To pieszczotą rozkoszy, to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi i w dziewce, Nie przebierze, jako ja, wody w tej nalewce. Cudzy płacz, niech we zgrzebłach, niechaj chodzi w kierze, Zawsze krótko, często nam pomaga nieszczerze. 243 (S). ROZKOSZ CIELESNA
Piękna z twarzy syrena,
To pieszczotą rozkoszy, to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi i w dziewce, Nie przebierze, jako ja, wody w tej nalewce. Cudzy płacz, niech we zgrzebłach, niechaj chodzi w kierze, Zawsze krótko, często nam pomaga nieszczerze. 243 (S). ROZKOSZ CIELESNA
Piękna z twarzy syrena,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 109
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi i w dziewce, Nie przebierze, jako ja, wody w tej nalewce. Cudzy płacz, niech we zgrzebłach, niechaj chodzi w kierze, Zawsze krótko, często nam pomaga nieszczerze. 243 (S). ROZKOSZ CIELESNA
Piękna z twarzy syrena, kto ją widzi w
to słodyczą miody
Przenosi, dając wieczne bez deszcza pogody. Niech złym jasne piekielni słońce kryją smocy, To dobremu dzień wieczny, bez mroku, bez nocy. 242 (P). KTO NIE MA DZIECI, NIE MA FRASUNKU ŁZY
Które łzy osychają, zgadnicie, najprędzej? Te, co w cudzej przygodzie, w cudzej lejem nędzy. Komu śmierć w synu serce zakrwawi i w dziewce, Nie przebierze, jako ja, wody w tej nalewce. Cudzy płacz, niech we zgrzebłach, niechaj chodzi w kierze, Zawsze krótko, często nam pomaga nieszczerze. 243 (S). ROZKOSZ CIELESNA
Piękna z twarzy syrena, kto ją widzi w
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 109
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i trudów marsowych Już zapomnieli, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Których beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy cudzej żenie Dźwigasz wrzeciono i zwijasz osnowy Herkules nowy.
Choć kędykolwiek muzyka krzyknęła, Choć piękna para wprzody się wymknęła, Choć za nią orszak zaczyna wesoło Taneczne koło,
Ty barziej wina, miłością spojony Wzrok w pięknym ciele trzymasz utopiony A cicho puszczasz w ucho ulubione Słówka pieszczone.
Wtym zacny brodus, czeladka życzliwa, Panny służbiste
i trudow marsowych Już zapomnieli, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Ktorych beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy cudzej żenie Dźwigasz wrzeciono i zwijasz osnowy Herkules nowy.
Choć kędykolwiek muzyka krzyknęła, Choć piękna para wprzody się wymknęła, Choć za nią orszak zaczyna wesoło Taneczne koło,
Ty barziej wina, miłością spojony Wzrok w pięknym ciele trzymasz utopiony A cicho puszczasz w ucho ulubione Słowka pieszczone.
Wtym zacny brodus, czeladka życzliwa, Panny służbiste
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 356
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, Choć dla prędkiego wyjścia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stróż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce. Tarczyn w miękkim jedwabiu, w świetnym złotogłowie Pers chodzi a bogaci w złoto Arabowie W złote kanaki, w złote stroją się łańcuchy, Ty Moskwicinie wolisz sobole kożuchy. A moja takaż za me odwagi zapłata, Ta mizerna na grzbiecie zdziurawionym szmata. Przeto was żegnam wojska, a przywitam moje Was
, Choć dla prędkiego wyszcia tak wiele drog miała.
Gdy nas tak częstowano, podobno był w gachy Ten nasz miły pan zapadł w Wulkanowe gmachy. I jabym go był wtenczas pilnować tam wolał, Prędzejbym go był ostrzegł i prędzej zawołał, Niż jego stroż ospały, że już wschodzi słońce, A takby go przy cudzej nie zastano żonce. Tarczyn w miękkim jedwabiu, w świetnym złotogłowie Pers chodzi a bogaci w złoto Arabowie W złote kanaki, w złote stroją się łańcuchy, Ty Moskwicinie wolisz sobole kożuchy. A moja takaż za me odwagi zapłata, Ta mizerna na grzbiecie zdziurawionym szmata. Przeto was żegnam wojska, a przywitam moje Was
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 447
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
niezgody Zapomniawszy, z żałosnej obojgu przygody; Więc i ci, co się z kusiem radzi zabawiali I pobożną po piąci od sta lichwę brali. Sami się tylko cieszą, których on za bogi Leśne stroił, do głowy przyprawiwszy rogi: „Bodaj się — mówią — złodziej ten z grobu nie dobył, Co i w cudzej komorze na żywność się zdobył!” Ale niech się świat śmieje i osierocony Słyszy, żeś między gwiazdy, kusiu, policzony. Nie mógł znieść krzyku Jowisz i myśląc, jako by Umniejszyć krajom ziemskim gwałtownej żałoby, Przeniósł cię na firmament, skąd na świat szeroki Miłosny dajesz aspekt, jebliwe wyroki, Gdzieś za
niezgody Zapomniawszy, z żałosnej obojgu przygody; Więc i ci, co się z kusiem radzi zabawiali I pobożną po piąci od sta lichwę brali. Sami się tylko cieszą, których on za bogi Leśne stroił, do głowy przyprawiwszy rogi: „Bodaj się — mówią — złodziej ten z grobu nie dobył, Co i w cudzej komorze na żywność się zdobył!” Ale niech się świat śmieje i osierocony Słyszy, żeś między gwiazdy, kusiu, policzony. Nie mógł znieść krzyku Jowisz i myśląc, jako by Umniejszyć krajom ziemskim gwałtownej żałoby, Przeniósł cię na firmament, skąd na świat szeroki Miłosny dajesz aspekt, jebliwe wyroki, Gdzieś za
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 316
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
na bliskie wesele, Tedy ciepłej do beczki nalawszy kąpiele, Wsadził i tak z nią jechał mąż na one gody. Zgadnicież: jako w taniec wychodziła z wody? 130 (N). DEKRET SPRAWIEDLIWY
Gdy już, już swoje miał zalegać mary, Czynił testament jeden ociec stary. A choć miał syna, ale w cudzej stronie Dawno się bawił i o jego zgonie Coś słychać było, owszem to twierdzili Ojcowie, którzy wtenczas przy nim byli. Więc karmelitów dziedzicami czyni Wszytkich wsi swoich i co chował w skrzyni; A to wżdy tego w swym piśmie dołożył, Gdzieby się wrócił i syn jego ożył, To, co się ojcom będzie
na bliskie wesele, Tedy ciepłej do beczki nalawszy kąpiele, Wsadził i tak z nią jechał mąż na one gody. Zgadnicież: jako w taniec wychodziła z wody? 130 (N). DEKRET SPRAWIEDLIWY
Gdy już, już swoje miał zalegać mary, Czynił testament jeden ociec stary. A choć miał syna, ale w cudzej stronie Dawno się bawił i o jego zgonie Coś słychać było, owszem to twierdzili Ojcowie, którzy wtenczas przy nim byli. Więc karmelitów dziedzicami czyni Wszytkich wsi swoich i co chował w skrzyni; A to wżdy tego w swym piśmie dołożył, Gdzieby się wrócił i syn jego ożył, To, co się ojcom będzie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 258
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
: choćby też białagłowa cokolwiek wykroczyła, trzebato utaić, zakryć, w-rozmowy nie podawać: bo to i Pan Bóg nasz, nastąpiwszy na grzesznego Adama, zamilczywa o Ewie. A druga przestroga; powinniśmy wszyscy P. Boga naszego wyrażać, pytajciesz się i wy o gospodarzu, o Adamie, nie o Ewie cudzej. 4. OStatnie słowo Vbi es? kędyś jest. 5. ZAKŁADĄM SOBIE PYTANIE co to jest, że Pan nasz pyta się o tym gdzie jest Adam? Rupertus powiada że lada żak mędrszy niż Adam; pytają w-szkole ubi es, aż lada żak odpowie: Adsum jestem. zawoła Pan na pokojowego,
: choćby też białagłowá cokolwiek wykroczyłá, trzebáto utáić, zákryć, w-rozmowy nie podawáć: bo to i Pan Bog nász, nástąpiwszy ná grzesznego Adámá, zámilczywa o Ewie. A druga przestrogá; powinnismy wszyscy P. Boga nászego wyrażáć, pytáyćiesz się i wy o gospodarzu, o Adámie, nie o Ewie cudzey. 4. OStátnie słowo Vbi es? kędyś iest. 5. ZAKŁADĄM SOBIE PYTANIE co to iest, że Pan nász pyta się o tym gdźie iest Adam? Rupertus powiáda że ládá żak mędrszy niż Adam; pytáią w-szkole ubi es, áż láda żak odpowie: Adsum iestem. záwoła Pan ná pokoiowego,
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 83
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
. Toż pamięci świętej Zygmunt trzeci, nie dając ustawać zawziętej Cnocie jego w pół kresu, do rady wziął sobie, Oraz ku wojewodzej wysokiej ozdobie Liwski i kamieniecki przydawszy mu grody, Nakoniec w pierwsze one wojenne zawody Z hardą Moskwą, wyprawion posłem do stolice, Gdzie o dawne w Siewierzu traktując granice, W cudzej ziemi żywota zbył niespodziewany, Od małżonki, ani swych winnie opłakany. Jednak nie zostawując tamtemu go niebu, Ciało tu przywiezione swoim do pogrzebu. Ale zmierzchby mię zaszedł, i pierwejby w morze Hesperyjskie zapadły nieścignione zorze, Aniżbym ja policzył wszystkie te tam dziady,Których w ziemi czekają kosztowne pokłady Późnej nieśmiertelności.
. Toż pamięci świętej Zygmunt trzeci, nie dając ustawać zawziętej Cnocie jego w pół kresu, do rady wziął sobie, Oraz ku wojewodzej wysokiej ozdobie Liwski i kamieniecki przydawszy mu grody, Nakoniec w pierwsze one wojenne zawody Z hardą Moskwą, wyprawion posłem do stolice, Gdzie o dawne w Siewierzu traktując granice, W cudzej ziemi żywota zbył niespodziewany, Od małżonki, ani swych winnie opłakany. Jednak nie zostawując tamtemu go niebu, Ciało tu przywiezione swoim do pogrzebu. Ale zmierzchby mię zaszedł, i pierwejby w morze Hesperyjskie zapadły nieścignione zorze, Aniżbym ja policzył wszystkie te tam dziady,Których w ziemi czekają kosztowne pokłady Późnej nieśmiertelności.
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 123
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
spodziewać abo uczynności, Kiedy lata podeszłe urodę zepsują, Gdy z ust owe żałosne słowa wylatują: Hej, gdzieżby to ten rozum było mieć w młodości, Który teraz się nalazł już w późnej starości. Lepiejbym cię gładkości dzisia szanowała, Niż pierwej, kiedyś mi się wiecznie trwałą zdała. Przetoż kto się po cudzej miarkuje przygodzie, Mędrszy, niż co dopiero mądry jest po szkodzie. Bo jak nie zawsze kwitnie roża i lilia, Tak i wdzięcznej urody śliczność z czasem mija. Póki tedy czas służy, szukać statecznego Przyjaciela potrzeba, coby do późnego Wieku żyjąc, w uprzejmej i wiernej miłości, Po śmierci ziemi winne w grób
spodziewać abo uczynności, Kiedy lata podeszłe urodę zepsują, Gdy z ust owe żałosne słowa wylatują: Hej, gdzieżby to ten rozum było mieć w młodości, Ktory teraz się nalazł już w poźnej starości. Lepiejbym cię gładkości dzisia szanowała, Niż pierwej, kiedyś mi się wiecznie trwałą zdała. Przetoż kto się po cudzej miarkuje przygodzie, Mędrszy, niż co dopiero mądry jest po szkodzie. Bo jak nie zawsze kwitnie roża i lilija, Tak i wdzięcznej urody śliczność z czasem mija. Poki tedy czas służy, szukać statecznego Przyjaciela potrzeba, coby do poźnego Wieku żyjąc, w uprzejmej i wiernej miłości, Po śmierci ziemi winne w grob
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 234
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Stordylana jedyną, króla granackiego;
CXV.
Tę, co beł król tatarski, Mandrykard, wziął gwałtem, Jużem wyższej powiedział, komu, jakim kształtem; Dla której niesłychaną dzielność pokazował I którą dobrze więcej Rodomont miłował, Niżli swoje królestwo, niżli własne oczy, Nic nie wiedząc, że była w on czas w cudzej mocy; Boby beł zaraz, zaraz, by beł wiedział o tem, To uczynił, co tego dnia uczynił potem.
CXVI.
Więcej, niż tysiąc drabin razem przystawiali, Na których się na każdem szczeblu dwa zmieszczali; Wtóry pcha wielką mocą przed sobą trzeciego, Będąc i sam popchniony gwałtem od pierwszego. Każdy
Stordylana jedyną, króla granackiego;
CXV.
Tę, co beł król tatarski, Mandrykard, wziął gwałtem, Jużem wyszszej powiedział, komu, jakiem kształtem; Dla której niesłychaną dzielność pokazował I którą dobrze więcej Rodomont miłował, Niżli swoje królestwo, niżli własne oczy, Nic nie wiedząc, że była w on czas w cudzej mocy; Boby beł zaraz, zaraz, by beł wiedział o tem, To uczynił, co tego dnia uczynił potem.
CXVI.
Więcej, niż tysiąc drabin razem przystawiali, Na których się na każdem szczeblu dwa zmieszczali; Wtóry pcha wielką mocą przed sobą trzeciego, Będąc i sam popchniony gwałtem od pierwszego. Każdy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 324
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905