacznej choroby. Bo gdy się człowiek w swym nieszczęściu śmieje, W chorobie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 455
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
INFORMACJA Różnych ciekawych kwestyj. Wiele się znajduje przedziwnych skutków natury, których lubo oczywistych, albo pod eksperiencją innego zmysłu ludzkiego podpadających, przecięż racja niekażdemu choć obrotnemu rozumowi wiadoma. Te jednak nie są podziwieniem człowiekowi, że są ordynaryjne, i prawie codzienne. Wiele zaś innych w podziwieniu i niejakim jest cudem natury. Nieżeby rzeczy stworzonych przyrodzoną dzielnością niemiały być sporządzone. Lecz, jako Augustyn Z. mówi. Dla tego dziwne, że rzadko kiedy praktykowane, czyli to samej natury skrytym sposobem, czyli inwencyj ludzkiej kooperacją. Atoli rozumnego człowieka zdobi, przenikać skrytości natur, i fundamentalną naturalnych ewentów dać rezolucją. Jako upomina
INFORMACYA Rożnych ciekawych kwestyi. Wiele się znaiduie przedziwnych skutkow nátury, ktorych lubo oczywistych, álbo pod experyencyą innego zmysłu ludzkiego podpadaiących, przecięż racya niekáżdemu choć obrotnemu rozumowi wiadoma. Te iednak nie są podziwieniem człowiekowi, że są ordynaryine, y prawie codzienne. Wiele zaś innych w podziwieniu y nieiakim iest cudem nátury. Nieżeby rzeczy stworzonych przyrodzoną dzielnością niemiały być sporządzone. Lecz, iáko Augustyn S. mowi. Dla tego dziwne, że rzadko kiedy praktykowane, czyli to samey natury skrytym sposobem, czyli inwencyi ludzkiey kooperacyą. Atoli rozumnego człowieka zdobi, przenikáć skrytości nátur, y fundamentalną náturalnych ewentow dać rezolucyą. Jáko upomina
Skrót tekstu: BystrzInfRóżn
Strona: X4
Tytuł:
Informacja różnych ciekawych kwestii
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
ekonomia, fizyka, matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
słońce pozad zostawiło; Które z przegranej będąc zawstydzonym, Chciałoby wiecznie zostać w morzu słonym I snadź by więcej nie wybrnęło z morza, Ale-ć chce służyć, jak mu służy zorza: Wschodzić przed tobą, a czując tak godne Słońce za sobą, dni wszczynać pogodne. O, bodajbym to słońce nowym cudem Mógł zastanowić, jako on nad ludem Hebrejski hetman, aby tak po woli Uznała, co mię dolega i boli! Bodajbym jako orzeł bystrooki Mógł w oczach twoich trzymać chciwe wzroki I w ich łaskawym pojrzeniu kłopoty Osłodzić moje bez strachu ślepoty! Tyś me słońce, za tobą pewnikiem,
Stawszy się twoim wiecznym słonecznikiem
słońce pozad zostawiło; Które z przegranej będąc zawstydzonym, Chciałoby wiecznie zostać w morzu słonym I snadź by więcej nie wybrnęło z morza, Ale-ć chce służyć, jak mu służy zorza: Wschodzić przed tobą, a czując tak godne Słońce za sobą, dni wszczynać pogodne. O, bodajbym to słońce nowym cudem Mógł zastanowić, jako on nad ludem Hebrejski hetman, aby tak po woli Uznała, co mię dolega i boli! Bodajbym jako orzeł bystrooki Mógł w oczach twoich trzymać chciwe wzroki I w ich łaskawym pojrzeniu kłopoty Osłodzić moje bez strachu ślepoty! Tyś me słońce, za tobą pewnikiem,
Stawszy się twoim wiecznym słonecznikiem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 243
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
skronie urodziwe, Wtenczas, gdybyś już prośbą nie gardziła, Gdy sama będziesz za sobą prosiła, Gdy cię żebraczką uczyni wiek stary, Gdy-ć młodych gachów ustaną ofiary. Nie czekaj kary, a tego, co ginie, Zażyj, niż minie, okwitnie, upłynie. STROJE
Jużeś ty u mnie dawno cudem i te Gładkości twojej dziwy znamienite: Cud są postępki, cud są wszytkie cnoty, Dziw głos, dziw postać, dziw insze przymioty; Lecz i to cudem mogę nazwać snadnie, Że-ć tak każda rzecz, co wdziejesz, przypadnie. Lubo francuskie przyodziejesz stroje, Lubo niemieckie, lubo wolisz swoje — Tamten przysięże
skronie urodziwe, Wtenczas, gdybyś już prośbą nie gardziła, Gdy sama będziesz za sobą prosiła, Gdy cię żebraczką uczyni wiek stary, Gdy-ć młodych gachów ustaną ofiary. Nie czekaj kary, a tego, co ginie, Zażyj, niż minie, okwitnie, upłynie. STROJE
Jużeś ty u mnie dawno cudem i te Gładkości twojej dziwy znamienite: Cud są postępki, cud są wszytkie cnoty, Dziw głos, dziw postać, dziw insze przymioty; Lecz i to cudem mogę nazwać snadnie, Że-ć tak każda rzecz, co wdziejesz, przypadnie. Lubo francuskie przyodziejesz stroje, Lubo niemieckie, lubo wolisz swoje — Tamten przysięże
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 246
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
gachów ustaną ofiary. Nie czekaj kary, a tego, co ginie, Zażyj, niż minie, okwitnie, upłynie. STROJE
Jużeś ty u mnie dawno cudem i te Gładkości twojej dziwy znamienite: Cud są postępki, cud są wszytkie cnoty, Dziw głos, dziw postać, dziw insze przymioty; Lecz i to cudem mogę nazwać snadnie, Że-ć tak każda rzecz, co wdziejesz, przypadnie. Lubo francuskie przyodziejesz stroje, Lubo niemieckie, lubo wolisz swoje — Tamten przysięże, żeś z Paryża rodem, Ten zaś, żeś Rakus suknią, i chodem. Lubo rozpuścisz na wiatr złote kosy, Lubo przeczeszesz w gładką muszczkę
gachów ustaną ofiary. Nie czekaj kary, a tego, co ginie, Zażyj, niż minie, okwitnie, upłynie. STROJE
Jużeś ty u mnie dawno cudem i te Gładkości twojej dziwy znamienite: Cud są postępki, cud są wszytkie cnoty, Dziw głos, dziw postać, dziw insze przymioty; Lecz i to cudem mogę nazwać snadnie, Że-ć tak każda rzecz, co wdziejesz, przypadnie. Lubo francuskie przyodziejesz stroje, Lubo niemieckie, lubo wolisz swoje — Tamten przysięże, żeś z Paryża rodem, Ten zaś, żeś Rakus suknią, i chodem. Lubo rozpuścisz na wiatr złote kosy, Lubo przeczeszesz w gładką muszczkę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 246
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
znosi, Temu pogrozi, onego przeprosi. 151. DO GŁADYSZA
Kto by na same kupił cię tytuły, Darmo by wysuł pieniądze z szkatuły; Szpetnyś, Gładyszu, jeszcze to przezwisko Zupełne z ciebie czyni dziwowisko, Jakoby też kto śniegiem nazwał sadzę. Chceszli mię słuchać, przebierzmuj się, radzę. Nie takim cudem będzie to u ludzi; A teraz twarz twa szlachectwo paskudzi. 152. (P). JEDEN BŁAZEN TYSIĄC BŁAZNÓW UROBI
Widząc frant, że się ludzie dziwią lada czemu, Rozkazał na jarmarku obwołać woźnemu, Że takiego na swojej stajni konia chowa, Co ma w tym miejscu ogon, gdzie miała być głowa. Kto
znosi, Temu pogrozi, onego przeprosi. 151. DO GŁADYSZA
Kto by na same kupił cię tytuły, Darmo by wysuł pieniądze z szkatuły; Szpetnyś, Gładyszu, jeszcze to przezwisko Zupełne z ciebie czyni dziwowisko, Jakoby też kto śniegiem nazwał sadzę. Chceszli mię słuchać, przebierzmuj się, radzę. Nie takim cudem będzie to u ludzi; A teraz twarz twa szlachectwo paskudzi. 152. (P). JEDEN BŁAZEN TYSIĄC BŁAZNÓW UROBI
Widząc frant, że się ludzie dziwią leda czemu, Rozkazał na jarmarku obwołać woźnemu, Że takiego na swojej stajni konia chowa, Co ma w tym miejscu ogon, gdzie miała być głowa. Kto
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 265
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987