Zaprzągaj wskok do lektyki. Jeżeli kiedy dziś spiesz/ na Akt znaczny/ Z tobą niech Synek Kupido sajdaczny/ Weźmie łuk nieskażytelny/ Hartownych strzał kołczan pełny.
Których żelesce taką własność miewa/ Choć rana sroga/ przecię ranny śpiewa/ Z tobą Charytes niech jadą/ I Frąucymer z swą Palladą. Lirycorum Polskich
Lub twe Driady na gładkość się sadzą/ Polskie im Nimfy przodkować nie dadzą/ Zatniej Matko twych gołębi/ A spuszcaj się na świat głębi.
Tam stąń gdzie Ząmek/ najpiękniejszy z wielu/ Na grzbiecie usiadł/ czarnego Wawelu/ Wnidziesz snadno: bo otwarty/ Lubo czujne w bramach warty.
I inszych żadnych niepuszczają gości/ Przepuszczą
Záprzągáy wskok do lektyki. Ieżeli kiedy dźiś spiesz/ ná Akt znáczny/ Z tobą niech Synek Kupido sáydáczny/ Weźmie łuk nieskáżytelny/ Hártownych strzał kołcząn pełny.
Ktorych żelesce táką własność miewa/ Choć ráná sroga/ przećię ránny spiewa/ Z tobą Charytes niech iádą/ Y Frąucymer z swą Palládą. Lyricorum Polskich
Lub twe Dryády ná głádkość się sádzą/ Polskie im Nimphy przodkowáć nie dádzą/ Zátniey Mátko twych gołębi/ A spuszcay się ná świát głębi.
Tám stąń gdźie Ząmek/ naypięknieyszy z wielu/ Ná grzbiećie vśiádł/ czarnego Wawelu/ Wnidźiesz snádno: bo otwárty/ Lubo czuyne w bramach wárty.
Y inszych żadnych niepuszczáią gośći/ Przepuszczą
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 164
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
nie pomoże Ni żadne ofiary/ Takli twej mocy Boże? Sprzeciwią się czary/ Ej rata kto cnotliwy? Wspomóż w doległości/ Odczyń kunszt ten złośliwy Dla Bożej miłości. Radzę się Rejnekiera Defekt powiadając/ Jak mi zbiegła Wenera Pomocy szukając. Wspominam dawne siły Zem bywał w tej Cenie/ Iże mię zazdrościły Driady Helenie. I tak mi się to wiodło w Afrodyty szkole Zem otrzymywał godło/ Od piękny Jole. Niewiem zgoła co czynić Niestaje mi rady/ Jako ten kunszt odczynić Bez sumnienia wady. Twej trzeba Kupidynie Przypisać to sztuce Zem wdawnej w tym terminie/ Zawiedzion nauce. Choć będzie komuś z śmiechem Wyznąm na
nie pomoże Ni żadne ofiáry/ Tákli twey mocy Boże? Sprzećiwią się czáry/ Ey rátá kto cnotliwy? Wspomoż w doległośći/ Odczyń kunszt tęn złośliwy Dla Bożey miłośći. Rádzę się Reynekierá Defekt powiádáiąc/ Iák mi zbiegłá Venera Pomocy szukáiąc. Wspominam dawne śiły Zem bywał w tey Cęnie/ Iże mię zazdrośćiły Dryády Helęnie. Y ták mi się to wiodło w Aphrodyty szkole Zem otrzymywał godło/ Od piękny Iole. Niewiem zgołá co czynić Niestáie mi rády/ Iáko tęn kunszt odczynić Bez sumnienia wády. Twey trzebá Kupidynie Przypisáć to sztuce Zem wdawney w tym terminie/ Záwiedźion náuce. Choć będźie komuś z śmiechem Wyznąm ná
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 213
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
, karcze i zielone Chruściny drobnym ptastwem osadzone, Potoki srebrną pianą się bielące, Stoki z wysokich gór szyje łamiące, Śniegi od mrozu w wieczność zatwardniałe, Lody w Krzysztalną postać skamieniałe, I wy, mieszkańcy lasów, faunowie, I co gonicie nimfy, satyrowie, Boginie gładkie, górne oready, Wodne najady i leśne driady, Jaskinie, których słońce nie dochodzi, Łożyska, w których zwierz się różny rodzi, Wilku drapieżny, niedźwiedziu mruczący, Chyża wiewiórko i jeżu kolący, Kózki, tak dzikie jako i domowe, Woły rogate, które gdzieś Febowe
Ręce karmiły, i wy, pasterzowie, Me towarzystwo, i wy, trzód stróżowie,
, karcze i zielone Chruściny drobnym ptastwem osadzone, Potoki srebrną pianą się bielące, Stoki z wysokich gór szyje łamiące, Śniegi od mrozu w wieczność zatwardniałe, Lody w krysztalną postać skamieniałe, I wy, mieszkańcy lasów, faunowie, I co gonicie nimfy, satyrowie, Boginie gładkie, górne oready, Wodne najady i leśne dryjady, Jaskinie, których słońce nie dochodzi, Łożyska, w których zwierz się różny rodzi, Wilku drapieżny, niedźwiedziu mruczący, Chyża wiewiórko i jeżu kolący, Kózki, tak dzikie jako i domowe, Woły rogate, które gdzieś Febowe
Ręce karmiły, i wy, pasterzowie, Me towarzystwo, i wy, trzód stróżowie,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 19
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bywa w kwadrat, w trianguł, w krzyż Kawalerski, w gwiazdę. Ulicom dasz wielką gracją, jeśli podajesz chłodniki z kanapami, byle perspektywy nie zasłaniały: na końcu ulic możesz dawać jakie statuj, byłe uczciwe, nie gołe wenery, lecz skały, gury, lanszawty, Satyrów, Flore Boginią, Alcynousa, Driady, Lwy, Tygrysy wychodzące niby z lasów. Osoby w strojach różnych narodów siedzące,żeby z daleka patrzącemu się zdawały jak żywe Tak podczas wesela IW. Imci Pana Stanisławą Potockiego Starosty Halickiego teraz Wojęwody Kijowskiego z IW. Panną Marianną Łaszczowną Wojewodzanką Bełzką w Lwowie w Pałacu na gorze wszystkie ulice lampami oliwnemi pięknie iluminowane były w
bywa w kwadrat, w tryanguł, w krzyż Kawalerski, w gwiazdę. Ulicom dasz wielką gracyą, iezli podaiesz chłodniki z kanapami, byle perspektywy nie zasłaniały: na końcu ulic możesz dawać iakie statuy, byłe uczciwe, nie gołe wenery, lecz skały, gury, lanszawty, Satyrow, Flore Boginią, Alcynousa, Dryady, Lwy, Tygrysy wychodzące niby z lasow. Osoby w stroiach rożnych narodow siedzące,żeby z daleka patrzącemu się zdawały iak żywe Tak podczas wesela IW. Imci Pana Stanisławą Potockiego Starosty Halickiego teraz Woięwody Kiiowskiego z IW. Panną Maryanną Łaszczowną Woiewodzanką Bełzką w Lwowie w Pałacu na gorze wszystkie ulice lampami oliwnemi pięknie illuminowane były w
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 430
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
kraj hesperijski, bystre zapędziła Swoje woźniki żona Tytonowa, Niż to wymówić mogła czyja głowa.
Opuszczam drugie, w też czasy wątpliwem Szczęściem utarczki Zborowskie skończone, Gdzie wespół z wojskiem tatarskiem pierzchliwem Ucichły mało do miru skłonione, Tłumy kozackie z chłopstwem popędliwem Dzielną królewską sprawą ukojone, Gdzie już spólnemu pokojowi rady Z Nimfami wespół igrały Driady.
Nie długo jednak te pociechy trwały. Nagle z Awernu zahuczały trwogi, I Eumenidy wściekłe zaskrzeczały; Zaczem się znowu Zaporożec srogi Burzy do wojny, potęgą zuchwały Przeciwko panu harde wznosząc rogi, Mając jak przedtem z sobą zbraconego Islan Giraja chana tatarskiego.
Wyprawa potem walna nastąpiła Pod Beresteczko powiatów koronnych, W której się
kraj hesperyiski, bystre zapędziła Swoje woźniki żona Thytonowa, Niż to wymówić mogła czyja głowa.
Opuszczam drugie, w też czasy wątpliwem Szczęściem utarczki Zborowskie skończone, Gdzie wespół z wojskiem tatarskiém pierzchliwém Ucichły mało do miru skłonione, Tłumy kozackie z chłopstwem popędliwém Dzielną królewską sprawą ukojone, Gdzie już spólnemu pokojowi rady Z Nymfami wespół igrały Dryady.
Nie długo jednak te pociechy trwały. Nagle z Awernu zahuczały trwogi, I Eumenidy wściekłe zaskrzeczały; Zaczem się znowu Zaporożec srogi Burzy do wojny, potęgą zuchwały Przeciwko panu harde wznosząc rogi, Mając jak przedtém z sobą zbraconego Islan Giraja chana tatarskiego.
Wyprawa potém walna nastąpiła Pod Beresteczko powiatów koronnych, W której się
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 322
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
, Amorkowie mali, Różnie po drzewach broń swą powieszali. Gdzie to się chyląc, to się na przemiany Wznosząc, powolnym ogniem tchną kołczany. Część igra nie śpiąc, a część po krzewinie Gniazda wybiera, drudzy dla Boginie Dojźrzalszy owoc zbierając: od ziemi W górę się pióry wzbijają lekkiemi. Ci gaju strzegą, ci Driady leśne Ciekawe nazbyt, i inne niewcześne Satyrów kupy, co tam zaglądały: Płomienistemi odrażają strzały. Aliści nagle od Miasta bliskiego Daje się słyszeć aktu weselnego Wesoły odgłos; a coraz muzyka I pienie młodzi, bliżej się przymyka. Pienie na różne podzielone chory, Wsi napełniając pola, lasy, góry: Które przez wszytkę na
, Amorkowie máli, Roźnie po drzewách broń swą powieszáli. Gdźie to się chyląc, to się ná przemiány Wznosząc, powolnym ogniem tchną kołczány. Część igra nie śpiąc, á część po krzewinie Gniazdá wybiera, drudzy dla Boginie Doyźrzálszy owoc zbieráiąc: od źiemi W gorę się piory wzbijáją lekkiemi. Ci gáiu strzegą, ći Dryády leśne Ciekáwe názbyt, y inne niewcześne Sátyrow kupy, co tám záglądáły: Płomienistemi odrażáią strzáły. Aliśći nagle od Miástá bliskiego Dáie sie słyszeć áktu weselnego Wesoły odgłos; a coraz muzyká Y pienie młodźi, bliżey się przymyka. Pienie ná rożne podźielone chory, Wśi nápełniáiąc polá, lásy, gory: Ktore przez wszytkę ná
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 50
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
nie zdole. Olimpiackie końmi zbiegam pole; I widzi mi się, kiedy zawód gonię, Ze cię przynajmniej tą wygraną skłonię. Często szaleję, jako bliskie Idy Pod czas mięsopust; czynią Eleidy, Kiedy je Bachus swym napuszy duchem, Grzmią od nich góry, szumi las rozruchem. Albo jako więc dwuroźni Faunowie, Driady swoje gonią po dąbrowie; A te zwykłego w się natchnąwszy Boga, Skaczą, nie patrząc, gdzie wiszar, gdzie droga, Wszystko to bowiem, gdy już przy pamięci, Powiadają mi; jako mię giez kręci; A żaden niewie, co to za przywara, I co za ogień zewnątrz mi dogara. Tak
nie zdole. Olympiáckie końmi zbiegam pole; Y widźi mi się, kiedy zawod gonię, Ze ćię przynaymniey tą wygráną skłonię. Często száleię, iáko bliskie Idy Pod czas mięsopust; czynią Eleidy, Kiedy ie Bachus swym nápuszy duchem, Grzmią od nich gory, szumi lás rozruchem. Albo iáko więc dwuroźni Faunowie, Dryády swoie gonią po dąbrowie; A te zwykłego w się nátchnąwszy Bogá, Skaczą, nie pátrząc, gdźie wiszar, gdźie drogá, Wszystko to bowiem, gdy iuż przy pámięći, Powiádáią mi; iáko mię giez kręći; A żaden niewie, co to zá przywárá, Y co zá ogień zewnątrz mi dogara. Ták
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 43
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Prosząc na chrzciny, zaczym czas po woli Mając — czyniemy dosyć jego woli I tam przyszedszy wdzięcznych ludzi grono, Których na chrzciny one sposobiono, Obaczym w izbie pięknie malowanej, Gdzie prawie same zdały się nas ściany Prosić do siebie, które jakby w raju Wonnego w sobie dosyć miały maju. A pod tym majem siedziały Driady: Roztockie panny jak Hamadriady Włosy spuściwszy równianki trzymały W rękach i kwiatki po izbie mietały, Tak iż na stole, gdzie kto ręką ruszy, Ogrodem były posłane obrusy, Pawiment łąką zieloną z kwiatkami Stał się, gdy kto chciał postąpić nogami. Czylić Diana tę izbę natkała Z lasów przyszedszy, aby swój w niej
Prosząc na chrzciny, zaczym czas po woli Mając — czyniemy dosyć jego woli I tam przyszedszy wdzięcznych ludzi grono, Których na chrzciny one sposobiono, Obaczym w izbie pięknie malowanej, Gdzie prawie same zdały się nas ściany Prosić do siebie, które jakby w raju Wonnego w sobie dosyć miały maju. A pod tym majem siedziały Dryjady: Roztockie panny jak Hamadryjady Włosy spuściwszy równianki trzymały W rękach i kwiatki po izbie mietały, Tak iż na stole, gdzie kto ręką ruszy, Ogrodem były posłane obrusy, Pawiment łąką zieloną z kwiatkami Stał się, gdy kto chciał postąpić nogami. Czylić Dyjana tę izbę natkała Z lasów przyszedszy, aby swój w niej
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 151
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
;
Zrazu po oceanie żeglując szalonym Pełen strachu, tańcem się zabawiał gonionym, Aż gdy pod ojczystą Idą Doszedł lądu z Tyndarydą,
Dopiero odpocząwszy z podjętych niewczasów, Przechadzkami się bawił śrzodkiem ciemnych lasów, Częstokroć kryniczną wodą Mył ciało z kochanką młodą.
Jeżeli przyjacielskiej chciał zażyć biesiady, Poszedł w plęsy z Heleną, a dzikie driady Jedne przed nimi skakały, Drugie na multankach grały.
Ale tu Oblubieńcy, krom wszelkiej bojaźni, Przymierze z sobą ślubnej zawarszy przyjaźni, Dzień dzisiejszy krotochwili I weselu poświęcili.
Przetoż starsza drużyna usta sokiem chłodzi Bakchowym, a przed stołem grono pięknej młodzi
Z białą czeladzią na poły Zaczyna taniec wesoły.
Każdy z nich
;
Zrazu po oceanie żeglując szalonym Pełen strachu, tańcem się zabawiał gonionym, Aż gdy pod ojczystą Idą Doszedł lądu z Tyndarydą,
Dopiero odpocząwszy z podjętych niewczasów, Przechadzkami się bawił śrzodkiem ciemnych lasów, Częstokroć kryniczną wodą Mył ciało z kochanką młodą.
Jeżeli przyjacielskiej chciał zażyć biesiady, Poszedł w plęsy z Heleną, a dzikie dryjady Jedne przed nimi skakały, Drugie na multankach grały.
Ale tu Oblubieńcy, krom wszelkiej bojaźni, Przymierze z sobą ślubnej zawarszy przyjaźni, Dzień dzisiejszy krotochwili I weselu poświęcili.
Przetoż starsza drużyna usta sokiem chłodzi Bakchowym, a przed stołem grono pięknej młodzi
Z białą czeladzią na poły Zaczyna taniec wesoły.
Każdy z nich
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 29
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
Maliny stąd w tej wadze, że zawsze na wety Flora je dawać musi, ilekroć bankiety Odprawują mieszkańcy Olimpu jasnego. Maliny do napoju zapach niebieskiego Niezwyczajny przydają; gdy bogowie piją, Ganimedes z maliną miesza ambrosią. Nie tylko górni lubią maliny bogowie, Ale i wodne nimfy i leśni faunowie,
Oready i polne Napee, Driady, Hamadriady społem malinom są rady. Dafne nim się w bobkowe drzewo obróciła, Przed Phoebem uciekając malinami żyła. Mieszaniec Chiron między głuchymi lasami Młodego Achillesa karmił malinami. Kto wie, kędy Simois i też Ksantus bieży? Gdzie Troja w swych ruinach pogrzebiona leży? Kędy się trzy boginie o jabłko sądziły? Gdzie stopy onej
Maliny ztąd w tej wadze, że zawsze na wety Flora je dawać musi, ilekroć bankiety Odprawują mieszkańcy Olimpu jasnego. Maliny do napoju zapach niebieskiego Niezwyczajny przydają; gdy bogowie piją, Ganimedes z maliną miesza ambrosią. Nie tylko gorni lubią maliny bogowie, Ale i wodne nimfy i leśni faunowie,
Oready i polne Napee, Driady, Hamadriady społem malinom są rady. Dafne nim się w bobkowe drzewo obrociła, Przed Phoebem uciekając malinami żyła. Mieszaniec Chiron między głuchymi lasami Młodego Achillesa karmił malinami. Kto wie, kędy Simois i też Xantus bieży? Gdzie Troja w swych ruinach pogrzebiona leży? Kędy się trzy boginie o jabłko sądziły? Gdzie stopy onej
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 305
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910