, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj sam wprzód kocha. A że częstokroć serce językowi przeczy, Niechaj kocha nie w słowiech, ale w samej rzeczy. 258 (P). HONORES MUTANT MORES ODMIANA PRZYJAŹNI
Lżej się nędze i biedy z przyjacioły znoszą, Niż bez nich sława, honor, dostatek z rozkoszą. Wierę, nie dzisiejszego sentencja świata,
Kędy jeśli kto wyżej fortuną wylata, Zaraz brak i w regiestrach swoich czyni rugi, Z sług, poddanych, z przyjaciół starych chce mieć sługi. Niechże mu jedno pierza przygoda przystrzyże, Dopiero honoruje, dopiero ich liże. Więc chceszli, w twym upadku
, choć tak bardzo płocha: Kto pragnie być kochanym, niechaj sam wprzód kocha. A że częstokroć serce językowi przeczy, Niechaj kocha nie w słowiech, ale w samej rzeczy. 258 (P). HONORES MUTANT MORES ODMIANA PRZYJAŹNI
Lżej się nędze i biedy z przyjacioły znoszą, Niż bez nich sława, honor, dostatek z rozkoszą. Wierę, nie dzisiejszego sentencyja świata,
Kędy jeśli kto wyżej fortuną wylata, Zaraz brak i w regiestrach swoich czyni rugi, Z sług, poddanych, z przyjaciół starych chce mieć sługi. Niechże mu jedno pierza przygoda przystrzyże, Dopiero honoruje, dopiero ich liże. Więc chceszli, w twym upadku
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 114
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kopę, dobywszy z kieszeni. Chłop prosty, jako żywo nie słysząc o mirrze, Że mu nie napisali tego na papierze, Że mu nery, nie mirry, kupić do klasztora Kazano, musiał wrócić do domu dla wora. I sprawił, jako pojął: poszedszy do jatek, Kupił ner, wielkich owych wołowych, dostatek. Patrzy ksieni i czeka, rychło li papierki Odda z mirrą, a chłop jej kładzie z worem nerki. „Jam — rzecze ksieni — kupić kazała kadzidła.” Na to chłop: „Jam rozumiał, że nery od bydła.” Więc że już i śmierdziały: „Inaczej nie mogę Skarać cię
kopę, dobywszy z kieszeni. Chłop prosty, jako żywo nie słysząc o mirrze, Że mu nie napisali tego na papierze, Że mu nery, nie mirry, kupić do klasztora Kazano, musiał wrócić do domu dla wora. I sprawił, jako pojął: poszedszy do jatek, Kupił ner, wielkich owych wołowych, dostatek. Patrzy ksieni i czeka, rychło li papierki Odda z mirrą, a chłop jej kładzie z worem nerki. „Jam — rzecze ksieni — kupić kazała kadzidła.” Na to chłop: „Jam rozumiał, że nery od bydła.” Więc że już i śmierdziały: „Inaczej nie mogę Skarać cię
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 177
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dnia 5. Października 1628.
Żałośnie mi przychodzi niesmaczną nowinę W. K. Mości, Panu memu miłościwemu, oznajmować o opanowaniu dnia dzisiejszego Brodnice; patrząc na możność miejsca, słysząc o męstwie żołnierzów tam będących, którzy potężnie się broniąc wielką w nieprzyjacielu uczynili szkodę, nieimaginowałem sobie nic przeciwnego, byle im tylko dostatek munitij stawało; zaczem nieważąc całości Rzptej na szańc, około tegom chodził, jakobym sekretnemi sposobami, przez odważne ludzie municją tamto miejsce ratował. Pobłogosławił mi Pan Bóg po dwakroć, niemniej i przeszłej nocy trzeci raz, gdziem kilkadziesiąt piechoty swojej, z kilkadziesiąt worów prochu był wpuścił, którym niepochybnie mogli byli
dnia 5. Października 1628.
Żałośnie mi przychodzi niesmaczną nowinę W. K. Mości, Panu memu miłościwemu, oznajmować o opanowaniu dnia dzisiejszego Brodnice; patrząc na możność miejsca, słysząc o męstwie żołnierzów tam będących, ktorzy potężnie się broniąc wielką w nieprzyjacielu uczynili szkodę, nieimaginowałem sobie nic przeciwnego, byle im tylko dostatek munitij stawało; zaczém nieważąc całości Rzptéj na szańc, około tegom chodził, jakobym sekretnemi sposobami, przez odważne ludzie munitią tamto miejsce ratował. Pobłogosławił mi Pan Bóg po dwakroć, niemniej i przeszłéj nocy trzeci raz, gdziem kilkadziesiąt piechoty swojej, z kilkadziesiąt worów prochu był wpuścił, którym niepochybnie mogli byli
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 133
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
do Zalfeldu zachodzić. Co wejrzawszy w mapę łatwie W. K. Mść, Pan
mój miłościwy, uważyć możesz. Mnie tedy necessitas sama dotąd tu na tem miejscu trzyma, bo szlakiem jego nastąpić go niemogę: gdyż ustąpiwszy mu z tyłu, łatwieby mógł prowiantem, municią Brodnicę, czego tam niewielki ma być dostatek, posilić; jeżelibym się też udał w prawo, obawiam się, aby on w lewo ku Grudziądzu nieuderzył; jeżeli też ja w lewo, żeby on w prawo ku Lubawie i ku Biskupstwu nieobrócił. Jakoż i szpiegowie i językowie twierdzą, że chce jeszcze do Lubawy szczęścia spróbować, czegobym z
do Zalfeldu zachodzić. Co wejrzawszy w mappę łatwie W. K. Mść, Pan
mój miłościwy, uważyć możesz. Mnie tedy necessitas sama dotąd tu na tém miejscu trzyma, bo szlakiem jego nastąpić go niemogę: gdyż ustąpiwszy mu z tyłu, łatwieby mógł prowiantem, municią Brodnicę, czego tam niewielki ma być dostatek, posilić; jeżelibym się też udał w prawo, obawiam się, aby on w lewo ku Grudziądzu nieuderzył; jeżeli też ja w lewo, żeby on w prawo ku Lubawie i ku Biskupstwu nieobrócił. Jakoż i szpiegowie i językowie twierdzą, że chce jeszcze do Lubawy sczęścia spróbować, czegobym z
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 139
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
i młodą przywraca; Dziś ten pierścionek, który swymi koły Niebieskie wszytkie okręgi obraca, Dziś i egipski wąż do nas wesoły Obrotem swoim dorocznim się wraca,
Co się zakrętem jednostajnym wije I ogon w gębę zacerklony kryje.
Dziś i Zbawiciel na pierwszy zadatek Pierwszy raz swoję najdroższą krew toczy, I choć nie taki w dziecięciu dostatek Krwie bywa, przecię chrzcielnicę nią moczy Na znak, że potem wyleje ostatek, Kiedy krzyżowe drzewo z boku zbroczy; Tak więc czerwono wschodząc rano z morza, Wielkie dżdże wkrótce obiecuje zorza.
Niechże-ć się ten rok szczęśliwie powodzi, Niech ci się wiedzie, jako pragniesz sama, Niechaj ci wiosna tak wesoła wschodzi Jak przed
i młodą przywraca; Dziś ten pierścionek, który swymi koły Niebieskie wszytkie okręgi obraca, Dziś i egipski wąż do nas wesoły Obrotem swoim dorocznim się wraca,
Co się zakrętem jednostajnym wije I ogon w gębę zacerklony kryje.
Dziś i Zbawiciel na pierwszy zadatek Pierwszy raz swoję najdroższą krew toczy, I choć nie taki w dziecięciu dostatek Krwie bywa, przecię chrzcielnicę nią moczy Na znak, że potem wyleje ostatek, Kiedy krzyżowe drzewo z boku zbroczy; Tak więc czerwono wschodząc rano z morza, Wielkie dżdże wkrótce obiecuje zorza.
Niechże-ć się ten rok szczęśliwie powodzi, Niech ci się wiedzie, jako pragniesz sama, Niechaj ci wiosna tak wesoła wschodzi Jak przed
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 203
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dwu nogach, a najsporszym krokiem. 62. MAZURY MAZOWIECKIE KURY
Wjeżdżając do Warszawy, dwa potkam Mazury. „Skąd?” „Z targu.” „Coście mieli?” „Leśne — rzeką — kury.” O to pytań, o owo, aż też na ostatek, Jeśli za orta będzie pieczeni dostatek. Odcyrkluje mi kijem, ile mu się zdało, Na piasku. A ja widząc: „Daj go katu, mało!” A drugi: „Nie bądź taki, miły Maćku — rzecze — Przyczyń, bo jej ubędzie, skoro się upiecze.” Ów też, rozumiejąc, że mnie się tym przysłuży,
dwu nogach, a najsporszym krokiem. 62. MAZURY MAZOWIECKIE KURY
Wjeżdżając do Warszawy, dwa potkam Mazury. „Skąd?” „Z targu.” „Coście mieli?” „Leśne — rzeką — kury.” O to pytań, o owo, aż też na ostatek, Jeśli za orta będzie pieczeni dostatek. Odcyrkluje mi kijem, ile mu się zdało, Na piasku. A ja widząc: „Daj go katu, mało!” A drugi: „Nie bądź taki, miły Maćku — rzecze — Przyczyń, bo jej ubędzie, skoro się upiecze.” Ów też, rozumiejąc, że mnie się tym przysłuży,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 230
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kogo miał P. Ojca, kogo P. Matkę, nikt się do niego nie odzywa; z-tym wszystkim ma się dobrze, nie żałuje chleba i wina by i dla Abrahama. Familia Melchisedech, za rodowitość stanie urodzaj. Familyj nie potrzebuje kto chleba; Herby sławne, ale nie pożyteczne dobro; znamienita pieczęć dostatek w-domu. Będzie też czasem druga familia ni Księgi Mojżeszowe, zrodził się, to Księga rodzaju Genesis, wyszedszy z-gniazda, przetarł się między ludźmi, to jego Exitus to Exodus Dostało się potym w-rękę chleba Kościelnego, który wszytkich nakarmił, ba i obkarmił, to Lewityk. Leviticus z-Żydowskiego tłumaczy Benedyctus
kogo miał P. Oycá, kogo P. Mátkę, nikt się do niego nie odzywa; z-tym wszystkim ma się dobrze, nie żáłuie chlebá i winá by i dla Abráháma. Fámilyiá Melchisedech, zá rodowitość stánie urodzay. Fámilyi nie potrzebuie kto chlebá; Herby sławne, ále nie pożyteczne dobro; známienita pieczęć dostátek w-domu. Będźie też czásem druga fámilyia ni Kśięgi Moyzeszowe, zrodźił się, to Kśięga rodzáiu Genesis, wyszedszy z-gniazdá, przetárł się między ludźmi, to iego Exitus to Exodus Dostáło się potym w-rękę chlebá Kośćielnego, ktory wszytkich nákarmił, bá i obkarmił, to Lewityk. Leviticus z-Żydowskiego tłumáczy Benedictus
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 84
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
W któreby Olimpią zarazem ubrano.
LXXIV.
Słać dla nich w insze kraje nie było potrzeba: Mógł ich dostać na wyspie, ile było trzeba. Bo na każdy dzień nowe w Ebudzie miewali Z tych, które strasznej rybie na pokarm dawali. Nie zbyt długo szukano, jako na ostatek Przyniesiono ich wielki do króla dostatek; W te ubrał Olimpią, acz go to bolało, Że jej nie mógł tak ubrać, jako mu się zdało.
LXXV.
Jeszcze nigdy nie była tak piękna robota, Urobiona z jedwabiów i cienkiego złota, Nad którą swych dowcipów długo Florenczycy Zażyli lubo inszy przedni robotnicy, Żeby godna miała być Olimpiej ciała, Choćby
W któreby Olimpią zarazem ubrano.
LXXIV.
Słać dla nich w insze kraje nie było potrzeba: Mógł ich dostać na wyspie, ile było trzeba. Bo na każdy dzień nowe w Ebudzie miewali Z tych, które strasznej rybie na pokarm dawali. Nie zbyt długo szukano, jako na ostatek Przyniesiono ich wielki do króla dostatek; W te ubrał Olimpią, acz go to bolało, Że jej nie mógł tak ubrać, jako mu się zdało.
LXXV.
Jeszcze nigdy nie była tak piękna robota, Urobiona z jedwabiów i cienkiego złota, Nad którą swych dowcipów długo Florenczycy Zażyli lubo inszy przedni robotnicy, Żeby godna miała być Olimpiej ciała, Choćby
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 245
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym rada wiedziała, jeśli między białą Płcią z mego rodu która znaczną jaką chwałą Będzie kiedy na świecie”. - Na to jej życzliwa Wiedma odpowiedziała: „To rzecz niewątpliwa,
LVII.
Że w twojem rodzie zacnych pań będzie dostatek, I królów i cesarzów zawołanych matek, Które upadłych królestw będą podporami I naprzedniejszych domów odnowicielkami; I jako potomkowie męskiej płci zostaną Sławnemi, niemniejszej czci i chwały dostaną Białegłowy w twem rodzie, z wielkiej pobożności, Z roztropności, z dobroci, z cnoty i czystości.
LVIII.
I kiedybym o każdej rozpowiadać
ś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym rada wiedziała, jeśli między białą Płcią z mego rodu która znaczną jaką chwałą Będzie kiedy na świecie”. - Na to jej życzliwa Wiedma odpowiedziała: „To rzecz niewątpliwa,
LVII.
Że w twojem rodzie zacnych pań będzie dostatek, I królów i cesarzów zawołanych matek, Które upadłych królestw będą podporami I naprzedniejszych domów odnowicielkami; I jako potomkowie męskiej płci zostaną Sławnemi, niemniejszej czci i chwały dostaną Białegłowy w twem rodzie, z wielkiej pobożności, Z roztropności, z dobroci, z cnoty i czystości.
LVIII.
I kiedybym o każdej rozpowiadać
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 287
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Niż Kaśczyna flaszka.
Dostał był jej Jurek Za jedwabny sznurek. Ba, i po nim drugi Chował ją czas długi.
Tobie na ostatku, Nie znasz się na statku. Śmiotanę-ć zebrali A kapałkę-ć dali. 34. Do Piaseckiego.
Piasecki, kędy on czas, kiedy-ć świat pochlebiał, Dobrem szczęściem przy zdrowiu dostatek-eś miał? A to było w młodości, kiedy mniej potrzeba; Dziś w starości, niestetyż, żebrzesz kęsa chleba. Nieszczęśliwa młodości, to nas wiele zwodzisz, Niepomiarem, jak ślepe, do nędze przywodzisz. 35. Kolęda chłopska.
Teraz, bracia, po kolędzie iść możem, Azali się z
Niż Kaśczyna flaszka.
Dostał był jej Jurek Za jedwabny sznurek. Ba, i po nim drugi Chował ją czas długi.
Tobie na ostatku, Nie znasz się na statku. Śmiotanę-ć zebrali A kapałkę-ć dali. 34. Do Piaseckiego.
Piasecki, kędy on czas, kiedy-ć świat pochlebiał, Dobrem szczęściem przy zdrowiu dostatek-eś miał? A to było w młodości, kiedy mniej potrzeba; Dziś w starości, niestetyż, żebrzesz kęsa chleba. Nieszczęśliwa młodości, to nas wiele zwodzisz, Niepomiarem, jak ślepe, do nędze przywodzisz. 35. Kolęda chłopska.
Teraz, bracia, po kolędzie iść możem, Azali się z
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 27
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902